Ucieszyłam się, gdy w 2014 roku nakładem wydawnictwa Sonia Draga ukazało się polskie wydanie powieści Johna Williamsa Stoner (tłum. Paweł Cichawa). Czytałam powieść po angielsku wiele lat przed jej krajowym debiutem i liczyłam, że znajdzie uznanie krajowych czytelników. Tak się jednak nie stało. Dopiero tegoroczne wznowienie powieści przez wydawnictwo Filtry w nowym przekładzie Macieja Stroińskiego wywołało reakcję, na jaką Stoner zasługuje. Pojawiły się entuzjastyczne recenzje, wpisy bloggerów, książka jest obsypywana pochwałami na forach internetowych.
Ciekawa jest historia wydawnicza Stonera. Nieczęsto pojawiają się powieści, które zdobywają aplauz zarówno krytyków, jak i czytelników, a do chóralnego zachwytu przyłączają się inni pisarze. Tak stało się w przypadku tej właśnie powieści, choć John Williams zmarł zanim to nastąpiło. Pierwsze amerykańskie wydanie z roku 1965 przeszło bez echa, mimo że Irving Howe, znany krytyk, uznał ją za ważną, piękną i wzruszającą. Kiedy kilka lat później ukazało się w druku wydanie brytyjskie, C. P. Snow, angielski powieściopisarz, wyraził zdumienie, że nie jest ona lepiej znana. W 2006, po upływie ponad czterdziestu lat od pierwszego wydania, Stoner ukazał się w serii wydawniczej New York Review of Books Classics z przedmową wybitnego irlandzkiego pisarza Johna McGaherna. Tym razem powieść wzbudziła szerokie zainteresowanie wśród amerykańskich krytyków, co nie przełożyło się jednak na komercyjny sukces. Książka istniała tylko w wąskich kręgach czytelników polecających ją sobie nawzajem, gdyż jak stwierdził Steve Almond, pisarz amerykański młodszej generacji, Stoner to powieść zbyt dobra, zbyt subtelna, zbyt przygnębiająca, żeby zdobyć popularność.
W 2011 Stoner został opublikowany we Francji, Hiszpanii, następnie we Włoszech, Izraelu, Holandii i w Niemczech. Po tym jak Vintage Classics wznowiło powieść w 2013 roku, do grupy jej wielbicieli przyłączyli się znani też w Polsce brytyjscy luminarze literatury Ian McEwan i Julian Barnes. Entuzjastyczne recenzje pojawiły się wówczas w wielu opiniotwórczych gazetach brytyjskich. Stoner został uhonorowany nagrodą Waterstones i tytułem książki roku. Wydawcy, którym rzadko udaje się sprzedać 10 tys. egzemplarzy powieści z wyższej półki, byli zaskoczeni popularnością Stonera, który uplasował się na pierwszych miejscach wielu europejskich list bestsellerów. Co mogło przyciągnąć rzesze czytelników do książki o skromnym profesorze literatury, którego życie John Williams streszcza w pierwszym akapicie powieści, jakby chciał ją pozbawić tajemnicy? Nie można też w przypadku Stonera mówić o machinie promocyjnej nakręcającej sprzedaż, gdyż książka miała skromny budżet reklamowy.
Stoner to nazwisko bohatera powieści, człowieka przeciętnego wyróżniającego się uczciwością i pryncypialnością. Syn ubogich farmerów ze stanu Missouri idzie na uniwersytet z zamiarem studiowania rolnictwa i planem powrotu na farmę rodziców. Staje się jednak inaczej. Na drugim roku studiów, na obowiązkowych zajęciach z literatury angielskiej, profesor czyta Sonet 73 Szekspira („Ujrzysz we mnie tę porę roku”, tłum. St. Barańczaka). Słuchając wiersza Stoner przeżywa epifanię. Czuje, że jego życie już nigdy nie będzie takie, jak dotychczas, że doświadczył czegoś, czego nie da się ująć w słowach i że literatura nada jego życiu sens. Tak zaczyna się miłość, której pozostanie wierny do końca. Zmienia kierunek studiów, robi doktorat, zostaje wykładowcą na swojej alma mater, żeni się, lecz jego małżeństwo to pomyłka i klęska. W średnim wieku Stoner przeżywa wielką miłość, dającą mu poczucie spełnienia, ale i ona skazana jest na porażkę. Powieść kończy się śmiercią Stonera. Nie wyróżnił się ani jako naukowiec, ani nauczyciel i szybko popadł w zapomnienie.
Można by powiedzieć, że życie Stonera to pasmo rozczarowań i niepowodzeń. Można jednakże uznać je za udane i spełnione, gdyż robił, co kochał, uczył i zajmował się literaturą. I o tym między innymi jest ta powieść – o nieuchronności życiowych rozczarowań i klęsk, a jednocześnie o wierze w możliwość spełnienia, którą życie wbrew wszystkim przeciwnościom przed nami otwiera. Jeśli zgodzimy się z Paulem Valéry, że pesymistyczne spojrzenie na świat nie wykluczające działania i optymizmu jest wyznacznikiem europejskości, Stoner jest powieścią wyjątkowo europejską. I może to właśnie przyczyniło się do jej popularności w Europie.
Streszczenie prostej fabuły Stonera raczej nie skusiłoby wielu osób do przeczytania powieści. Wręcz przeciwnie, mogłoby nawet sugerować, że będzie ziała nudą. Zaliczenie jej do powieści definiowanych jako akademickie rzadko przysparza czytelników. Ale Stoner to nie powieść akademicka sensu stricto, bo brak w niej typowego dla tego gatunku elementu satyry dominującego na przykład w Białym szumie Dona DeLillo. Pozostaje jednak pytanie, co w tej niekwestionowanie literackiej powieści, gdzie wyznacznikiem literackości nie jest odmienność formy, wzbudziło jednomyślne zachwyty krytyków, pisarzy i czytelników, trzech grup, nieczęsto jednoczących się w ocenach i opiniach.
Analizując sukces Stonera łatwo dojść do wniosku, że większość czytelników dobrej literatury przedkłada doskonałość tradycyjnej formy nad poszukiwania formalne, szczególnie wtedy, gdy powieść jest bogatą i przejmującą historią i ukazuje „ludzkie serce w konflikcie z samym sobą”, by posłużyć się cytatem z mowy noblowskiej Williama Faulknera. W swoim głęboko ludzkim i humanitarnym przesłaniu, Stoner poszerza nasze rozumienie człowieka i wspólnego nam losu – życia, miłości, śmierci. Daje też czytelnikowi to, co Harold Bloom określa jako „trudną przyjemność”.
John Williams jest jeszcze autorem dwóch innych powieści, z których August (opublikowany też w Polsce) zyskał uznanie krytyków i został nagrodzony National Book Critics Award w1973. Na koniec polonicum: jedną z osób, które przeczytały Stonera był Czeslaw Miłosz. Powieść tak mu się spodobała, że napisał entuzjastyczny list do autora, a John Williams oprawił list poety i powiesił nad biurkiem.
EWA HRYNIEWICZ-YARBROUGH