Osobowość Karola Szymanowskiego wciąż budzi zaciekawienie, pewnie jak w przypadku każdego wielkiego artysty. Danuta Gwizdalanka w swoim głośnym Uwodzicielu (Kraków 2021) skupiła się na podkreśleniu jego wad i niedoskonałości, pomijając właściwie kwestię znaczenia jego dokonań muzycznych. Teresa Chylińska, badaczka, która bez wątpienia dla dokumentacji dorobku Szymanowskiego zrobiła najwięcej – jest między innymi edytorką wielotomowych zbiorów jego pism i korespondencji, za co uhonorowano ją niedawno jakże słusznie Nagrodą Wielkiego Redaktora – w najnowszej książce poświęconej Szymanowskiemu Jak Karol Szymanowski pisał książkę o sobie (Kraków 2023) – wychyla wahadło w drugą stronę. Szymanowski jawi się tu niemal jako wzór cnót, zatroskany nie tylko o własną twórczość, ale może jeszcze bardziej o rodzinę, bliskich i Ojczyznę. „Taki był Karol”, powtarza co i rusz Chylińska, czyniąc z tej frazy swoisty lejtmotyw swojej książki. Podkreśla wybitny talent kompozytorski Szymanowskiego, widoczny już od wczesnych utworów. Wspaniale pisze o jego kompozycjach i o międzynarodowej recepcji jego muzyki, granej za życia twórcy w wielu miejscach Europy i Ameryki przez najlepszych wykonawców. Zwraca uwagę na walkę kompozytora o podniesienie poziomu polskiej muzyki, wydobycie jej z zaścianka i skierowanie na bardziej nowoczesne tory. Tam zatem, gdzie Gwizdalanka widzi u Szymanowskiego chęć zarobku i podbudowania wybujałego ego, Chylińska dostrzega artystę poświęcającego swój talent i zdrowie na rzecz pracy dla ojczystej kultury. Gwizdalanka otwarcie pisze też o homoseksualizmie kompozytora, podczas gdy Chylińska prześlizguje się nad tym tematem, podkreślając, że „Szymanowski i kobiety – to jest dopiero temat!” (jego relacje z rosyjską sąsiadką rodzinnego majątku, Natalią Dawydow w kontekście zmiecionego przez rewolucję świata rosyjskiej sztuki opisała zresztą szerzej w arcyciekawej książce Karol Szymanowski. Romans, którego nie było? Między Tymoszówką i Wierzbówką, Kraków 2019). Żadna z autorek nie pisze przy tym więcej o wpływie orientacji seksualnej Szymanowskiego na jego twórczość, Gwizdalanka przywołuje jedynie w przypisie świetną pracę Bartosza Dąbrowskiego na ten temat (Szymanowski. Muzyka jako autobiografia, Gdańsk 2010). Obydwie odwołują się natomiast w swoich pracach obficie do cytatów z listów i pism samego Szymanowskiego oraz innych źródeł archiwalnych.
Myśląc o tych diametralnie odmiennych obrazach Szymanowskiego, zastanawiam się, jak to się dzieje, że tak różnie można o nim pisać, inaczej odbierać jego motywacje, tak różne interpretacje wysnuwać na podstawie tych samych przecież słów zapisanych w listach. Próbuję z jednej i drugiej wizji wybrać to, co we własnej intuicji uważam za właściwe. Od dawna mam przecież własny obraz Karola Szymanowskiego, więc może raczej szukam w tych nowych propozycjach potwierdzenia własnych przekonań? Czy dlatego wciąż wydaje mi się, że najcelniej opisywali Szymanowskiego Iwaszkiewicz i Mycielski? Znali go doskonale i to od każdej strony. Nade wszystko jednak cenili jego muzykę i to w niej upatrywali wartość, której należy bronić. Nie widzę w ich tekstach budowania mitu Szymanowskiego. Raczej niezbędną po wojnie obronę artysty o niesłychanej skali talentu i życiorysie (także obyczajowym), który w PRL nie mógł być przecież otwarcie dyskutowany.
Zastanawiając się nad tym wszystkim, przeglądam korespondencję Zygmunta Mycielskiego z pierwszych lat powojennych. I znienacka trafiam na nieznany list od Jarosława Iwaszkiewicza, który spada mi jakby z nieba w odpowiedzi na moje znaki zapytania:
9 VIII 50
Kochany,
W sprawie Karola: widziałem go podczas tamtej wojny[1], dawał sobie świetnie radę, koncertował, redagował (redaktor naczelny!) czerwone pismo codzienne w Elizawetgradzie (co za czasów sanacji starannie ukrywał) – i teraz czułby się doskonale. Pieśni masowe pisał śliczne (do spółki z Felciem[2] w 1920 roku – i dwa marsze na dętą orkiestrę) – i na pewno zasłużyłby sobie na Atmę, Steinwaya i nagrodę państwową. To była zaradna bestia – z pozorami niezgrabiasza i oderwanego od życia.
Czuję się podle, ale jadę do Zakopanego na prawdziwy Zawrat[3]. Czule myślę o twojej symfonii[4].
Jarosław
Na Zachód sraj z wysokiej wieży
Uśmiecham się, czytając te słowa. Zaraz jednak przekornie jakaś myśl każe mi znów się zastanowić: czy taki był Szymanowski? Czy też może to Iwaszkiewicz tłumaczył raczej tymi słowami własną postawę, powołując się na wielbionego kuzyna…
BEATA BOLESŁAWSKA-LEWANDOWSKA
[1] Mowa o latach I wojny światowej, a zwłaszcza rewolucji bolszewickiej, którą Szymanowski spędził w Elizawetgradzie.
[2] Chodzi o brata kompozytora, Feliksa Szymanowskiego (1879–1934).
[3] Przy ul. Zawrat mieściły się wówczas pokoje gościnne Związku Kompozytorów Polskich, gdzie mieszkał Zygmunt Mycielski.
[4] Mycielski komponował w tym czasie Symfonię Polską. Ukończył ją w 1951 roku.