Był pisarzem i filozofem, spisywał opowieści i mity starej kultury Hucułów, szukał prawdy i dzielił się z czytelnikami swoją mądrością. Liczne jego eseje, jakkolwiek erudycyjne, nie należą do książkowych i szeleszczących papierem, słychać w nich głos i śmiech autora. Vincenz bowiem nigdy nie naucza ex cathedra, szuka z czytelnikiem innego porozumienia, zachęca nas do zaprzyjaźnienia się z Sokratesem, Platonem, Dantem, Mickiewiczem – nawet jeżeli nie będą znali odpowiedzi na wszystkie nasze pytania, na pewno nie zbędą nas propagandowym frazesem czy kłamstwem.
Znane powiedzenie Sokratesa, przekazane przez Ksenofonta: „Jestem nie tylko z Aten, jestem ze świata”, mogłoby doskonale odzwierciedlać drogę życia Vincenza, gdyby pod słowo „Ateny” podstawić „Słoboda Rungurska”. Tam właśnie, na Pokuciu w Galicji Wschodniej, 30 listopada 1888 roku przyszedł na świat Stanisław Vincenz [1]. Był synem Feliksa Vincenza, przemysłowca naftowego, i Zofii z Przybyłowskich, córki właściciela ziemskiego. Jako dziecko mieszkał na przemian w Słobodzie Rungurskiej i w majątku dziadka Przybyłowskiego w Krzyworówni nad Czeremoszem. Przybyłowscy byli polskimi ziemianami osiadłymi na ziemiach pogranicznych, zamieszkanych przez Hucułów, Ukraińców, Polaków, Żydów, Rumunów, Ormian i inne nacje, wśród których wzrastał Stanisław Vincenz. Nauki początkowe pobierał w domu. Dużą rolę na wczesnym etapie jego życia – i nie bez konsekwencji dla dalszego – odegrała niania Połahna, chłopka z Krzyworówni, która nauczyła go gwary huculskiej. „Mój język dzieciństwa – mówił pisarz po latach – nie jest macierzysty, tylko nianiowaty, tj. Połahny, ukraiński. Kiedy jakiś głos wewnętrzny dyktuje mi, co mam pisać, to zawsze w języku niani” [2]. Przyswajaniu sobie gwary huculskiej i języka ukraińskiego, przebiegającej równolegle z nauką francuskiego, towarzyszyły przestrogi Połahny: „Szje budesz maty czjes howoryty panskymy jezykamy, a teper howory po ludsky. Taj pamiataj donyku abys nykoły ludskoho jezyka ne zabuwaw!” [3]. O tym, że pisarz przestrogi posłuchał, świadczy książka Na wysokiej połoninie, bo – jak wspominał autor – zanim jakąś stronę napisał, obmyślał ją w języku ludzkim [4].
Do gimnazjum uczęszczał najpierw w Kołomyi (1898–1904), potem w Stryju (1904/05), gdzie zaprzyjaźnił się z Wilamem Horzycą (poświęci mu wspomnienie Navigare necesse est) i należał do konspiracyjnego kółka samokształceniowego, prowadzonego przez Stefana Vrtela-Wierczyńskiego. Naukę gimnazjalną dokończył w Kołomyi – tam w 1906 roku zdał maturę. Lata szkolne rozbudziły w nim zainteresowania filozoficzne, zamiłowanie do kultury greckiej, w której najważniejsze miejsca zajmowali Homer, Sokrates i Platon. Podjął studia na Uniwersytecie Wiedeńskim, poprzedzone jednym semestrem na Uniwersytecie Lwowskim. W Wiedniu studiował kolejno biologię (1906/07), prawo (1907/08), filologię słowiańską, sanskryt i psychiatrię (1908/09) oraz filozofię (1909–1911 i od 1912, po odbyciu służby wojskowej w Wiedniu). Jednym z wykładowców filozofii był Friedrich Wilhelm Foerster, chrześcijański pedagog i socjolog, którego po latach Vincenz wspominał z podziwem w szkicu Z dziejów walki ideowej. Wiedeńskie studia zwieńczone zostały dysertacją doktorską pod tytułem Filozofia religii Hegla i jej wpływ na Feuerbacha, na jej podstawie w 1914 roku Vincenz uzyskał doktorat z filozofii. Pracował nad rozprawą habilitacyjną zatytułowaną Hegel w Polsce i w Rosji, spłonęła ona jednak w 1915 w pożarze dworu w Krzyworówni w czasie działań wojennych.
Fot. Claude Huber, Lausanne 1966
W Wiedniu poznał Helenę Loeventon, Rosjankę, z którą ożenił się w roku 1911 lub 1912 [5] w Odessie, gdzie mieszkali rodzice Leny. Z tego związku w 1915 roku narodził się syn, Stanisław Aleksander. Małżeństwo w 1921 roku zostało unieważnione [6].
Przed wybuchem I wojny światowej odbywał służbę wojskową w wojsku austriackim, w 24. Pułku Kołomyjskim. Kiedy wybuchła wojna, został zwolniony ze względu na zły stan zdrowia – i dzięki interwencji rodziny. Wrócił do Słobody Rungurskiej, a jesienią 1915 roku został ponownie zmobilizowany. Wysłano go na front włoski. Od jesieni 1916 do listopada 1918 roku stacjonował we Lwowie. Pod koniec 1919 roku zgłosił się do Wojska Polskiego. Powierzono mu funkcję wykładowcy literatury polskiej w Korpusie Kadetów w Modlinie, a następnie referenta oświatowego przy sztabie VI Armii oraz redaktora „Tygodnika VI Armii”. W 1922 roku został zdemobilizowany w randze kapitana.
