Ojciec Mulischa był austriackim oficerem, weteranem I wojny światowej. Z powojennej, niewesołej rzeczywistości swojej ojczyzny postanowił uciec do względnie spokojnej Holandii. Tam ożenił się z córką żydowskiego przedsiębiorcy, z którą rozwiódł się kilka lat po narodzeniu syna, Harry’ego. W czasie II wojny światowej matka Harry’ego została – jako Żydówka – aresztowana, a przed śmiercią uratował ją (i ich wspólnego syna) były mąż, korzystając z kontaktów z nazistami, które regularnie podtrzymywał i rozwijał, pracując w banku zajmującym się administracją zagrabionego, pożydowskiego mienia. Po wojnie ojciec Mulischa był przez kilka lat więziony za kolaborację.
Takie dzieciństwo mogłoby stanowić kanwę niejednej powieści – i rzeczywiście, Mulisch wielokrotnie do przeżyć ze swoich najmłodszych lat wraca. W kolejnych książkach pojawiają się postacie, których rodzice w mniej lub bardziej aktywny sposób współpracują z faszystami oraz takie, których rodzice są ofiarami Zagłady. W Odkryciu nieba wyczerpuje ostateczne możliwości takiego układu fabularnego – ojciec Maksa nie ratuje jego matki (jak w wypadku rodziców Mulischa), a bezpośrednio doprowadza do jej aresztowania. Po wojnie nie odsiaduje kilkuletniego wyroku (jak ojciec Mulischa), lecz zostaje jako zbrodniarz wojenny rozstrzelany.
Długie macki III Rzeszy sięgają kolejnych pokoleń bohaterów Mulischa. Drobny epizod z końca II wojny światowej jest osią fabularną najwcześniejszego z szeregu arcydzieł holenderskiego prozaika – Zamachu. Historia opowiedziana z perspektywy młodego chłopca, Antona, rozpoczyna się w noc, w czasie której działacze ruchu oporu mordują lokalnego przywódcę faszystowskiego. Ciało zmarłego zostaje przerzucone pod dom chłopca, w wyniku czego jego brat i oboje rodziców zostają w odwecie przez Niemców rozstrzelani. W kolejnych latach Anton nieustannie powraca do tragicznej historii, a na kartach powieści, rozpisanej na pięć rozdzielonych kilkuletnimi przerwami epizodów, pojawiają się kolejno zamachowcy, ich dawni mocodawcy, sąsiedzi Antona, syn zamordowanego faszysty i inni świadkowie lub uczestnicy wydarzeń sprzed lat – za każdym razem rzucając na tamtą tragiczną noc jakieś nowe światło. Mulisch dokłada w kolejnych rozdziałach dalsze dna do jednej szuflady – po każdym z nich czytelnik zmienia swój punkt widzenia, inną osobę uznaje za sprawcę, a inną za ofiarą. Co ciekawe sumą tego nieustannego odwracania perspektywy nie jest żaden moralny relatywizm, a raczej postulat totalnej odpowiedzialności. Każdy jest w pełni odpowiedzialny za wszystko. Każdy ma zawsze wybór. Każdy zawsze może zachować się inaczej.
Powrót myślą do dawnych tragicznych przeżyć jest filarem fabularnym licznych powieści Mulischa. W Czarnym świetle tym niezapominalnym, nieprzekraczalnym doświadczeniem jest dla głównego bohatera samobójcza śmierć dawnej narzeczonej. W nieznanej po polsku powieści Hoogste Tijd znowu w grę wchodzi przeszłość wojenna. Jej bohater, Uli, drugiej klasy aktor, w czasie wojny występował w Niemczech, raczej nie zdając sobie sprawy z politycznego znaczenia takich a nie innych decyzji zawodowych. Akcja powieści rozgrywa się, gdy zapomniany aktor w podeszłym wieku ma powrócić na scenę. Młodsi od niego o kilka dziesięcioleci współpracownicy właściwie nie są w stanie w żaden sposób odnieść się do tej wojennej przeszłości. Zarówno ci, którzy uważają starego aktora za godnego potępienia kolaboranta, jak i ci, którzy go wybielają – nie przekonują. Bezradny wobec własnej przeszłości jest również sam Uli – współczesność właściwie uniemożliwia mu zrozumienie czasów minionych.
