Najlepszym upamiętnieniem pisarza jest lektura jego książek. Zadaniem nauczycieli, edytorów, badaczy, wydawców i księgarzy jest ułatwienie czytelnikom dostępu do książek. Co najmniej od romantyzmu dostrzegamy również inne aspekty twórczości: biografię artysty, podlegający przemianom stosunek czytelników do jego dzieł, klimat epoki, która go tworzyła i którą on tworzył. O tym wszystkim potrafi zajmująco opowiedzieć wystawa literacka w muzeum. Jest ona kompozycją rozmaitych obiektów: książek, zdjęć, przedmiotów unikatowych (jak pióro czy maszyna do pisania, ulubiona filiżanka), czy użytkowych (rekwizyty i akcesoria z epoki). Od wypowiedzi krytycznej czy literaturoznawczej różni wystawę możliwość udostępnienia odbiorcy przedmiotów, jakie składały się na otoczenie artysty. Ci niemi świadkowie jego egzystencji mają czasami wiele do powiedzenia. Rzecz w tym, żeby z pojedynczych przedmiotów stworzyć kompozycję komunikującą intencje autorów wystawy. Jest ona bowiem nie tylko pokazem pamiątek po wybitnej postaci, lecz i wypowiedzią autora i świadectwem fascynacji twórczością artysty.
Wystawa może stać się częściowym wtajemniczeniem w proces twórczy poprzez pokazanie rękopisów, to jest postaci, jaką miało dzieło, zanim zostało wydrukowane w setkach czy tysiącach egzemplarzy. Rękopis twórcy ma w sobie coś magicznego, można go porównać do talizmanu czy relikwii. Nie zapomnę wrażenia, jakie zrobił na mnie manuskrypt Próchna Wacława Berenta, który pięćdziesiąt lat temu zobaczyłem na wystawie w Muzeum Literatury. Rękopis może stać się w szczególnych przypadkach kamieniem węgielnym wspólnoty jak rękopis Pana Tadeusza, który w ramach Ossolineum ma we Wrocławiu w Rynku osobne muzeum. (Notabene w zbiorach Muzeum Literatury znajdują się trzy karty z manuskryptu poematu Mickiewicza).
Otwarta 9 maja w warszawskim Muzeum Literatury wystawa pod tytułem „Gustaw Herling-Grudziński. Portret epoki. Powrót do Sorrento” przygotowana została przez dwie ekipy kuratorów. „Portret epoki” zrealizowany został przez Alessandro Aires (Università Torino, Università Bari), Martę Herling (Instituto italiano per gli studi storici, Neapol) i Krystynę Jaworską (Università Torino). Autorami „Powrotu do Sorrento” są: Dorota Fortuna i Piotr Kłoczowski (obydwoje z Instytutu Dokumentacji i Studiów nad Literaturą Polską).
Jest to zatem dzieło pod każdym względem podwójne, polsko-włoskie, tak jak polsko-włoskim pisarzem był Herling-Grudziński. Włoskość pisarza zaczęła się w roku 1943, kiedy jako żołnierz 2. Korpusu wylądował pod Tarentem w Apulii. Zachorował wówczas na tyfus i po kilku miesiącach pobytu w szpitalu trafił do Sorrento na rekonwalescencję. Poznał wówczas Lidię Croce. Wojenne losy zawiodły pisarza do Londynu, a potem do Monachium. W połowie lat pięćdziesiątych wrócił do Włoch, ożenił się z Lidią i osiadł w Neapolu. Współautorka wystawy Marta Herling to córka pisarza. Znakomicie opanowała język polski, opiekuje się spuścizną ojca. Jej staraniem ukazały się właśnie dwutomowe Scritti italiani 1944-2000 (w opracowaniu Magdaleny Śniedziewskiej) około 500 artykułów publikowanych przez Herlinga w prasie włoskiej, m.in. w „Tempo presente”, „Corriere della Sera”, „La Stampa”.