Nie lubił wracać pamięcią do czasów wojny, doświadczenia z frontu nie znalazły też odzwierciedlenia w jego twórczości. Na lata wojny przypada za to początek działalności przekładowej Vincenza: przetłumaczył w 1917 roku opowiadanie Dostojewskiego Sen śmiesznego człowieka, które ukazało się w prasie lwowskiej, a także książkę Williama Jamesa Human Immorality – niestety, przygotowany do druku egzemplarz zaginął w 1921 roku w Towarzystwie Wydawniczym „Ignis”. Oficyna ta wydała w 1921 roku Trzy poematy Walta Whitmana w przekładzie Vincenza i z jego wstępem (niepodpisanym). W tym samym roku na łamach pisma „Naród” ukazał się jego artykuł pod tytułem Religia Walta Whitmana (nr 23). Postać duchowego patrona transcendentalistów powróci w twórczości Vincenza w szkicu Walt Whitman – poeta Ameryki. Nad przekładami autora tomu Źdźbła trawy Vincenz pochylał się z przyszłą drugą żoną, Ireną, pochodzącą ze zasymilowanej krakowskiej rodziny żydowskiej Eisenmannów. Jak podaje biografka pisarza – Irena już w roku 1918 pomagała mu wyszukiwać słówka do tłumaczenia poematów. „O jednym ze spotkań zakochanej pary mówi wspomnienie Ireny Vincenzowej, w dużym stopniu ukazujące jej charakter – pisze Mirosława Ołdakowska-Kuflowa. – Oboje, Irena i Stanisław, nie mieli tego dnia pieniędzy, jednak postanowili razem pójść na obiad. W tym celu Irena zastawiła pierścionek czy też zegarek. W drodze do restauracji mijali księgarnię, gdzie na wystawie stał tom poezji Tarasa Szewczenki, poety zupełnie nieznanego ukochanej Vincenza. «Co, ty nie wiesz, kto to był Szewczenko?» – oburzył się wielbiciel jego poezji. Zdecydował zaraz, iż muszą koniecznie kupić utwory ukraińskiego poety. Zamiast pójść na obiad, usiedli na ławce i Vincenz czytał swej przyszłej żonie poezje” [7]. Ślub Ireny i Stanisława Vincenzów odbył się w październiku w 1923 roku we Lwowie; z ich związku narodziło się dwoje dzieci: Andrzej i Barbara. Jeśli chodzi o aktywność publicystyczną i społeczną Vincenza w tym czasie, trzeba wspomnieć, że w 1922 roku redagował we Lwowie tygodnik „Nowe Czasy”, a latach 1922–1923 działał w PSL „Wyzwolenie”.
Jeszcze przed narodzinami córki, która przyszła na świat w lutym 1924 roku, rodzina przeprowadziła się do Milanówka. Pod Warszawą Vincenzowie mieszkali najwyżej cztery lata, następnie przenieśli się do stolicy, do mieszkania w Alejach Ujazdowskich [8]. Pisarz w 1923 roku nawiązał współpracę z warszawskim miesięcznikiem „Droga”, w którym do 1929 roku zamieszczał artykuły poświęcone literaturze i filozofii religii, a także przekłady (w numerze 4–5 z 1927 roku ogłosił tłumaczenia poezji Walta Whitmana); w latach 1927–1928 był redaktorem tego pisma (w 1928 roku wspólnie z Wilamem Horzycą). W tym czasie zafascynowały go prace szwajcarskiego filozofa, Rudolfa Marii Holzapfla, głoszącego potrzebę zintegrowania ideałów etycznych, artystycznych i religijnych, a także naukowych (sam był uczniem fizyków Ernsta Macha i Richarda Avenariusa). W 1925 roku Vincenz nawiązał z nim naukowe kontakty. Na łamach „Drogi” zamieścił trzy artykuły poświęcone filozofowi: Zwiastun nowej przyszłości (1925 nr 1), Horyzonty walki (1925 nr 2) oraz Zagadnienia etyki nowoczesnej: Holzapfel – Abramowski (1929 nr 6). W tym czasie wspólnie z Izydorem Blumenfeldem tłumaczył dzieło Holzapfla Wszechideał [9]. W latach dwudziestych kilkakrotnie gościł go w Słobodzie Rungurskiej, jeździł także do Szwajcarii na spotkania koła panidealistów, jakie powstało wokół Holzapfla. W trakcie spotkań w Słobodzie Vincenz opowiadał o kulturze Hucułów, prezentując swoje bogate zbiory etnograficzne. Holzapfel – pod wrażeniem daru narracji Vincenza i jego intelektualnej oryginalności – namówił go do spisania gawęd, przyczyniając się w ten sposób do powstania opus magnum polskiego pisarza – cyklu Na wysokiej połoninie [10].
„Droga”, reprezentująca formację piłsudczykowską, pod redakcją Vincenza i Horzycy stała się pismem, które publikowało autorów najwyższej klasy, szukając nie tylko wybitnych intelektualistów, ale także autorytetów moralnych. Wśród autorów polskich pojawiają się: Stanisław Brzozowski, Tadeusz Zieliński, Henryk Elzenberg, Aleksander Hertz, Józef Czechowicz, Jerzy Liebert. Drukowano także artykuły Bertranda Russella, Juliena Greena, Georges’a Bernanosa. Publikacjom często towarzyszyły osobiste kontakty Stanisława Vincenza z autorami. „Tak było nie tylko z Hansem Zbindenem czy Romainem Rollandem, których redaktor «Drogi» poznał w kręgu holzapflistów, ale też z Herbertem Georgem Wellsem, u którego redaktor «Drogi» był gościem w Anglii latem 1928 roku, Thomasem Mannem, którego odwiedził w Niemczech, Konstantinem Balmontem. Wielkim wydarzeniem dla całego środowiska był przyjazd do Warszawy Chestertona i spotkanie z nim w PEN Clubie” [11]. Vincenz, który był członkiem Polskiego PEN Clubu, przez całe dwudziestolecie międzywojenne aktywnie uczestniczył w jego działalności.