Generalnie domeną Mulischa jest specyficzna archeologia imaginacyjna, którą dobrze uosabia bohater Starego powietrza – naukowiec, który prowadząc badania nad dziurą ozonową, wyszukuje stare butelki, opony, szczelnie zamknięte pojemniki i piłeczki pingpongowe, aby zbadać skład atmosfery sprzed dziesięcioleci i prześledzić zachodzące zmiany. To poszukiwanie „starego powietrza”, jakiejś duchowej esencji nieodległej przeszłości – ale jednak przeszłości – jest główną ambicją pisarską samego Mulischa. Siła jego pisarskiej techniki polega między innymi na tym, że pokazuje przeszłość jako teraźniejszość – III Rzeszę jako fakt na wskroś współczesny, Hitlera jako bohatera naszych czasów, traumy wojenne jako działające nie z otchłani przeszłości – ale bezpośrednio z chwili obecnej. „Jestem II wojną światową” – powiedział gdzieś Mulisch i to jest bardzo dobre credo całego jego pisarstwa. W którejś z powieści pisze, że II wojna światowa skończy się, kiedy rodzice znów zaczną nadawać dzieciom imię Adolf. Czyli jeszcze się nie skończyła i prędko się nie skończy.
Hitler jest u Mulischa wszechobecny. Pojawia się w każdej powieści. Rozważania o jego fenomenie – analizowanym z coraz to innej strony – wypełniają stronice jego kolejnych książek. Mulisch zajmował się również III Rzeszą od strony reporterskiej – będąc przedstawicielem holenderskiej prasy na procesie Eichmanna. Książka z tego procesu to pierwsze głośne dzieło Mulischa. Najmocniejszy holenderski prozaik jest jednak w badaniu problemu hitleryzmu metodami czysto beletrystycznymi. U Mulischa jest tak, że kiedy dwie postaci – obojętne kim są i gdzie są – nie mają przez chwilę nic specjalnego do roboty, to natychmiast ucinają sobie pogawędkę o Hitlerze.
Dopiero w Siegfriedzie – późnej, nietłumaczonej na polski powieści – problem Hitlera potraktowany jest w sposób systematyczny. To prawdziwe podsumowanie twórczej drogi Mulischa, najgłębsze dzieło pod względem filozoficznym, a przy okazji może i najwspanialsze od strony czysto artystycznej. Bohaterem Siegfrieda jest podstarzały holenderski prozaik, Herter, który przylatuje do Wiednia na promocję swojej książki, stylizowanej na Odkrycie nieba. W czasie spotkania autorskiego do Hertera podchodzi para starszych ludzi. Dalej fabuła przyspiesza w sposób, który zaimponowałby Hitchcockowi. Okazuje się, że starsi ludzie byli swego czasu osobistymi służącymi Hitlera, poznali z bliska całą nazistowską świtę, następnie przymusowo wzięli na wychowanie dziecko Hitlera i Evy Braun (to jest ten tytułowy Siegfried), a wreszcie w wyniku spisku dworskiego zostali skłonieni do zamordowania chłopca. Dojechawszy do takiego punktu fabularnego, zamiast wyhamować, Mulisch dociska pedał gazu do samej podłogi, wplatając do powieści historiozofię, numerologię, Wagnera, Nietzschego i pamiętniki Evy Braun. A cała ta piramidalna fantasmagoria ma służyć realnemu zrozumieniu niezrozumiałej postaci (Hitlera) poprzez fikcję i fantazję, poprzez powieść.
