W archiwum Jerzego Ficowskiego w Bibliotece Narodowej, wśród juweniliów, znalazłam plan noweli, niespełna czterokartkowy szkic, napisany prawdopodobnie tuż po Powstaniu. Tytuł: Między jednym strzałem a drugim. Tę krótką wprawkę literacką mówiącą o ciszy jaka zapada w środku wojennego dnia traktować można jako rewers, lub może nawet lepiej awers – bo przecież tekst powstał wiele lat wcześniej – opowiadania Antrakt z tomu Czekanie na sen psa.
W Antrakcie ciszę zagarnia śmierć. Ciszę, która nie jest „samodzielna i osobna”, lecz stanowi „przepaść u stóp ostatniej eksplozji, stromej i niebotycznej jak góra.”
Inaczej we wspomnianym szkicu, którego akcja zaczyna się na terenie warszawskiej Królikarni, na tyłach pałacu Tomatisa. Ficowski znał dobrze te tereny, we wrześniu 1944 roku uczestniczył tam w walkach o Królikarnię. I właśnie w tym miejscu, „między jednym strzałem a drugim”, bohater niedokończonej noweli „Czuł w tym dniu słonecznym, cichym i wyrodnym coś jasnego […]” a „Spokój ten był dziwnym dysonansem w czasie huku, ognia i śmierci.” Wyjaśnieniem tej sytuacji może być miłość, będąca tutaj, moim zdaniem, symbolem wszystkich bliskich relacji, jakie przetnie wojna. Do powstańca czuwającego na swoim stanowisku przy skarpie przychodzi dziewczyna. Ma na imię Joanna. To ważne, bo przypomina mi inne bohaterki o tym imieniu, Joannę ze Zdobycia władzy Miłosza i Joasię z filmu Jak daleko, stąd jak blisko Konwickiego, obie będące symbolem życia zabranego przez wojnę, symbolem więzi, które wojna niszczy.
„Nie dla ciebie śmierć, Joanno, która jesteś życiem” – mówi chłopiec, bohater noweli. Jednak śmierć dziewczyny pod koniec szkicu, mimo, że niedopowiedziana, wydaje się oczywista. Ze spalonego domu, w którym mieszkała kochanka, chłopiec zabiera „kawałek zwęglonego drewna, jak grudkę ziemi ojczystej – idący na wygnanie”.
Ten kawałek zwęglonego drewna kojarzy się z wierszem Garstka piołunu z tomu Śmierć jednorożca – Ficowski pisze tam o sobie jako o weteranie wojennym odznaczonym „suchą garstką piołunu”. A opowiadanie Antrakt przypomniało wiersz Np Ja z tomu Zawczas z poniewczasem, w którym autor, rzadki okaz pokolenia wystrzelanego za młodu przyznaje: „Można nas poznać / po tym że / nasłuchujemy salwy / która nas zastrzeli / z pewnym opóźnieniem // Wszelako / dzięki przytępieniu słuchu / do egzekucji nie dochodzi / i przekraczamy bezkarnie / granicę XXI wieku”.
Mamy więc, w tych dwóch utworach, dwa rodzaje ciszy, tę skażoną hukiem eksplozji, która już zawsze będzie się odnajdywać w jej cieniu i tę, która potrafi jeszcze cieszyć się sobą, zatopić w sobie, przynieść ulgę. Ciszę pisanego wiele lat po wojnie Antraktu i ciszę z niedokończonej noweli, której pomysł powstał w trakcie walk lub bezpośrednio po nich. Pamięć o powstaniu pełna gorzkiej, dręczącej ciszy narastała w poecie w miarę upływu lat. Dlatego Antrakt mógł powstać dopiero wiele lat po wojnie.
Ostatnią znaną mi wypowiedzią Jerzego Ficowskiego na temat Powstania Warszawskiego jest list z 2001 roku jaki wystosował do pianisty i krytyka muzycznego, swojego kolegi z lat szkolnych, z tajnych kompletów w gimnazjum Zamojskiego, Janusza Cegiełły. Przy okazji warto wspomnieć, że do tej samej klasy razem z Ficowskim uczęszczali m.in. Adam Pawlikowski znany z Popiołu i diamentu, Witold Trzeciakowski (przyszły minister rządu Tadeusza Mazowieckiego) i Jan Gałkowski oraz Jerzy Grygolunas (obaj będą się parać w przyszłości lekką muzą jako autorzy mniej lub bardziej popularnych piosenek. Gałkowski w latach szkolnych był jednym z najbliższych przyjaciół Ficowskiego, to z jego rąk otrzymał pierwszy egzemplarz Sklepów cynamonowych Schulza).