Ojciec Vincenza był właścicielem szybów naftowych w Słobodzie Rungurskiej. Złoże początkowo bardzo wydajne, w latach dwudziestych było już bliskie wyczerpania. Vincenz nie urodził się nafciarzem, a wschodniogalicyjski boom naftowy, o którym pisali Ukraińcy i Polacy, nie interesował go nawet jako temat literacki. Nie znaczy to, że pozostał całkowicie obojętny wobec przemysłowych tradycji rodziny. Od samego pisarza wiemy, że sprzedawał karpackie drewno do Anglii. Przez krótki czas był współwłaścicielem (wraz ze swoim bratem Kazimierzem Vincenzem i udziałowcem Adolfem Lantnerem) rodzinnej firmy przemysłowo-handlowej o nazwie Produkcja, która prócz własnej działalności (wydobycie i handel ropą naftową i jej pochodnymi) trudniła się sprzedażą produktów Państwowej Fabryki Olejów Mineralnych Polmin z Drohobycza. Na tle rozliczeń między obydwiema firmami doszło do konfliktu. Polmin mający za sobą aparat państwa zerwał negocjacje i oskarżył właścicieli Produkcji o defraudację ponad miliona zł. W ten sposób pisarz stał się oskarżonym w procesie karnym, który rozpoczął się na początku 1931 roku w Sądzie Okręgowym we Lwowie. Sąd powołał biegłego, który szczegółowo zbadał księgi handlowe obydwu firm, a także rachunki bankowe oskarżonych. Po półrocznym procesie sąd ferował wyrok uniewinniający oskarżonych. W tradycji rodzinnej utrwaliło się przekonanie, że proces miał podłoże polityczne. Stanisław Vincenz wykazywał wówczas zdecydowany krytycyzm wobec rządzącego obozu belwederskiego (zwłaszcza jego konfrontacyjnej polityki wobec mniejszości etnicznych), wystąpił z redakcji piłsudczykowskiego miesięcznika „Droga”. Ponadto od początku lat trzydziestych w następstwie kryzysu gospodarczego zagłębie roponośne w okolicach Borysławia nękane było strajkami i niepokojami społecznymi. Władze szukały kozła ofiarnego, defraudantów grosza publicznego, których można by obciążyć przynajmniej częściowo odpowiedzialnością za nędzę i bezrobocie [12].
W 1930 roku Vincenzowie wyprowadzili się z Warszawy do Worochty. Nie pozostali tam długo – willa, w której zamieszkali, uległa zniszczeniu w pożarze. Zdecydowali osiedlić się w Bystrzecu, wiosce, położonej w samym sercu Huculszczyzny, u stóp Czarnohory, pięćdziesiąt kilometrów od Słobody Rungurskiej, nad potokiem będącym dopływem Czarnego Czeremoszu. Z okien widoczny był masyw Czarnohory, przed domem znajdowały się rabaty, a schodki prowadziły na położoną niżej łąkę. Od południa i zachodu teren opływał potok, od strony północnej rósł las. Surowość przyrody i sąsiedztwo Hucułów pielęgnujących archaiczną kulturę i potrafiących żyć w harmonii z naturą sprawiało, że Bystrzec był dla Vincenza idealnym miejscem do pracy nad połonińskim cyklem. Tam powstał pierwszy tom dzieła Na wysokiej połoninie. Prawda starowieku, który ukazał się w roku 1936 w wydawnictwie Rój. Zamysł kolejnych „pasm”, jak nazywał pisarz części swego dzieła – również zrodził się w Bystrzecu [13].
W tym czasie publikował także artykuły o kulturze ludowej i Hucułach; ukazywały się one w czasopismach „Pion”(1934–1936), „Ziemia” (1935) i „Złoty Szlak” (1938). Często w swoich tekstach przywoływał także świat żydowski, znany z dzieciństwa, wykazując wielką znajomość jego kultury i umysłowości.
Po agresji dwóch państw totalitarnych na Polskę pisarz, wraz ze starszym synem Stanisławem, z Jerzym Stempowskim i pewnym kapitanem Wojska Polskiego, przekroczył 18 września 1939 roku granicę węgierską. Stempowski miał przy sobie Księcia Machiavellego, a Vincenz – Boska Komedię. Pod koniec października obaj Vincenzowie powrócili, by zabrać pozostałą rodzinę, zostali wówczas aresztowani przez NKWD i osadzeni w więzieniu w Żabiem, a potem w Stanisławowie. W celi więziennej pisarz uczył się hebrajskiego. Pobyt w areszcie opisał w Dialogach z Sowietami. Zwolniony po siedmiu tygodniach, spędził zimę na Huculszczyźnie. Wiosną 1940 roku przedostał się wraz z rodziną na Węgry, gdzie przebywał do końca wojny, mieszkając najpierw w Budapeszcie, a potem do połowy kwietnia 1946 roku we wsi Nógrádverőce w zakolu Dunaju; utrzymywał się z zasiłków rządu węgierskiego. Zbliżył się do kultury węgierskiej, poznał język i ludzi. Tłumaczył poetów węgierskich (np. Lajosa Áprilyego). Nie tylko sam starał się poznać kulturę kraju, w którym się znalazł, ale zachęcał do tego także znajdujących się w podobnej sytuacji rodaków: „Jesteśmy na Węgrzech, poznajmy wszyscy, jak nas na to stać, język węgierski […]. Poznajmy w dalszym ciągu literaturę i sztukę, obyczaj i rzetelną twórczość ludową. Poznajmy dostępne nam gałęzie gospodarki, poza tym to, co każdego z nas interesuje, ale tak gruntownie, by ten na razie stracony dla służby własnemu krajowi okres życia miał usprawiedliwienie w tym, czegośmy się nauczyli, a co może się później przydać w zacieśnieniu więzów między oboma krajami” (Hungarica. Dar przyjaźni). Zgodnie z tym przekonaniem, brał udział w polskim i węgierskim życiu społeczno-kulturalnym; był prezesem Komisji Oświatowej Komitetu Obywatelskiego Opieki nad Uchodźcami Polskimi, doradcą literackim wydawnictwa Biblioteka Polska i czasopisma „Tygodnik Polski”(1943–1944). Prozę, artykuły i przekłady z języka węgierskiego ogłaszał w pismach „Wieści Polskie” (1940/41, 1943, 1944), „Nasza Świetlica. Materiały Obozowe” (1941), „Rocznik Polski. Kalendarz Polaka na Węgrzech” (1941–1943), „Tygodnik Polski” (1943). Próbą zrozumienia narodowego charakteru Węgrów i odczytania węgierskiej historii w ścisłym zespoleniu w naturą są eseje Brama do Węgier i Pole bobrowe, ogłoszone w „Tygodniku Polskim” w Budapeszcie w 1943 roku, drukowane później pod wspólnym tytułem Krajobraz jako tło dziejów. Sam będąc uchodźcą w czasie wojny, uczestniczył w akcjach pomocy ukrywającym się Żydom, za co pośmiertnie otrzymał medal „Sprawiedliwy wśród Narodów Świata”, przyznany przez Instytut Pamięci Narodowej Yad Vashem w Jerozolimie.
