Muri, 18 marca 1942
Rainweg 30
Droga Panno Krystyno,
Dziś jest święto w moim szalecie, ponieważ po dłuższej przerwie przyszedł pierwszy list od Pani z 28 lutego r.b., zatem bardzo świeżej daty. Widocznie najlepiej jest pisać po prostu pocztą lotniczą. Od lata lub może nawet od wiosny jest to pierwszy list. Dlatego mało bardzo wiem o Pani. Korzystając z tego listu, napiszę kartkę do dr Ady Rutkowskiej [1] o tym, że z Panią koresponduję, że Pani dobrze się miewa i jest pełna niezrównanego optymizmu. Może Pani ma jej jeszcze coś do zakomunikowania? Bardzo chętnie to zrobię, bo ostatnio korespondencja idzie nie najgorzej.
Ja miewam się dobrze, jestem zdrów i nawet ostatnio trochę odmłodniałem. Jeżeli nie podzielam Pani optymizmu, wynika to w znacznej mierze z okoliczności, w jakich tu się znajduję. W Ewangelii jest miejsce, w którym mowa o chorych czekających poruszenia się wody [2]. To jest mniej więcej moja sytuacja: Muszę tu czekać, aż Anglicy zwyciężą Niemcy. Można by w tej ewangelicznej sytuacji zapytać, jak ów fantastyczny kołomyjanin podczas poprzedniej wojny: Ist das eine Beschäftigung für einen Uhrmacher? [3] Pani mnie zaraz zrozumie, kiedy opiszę mniej więcej, co się tu dzieje i jak my tu wszyscy wyglądamy.
Przede wszystkim brak tu zupełnie emigracji typu londyńskiego lub andegaweńskiego, czy jak się tam wówczas nazywało. Jest tu około 12 000 internowanych żołnierzy polskich [4], których b. rzadko widuję i którzy żyją niestety w całkowitej izolacji, niby zabutelkowani i bez żadnego pożytku dla siebie i dla innych. Jest przedstawicielstwo Atlantydy, złożone ze starych urzędników przedwojennych i posła, mego starego znajomego; jest w Genewie paru urzędników Ligi Narodów i kilka zaledwie osób przybyłych jak ja podczas wojny i rozproszonych zresztą po całym kraju. Towarzystwa polskie w Bernie, Zurychu i Bazylei składają się z b. studentów polskich, którzy wyjechali dawno z kraju z powodu numerus clausus [5] i ci są rodzajem emigracji politycznej stricto sensu.
W ten sposób nie mam żadnej komunikacji z tzw. intelektualistami polskimi i nieraz bardzo się dziwię, kiedy się o nich i ich debatach dowiaduję z gazet i listów. Często natomiast widuję się z intelektualistami szwajcarskimi, francuskimi itd., a nawet, chociaż rzadko, z niemieckimi i dzięki temu mam pewien wgląd w położenie intelektualne zachodniej części kontynentu. Ta okoliczność zapewne jest przyczyną mego smutku i żalu, że nie zostałem, chociażby na Rusi Przykarpackiej, skąd wierni przemytnicy piszą do mnie i teraz.
Muszę tu powiedzieć o intelektualizmie zachodnim w ogóle. Z Francji dochodzą tu wciąż głosy, że wszystkiemu winni są intelektualiści, że Francuzi w ogóle byli zbyt inteligentni, aby wygrywać wojny itd. Ostatnio dostałem na ten temat b. piękny list od przyjaciół angielskich, otrząsających się z własnego intelektualizmu. Przed rokiem jeden niemiecki znajomy mówił mi: „Może w zapadłych prowincjach są u nas jeszcze jacyś ukryci intelektualiści, myślący przedpotopowymi kategoriami z czasów republiki, ale na ulicach takich nie widać. Ludzie wstydzą się tego jak niemodnego kapelusza”. Jest więc w tym względzie zdumiewająca jednomyślność, prawdziwy consensus universalis [6].
