W ostatnią niedzielę marca w Archikatedrze Świętego Jana Chrzciciela w Warszawie zgromadzili się zarówno Węgrzy jak i Polacy, ci którym bliska jest postać Jánosa Esterházy’ego. Ten arystokrata w czasie II wojny światowej ratował Polaków i Żydów na Węgrzech. Po wkroczeniu armii radzieckiej aresztowano go w Bratysławie i przekazano Rosjanom. Sądzony w Moskwie i zaocznie skazany przez Słowaków na śmierć, został odesłany do Czechosłowacji. Osadzony tam w więzieniu, János Esterházy, nigdy nie wyszedł na wolność. Skrajnie chory i wycieńczony, zmarł w 1957 roku.
János Esterházy był synem Elżbiety Tarnowskiej, córki Stanisława, rektora Uniwersytetu Jagiellońskiego i przywódcy krakowskich konserwatystów. Razem z siostrami dorastał w Újlaku na Słowacji. Młodsza z jego sióstr, Maria poślubiła kuzyna Franciszka Mycielskiego, najstarszego z czterech braci Mycielskich z Wiśniowej. Osiedli w pobliskiej Węgierce nieopodal Jarosławia. W 1944 roku schronili się u Esterházych w Újlaku. Franciszek wkrótce musiał uciekać przed aresztowaniem, udało mu się dotrzeć do Francji, a stamtąd do Johannesburga. Maria z piątką dzieci została sama, w skrajnie trudnych warunkach. Nie zdecydowała się jednak na wyjazd, chciała być blisko uwięzionego brata. Przez lata toczyła heroiczną i całkowicie beznadziejną walkę o jego uwolnienie. Świadectwem tych dni jest spisany przez nią dziennik, opublikowany w 2010 roku pod tytułem Ułaskawiony na śmierć. Rzecz o Jánosu Esterházym. Po śmierci brata Maria walczyła o wydanie jego prochów, ale i to zostało jej odmówione. Do dziś János Esterházy ma jedynie grób symboliczny.
Niedługo po śmierci brata Maria Mycielska wróciła do Polski. Szczęśliwie było już po odwilży i zewsząd zjeżdżali repatrianci. Jej córki, Zofia i Elżbieta, zamieszkały w Warszawie, syn Piotr – w Krakowie. Maria wraz z najmłodszymi dziećmi, Klementyną i Jadwigą, otrzymała niewielkie mieszkanie w Mielcu. Dla PRL-owskich władz ważne było jedynie, by nie wróciła w pobliże dawnego majątku w Węgierce, dlatego nie pozwolono jej osiedlić się w Jarosławiu. Zygmunt Mycielski z bólem pisał o warunkach, w jakich przyszło żyć tej wielkiej damie w robotniczym Mielcu. Opisywał też Jánosa Esterházy’ego, wspominając, jak we wrześniu 1939 roku znalazł u niego w Budapeszcie schronienie, zaraz po tym, jak po wkroczeniu na wschodnie tereny Polski armii sowieckiej jego oddział przedostał się przez Karpaty na Węgry i tam złożył broń. Pojechał wtedy prosto do Jánosa, który nie tylko go nakarmił i ubrał, ale i pomógł przedostać się do Francji, gdzie Mycielski dołączył do tworzących się przy armii francuskiej oddziałów wojska polskiego. I choć Zygmunt Mycielski w czerwcu 1940 roku dostał się do niemieckiej niewoli, to jego węgierskiego kuzyna spotkać miał ostatecznie znacznie tragiczniejszy los.
