fbpx
HOME

Księga Przyjaciół

Beata Bolesławska-Lewandowska Anioł
Podczas pierwszego badania PET, już wiedząc, że mam chłoniaka, czekałam cierpliwie na swoją kolej. Wszyscy, którzy znają to badanie wiedzą, że po przyjęciu radioaktywnego izotopu każdy pacjent odpoczywa w fotelu, odgrodzony od pozostałych. W pomieszczeniu obowiązuje zakaz rozmów, panuje półmrok. Miałam tych badań później wiele. Ale tylko podczas tego pierwszego zdarzyło się, że młody chłopak, który trafił jak i ja do tej „poczekalni”, zamiast siedzieć w fotelu stanął przy mnie i zaczął swobodnie rozmawiać. Mówił, że wyleczył właśnie chłoniaka Hodgkina i drobiazgowo opowiadał, przez co przejdę i jak się będę czuć podczas kolejnych etapów leczenia [...] Opowiadał to wszystko z uśmiechem, a ja słuchałam jak zahipnotyzowana aż do chwili, kiedy weszła pielęgniarka i upomniała nas ostro, że mamy odpoczywać. Nigdy więcej tego chłopaka nie spotkałam. Nigdy więcej nie zdarzyło się też, bym w tym pomieszczeniu z kimkolwiek rozmawiała.
Beata Bolesławska-Lewandowska Powroty Panufnika
Kiedy w lipcu 1954 roku Andrzej Panufnik wyjeżdżał z kraju, zdawał sobie sprawę, jakie będą skutki tej decyzji. Pamiętał, jak komunistyczna władza potraktowała najpierw jego kolegę po fachu Romana Palestra, a nieco później Czesława Miłosza. Nie miał złudzeń. [...] Był pewien, że to jedyne wyjście, aby uratować siebie jako twórcę. Wyjeżdżał z przekonaniem, że do Polski nigdy nie wróci. [...] W Polsce, tak jak przewidział, skazany został na zapomnienie. Wskutek nakazów cenzury jego nazwisko zniknęło z publikacji, a muzyka z programów koncertowych i anteny Polskiego Radia. Partytury miały pójść na przemiał, a niedawno otrzymane reprezentacyjne mieszkanie przy Wareckiej wraz z całą zawartością przejął skarb państwa (co stało się z pozostawioną w nim kolekcją instrumentów, należących jeszcze do ojca kompozytora, Tomasza Panufnika, do dziś nie udało się ustalić). Dlaczego zatem chcę pisać o jego powrotach?
Beata Bolesławska-Lewandowska Najstarszy brat
Słuchając klarnetu w romantycznym, wyjątkowo nostalgicznym repertuarze dzisiaj już nie płaczę, jak to się działo zaraz po śmierci brata. Wtedy po prostu wychodziłam z sali zanim na estradzie pojawił się klarnecista. Teraz tego nie robię. [...] Z latami ból jest mniejszy, na co dzień nie myśli się przecież o utraconych bliskich. Czas rzeczywiście pozwala iść dalej. Tęsknota jednak wciąż gdzieś się czai, mocno niekiedy uśpiona.
Beata Bolesławska-Lewandowska Przyjaciel
Pośród licznych znajomości utrzymywanych przez Zygmunta Mycielskiego z Polakami mieszkającymi na emigracji wyróżniają się dwie przyjaźnie: z Andrzejem Panufnikiem i Józefem Czapskim. Obaj odegrali w życiu Mycielskiego ważną rolę – towarzyszyli mu przez wiele lat, wymieniali z nim myśli i wspierali zarówno w sprawach życiowych, jak i w twórczości. [...] Kiedy Andrzej Panufnik we wrześniu 1990 roku odwiedził wolną w końcu Polskę, Mycielski od trzech lat nie żył. Spacerując wówczas po Warszawie, Panufnik niewątpliwie wiele o nim myślał. Być może również o tym, że wrócił do Polski, tak jak chciał tego Zygmunt Mycielski: „jako artystyczny triumfator, ale nie jako przegrany tam”.
Beata Bolesławska-Lewandowska „Świat wczorajszy”. Galicja w zapiskach Zygmunta Mycielskiego
Zygmunt Mycielski nie opublikował nigdy autobiografii, kilka razy podejmował jednak próby pisania wspomnień – niezależnie od zapisywanych dzienników (z których cztery tomy powojenne zostały po jego śmierci opublikowane). Pośród zachowanych w archiwum kompozytora materiałów znajduje się nieukończony "Pamiętnik", pisany najprawdopodobniej na przełomie lat czterdziestych i pięćdziesiątych, nigdy nie ogłoszony, a obecnie udostępniony na portalu mycielski.polmic.pl. Pamiętnik ten w wielu aspektach pozostaje podobny do Zweigowskiego zapisu „świata wczorajszego”, w którym dorastał przyszły kompozytor.
Beata Bolesławska-Lewandowska Taki był Karol?