Trudno się temu dziwić, bo od dawna już nigdzie nie było tak nudno i smutno jak tam, gdzie gromadzili się intelektualiści i literaci. W 1935 czy 1936 André Malraux [7], wracając z Moskwy, opowiadał mi o zupełnej ruinie sowieckiej literatury i barbarzyństwie nowej warstwy tamtejszych literatów. Zapytałem go wówczas, dlaczego co rok prawie do nich jeździ. Na to dał mi takie wyjaśnienie: „Jak jednym słowem określić uczucia literatów zgromadzonych np. w PEN Clubie czy innej podobnej instytucji na Zachodzie lub nawet w Polsce?” — Nuda, powiedziałem. — „Tak jest, nuda, obawa, że ktoś może napisać jeszcze jedną książkę, którą będzie trzeba przeczytać. Czy warto pisać dla takich ludzi?”. — Chyba, że nie. (Ja sam zawsze liczyłem tajnie na urzędników celnych, mających dużo czasu między pociągami). – „Barbarzyńcy natomiast, ciągnął dalej Malraux, nic nie wiedzą, ale są strasznie przejęci literaturą, oczekują od niej czegoś niezwykłego. Nimi warto się zajmować; z nich może jeszcze coś będzie, nie zaraz zapewne, ale później”.
Z tej sytuacji zrodziło się mylne mniemanie, jakoby intelekt na Zachodzie doszedł do pewnego punktu non plus ultra, do skrajnego nasilenia, po którym już więcej niczego być nie może i że wysiłek Zachodu w tym kierunku zaczął źle wpływać na jego funkcje trawienne i sprawność mięśniową.
Trudno o większe pomieszanie pojęć. Rzecz w tym, że na Zachodzie inteligencja i intelekt znajdowały się już od dawna w stanie zmierzchu, w klubach zaś (i w aulach) zbierali się ignoranci, grubianie, łobuzy, drobni urzędnicy i w ogóle osoby pozbawione jakiegokolwiek tytułu do miana intelektualistów. W senatach uniwersytetów zasiadali ludzie tak ciemni i pozbawieni wykształcenia, że szanujący się ludzie nie wiedzieli, czy wypada im nosić tytuły akademickie, razem ze wszystkimi oczajduszami i urzędnikami Gestapo. To nie są wcale paradoksy. Wystarczy wziąć do ręki jakiś dzisiejszy periodyk francuski np., aby przekonać się, że nic nie przesadzam. Nie wiem, czy Pani widuje np. takie „Confluences” [8] lub coś podobnego z zone libre [9], nie mówiąc już o paryskiej NRF [10]. Pod względem ignorancji, ciemnoty i głupoty jest to istotnie non plus ultra. Takich rzeczy dawniej jednak nie śmiano drukować. Obecny przewrót przyspieszył ten proces i uwypuklił dużo rzeczy niewyraźnych, ale w gruncie to wszystko datuje z dużo wcześniejszych czasów. Czytając przez całe życie miesięczniki i kwartalniki, zwyczajem starej inteligencji, przez dłuższy czas nie rozumiałem, jak i kiedy to się stało, i dopiero w 1930–1935 zobaczyłem jasno ten zmierzch następujący na Zachód.
