Droga Księgo,
absolutnie zgadzam się, że trzeba studiować Greków. A więc z uwagą przeczytałem Epistolariusz biblioteczny Krzysztofa Bielawskiego z 23 listopada. Fascynująca historia odkrycia cegły z cytatem z Odysei. Dziękuję. Przy okazji pozwalam sobie na jedną uwagę. Autor uważa, że „okołokopy” w przekładzie Józefa Wittlina to ciekawy neologizm. Otóż, nie neologizm, a archaizm (może nawet dla Wittlina nie był jeszcze archaizmem!).
Kiedy napotykam, albo potykam się o takie „okołokopy”, czy rozmaite neologizmy u Leśmiana, zawsze sięgam do Słownika języka polskiego Karłowicza, Kryńskiego i Niedźwiedzkiego (tak zwanego „warszawskiego”) z początku XX wieku. I tam często znajduję osobliwe słowa, które nawet już wówczas uważano za wyszłe z obiegu. Tak i w tym przypadku.

Cytuję (tom III, Warszawa 1904): „Okołokop – linia obronna zewnętrzna, która otacza warownię, zasłania przeznaczone do opasania jej obozy cząstkowe i która ma za cel wzbranianie, ażeby żaden oddział nie nie mógł wejść do twierdzy dla wzmocnienia załogi”. (Tu hasło odsyła do wcześniejszego „słownika wileńskiego”).
Słownik warszawski to pouczająca i wzruszająca lektura, a zasmucająca o tyle, że widać, ile słów w ciągu stu lat z okładem zgubiliśmy. Zresztą chodzi nie tylko o słowa, ale o subtelności świata doświadczanego.
Miejsce, gdzie powstawał ten słownik to była jeszcze przebogata słowiarnia. No tak, muszę wyjaśnić, że ówczesna „słowiarnia” (przez analogię ze „spiżarnią”) to po naszemu pracownia leksykograficzna.
Sztuczna inteligencja nie jest w stanie objąć takiego zasobu. Może nigdy nam go nie odbierze. I w tym cała nadzieja.
Z uszanowaniem
PIOTR MITZNER