Od dawna mam własny obraz Karola Szymanowskiego, więc może raczej szukam w tych nowych, poświęconych mu książkach, potwierdzenia własnych przekonań? Czy dlatego wciąż wydaje mi się, że najcelniej opisywali Szymanowskiego Iwaszkiewicz i Mycielski? Znali go doskonale i to od każdej strony. Nade wszystko jednak cenili jego muzykę i to w niej upatrywali wartość, której należy bronić. Nie widzę w ich tekstach budowania mitu Szymanowskiego. Raczej niezbędną po wojnie obronę artysty o niesłychanej skali talentu i życiorysie (także obyczajowym), który w PRL nie mógł być przecież otwarcie dyskutowany.
Beata Bolesławska-Lewandowska Sorrowful Songs
W muzyce kompozytora, jak i w słowach poetki dominuje prostota wypowiedzi. Obojgu twórcom nie potrzeba kunsztownych konstrukcji stylistycznych, by wyrazić, to, co w ich utworach najważniejsze – a istotą obu dzieł pozostaje utrata ukochanej osoby. I choć zarówno w symfonii Góreckiego, jak i w poemacie Heissler każdą z części można określić mianem żałobnej lamentacji, nie mają one nic wspólnego z bezdenną rozpaczą czy gniewem wobec losu. Są prostym i żarliwym wyrazem żalu, wspomnieniem miłości oraz wyrazem tęsknoty i nadziei na złączenie w innym, pozaziemskim wymiarze. Dlatego w tytule symfonii Góreckiego nie są to pieśni żałobne – ale właśnie żałosne.
Beata Bolesławska-Lewandowska Mycielski o Krzysztofie Pendereckim
Wysłuchanie "Diabłów z Loudun" sprowokowało Mycielskiego do bezpośredniej reakcji, napisał wówczas wprost do Krzysztofa Pendereckiego: „Sądzę, że nie możesz nic innego robić, niż pisać dalej Pendereckiego. Nie masz innego wyjścia, i jesteś… wystarczająco artystą, żeby to robić nadal, mieć w dupie kretynów, grymaśników też, artysta bowiem polega na tym, że posiada w sobie busolę swojej prawdy – zależy to tylko od stopnia wiary w to, co robi, wiary autentycznej, i tylko to jest jego siłą, a więc i prawdą [...] Ty mnożysz te «bloki», którymi operujesz z pewnością ręki i imaginacji, przy której inni wyglądają jak cienkie siusianie przy prawdziwej Niagarze. Przelewasz ogromne jezioro położone wyżej do innego ogromnego, położonego niżej [...] i kretyn może się tylko zastanawiać nad: «po co taki żywioł?», skoro on płynie, spada i daje rzeczywiście niezwykły szum, huk i ton”.
Beata Bolesławska-Lewandowska Pianino matki
W domu kompozytora, najpierw w Katowicach, potem zaś w podhalańskim Zębie, stanęło upragnione i tak długo zakazane pianino matki. Stoi tam do dziś. Nad nim wiszą rodzinne portrety: ukochanego dziadka kompozytora, Emanuela Buchalika oraz rodziców, Otylii i Romana Góreckich. A także zdjęcie matki, siedzącej w fotelu i z delikatnym uśmiechem spoglądającej w obiektyw. „I w oczach widać, że patrzy na syna”…
Beata Bolesławska-Lewandowska Muzyka w Laficie
Szukam nici łączących z Giedroyciem polskich kompozytorów. I tych emigracyjnych – jak Roman Palester, Andrzej Panufnik czy Konstanty Regamey; i tych z kraju – jak Zygmunt Mycielski, który od końca lat pięćdziesiątych regularnie odwiedzał w Laficie Józefa Czapskiego, Zofię i Zygmunta Hertzów, a także samego Giedroycia.
Cenimy państwa prywatność
Ustawienia ciastek
Do poprawnego działania naszej strony niezbędne są niektóre pliki cookies. Zachęcamy również do wyrażenia zgody na użycie plików cookie narzędzi analitycznych. Więcej informacji znajdą państwo w polityce prywatności.
Dostosuj Tylko wymagane Akceptuj wszystko
Ustawienia ciastek
Dostosuj zgody
„Niezbędne” pliki cookie są wymagane dla działania strony. Zgoda na pozostałe kategorie, pomoże nam ulepszać działanie serwisu. Firmy trzecie, np.: Google, również zapisują pliki cookie. Więcej informacji: użycie danych oraz prywatność. Pliki cookie Google dla zalogowanych użytkowników.
Niezbędne pliki cookies są konieczne do prawidłowego działania witryny.
Przechowują dane narzędzi analitycznych, np.: Google Analytics.
Przechowują dane związane z działaniem reklam.
Umożliwia wysyłanie do Google danych użytkownika związanych z reklamami.

Brak plików cookies.

Umożliwia wyświetlanie reklam spersonalizowanych.

Brak plików cookies.

Zapisz ustawienia Akceptuj wszystko
Ustawienia ciastek