Jeżeli ludy Zachodu dały się tak łatwo schwytać w potrzask tak w gruncie rzeczy mizernemu prostakowi jak Hitler, stało się to nie z nadmiaru intelektualizmu u tych ludów, ale wręcz przeciwnie, dzięki ich bezgranicznej ciemnocie, zamroczeniu umysłowemu i moralnemu i brakowi rozeznania w sprawach, w których przeciętny chłop orientuje się w jednej chwili. Nic też dziwnego, że górale i pasterze pierwsi zobaczyli jasno, co z tego będzie. W jednym notatniku znalazłem w 1930 streszczenie rozmowy z 1923 z Mahmudem Tarzy [11], góralem z Pamiru, trochę rozbójnikiem i teściem znakomitego Amanullaha, emira Afganistanu [12]. Po objechaniu całego Zachodu Mahmud Tarzy wpadł w wielkie zwątpienie: „Zginie marnie cała wasza Europa, mówił, i wy wszyscy zejdziecie na żebraków”. — Dlaczego Pan tak myśli? — „Nie widzę nigdzie rozumu. Czy gdziekolwiek rozum jest w tak małej cenie, jak u was w Europie? Zginiecie marnie i nic nawet nie zostanie po was tym, którzy przyjdą potem”. W chwili tej rozmowy miałem już od roku 600 złotych dolarów na ucieczkę z Europy, robiąc mniej więcej podobne przewidywania. Od tych planów zresztą odstraszył mnie kryzys amerykański 1929/30. W notatniku zaznaczyłem tylko: cf. Descartes, że rozum wydaje się rzeczą najrówniej podzieloną, bo wszyscy skarżą się na brak szczęścia, zdrowia i pieniędzy, ale nikt nie skarży się na brak rozumu [13]. W dalszej części rozmowy Mahmud Tarzy powiedział mi niezwykle przenikliwą opinię o władcach Kremla, których wtedy i ja też miałem za fanatyków. „Oni nie są przywiązani do żadnej opinii, ale tylko do władzy i cały ich niewielki rozum wysilony jest na to, aby się przy niej utrzymać”. W rzeczy samej, aby z rewolucjonistów przejść całą długą drogę aż do pochlebców pełzających przed tronem Josifa Wissarionowicza [14] i zginąć pokornie pod jego butem, władcy Kremla musieli dokładnie odpowiadać pojęciom afgańskiego górala, który obserwował ich w Moskwie przez cały rok. Po namyśle góral dodał: „Ładnie byśmy wyglądali w Afganistanie, gdyby bolszewicy nie byli tak głupi”. Na końcu rozmowy zapytałem go, jaki kraj najwięcej mu się podobał. „Anglia, odpowiedział. Anglicy są tak samo głupi jak i inni, ale mają więcej pieniędzy i dlatego mogą się dłużej utrzymać”.
Wszystko to są rzeczy proste i widoczne dla każdego, kto chciał myśleć, i dzisiejsze wypadki były w 1922 i 1923 tak samo widoczne i widome jak dziś post factum. Szymon Askenazy [15], który umarł ze zmartwienia i obrzydzenia w 1933 czy 1934, mówił mi w 1931, patrząc na domy wznoszone w Alei 3 Maja: „Że też ludzie mają zdrowie budować tyle w miejscu przeznaczonym na zagładę”. — Skąd Panu przychodzą takie myśli? zapytałem. „Widzę niemal, jak Niemcy zrzucają bomby na te domy. Czy Pan nie rozumie, że to nie może być inaczej?” [16]. I w chwilę później wytłumaczył mi, że największą naiwnością jest myśleć, że Niemcy mogą przejść granicę w Zbąszyniu bez tego, aby bolszewicy przeszli ją ze swej strony pod Baranowiczami. „Jest pewien mechanizm wypadków niezależny od osób i ich opinii. Jeśli Niemcy wejdą do Polski, po pewnym czasie muszą dojść do Baranowicz. Bolszewicy więc nie mogą na to czekać i muszą zająć ze swej strony teren do manewrowania przed swoją granicą. Czy wejdą zaś jako alianci Niemiec, czy jako alianci Anglii i Francji, czy wreszcie jako nasi właśni alianci, będzie to zależało od przypadkowej gry aliantów tego dnia. Pewne jest tylko to, że przekroczą granicę i okupują wschodnią część kraju” [17].