Wiosną 1946 roku przedostał się z rodziną do Austrii; zatrzymał się najpierw w Wiedniu, a w czerwcu 1946 roku w Salzburgu, skąd nielegalnie – przy pomocy Andrzeja Vincenza i Konstantego Aleksandra Jeleńskiego, w owym czasie podporucznika Wojska Polskiego – wyjechał do Quackenbrück w Niemczech. Po latach Jeleński wspominał: „Przez cały rok zachodziłem wieczorami na pięterko naszego hotelu-falansteru do państwa Vincenzów (wraz z kolegami, wśród których byli żyjący na równej stopie szeregowi i oficerowie, redaktorzy, zecerzy, szoferzy) i słuchałem niezrównanych opowiadań «Doktora»” […]. Szczodrość intelektualna Stanisława Vincenza była przeciwieństwem tak wielu pisarzy, którzy zasobami swymi gospodarują oszczędnie, co najlepsze zachowując nie dla rozmówcy, a dla czytelnika [14]. W Quackenbrück Vincenz współpracował z wydawanymi tam pismami, z którymi związany był także Jeleński: „Dziennikiem Żołnierza 1. Dywizji Pancernej” i z literackim periodykiem „Salamandra” (1946–1947). W tym ostatnim ogłosił między innymi fragment powieści Powojenne perypetie Sokratesa. Po roku pobytu w Quackenbrück przeniósł się z rodziną na południe Francji, najpierw do alpejskiego uzdrowiska Uriage-les-Bains, a w lutym 1949 roku – do Grenoble.
Vincenzowie nie starali się o obywatelstwo kraju osiedlenia – zachowali status uchodźców. Utrzymywali się dzięki wsparciu przyjaciół i dorosłych dzieci, z czasem otrzymali niewielką rentę socjalną, która była ich jedynym stałym źródłem dochodów. W liście do Paula Cazina z Uriage-les-Bains datowanym 1 stycznia 1949 roku Stanisław Vincenz pisał: „Trzymam się jako tako na «powierzchni», która może dla niejednego byłaby już dnem, dzięki pomocy mych przyjaciół – i to przeważnie nie ziomków, i dzięki mej hardej czarnohorskiej naturze, która przyjmuje wyzwania losu śmiało, nawet pogodnie – dopóki zdrowie służy. Bo cóż nam się jeszcze może stać? […] ktoś, kto jest wykorzeniony z własnej ziemi, może wszystko znieść łatwiej niż na własnej ziemi i we własnym domu. Rozumiem to dobrze” [15].
Choć daleko od rodzinnych stron, nie czuł się jednak wyobcowany – przeciwnie: głębokie zakorzenienie w kulturze europejskiej sprawiało, że we Francji czuł się jak u siebie. „Jedną z ulubionych sentencji Vincenza – pisze jego biografka – było stwierdzenie, że nigdzie nie ma «czużyzny», czyli obczyzny. […] w jakichkolwiek warunkach się znalazł, czy było to w czasie wojny na Węgrzech, czy w powojennych Niemczech, czy w Uriage-les-Bains, natychmiast podejmował swą intelektualną i twórczą aktywność. Postawę tę w dużej mierze umożliwiała ofiarność jego żony, która większość przyziemnych bytowych obowiązków brała na siebie i czyniła wszystko, by stworzyć mężowi jak najlepsze warunki do pracy” [16]. Trzecie „pasmo” dzieła Vincenza, Listy z nieba, w dużej mierze powstało w Uriage-les-Bains. Vincenz nie tylko pracował tam nad Połoniną, ale także zorganizował klub dyskusyjny, co więcej – zaczął się uczyć arabskiego, żeby czytać w tym języku, co uznał za niezbędne przy studiowaniu rozwoju wyobrażeń eschatologicznych w islamie. Z książki hiszpańskiego arabisty Miguela Asína Palaciosa La escatología musulmana en la Divina Comedia robił dokładne wyciągi, zamierzając prześledzić wpływy islamu na Boską Komedię Dantego. Włoski poeta-wygnaniec był mu równie bliski jak tułacz Odyseusz. Jednak w przeciwieństwie do bohatera Homerowego eposu, „Dante znalazł swą ojczyznę w świecie” – napisał Vincenz w eseju Czym może być dziś dla nas Dante, ujmując w tych słowach także własny los. Planował napisać monografię Dantego, obliczał jej objętość na co najmniej pięćset stron. Esej Czym może być dziś dla nas Dante był pierwotnie wykładem, z którym autor wystąpił przed szwajcarską publicznością w Zurychu i Bernie jesienią 1948 roku. Drukiem ukazał się na łamach „Kultury” 1949 nr 4/21–5/22.
Współpracę z Jerzym Giedroyciem Vincenz nawiązał w grudniu 1946 roku, a od następnego roku zaczął ogłaszać w „Kulturze” eseje, artykuły i wspomnienia. Z inicjatywą wyszedł Redaktor, a pisarz w liście nawiązał do spotkania w latach trzydziestych: „Bardzo dobrze mam w pamięci nie tylko ujmującą postać Pana, ale także wielkie zalety Pańskie jako wydawcy, inspiratora i umysłu politycznego” [17].
