Przypis do eseju „Labirynt nad morzem”
Zbigniewowi Herbertowi w setną rocznicę urodzin
Kilka majowych dni spędziliśmy razem z An na Krecie. Dla An był to sentymentalny powrót na wyspę, którą odwiedzała od lat wspólnie ze zmarłym niedawno T. Ł., dla mnie zaś – okazja do tropienia kolejnych wątków mitu śródziemnomorskiego. Ale tutaj, w Heraklionie, znalazłem się tego deszczowego dnia sam, choć może nie całkiem sam, skoro towarzyszył mi Cień… W kawiarni noszącej stosowną nazwę „Kirkor”, na placyku przy fontannie Morosiniego, znaleźliśmy wolny stolik.
Zamówiwszy kieliszek wina i wyrabianą na miejscu bougatsę z nadzieniem serowym, zapaliłem papierosa i próbowałem uporządkować myśli. Cień zaś – jak to cień – milczał znacząco. Był ciekaw moich wrażeń po wizycie w Knossos i w Muzeum Archeologicznym w Heraklionie. Pamiętałem, co pisał w Labiryncie nad morzem: „Otóż malowidła ścienne, jakie ukazały się oczom archeologów odkopujących pałac w Knossos, znajdowały się w bardzo złym stanie, pokryte warstwą popiołu, i za byle dotknięciem rozsypywały się w proch. Leonard Cottrell w książce Byk Minosa mówi, że Sir Arthur Evans, odkrywca Knossos, «słusznie zaangażował znakomitego szwajcarskiego artystę, pana Gilliéron, który posiadał nadzwyczajne uzdolnienia do cierpliwego zbierania razem drobnych, ocalałych fragmentów, wrażliwego i ścisłego odtwarzania tego, co zaginęło, a potem wykonania dokładnej reprodukcji, która była umieszczana na ścianie w miejscu, gdzie znajdował się oryginał». Nie udało mi się nigdzie natknąć na własne prace mistrza Gilliérona czy choćby na wzmianki o tym artyście, ale podejrzewam, że Evans zaangażował go nie z powodu rzekomych talentów, które wychwala Cottrell, ale dlatego, że był posłuszny wizji odkrywcy. Nie bardzo rozumiem, dlaczego fantazje Szwajcara na temat kreteńskich fresków figurują w podręcznikach historii sztuki jako oryginały”.
Cóż, ja też nie rozumiałem, skąd te zachwyty na widok Księcia wśród lilii, skoro z oryginalnego fresku odkrytego przez Evansa zachowały się tylko łydka, część uda, fragment klatki piersiowej ze zgiętą w łokciu prawą ręką i niewielka część bicepsa lewej ręki.
Niczym Gałkiewicz z Ferdydurke nie umiałem pojąć, „jak zachwyca, jeśli nie zachwyca”. Cień nie spuszczał ze mnie oka, licząc na to, że nie poprzestanę na cytowaniu jego własnej książki. Nie zawiodłem go, bo odrobiwszy wcześniej zadaną mi przez niego lectio, „pogrzebałem w literaturze przedmiotu”, by dowiedzieć się czegoś więcej o niejakim Émile’u Gilliéronie. Gdyby Cień miał pod ręką narzędzie w postaci internetu, nie zawracałbym dzisiaj głowy ani jemu, ani Czytelnikom „Księgi Przyjaciół”… Ale nie miał, zatem pora na garść informacji.
Urodzony w 1850 roku w Villeneuve w Szwajcarii, Gilliéron chodził do szkoły w Bazylei, studiował w Akademii Sztuk Pięknych w Monachium, gdzie mógł mijać się na korytarzu z Wojciechem Kossakiem, w latach 1875-1876 terminował w pracowni niejakiego Isidore’a Pilsa w Paryżu, który miał wówczas swoje pięć minut jako wykonawca kilku fresków sufitowych w Opéra Garnier. W 1876 roku Gilliéron wyjechał do Grecji, gdzie przez blisko dwadzieścia lat pracował jako rysownik dla Heinricha Schliemanna i innych archeologów. W 1896 roku zaprojektował serię znaczków pocztowych upamiętniających pierwsze nowożytne igrzyska olimpijskie w Atenach. Uczył rysunku dzieci greckiej rodziny królewskiej i młodego Giorgio de Chirico. W kwietniu 1900 roku zatrudnił go Arthur Evans, który zanotował wówczas w swoim dzienniku, że gdy tylko Gilliéron przybył do Knossos, „natychmiast zaczął układać fragmenty fresków jak puzzle”. Efekty tych układanek oglądać możemy dzisiaj w Muzeum Archeologicznym w Heraklionie, ale na tabliczkach z informacjami o danym fresku nie sposób dopatrzyć się choćby najkrótszej wzmianki o tym, że nie są to oryginalne dzieła wykonane przez Minojczyków…
W 1908 roku do Émile’a Gillierona dołączył jego syn, również Émile, urodzony w 1885 roku w Atenach, świeżo po studiach w paryskiej Académie des Beaux Arts. Co dwie głowy (i para rąk), to nie jedna, układanie puzzli szło więc teraz pełną parą. Ku zadowoleniu Evansa, który w ruinach pałacu w Knossos zaczynał już dostrzegać jego dawnych rezydentów i rezydentki. W jednym ze sprawozdań ze swoich prac, które publikował między innymi londyński „Times”, Evans bez zawstydzenia puszczał wodze wyobraźni: „[…] jak na miniaturowych freskach z Sali Północnej Pałacu, zdawało się nam, że widzimy [we seem to see… (sic! JMK)] damy dworu w ich wspaniałych nowoczesnych strojach ściągniętych w talii i z bufiastymi rękawami, siedzące w grupach i wymieniające spojrzenia z eleganckimi młodzieńcami na dziedzińcu poniżej – czarnookimi, o ciemnych, opadających lokach, o nagich, muskularnych ramionach, z metalowym bogato zdobionym pasem lub haftowaną przepaską na biodrach”.