Z tych przykładów widzi Pani najlepiej, że już od dłuższego czasu prawdziwymi intelektualistami, ludźmi myślącymi i przewidującymi byli górale i rabini, bynajmniej zaś nie impostorzy [18], korzystający bezprawnie z tych tytułów, gotowi zawsze do napisania książki do palenia w piecu, ale pogrążeni w bezprzykładnej ciemnocie i bezmyślności. Niestety w zachodniej części kontynentu nie ma więcej ani górali ani rabinów, nawet chłopi są przemysłowcami rolnymi, zamroczonymi pogonią za pieniądzem do tapetowania ścian, a młode pokolenia rosną wszędzie jeszcze ciemniejsze i tępsze od starszych. Nieliczni nieogłupieni sportem i uniwersytetem są w tragicznym położeniu. Latem czytałem notatnik młodego Włocha poległego w Libii, który pisał, że prawdziwym zadaniem jego pokolenia jest znaleźć sposób, jak żyć bez żadnej nadziei. Młody filozof zaleca w notatniku stare formuły, dawno zapomniane, a głoszone niegdyś w podobnych okolicznościach przez schyłkowych Greków i Rzymian, mianowicie apatheia [19] i ataraxia [20], całkowitą obojętność i bierność.
Dla tych przyczyn ogólnych jestem tu pozbawiony kontaktu z prawdziwymi intelektualistami i czuję się bardzo samotny. To jednak jeszcze można wytrzymać, bo mam kilku przyjaciół niezwykle przyjemnych bez intelektualizmu. Przyczyną mego smutku jest raczej co innego. Nawet do wygrania wojny trzeba, być może, więcej rozumu niż go jest w całym Berchtesgaden, ale dużo więcej trzeba go dla zrobienia czegoś znośnego z tego nieszczęśliwego kontynentu, na którym wypadło nam żyć i do którego nie wiadomo czemu jesteśmy wciąż tak przywiązani. Do tego zaś nie widzę na razie żadnych przesłanek. Jakiś znośny porządek nie może tu przyjść ani z Anglii ani z Ameryki, bo tam nikt nie zna i nie rozumie, ani nawet nie chce rozumieć spraw europejskich. To może wyjść tylko z samego kontynentu, a tu poza świadomością upadku i nicości nic dotąd się nie zarysowuje. To, co stąd widać, jest tylko całkowitą ruiną materialną i kulturalną całego kontynentu. Clemenceau [21] radził cuire dans leur jus [22] Rosjan; przebieg wojny przyprowadził do zastosowania tej formuły do całego kontynentu, który po tej operacji będzie trudny do poznania.
Nie wiem, czy pisałem już Pani o kartce, jaką miałem ze Lwowa. Pisze mi stamtąd moja korespondentka (mężczyźni stamtąd zasadniczo nie pisują): „Wydaje mi się, że wszystkie ludy, od Holendrów do Sartów i Mongołów wyznaczyły sobie spotkanie na ulicach naszego biednego miasta. Czy Pan chciałby to zobaczyć?”. Zwłaszcza to pytanie na końcu daje do myślenia. Tam nie są pewni, czy my chcemy to zobaczyć. Tam też przychodzi na myśl, że każdy wróciwszy, zrobiłby to z la secrète horreur du dévouement [23], jak mówi Baudelaire. Są to nieoczekiwane skutki wielkich dramatów, tego nie można sobie nigdy wyobrazić przedtem dokładnie. Ale lepsze już i to niż topienie i rozkładanie zachodniej części kontynentu. Gdybym mógł wrócić chociażby do przemytników z Rusi Przykarpackiej, zrobiłbym to bez chwili wahania. Zresztą im także jest dziś źle i myślą, że tu jest lepiej, podobnie jak chorzy myślą, że na innym łóżku łatwiej wyzdrowieją.
Oczywiście cały ten smutny widok bankrutującego w swym własnym mniemaniu Zachodu byłby dla mnie niezwykłym spektaklem, gdybym nie miał dlań głębokiego przywiązania lub gdybym wyobrażał sobie, jak większość Polaków w okresie 1918–1939, że Europa Wschodnia doskonale może się obyć bez Zachodu. Tego sobie nie wyobrażam i dlatego w ogóle wielu rzeczy, które optymistom wydają się same przez się zrozumiałe, nie umiem sobie jasno przedstawić.