Pierwszy tekst Vincenza, proza Śmierć leśna, fragment połonińskiego cyklu, znalazł się już w drugim numerze „Kultury” (1947 nr 2–3). W kolejnych latach ukazały się jeszcze inne fragmenty tetralogii Na wysokiej połoninie, ponadto między innymi esej Rocznice Gandhiego. Nie wszystkie propozycje Vincenza zostały przyjęte – przykładem jest ta, którą przedstawił Redaktorowi w marcu 1952 roku: „Przygotowałem […] przekład listów łacińskich Dantego, które zaopatrzone zwięzłym, lecz wymownym wstępem historycznym, mogłyby zająć w «Kulturze» co najwyżej 20 stronic pt. Listy z wygnania. W owych czasach pokolenie za pokoleniem, grupa za grupą znajdowały się na wygnaniu i wcale to nie było bezpłodne. Rzuca to pewne światło i może promień otuchy na stosunki obecne. Poza tym Listy Dantego, o ile mi wiadomo, nie ukazały się dotąd po polsku, zatem to miałoby jeszcze znaczenie poboczne, że «Kultura» wcale nie ustępuje pierwszeństwa wydawnictwom krajowym w przyswajaniu językowi polskiemu dzieł i pomników ważnych” [18]. Giedroyc autora powstrzymał, pisząc, że Jerzy Stempowski planuje przygotowanie antologii utworów klasycznych traktujących o emigracji, w której przewiduje również listy Dantego [19]. Ostatecznie pomysł nie doczekał się realizacji.
Vincenz ogłaszał artykuły również w innych pismach emigracyjnych, m.in. w „Kronice” wydawanej w Eppstein w Niemczech (1946–1947), „W drodze” (Paryż, 1964–1965) i w londyńskich „Wiadomościach” (stale od 1965), w których w 1965 roku ukazywał się cykl pod tytułem Dialogi z Sowietami na najniższym szczeblu, a w latach 1966–1968 cykl artykułów wspomnieniowych, które złożyły się na Dialogi lwowskie.
Od 1950 roku Vincenzowie każdego lata przenosili się z Grenoble do wiejskiego domu w La Combe. Podalpejska wioska, wznosząca się na Izerą, szybko stała się miejscem, do którego – jak wcześniej do Słobody Rungurskiej, jak do Bystrzeca – zaczęli przyjeżdżać przyjaciele i znajomi Vincenza. Kiedy w lutym 1951 roku Czesław Miłosz, wówczas attaché w ambasadzie polskiej w Paryżu, zerwał z rządem komunistycznym, zamieszkał w domu „Kultury” w Maisons-Laffitte. Nawiedzająca go malaise sprawiała, że bywał trudnym współlokatorem i Giedroyc wpadł na pomysł, aby wysłać go do Vincenza, którego talenty terapeutyczne wysoko cenił. Do Wittlina pisał, że autor Na wysokiej połoninie„odgrywa rolę wielkiego spowiednika, coraz ktoś z nas jeździ do Grenoble na rekolekcje. Naprawdę w towarzystwie tego człowieka, jego dobroci i mądrości, nabiera się trochę wiary w życie i ludzi” [20]. Miłosz nie tylko wyleczył się w La Combe ze swojej malaise, odzyskał równowagę wewnętrzną i nabrał ochoty do pisania, ale również zaprzyjaźnił się z Ireną i Stanisławem Vincenzami. Fascynacja poety osobowością autora Na wysokiej połoninie przetrwa długie lata. Będzie zabiegał o wydanie tetralogii w Instytucie Literackim (do czego nie dojdzie z braku dotacji) [21], orędował za publikacją tomu esejów, który ukaże się pod tytułem Po stronie pamięci w ramach Biblioteki „Kultury” w połowie 1965 roku. Miłosz pierwszy dostrzeże nie tylko rangę duchowego przesłania Vincenza, ale i urodę oraz funkcjonalność jego poetyki (której Giedroyc nie zawsze rozumiał [22]).
W eseju La Combe, napisanym z okazji siedemdziesiątych urodzin Stanisława Vincenza, Miłosz zastanawiał się nad fenomenem jego osobowości, przyciągającej do niego tak różnych ludzi, jak syn rabina z Żabiego, Saksończyk z Siedmiogrodu, rumuński góral z Karpat czy szwajcarska filozofka Jeanne Hersch [23], której rodzice pochodzili w Wilna. Vincenz – zauważył poeta – reprezentuje rzadki gatunek, „któremu wiedza humanistyczna zawdzięcza swoje najwyższe osiągnięcia: prywatnego myśliciela, przerzucającego pomosty pomiędzy różnymi dyscyplinami, posługującego się czytanym po grecku Homerem w swoich rozważaniach nad herosami Karpat, niechętnego dyskusjom o historiozofii w oderwaniu od filozofii pasterzy”. Jednakże – dodawał – niezależność w przerzucaniu pomostów zdobywa się tylko za cenę wyrzeczenia. „Czyż wstyd się przyznać, że na stole w La Combe nie było nieraz nic prócz pomidorów i polenty? Każdemu według jego zasług. Komu pieniądze i obroża. Komu pomidory i polenta, ale i nieustający entuzjazm dla dzieł, myśli, ludzi” [24]. „Podpatrywałem sekret Vincenza – pisał w eseju La Combe. – Miałem przed sobą kogoś, kto za jednym zamachem obalał dwie rozdęte mitologie. Również tę mniejszą, lamentujących «tułaczy», gotowych zmarnować całe życie na tymczasowość i oczekiwanie powrotu (powrotu do czego?), byle udawać, że nie są, gdzie są. Jego sekretem była ta sama rewerencja dla ognia, chleba, oliwy i wina, której brak jest załamaniem prawa i wystarcza, żeby wiele z dumnych prób obrócić w nicość. Znikąd nie był wygnany. Żaden anioł nie stał za nim w bramie z obwieszczeniem, że musimy wybrać albo zupełną bierność, albo ścigać Erę jak psy metalowego zająca. Dokoła rozpościerała się ziemia, dostateczna, bo wyposażona we wszystko, co nam jest potrzebne do codziennego podziwu” [25].