W liście do Cegiełły siedemdziesięciosześcioletni Ficowski pisał: „Wzruszyłeś mnie projektem żywota wiecznego w aureoli kombatanctwa. Dla mnie – to nie nimb, ale piętno, które się nie goi. Bo to dotyczy naszego udziału w samozagładzie. To dla mnie nie jest ołtarz ani do kpinek ani do modlitwy. Tylko do pozbawionego dumy najgłębszego smutku. Niestety – próby wskrzeszeń są nierealne, nic z zabitego świata nie da się reaktywować, bo przecież na «dobrą» sprawę, nie ma już nikogo z Tych, których przywołujesz. I nas, tamtych, już nie ma.
Kto ma resztkę wiary i siły – niech uprawia zawsze potrzebne kronikarstwo, zbiera dokumentację i odmawia pacierz za Zmarłych. Na ich grobach rosną chwasty naszej wolności. Nie mam w tej sprawie nic więcej prócz milczenia, nie należę ani do Światowego, ani do Zaświatowego Związku Żołnierzy, nie ma mnie wśród Kombatantów, bo nie chcę”.
Fot. z archiwum Biblioteki Narodowej
W archiwum poety zachował się również list od dyrektora Muzeum Powstania Warszawskiego wysłany zaraz po uroczystościach 61. rocznicy Powstania. List jest zaproszeniem do jak najczęstszych odwiedzin muzeum, którego – jak pisze Jan Ołdakowski – „jest Pan współgospodarzem.” Nie zachowała się reakcja poety na to zaproszenie. Wiadomo, że Ficowski zrezygnował z propozycji zasiadania w honorowej radzie Muzeum.
Do milczenia w kontekście pamięci o Powstaniu i do pamięci, raniącej pamięci, poeta odwoływał się często. 10 września 1994 roku, w 50. rocznicę wybuchu, w „Gazecie Wyborczej” ukazały się fragmenty powstańczego dzienniczka 13-letniej Basi Kaczyńskiej z ulicy Ursynowskiej pisane podczas powstania. U rodziców Basi, państwa Kaczyńskich, kwaterowała w sierpniu 1944 roku grupa powstańców z Baszty, z batalionu Bałtyk, z kompanii B3, z plutonu IV. Dziewczynka opisując chłopców posługiwała się ich pseudonimami, które rozszyfrował po latach dla „Gazety” Lesław Bartelski. Wśród bohaterów dzienniczka był również strzelec „Wrak”, czyli Jerzy Ficowski. Poproszony wówczas przez redakcję „Wyborczej” o komentarz, napisał: „Niewiele pamiętam, walczyłem z pamięcią, bo zbyt bolała. Gdyby nie dziennik Basi, nie wiedziałbym nic o moich wizytach na Ursynowskiej 26, a nawet o trumnach dla «Kuby» i «Mariana», które miałem zamawiać. Pamięć szczegółów prawie doszczętnie wygasła, unicestwiona jak tamto wszystko”.
Mimo wyznań, że niewiele pamięta, poeta przywołał wtedy wyraźnie zapamiętaną scenę uzupełniając tym samym pamięć Bartelskiego, który nie rozszyfrował pewnego pseudonimu. W postscriptum do krótkiego listu do „Gazety” poeta dodawał: „Wśród rozszyfrowanych pseudonimów brak dr. «Mikroba». Dziennik wspomina o nim jako o tym, który 1 września zapisał lekarstwa Mamie Basi. Był to Tadeusz Bloch, lekarz kompanii B3. Kiedy 16 września bomba zrzucona ze sztukasa zabiła wszystkich chłopców z sanitariatu naszej kompanii przy ul. Tenisowej w pobliżu domu Basi, zjawił się dr «Mikrob». Nie zdołałem zapomnieć sceny, kiedy usiadł na schodkach na wpół zburzonego domu, tuż przy miejscu ich zbiorowej śmierci i ująwszy twarz w dłonie płakał”.
Tego dnia, 16 września, zginęło kilkoro bliskich przyjaciół Ficowskiego. Tego samego dnia on sam cudem przeżył. Płacz – to drugie po milczeniu słowo, które jest ważne dla Ficowskiego w kontekście Powstania.
W jednym z najpiękniejszych i najbardziej przejmujących wierszy dotyczących Powstania, Pusta nocz tomu Amulety i definicje, składając hołd pamięci swoich przyjaciół poeta pisał: „Nie grały im surmy bojowe / ani żałobne, / tylko z czyichś łez / nad pobojowiskiem – / słup soli, martwe drzewo, / białe jak kość, jałowe. / Nie ścinaj go! / Zdarza się czas, że płacze kamień. / Zdarza się czas, że nawet sól rozkwita”.
JOANNA ROLIŃSKA
Fragment większej całości wygłoszonej na konferencji „Najpierw poeta. W setną rocznicę urodzin Jerzego Ficowskiego”, Poznań, 4 grudnia 2024 roku.