Dla tych wszystkich przyczyn zajmuję się teraz najwięcej muzyką. Mam paru tzw. uczniów, z którymi zajmuję się zagadnieniami estetyki i stylizacji muzycznej. Czytamy razem partytury i analizujemy tekst za tekstem utwory grane przez nich, bo moi uczniowie są wirtuozami, o wielkiej sprawności technicznej. Ale i w tej nawet dziedzinie Zachód był antyintelektualistyczny i w konserwatoriach uczono tylko ręcznego rzemiosła, nie zajmowano się natomiast niczym, co służyłoby do rozumienia form muzycznych. Stąd też haniebny poziom koncertów i szalona kompetycja wirtuozów, zastępująca życie muzyczne na Zachodzie. U przemytników życie muzyczne było też ciekawsze i dużo się tam nauczyłem. Od roku moi uczniowie zrobili olbrzymie postępy nawet od strony techniki, ja zaś słucham coraz lepszej i inteligentniejszej muzyki i to mi bardzo pomaga. W tej dziedzinie kontynent będzie też trudny do poznania. Życie sztuki było dotąd regulowane przez stolice, które dziś zbankrutowały moralnie, przybrały postawy pokorne i posłuszne, dostarczając kontyngentów do armii pomocniczych Hitlera i w wyniku utraciły jakiekolwiek znaczenie. Sztuka należy niemal do życia podziemnego kontynentu i w gminach wiejskich jak Muri zbierają się ostatni Mohikanie, aby o niej mówić. Życie sztuki szuka nowych form i tym dużo się zajmujemy w odniesieniu do muzyki, która ma dużą przyszłość wobec pogromu intelektu w tej części świata i upadku sztuk bardziej cerebralnych.
Wydaje mi się, że przy dystansach, jakie nas dzielą, trudno jest czekać odpowiedzi na listy i wypada raczej pisać na chybił trafił. Będę to robił regularnie. Jeżeli i Pani chce przejść na ten system, nasza korespondencja może się dobrze rozwinąć. Moje listy dochodzą zdaje się łatwiej i mniej boleśnie przechodzą Scyllę i Charybdę cenzuralną. Natomiast Pani listy mogą zyskać na pisaniu ich na maszynie lub ewentualnie po angielsku. Trzeba ułatwiać pracę cenzurze, która jest straszliwie nudnym i niewdzięcznym zajęciem.
Najserdeczniej dziękuję za pamięć i za wszystko inne. Proszę o mnie nie zapominać.
Najserdeczniejsze pozdrowienia przesyła zawsze szczerze oddany
JERZY STEMPOWSKI
Listy przepisali i przypisami opatrzyli Agnieszka Papieska i Andrzej Stanisław Kowalczyk.
[1] Ada Rutkowska, primo voto Marek (1883-1963), matka Krystyny Marek, lekarka położniczka, dr nauk medycznych, profesor Szkoły Położnych w Krakowie oraz ordynatorka Oddziału Ginekologiczno-Położniczego w krakowskim Szpitalu św. Łazarza.
[2] Zob. Ewangelia św. Jana: „W Jerozolimie zaś znajduje się sadzawka Owcza, nazwana po hebrajsku Betesda, zaopatrzona w pięć krużganków. Wśród nich leżało mnóstwo chorych: niewidomych, chromych, sparaliżowanych, którzy czekali na poruszenie się wody. Anioł bowiem zstępował w stosownym czasie i poruszał wodę. A kto pierwszy wchodził po poruszeniu się wody, doznawał uzdrowienia niezależnie od tego, na jaką cierpiał chorobę” (J 5, 2–4 i nast.).
[3] Czy to jest zajęcie dla zegarmistrza? [niem.].