W roku 1962 w La Combe i w Grenoble Vincenz pracował nad esejami z cyklu Kallirrhoe, w których podjął temat arcydzieł literatury światowej i odzwierciedlających się w nich archetypów. Cykl Kallirrhoe pomyślany został jako wykłady, które autor miał wygłosić w Stanach Zjednoczonych. Dyktował je wprost w języku angielskim młodej Amerykance z San Francisco. Z planowanych siedemnastu esejów powstało siedem. Kiedy pojawiła się realna szansa wyjazdu do Stanów, stan zdrowia nie pozwolił Vincenzowi na realizację dalekiej podróży. W 1964 roku, zagrożony chorobą reumatyczną, przeniósł się do Pully koło Lozanny.
Vincenz kilkakrotnie wyróżniony był nagrodami. Za zasługi dla dobra kultury polskiej został w 1938 roku odznaczony Krzyżem Kawalerskim Orderu Odrodzenia Polski i uhonorowany Złotym Wawrzynem Polskiej Akademii Literatury. Za twórczość literacką i przekładową po wojnie otrzymał nagrodę literacką w Palermo (1958), nagrodę Fundacji A. Zabłockiego przyznawaną przez Związek Pisarzy Polskich na Obczyźnie (1960), nagrodę wydawnictwa Roy Publishers w Nowym Jorku (1964) i Fundacji Alfreda Jurzykowskiego w Nowym Jorku (1966).
Zmarł 28 stycznia 1971 w Lozannie. Na ręce rodziny nadeszło prawie sto telegramów kondolencyjnych, wiele od wybitnych przedstawicieli świata kultury. W krajowej prasie pożegnał go Jarosław Iwaszkiewicz, który po niemal pół wieku od wizyty u Vincenza w Słobodzie Rungurskiej, napisał z wdzięcznością i podziwem: „Od niego usłyszałem po raz pierwszy o Wittgensteinie i Holzapflu – i chyba już więcej tak wnikliwych i tak detalicznych przekazów o nich nie słyszałem. Ta mieszanina ludowo-filozoficzna była jednym z największych uroków tego niezwykłego człowieka, który tylko drobną część swej wiedzy i talentu przekazał nam w druku” [26]. Stanisław Vincenz został pochowany na cmentarzu w Pully, a w 1991 roku – po śmierci Ireny Vincenzowej – prochy obojga złożono na Cmentarzu Salwatorskim w Krakowie.
٭
Zarówno w huculskim cyklu powieściowym Na wysokiej połoninie, jak i w esejach spisywał Vincenz przygody myślącego Europejczyka XX wieku. W tym stuleciu radykalnej krytyki humanizmu, w epoce ludobójstwa nie stracił wiary w człowieka, upierał się przy kilku zasadach, jedne wyczytał u starożytnych Greków i w Ewangeliach, innych nauczył się od chasydów i górali karpackich. Był chrześcijaninem, człowiekiem wielkodusznym i szczodrym, obdarowywał, nie oczekując rewanżu, zapraszał i gościł nawet wtedy, gdy sam był tułaczem. Swoich nauczycieli, słuchaczy i czytelników otaczał przyjaźnią. W epoce dogmatyzmu, cenzury i policyjnego prześladowania wolnej myśli nie stracił wiary w dialog i perswazję, w reprezentancie odmiennego światopoglądu widział partnera do dyskusji. Bohaterowie jego książek wciąż ze sobą rozmawiają, choć nie brak im zajęć. Senior bałagułów kołomyjskich Bjumen Petranker, jeden z bohaterów Barwinkowego wianka, wypowiada ważną dla Vincenza naukę: „Jeśli dwóch kłóci się, a jeden ma rzetelnych 55 procent racji, to bardzo dobrze i nie ma co się szarpać. A kto ma 60 procent racji? To ślicznie, to wielkie szczęście, i niech Panu Bogu dziękuje. A co by powiedzieć o 75 procentach racji? Mądrzy ludzie powiadają, że jest to bardzo podejrzane. No, a co o 100 procentach? Taki, co mówi, że ma 100 procent racji, to paskudny gwałtownik, straszny rabuśnik, największy łajdak”.