Jako główni rysownicy i rekonstruktorzy w otoczeniu Evansa, Gilliéronowie byli odpowiedzialni, być może bardziej niż ktokolwiek inny poza samym archeologiem, za mocno podkolorowaną wizję społeczeństwa minojskiego. Z garstki puzzli stworzyli obraz, który odpowiadał współczesnym gustom, a te kształtowała wówczas art nouveau. W autobiografii wydanej w 1974 roku Kenneth Clark stwierdzał uderzające podobieństwo fresków z Knossos do style dix neuf cent [1]. A dużo wcześniej Evelyn Waugh, który odwiedził Knossos i Heraklion pod koniec lat dwudziestych XX wieku, podejrzewał wprost, że rekonstruktorzy fresków musieli naoglądać się okładek „Vogue’a” [2]… Nieco mniej ironicznie, choć równie przekonująco ujmowała to Ludwika Press, zmarła w 2006 roku badaczka antyku i archeolożka, autorka znanej zapewne Cieniowi książki Życie codzienne na Krecie w państwie króla Minosa (PIW 1972): „Malarstwo ścienne na Krecie bardziej przemawia do dzisiejszego człowieka niż inne formy sztuki. Ale między dzisiejszym widzem a oryginalnym dziełem z I tysiąclecia staje niekiedy artysta-konserwator, który z zachowanych fragmentów tworzy nowe jakości” [3].
Z rekonstruowania dzieł sztuki starożytnej na potrzeby archeologów Gilliéronowie – ojciec i syn – uczynili lukratywny interes. Ich pracownia pod nazwą E. Gilliéron et fils działająca w Atenach przy ulicy Skoufa 43 sprzedawała kopie fresków i artefaktów z epoki brązu wykonywanych w modnej wówczas technice galwanoplastyki. Przedsiębiorczy Gilliéronowie współpracowali z Württembergische Metallwarenfabrik (WMF), wiodącym producentem niklowanej zastawy stołowej w Geislingen w Niemczech. Katalog wyrobów ojca i syna, zatytułowany Galwanoplastyczne kopie starożytności mykeńskich i kreteńskich (minojskich) doczekał się dwóch wydań, a poważnym wstępem opatrzył go dr Paul Wolters, dyrektor monachijskiej Gliptoteki i były sekretarz Cesarskiego Niemieckiego Instytutu Archeologicznego w Atenach…
Przed wybuchem I wojny światowej pozłacane kopie mykeńskiego pucharu z Vaphio można było kupić po 75 marek za sztukę. Repliki mieczy mykeńskich firma E. Gilliéron et fils oferowała w cenie 160 marek, ale najdroższymi przedmiotami były głowy byków z Myken. Chętnych nie brakowało. Podróbki trafiały do tak szacownych instytucji, jak South Kensington Museum (obecnie Victoria and Albert Museum), Metropolitan Museum of Art, University College Dublin, Winckelmann Institute, Harvard University, uniwersytet w Montpellier, Ashmolean Museum, Fitzwilliam Museum z Cambridge i do wielu innych.
Cień nadal milczał, choć po jego minie poznałem, że czeka na jeszcze jeden cytat z jego Labiryntu nad morzem, zapewne dlatego, bym pamiętał o proporcjach, bym nie ulegał łatwej pokusie oceniania innych, nawet tych, co kopie biorą za oryginał. Zapaliłem papierosa, sięgnąłem po książkę wydaną w 2000 roku przez Zeszyty Literackie i na stronie 55 przeczytałem: „Nie ma innej drogi do świata, jak tylko droga współczucia”…
Powoli opuszczała mnie złość na Gilliérona i jemu podobnych. Deszcz przestał padać i nad placykiem przy fontannie Morosiniego pokazało się słońce.
Kreta-Bogdany Wielkie, maj-październik 2024
JAN MARIA KŁOCZOWSKI
PS. Szukając informacji o Gilliéronie, korzystałem m.in. z eseju Mary Beard, Knossos: Fakes, Facts, and Mystery, „The New York Review of Books”, 13 sierpnia 2009 oraz z iście detektywistycznej książki Kennetha Lapatina – Mysteries Of The Snake Goddess: Art, Desire, And The Forging Of History, Da Capo Press, Boston 2002.
[1] Por. K. Clark, Another Part of the Wood: A Self Portrait, Londyn, J. Murray, 1974, s. 107.
[2] E. Waugh pisze o tym w swoim dzienniku śródziemnomorskim wydanym w 1930 roku pod znaczącym tytułem Labels [etykiety, naklejki].
[3] Ludwika Press, Z rozważań nad twórcami kultury minojskiej. W: „Studia i materiały archeologiczne” 1995 nr 8, s. 35.