Siegfried jest jedną z dwóch – obok Procedury – drobnych powieści napisanych na marginesie Odkrycia nieba. Po tych dwóch nitkach będzie można w końcu dobrać się i do tamtego powieściowego kłębu. O ile tematem Siegfrieda jest Hitler, o tyle w Procedurze bohaterem jest Bóg, czy raczej wszystkie jego możliwe wcielenia. Mulisch w tej złożonej z kilku części powieści starannie analizuje problem tworzenia życia. Ta sama historia przedstawiona jest z użyciem kolejnych bohaterów. Jednym z nich jest praski rabin, który w czasach cesarza Rudolfa podejmuje się stworzenia golema. Drugim jest współczesny naukowiec, któremu udało się powołać do życia eobiont – prymitywną formę życia, stworzoną po raz pierwszy z materiału nieożywionego w warunkach laboratoryjnych. Trzecią bohaterką jest matka, w której łonie rozwija się płód. Czwartym – i pewnie najważniejszym – jest sam Mulisch, na oczach czytelnika stwarzających „coś z niczego”. To właśnie pisarz jest najdoskonalszym Stwórcą – to on jest jedynym istniejącym „bogiem” – to on posiadł zdolność dowolnego i nieskrępowanego przekraczania granicy między tworem ożywionym i nieożywionym: przekraczania w obie strony w dodatku.
Bóg obecny jest też przez cały czas w Odkryciu nieba – za pośrednictwem swoich sług, a raczej urzędników. Fabuła tej monumentalnej powieści jest w pierwszej chwili co najmniej zaskakująca, jeśli bierze się pod uwagę, że proza Mulischa jest konsekwentnie ateistyczna, a jej głównym zadaniem jest badanie świata całkowicie pozbawionego jakiegokolwiek filaru metafizycznego. Boga nie ma, Hitler jest – to dwa podstawowe aksjomaty opisujące świat powieści Mulischa. Tymczasem w Odkryciu niebagłównymi bohaterami są aniołowie, którzy szykują wielki spisek, mający doprowadzić do zwrotu niebiosom tablic z dziesięcioma przykazaniami. Aby przeprowadzić ten precyzyjny plan, niezbędne są wieloletnie przygotowania, wywołanie kilku wojen, parę wypadków samochodowych, troskliwe dobranie dziadków i babć przyszłego wybrańca, drobiazgowe zaplanowanie całego jego życia. Powieściowi aniołowie robią to, co w istocie robi sam Mulisch: uważnie rozpisują dzieje czyjegoś życia, tworząc tym samym powieść naprawdę totalną, bo obejmującą całe życie, cały świat.
Mulisch nie boi się balansować na granicy kiczu. W Dwóch kobietach dziewczyna porzuca swoją partnerkę, wiąże się z jej byłym mężem, zachodzi w ciążę, wraca do porzuconej kobiety, a potem zostaje przez jej męża zamordowana. W Procedurze kobieta nosi w brzuchu i rodzi (naturalnie) martwe dziecko. W Odkryciu nieba żywe dziecko rodzi się z ciała praktycznie martwej kobiety. W Siegfriedzie okazuje się, że Hitler miał syna…
Ta odwaga sięgania po motywy fabularne, przed którymi wzdrygnąłby się niemal każdy szanujący się prozaik, łączy się z odwagą sięgania po największe możliwe tematy. Dostajemy do rąk balansujące na granicy kiczu, niewiarygodnie lekkie w lekturze pół-kryminały, w których autor na wszelkie sposoby „wstrząsa” i „zabawia” czytelnika. I dopiero kilka godzin po odłożeniu któregoś z tych przedziwnych, nieco szalonych i wielobarwnych powieścideł, dochodzimy do przekonania, że dawno nie czytaliśmy czegoś równie przenikliwego na te najpoważniejsze z poważnych tematów.
MACIEJ MIŁKOWSKI