Dziś na Węgrzech działa stowarzyszenie Jánosa Esterházy’ego Reconciliatio i to ono przy wsparciu Ambasady Węgier w Polsce oraz Instytutu Liszta w Warszawie – Centrum Kultury Węgierskiej zorganizowało koncert, podczas którego w warszawskiej Archikatedrze wykonano oratorium In Memoriam János Esterházy skomponowane przez Bélę Faragó (ur. 1961). Zamówienie i wykonanie utworu wpisane zostało w cykl wydarzeń związanych z upamiętnieniem życia i męczeńskiej śmierci Esterházy’ego. Prawykonanie odbyło się 17 września 2022 roku w Alsóbodok / Dolné Obdokovce na Słowacji, miejscu symbolicznego pochówku Esterházy’ego. Fragmenty wykonanego wówczas utworu włączono do przygotowanego w węgiersko-polskiej koprodukcji dokumentu Tryptyk. Życie i męczeństwo Jánosa Esterházy’ego w reż. Dezsö Zsigmonda i Jánosa Csányi’ego.
W archikatedrze spotkałam Imre Molnára, który od lat jest głównym orędownikiem przywracania pamięci o Jánosu Esterházym. To dzięki niemu opublikowane zostały wspomnienia Marii Mycielskiej, najpierw po węgiersku, a później po polsku. Warszawskie uroczystości zaczęły się od przemówień. Orsolya Zsuzsanna Kovács, ambasador Węgier w Polsce, a następnie prof. Adrienne Körmendi, była konsul Węgier w Krakowie mówiły o znaczeniu Jánosa Esterházy’ego, o jego działalności politycznej i męczeńskiej śmierci. Chór Męski Świętego Efrema z Budapesztu wykonał wielkopostną pieśń W Krzyżu cierpienie. Potem zabrzmiało już kilkudziesięciominutowe oratorium In Memoriam János Esterházy Béli Faragó. Kompozycja ta to właściwie msza, w której zwyczajowe części stałe przeplecione zostały swobodniej traktowanymi medytacjami opartymi na tekstach zaczerpniętych z listów i zapisków Esterházy’ego, a także dziennika jego siostry Marii Esterházy-Mycielskiej. Tekst całości ułożyła Boglárka Cziglényi. Części mszalne śpiewane były po łacinie, interludia po węgiersku. Chórowi męskiemu (wspomniany już Chór Męski Świętego Efrema z Budapesztu) towarzyszyli soliści: sopran (Beáta Breinich, solistka Węgierskiej Opery Narodowej) i wiolonczela (Tamás Kirkósa). Całość poprowadził kompozytor.
Utwór Faragó jest oszczędny w wyrazie, pozbawiony patosu, a jednocześnie głęboko przejmujący. Części ordinarium missae wyraźnie odnoszą się do tradycji śpiewów kościelnych, choć nieraz rozbudowanych w operowym niemal stylu. Chórowi towarzyszy górujący nad nim głos sopranu. Stonowane wykonanie podkreślało nastrój modlitewnego skupienia. Mocniej udramatyzowany ton wnosiły interludia, w których solowemu głosowi Marii towarzyszyły wypowiedzi Jánosa oraz pilnujących go strażników (solowe głosy chórzystów). Nastrój niepokoju wzmagały surowe w brzmieniu pochody wiolonczeli, której tylko od czasu do czasu kompozytor pozwalał na bardziej liryczną frazę. Całość utrzymana została w stylu nawiązującym do tradycji, zarówno dawnej, włącznie z chorałem gregoriańskim, jak i tej zdecydowanie nowszej, XX-wiecznej (swobodnie kształtowane linie głosu solowego, polifonia głosów chóru i chropawa, chłodna w brzmieniu wiolonczela). Kompozytor zbudował z tych elementów spójne i wyraziste ekspresyjnie dzieło. Udało mu się stworzyć utwór o wysokiej kulturze brzmienia, przystępny dla słuchacza, a zarazem daleki od banału. Jego wizję z pełnym przekonaniem zrealizowali wykonawcy. Na zakończenie Chór Świętego Efrema wykonał jeszcze modlitwę do Maryi (po ukraińsku), składając hołd ofiarom toczącej się wojny.
BEATA BOLESŁAWSKA-LEWANDOWSKA