[4] Po klęsce wrześniowej 1939 roku kilkadziesiąt tysięcy żołnierzy polskich przez Rumunię i Węgry przedostało się do Francji, gdzie powstał nowy rząd RP z gen. Władysławem Sikorskim jako premierem i wodzem naczelnym. W trudnych warunkach udało się sformować kilka wielkich jednostek, w tym dwie dywizje piechoty: 1. dywizję grenadierów pod dowództwem generała Bronisława Ducha i 2. dywizję strzelców pieszych pod komendą generała Bronisława Prugara-Ketlinga. 1. dywizja po ciężkich walkach (bój pod Lagarde) została przez Niemców otoczona i wzięta do niewoli. 2. dywizja stoczyła bitwę nad rzeką Sâone i została zepchnięta nad granicę szwajcarską. Odpierając ataki niemieckie, przeszła 20 czerwca 1940 roku wraz z bronią i sprzętem do Szwajcarii, gdzie została internowana. Na terytorium Republiki Helweckiej znalazło się ponad 11 tysięcy żołnierzy i oficerów, którym władze szwajcarskie zapewniły dobre warunki.
[5] Liczba zamknięta. W ten sposób określano przed wojną w wielu krajach europejskich limit miejsc w szkołach i w uczelniach dla uczniów i studentów Żydów. Limit ten miał rzekomo zapewnić miejsca w szkołach i w uczelniach dla nie-Żydów. W istocie było to zarządzenie dyskryminacyjne, które zmuszało wielu Żydów do szukania wykształcenia za granicą [łac.].
[6] Wspólnota przekonań [łac.].
[7] André Malraux (1901–1976), francuski pisarz i polityk; przeciwstawiał się antysemityzmowi i faszyzmowi; w latach 1936–1939 uczestniczył jako dowódca lotnictwa w hiszpańskiej wojnie domowej po stronie republikanów; w czasie II wojny światowej walczył jako oficer jednostki pancernej, następnie w ruchu oporu, zwolennik generała Charles’a de Gaulle’a. W latach 1945–1946 pełnił funkcję ministra informacji, a w latach 1959–1969 ministra kultury.
[8] „Confluences” – miesięcznik literacki ukazujący się w Lyonie od lipca 1941 – z przerwami spowodowanymi wojną – do roku 1947, pod redakcją Jacques’a Aubenque, René Taverniera (1915–1989) i René Bertelé (1908–1973). Wśród autorów pisma byli m.in.: Jacques Prévert, Roger Caillois, Paul Eluard, Pablo Neruda, Henri Michaux, Georges Braque, Blaise Cendrars, Boris Pasternak, Marguerite Duras, Paul Ricoeur, Raymond Queneau.
[9] Wolna strefa. Po zawieszeniu broni między III Rzeszą a Francją w czerwcu 1940 roku terytorium Francji zostało podzielone na strefę okupowaną i zone libre, gdzie marszałek Petain pod hasłem rewolucji narodowej ustanowił l’État français, konserwatywny i nacjonalistyczny reżym autorytarny bliski ideologii faszystowskiej. Kolaborował z Niemcami, współpracując przy eksterminacji Żydów, wysyłaniu Francuzów na roboty przymusowe do Rzeszy, zwalczaniu konspiracyjnego ruchu oporu. W listopadzie 1942 roku wojska niemieckie wkroczyły do zone libre. Reżym Petaina dotrwał do inwazji Francji przez aliantów w czerwcu 1944 roku [fr.].
[10] „Nouvelle Revue Française” – francuski miesięcznik literacki, utworzony w 1909 roku w Paryżu przez André Gide’a, Jacques’a Copeau i Jeana Schlumbergera, wydawany przy współpracy wybitnych pisarzy i krytyków pod redakcją Jacques’a Rivière’a (w latach 1919–1925) i Jeana Paulhana (w latach 1925–1940); odegrał ważną rolę w życiu literackim okresu międzywojennego. W 1940 roku redaktorem został Pierre Drieu la Rochelle, a pismo stało się profaszystowskie; w 1944 roku zostało zawieszone. Wznowione w 1953 roku pod redakcją Jeana Paulhana.