Dwie części wystawy odwołują się do dwóch aspektów życia pisarza: Europy, którą przemierzył od Jercewa na północy Rosji po Londyn, a wreszcie Neapol. Herling uczestniczył w losie tragicznie rozdartego kontynentu nie tylko jako więzień Gułagu, ale przede wszystkim jako terapeuta. Kiedy wodzowie Zachodu i politycy definitywnie skapitulowali przed Stalinem w Jałcie, wydawało się, że niewola babilońska Europy Wschodniej będzie trwała bez końca. Pojawili się jednak wkrótce ludzie, Europejczycy i Amerykanie, którzy nie chcieli tego przyjąć do wiadomości. Byli to nie tylko emigranci (jak Jerzy Giedroyc i jego „Kultura”), ale i twórcy, którzy nie potrafili się pogodzić z egoizmem i krótkowzrocznością Zachodu. We Włoszech byli to między innymi Ignazio Silone i Nicola Chiaromonte. Założyli oni intelektualny miesięcznik „Tempo presente” (finansowany przez amerykański Kongres Wolności Kultury), gdzie Herling mógł z całą otwartością się wypowiadać. Pierwszy numer pisma jest pokazywany na wystawie.
Choroba, jaka dotknęła Europę, a też i inne kontynenty, nowe niewolnictwo, znalazła apologetów nie tylko wśród komunistów. Warunkiem zniewolenia jest utrzymanie ofiary w przekonaniu, że niewola jest najlepszym stanem, jaki mógł jej się przydarzyć. Pierwszym krokiem w terapii jest demaskowanie niewoli przez praktykowanie wolności. Służba wojskowa i mundur na grzbiecie raczej temu nie sprzyjają. Niemniej właśnie w Sorrento podczas rekonwalescencji po tyfusie natrafił Herling na ludzi, praktykujących wolność. Doświadczenie to opisał w eseju Willa Tritone. Interludium wojenne we Włoszech. Tekst został ogłoszony w londyńskich „Wiadomościach” – ich numer został wyeksponowany na wystawie. Otóż w owej willi pod patronatem Benedetto Croce gromadzili się wojskowi, by dyskutować, słuchać ulubionych wierszy i utworów muzycznych, a czasami po prostu milczeć, wpatrując się w ogień w kominku. Z Polaków brał udział w tych spotkaniach oprócz Herlinga Józef Czapski. Pewnego dnia przyszły autor Innego świata przyszedł do willi Tritone nieco wcześniej i zastał przy stole inne grono: „Zostałem bez cienia zażenowania zaproszony do jadalni, gdzie podawano właśnie poobiednią kawę. Przy stole siedziało kilkanaście osób, m.in. Enrico De Nicola [niebawem pierwszy prezydent Republiki Włoskiej], Carlo Sforza [wkrótce minister spraw zagranicznych] i oczywiście Croce. Jak gdyby chodziło o rzecz najzwyklejszą pod słońcem, jak gdybym nie był wcale nikomu niepotrzebnym intruzem, posadzono mnie na wolnym miejscu i rozmowa potoczyła się dalej. A przecież mówiono wówczas o sprawach, które miały zadecydować o przyszłości Włoch, i do dziś nie mogę zrozumieć, jakim cudem obecność polskiego żołnierza-przybłędy nie okazała się dla uczestników tego zebrania krępująca”.
Ludzie, którzy mówili o bliskim uwolnieniu Włoch od faszyzmu i okupacji niemieckiej, zobaczyli w młodym żołnierzu kogoś sobie bliskiego? W każdym razie on znał już niektóre pisma Benedetto Crocego i być może również ten piękny aforyzm: „Kiedy więc słyszy się pytanie, czy wolność ma przed sobą przyszłość, trzeba odpowiadać, że ma przed sobą coś więcej: wieczność”.
Włochy Herlinga, Paryż Giedroycia, Czapskiego, Karpińskiego, Londyn Mieroszewskiego, Kalifornia Miłosza, Berlin Osadczuka, Szwajcaria Stempowskiego i Vincenza, Langwedocja Zamoyskiego, Gwatemala Bobkowskiego… – za każdą z tych nazw kryje się indywidualne doświadczenie emigranta. I troska, bo egzulowie mają dwie ojczyzny. Czy chodząc po wystawie w Muzeum Literatury, trochę im tego nie zazdrościmy?
ANDRZEJ STANISŁAW KOWALCZYK