Kto nie rozumie przypowieści Bjumena Petrankera, temu przesłanki postawy moralnej Vincenza pozostaną obce. Przypowieść ta uświadamia nam także, jak osobnym i silnym głosem jest Vincenz w naszej dwudziestowiecznej literaturze. Pierwsze szkice i eseje zamieszczał na łamach prasy kulturalnej w okresie dwudziestolecia międzywojennego (głównie w miesięczniku „Droga”). Również w czasie wojny, na Węgrzech, powstało kilka znakomitych tekstów, ale rozkwit eseistyki Vincenza przypada po roku 1945. Eseje powstają równocześnie z kolejnymi tomami tetralogii Na wysokiej połoninie, obok Dialogów z Sowietami, Powojennych perypetii Sokratesa. Nie stanowią jednak twórczości marginesowej, są komentarzem do czasów współczesnych oraz autokomentarzem do dzieł fabularnych i wspomnieniowych. Niektóre powstają jako wstępy do zamierzonych, ale nigdy nienapisanych książek (na przykład esej Czym może być dziś dla nas Dante). Pasjonowała Vincenza kultura starożytnej Grecji (Homer, Sokrates, Platon, Pauzaniasz), dzieło Dantego, działalność i nauka Gandhiego, twórczość romantyków polskich, kultura ludowa, karpaccy chasydzi. Już ta niepełna lista wzbudzić może podejrzenie zainteresowań tyleż różnorodnych co powierzchownych. Nic bardziej mylnego. W eseju istotna jest nie tylko gruntowna wiedza (choć esej nie aspiruje do miana studium naukowego), lecz również sposób, w jaki autor nawiązuje kontakt z rzeczywistością, rozpoznaje i ocenia jej rozliczne aspekty. Dlatego ważniejsze jest nie pytanie, jaki zakres miała na przykład wiedza dantologiczna Vincenza, lecz raczej kwestia inna: dlaczego właśnie Dantemu tyle uwagi poświęcał, co istotnego dla ludzi współczesnych odnalazł w jego dziele? Vincenz stawia pytania dotyczące sensu twórczości, jej społecznego sposobu istnienia, przemian i trwałości kodeksu etycznego, roli tradycji, relacji między przeszłością a teraźniejszością. Dla autora Na wysokiej połoninie kultura utrwala i wyraża najgłębsze dążenia człowieka: do porozumienia, do afirmacji świata, do piękna, do solidarności, przezwyciężenia lęku przed nicością, do Boga. Kultura to kumulująca się w czasie pozytywna samowiedza ludzkości. Twórczość powstaje dzięki przeczuciu transcendencji. W napisanym w roku 1938 eseju Uwagi o kulturze ludowej Vincenz zdecydowanie stwierdza: „[…] nie jest najważniejsze to całe natężone czuwanie, te szkoły, uniwersytety i cała świadoma systematyka i technika materialna i umysłowa”. Dalej eseista powie wprost, że odkrycie i zrozumienie kultur prymitywnych (ludowych) może przynieść ratunek cywilizacji nowoczesnej, to jest czasom „największego rozbicia, rozbratu i rozłamu sił duchowych”, „sekciarstwa kulturalnego”, „rozkawałkowania człowieka na kruszyny”, gdyż zbliża nas do przeniknięcia tajemnicy „jedności człowieka w różnych kulturach”. Kultura ludowa ujawni wtedy swoją siłę i przewagę nad kulturą oficjalną, świadomą, będącą często tylko „naleciałością, maską […] starannie utrzymywanym pokostem”, bo kultura ludowa rodzi się „w samej istocie człowieka”, tworzy ją „duch ludzki sam, bez preceptorów”. Źródłem mitów i wierzeń są dla eseisty „głębie duszy ludzkiej, poprzez mity możemy dotrzeć do tej krynicy duchowej, z której wypłynęły” (Polski wstęp do historii filozofii greckiej).
Tak pojmowane doświadczenie mistyczne, spontaniczne obcowanie z sacrum nieustannie odnawia świadomość religijną ludzkości, świadomość narażoną na kostnienie w dogmaty, formalizm obrządków i racjonalizację teologiczną, a więc zapomnienie o Bogu.
Współczesna duchowość uległa banalizacji. Likwidująca regionalne odrębności kultura masowa przyniosła dominację tak zwanych centrów cywilizacyjnych rozpowszechniających gotowe wzory. Banalność – powiada Vincenz – to zdewaluowanie słowa z powodu werbalizacji przez przyjęcie słowa od zewnątrz, czemu sprzyja akademizm i centralizacja, która zaczyna od słów, nie licząc się z indywidualnością konkretną (O możliwościach rozpowszechniania kultury i literatury polskiej). Żywotność i siła kultury nie polega jednak na magicznym odczuwaniu świata przez jej uczestników. Chodzi raczej o to, aby do dzieła sztuki – podług słów Dantego – „rękę przyłożyły i niebo, i ziemia”; aby uniwersalność twórczości była rezultatem ścisłego związku artysty z duszą zbiorową wspólnoty, mitem będącym „rzeczywistością skondensowaną”, która ujmuje doświadczenia minionych pokoleń. Stanisław Vincenz dostrzegał niebezpieczeństwa, jakie dla kultury wynikają zarówno z desakralizacji, jak i z odebrania tradycji wszelkiego autorytetu. Sacrum i tradycja, ustanawiając trwałe punkty odniesienia wobec zmiennej teraźniejszości, stabilizują ją. Akceptacja jednego i drugiego nie wymaga racjonalnego wyjaśnienia – polega na akcie wiary. Zarówno sacrum, jak i tradycja przypominają człowiekowi o jego ułomności, zakreślając granice i nadając jego życiu kształtujący je sens. Odrzucając sacrum i autorytet tradycji, człowiek miał nadzieję zdobyć autonomię, nęciła go perspektywa nieskończonego doskonalenia się dzięki rozumowi. Jednym z następstw tego gestu jest zanik ostrych kryteriów pozwalających na etyczne i estetyczne wartościowanie. Człowiek jest istotą zakorzenioną w dziejach swej wspólnoty, w jej mitach, sposobie odczuwania sacrum, w krajobrazie. Odrzucenie tego dziedzictwa przynosi nieuchronnie wyobcowanie, lęk, zgodę na poddanie się obcej dominacji, a w rezultacie stagnację i epigonizm. Współcześni ludzie budują cywilizację epigonów, którzy potrafią inwentaryzować, ale nie są zdolni do odczytywania tradycji, bo jej już nie rozumieją.
Jednym z najważniejszych warunków zdrowia duchowego – pisał w eseju O książkach i czytaniu – jest odnowienie. „Być zawsze kopią, oddźwiękiem, echem, być epigonem, to życie bezkrwiste i w gruncie rzeczy smętne. […] Bez kryzysów i przełomów nie byłoby także odnowień polegających na wskrzeszeniu lub odrodzeniu dawnych wartości”. Gorączce politycznej, czcicielom Weltgeistu przeciwstawiał Vincenz starą mądrość obecną w mitach i w medytacji. Ukazywały człowieka zadomowionego w świecie i we wszechświecie. Czesław Miłosz pierwszy dostrzegł zaangażowanie pisarza w dyskusję z naukowym, racjonalistycznym obrazem świata. Nie wdaje się on w bezpośrednią polemikę, lecz odwołuje się do perswazji, ukazując humanistyczny sens i terapeutyczną moc uniwersalnie pojętego religijnego dziedzictwa ludzkości. Pragnie leczyć z chorób nowoczesności: trwogi, rozpaczy, nudy, poczucia absurdu, które diagnozuje jako niepobożność i nihilizm.