[11] Mahmud Tarzy (Tarzi) (1865–1933), poeta i dziennikarz afgański, polityk i intelektualista. Był rzecznikiem modernizacji i sekularyzacji Afganistanu. W latach 1919–1927 sprawował urząd ministra spraw zagranicznych Afganistanu. Pojawia się w Eseju dla Kassandry.
[12] Amanullah Chan (1892–1960), emir Afganistanu w latach 1919–1926, król Afganistanu w latach 1926–1929. Po objęciu tronu niemal natychmiast ogłosił pełną niezależność Afganistanu. W tym samym roku nawiązał stosunki dyplomatyczne z Rosją Bolszewicką, a w 1926 roku zawarł pakt o nieagresji z ZSRR. Przekształcił Emirat Afganistanu w Królestwo. W 1928 abdykował i udał się na emigrację do Europy Zachodniej.
[13] René Descartes, Rozprawa o metodzie (1637, wyd. pol. 1878). Stempowski cytuje pierwsze zdanie części pierwszej, w przekładzie Tadeusza Żeleńskiego (Boya): „Zdrowy rozum jest to rzecz ze wszystkich na świecie najlepiej podzielona, każdy bowiem sądzi, iż jest w nią tak dobrze zaopatrzony, iż nawet ci, których we wszystkim innym najtrudniej jest zadowolić, nie zwykli pragnąć go więcej, niźli posiadają”.
[14] Mowa o Stalinie.
[15] Szymon Askenazy (1865–1935), historyk dziejów nowożytnych, dyplomata pochodzenia żydowskiego. W latach 1902–1914 profesor uniwersytetu we Lwowie; od 1920 do 1923 pierwszy polski minister pełnomocny przy Lidze Narodów; badacz historii stosunków międzynarodowych oraz dziejów Polski XVIII–XIX wieku; krytycznie nastawiony do krakowskiej szkoły historycznej, stworzył własną szkołę badań nad przeszłością.
[16] Scena rozmowy z Askenazym w pierwszej połowie lat trzydziestych pojawia się w Eseju dla Kassandry (zob. Paweł Hostowiec [J. Stempowski], Eseje dla Kassandry, Instytut Literacki, Paryż 1961, s. 33–34). Mowa wtedy o monumentalnym budynku Muzeum Narodowego wzniesionym w latach 1927–1938. Podczas oblężenia Warszawy w roku 1939 i podczas powstania warszawskiego gmach został uszkodzony.
[17] Scenariusz ten Askenazy przedstawia również w Eseju dla Kassandry (tamże, s. 34).
[18] Impostorzy – oszuści, fałszerze; z fr. imposteur – oszczerca, oszust, uzurpator.
[19] W stoickiej filozofii greckiej: stan umysłu polegający na niewrażliwości na bodźce zewnętrzne i namiętności [gr.].
[20] W starożytnej filozofii greckiej: stan wewnętrznego spokoju, uwolnienie się od zmartwień i niepokojów duchowych. Pojęcie pojawia się w sceptycyzmie, gdzie oznacza uwolnienie się od myślenia dogmatycznego; w epikureizmie ataraxiajest częścią koncepcji przyjemności jako dobra najwyższego; w stoicyzmie ataraxia to całkowita równowaga ducha. Seneka Młodszy używa pojęć ataraxia i apatheia wymiennie.
[21] Georges Clemenceau (1841–1929), francuski polityk socjalistyczny, dwukrotny premier Francji, pisarz.
[22] [Pozwolić im] ugotować się we własnym sosie. Cytowany zwrot, obecny w potocznej francuszczyźnie już w XIX wieku, odnosi się do wojny domowej w Rosji po zdobyciu władzy przez bolszewików [fr.].
[23] Ukryta hańba poświęcenia (z wiersza Powrotność w przekładzie Marii Leśniewskiej, z tomu Charles’a Baudelaire’a Kwiaty zła) [fr.].