Tę wystawę, czyli zbiór obrazów i instalacji Kiefer dedykował Celanowi, poecie języka niemieckiego, który żył i zmarł samobójczo w Paryżu. [...] Tytuł wystawy wskazuje na dwóch wyjątkowych artystów, dwóch samotnych świadków sumienia oraz na twórcze zawładnięcie jednego z nich przez drugiego. Młodszy, którego życie rozciąga się na lata powojenne, składa hołd starszemu, poecie porażonemu Zagładą. I wciąga go we współpracę, gdzie miejsce poezji będzie i wyniesione, i podporządkowane.
"Późne eseje" jawią mi się jako dość długi korytarz (nie za długi, z pewnością można go dalej ciągnąć…), na który wychodzi wiele drzwi prowadzących do odrębnych światów. Kto myśli o regale bibliotecznym z wybranymi pisarzami, spłaszcza obraz, gubi przestrzenność i tajemnicę. Jak daleko dotrzemy poruszając się w półmroku? Co chowa się za drzwiami korytarza? Jaka mądrość, jaka radość, jaka groza? Miałam uczucie poruszania się wewnątrz rzeczywistości drugiego stopnia stworzonej przez sam wybór książek. Własny świat Coetzeego wzbogaca się za sprawą jego krytyki, ponieważ pozwala sąsiadować ze sobą fikcji i literackim analizom. Otwieranie kolejnych drzwi wywoływało we mnie elektryczne zderzenie, mogło też wzbudzić chęć opuszczenia książek Coetzeego i udania się za autorem, którego on przywołał.
Jego nazwisko dwukrotnie stało się głośne. W maju 1985 roku, kiedy padła wiadomość, że Jean-Paul Kauffmann, wysłany jako reporter do Bejrutu, został porwany (razem z innymi Francuzami, następnie rozdzielonymi…) przez jedną z niezliczonych grup muzułmańskich głoszących „świętą wojnę”. Po raz kolejny mówiono o nim w maju 1988 przy wypuszczeniu na wolność w wyniku pertraktacji na najwyższym szczeblu politycznym. O jego uwolnienie walczyli żona i koledzy, a liczba upływających dni uwięzienia była podawana w radiu i telewizji na początku dziennika.
Z tej opowieści, ciekawszej niż niejedna powieść o tamtych czasach, wyłaniają się sylwetki, wyraziste i wymowne, chociaż zawsze chroniące w sobie jakąś zagadkę. Znajomi, przyjaciele, mistrzowie Czapskiego, ludzie idei, wysokiego ideału. Na ich tle, Józio, nawet przeszło czterdziestoletni, wydaje się nieśmiały i niepewny siebie, ciągle poszukujący, między pisaniem i malarstwem, życiem kontemplatywnym i aktywnym, z wdzięcznością odbierający lekcje starszych i bardziej doświadczonych.
Twarz pianisty ubranego w czarną bluzę, podwójnie osamotnionego na wielkiej scenie, ruchliwa i napięta, przyłapana przez kamerę pozostała mi w oczach i cały czas towarzyszyła dźwiękom. O ile na początku wyczuwalny jest niepokój wykonawcy – i opanowuje słuchaczkę niemal na równi z muzyką, o tyle, w miarę jak wchodzi on w strumień muzyki, nabieram zaufania, odprężam się. Podczas gdy, patrząc w ekran, mam wrażenie, że jego twarzy nie opuszcza wyraz czujności, wręcz nieufności wobec siebie.
Do poprawnego działania naszej strony niezbędne są niektóre pliki cookies. Zachęcamy również do wyrażenia zgody na użycie plików cookie narzędzi analitycznych. Więcej informacji znajdą państwo w polityce prywatności.