AGNIESZKA PAPIESKA, ANDRZEJ STANISŁAW KOWALCZYK
Fragment Wstępu do trzytomowej edycji „Esejów zebranych” Stanisława Vincenza, przygotowanej przez Agnieszkę Papieską i Andrzeja Stanisława Kowalczyka. Ukaże się ona nakładem Instytutu Książki.
[1] Na temat życia pisarza zob. m.in.: Andrzej Stanisław Kowalczyk, Stanisław Vincenz – szkic do biogramu, w: Świat Vincenza. Studia o życiu i twórczości Stanisława Vincenza (1888–1971), pod red. Jana A. Choroszego i Jacka Kolbuszewskiego, Wrocław, Fundacja „Pro Vincenz”, 1992; Mirosława Ołdakowska-Kuflowa, Stanisław Vincenz. Pisarz, humanista, orędownik zbliżenia narodów, Lublin, Towarzystwo Naukowe KUL, 2006; Zatrudnienie: Literat. Materiały, studia i szkice o Stanisławie Vincenzie, pod red. Jana Choroszego, Wrocław, Agencja Wydawnicza alinea, 2015.
[2] Irena Vincenzowa, Rozmowy ze Stanisławem Vincenzem, „Regiony” 1996 nr 1.
[3] „Jeszcze będziesz miał czas mówić pańskimi językami, a teraz mów po ludzku. I pamiętaj, synku, abyś nigdy ludzkiego języka nie zapomniał” (Mirosława Ołdakowska-Kuflowa, Stanisław Vincenz…, wyd. cyt., s. 34).
[4] Tamże.
[5] Tamże, s. 78. Ołdakowska-Kuflowa przywołuje obydwie daty, opierając się na przekazach rodziny.
[6] Więcej na temat Heleny Vincenz z d. Loeventon zob. Jan A. Choroszy, Lena. Szkice do portretu, w tomie: Zatrudnienie: Literat…, wyd. cyt., s. 457–479.
[7] Tamże, s. 118.
[8] Tamże, s. 120.
[9] Rudolf Maria Holzapfel, Wszechideał. Życie duszy i jego nowe postacie społeczne, przeł. Izydor Blumenfeld i Stanisław Vincenz, Warszawa, Rój, 1936.
[10] Dzieło ukazało się w całości kilkakrotnie, ostatnio nakładem Fundacji Pogranicze w Sejnach (w latach 2002–2005). Wybór wyszedł w Bibliotece Narodowej Ossolineum w opracowaniu Jana A. Choroszego (Wrocław 2023).
[11] Mirosława Ołdakowska-Kuflowa, Stanisław Vincenz…, wyd. cyt., s. 137.
[12] Zob. szczegółowe omówienie tła i samego procesu w artykule Olgi Ciwkacz Sokrates przed lwowskim sądem. Jeszcze raz o „sprawie doktora Vincenza i towarzyszy” zamieszczonym w tomie Zatrudnienie: Literat…, wyd. cyt., s. 421–449.
[13] Mirosława Ołdakowska-Kuflowa, Stanisław Vincenz…, wyd. cyt., s. 165–173.
[14] Konstanty Aleksander Jeleński, „Górami w miękkim blasku dnia”. O przyjaźni Czesława Miłosza ze Stanisławem Vincenzem, „Kultura” 1987 nr 1/472–2/473. Tekst opublikowany został także w poświęconej Andrzejowi Vincenzowi księdze zbiorowej Sprach- und Kulturkontakte im Polnischen. Gesammelte Aufsätze für A. de Vincenz zum 65. Geburtstag, hrsg. von Gerd Hentschel, München, Gustav Ineichen und Alek Pohl, 1987.
[15] List Stanisława Vincenza do Paula Cazina w Archiwum Stanisława Vincenza w Ossolineum. Cyt. za: Mirosława Ołdakowska-Kuflowa, Stanisław Vincenz…, wyd. cyt., s. 244.
[16] Tamże, s. 244.
[17] List Vincenza do Giedroycia z 10 grudnia 1946 roku, w: Jerzy Giedroyc, Stanisław Vincenz, Listy 1946–1969, opracował, wstępem i przypisami opatrzył Rafał Habielski, Warszawa, Instytut Dokumentacji i Studiów nad Literaturą Polską, Oddział Muzeum Literatury im. Adama Mickiewicza, Association Institut Littéraire „Kultura”, Towarzystwo „Więź”, 2021, s. 29.
[18] Tamże, s. 203.
[19] Tamże, s. 205.
[20] List Giedroycia do Wittlina z 25 maja 1953 roku, w: Jerzy Giedroyc, Józef Wittlin, Listy 1947–1976, oprac. Rafał Habielski i Paweł Kądziela, Warszawa, Instytut Dokumentacji i Studiów nad Literaturą Polską, Oddział Muzeum Literatury im. Adama Mickiewicza, Association Institut Littéraire „Kultura”, Towarzystwo „Więź”, 2017, s. 147.
[21] Temat będzie często wracał w korespondencji Giedroycia i Miłosza.
[22] Ten wątek pojawi się w korespondencji z Czapskim (np. list Giedroycia z 17 maja 1951 roku w: Józef Czapski, Jerzy Giedroyc, Listy 1949–1951, oprac. Rafał Habielski, Warszawa, Instytut Dokumentacji i Studiów nad Literaturą Polską, Oddział Muzeum Literatury im. Adama Mickiewicza, Association Institut Littéraire „Kultura”, Towarzystwo „Więź”, tom w przygotowaniu) czy też w korespondencji z Konstantym Aleksandrem Jeleńskim.
[23] Zob. Jeannne Hersch, O Stanisławie Vincenzie, w: Stanisław Vincenz, Po stronie dialogu, t. 2, Warszawa, Państwowy Instytut Wydawniczy, 1983.
[24] Czesław Miłosz, La Combe, „Kultura” 1958 nr 10/132.
[25] Tamże.
[26] Jarosław Iwaszkiewicz, Stanisław Vincenz (Wspomnienie), „Życie Warszawy” 1971 nr 43 (19 lutego).