Z ARCHIWUM
Konstanty A. Jeleński – List do Macieja Brońskiego
List Konstantego A. Jeleńskiego do Wojciecha Skalmowskiego, krytyka literackiego piszącego do paryskiej „Kultury” pod pseudonimem Maciej Broński, powstał pod wpływem lektury tekstu Brońskiego „Żydzi i Polacy dzisiaj” („Kultura” 1984 nr 3). W szkicu, napisanym pod wpływem odcinka popularnego amerykańskiego serialu „Wichry wojny”, Broński burzy się wobec stwierdzenia, że ludność polska była gotowa do współpracy przy zabijaniu Żydów (wypowiada je w rzeczonym serialu Himmler). Broński zaczyna od osobistej relacji, z jaką przykrością jako dziecko oglądał Żydów prowadzonych do transportu śmierci, zaś jako odpowiedź na wypowiedzi o współpracy Polaków przy zbrodniach dokonywanych na Żydach proponuje bojkot osób i instytucji, które takie fakty przytaczają. Oskarża także Żydów o niesprawiedliwe opinie o polskim antysemityzmie. Tekst Macieja Brońskiego dostępny jest na stronie paryskiej „Kultury”: kulturaparyska.com
Niniejszy list nie był publikowany. Ogłaszamy go na podstawie kopii, którą Konstanty A. Jeleński przesłał Aleksandrowi Smolarowi. Przypisy pochodzą od redakcji. Korespondencja Konstantego A. Jeleńskiego z Maciejem Brońskim na temat polskiego antysemityzmu została opisana przez Annę Arno w biografii Konstantego A. Jeleńskiego Kot. Opowieść o Konstantym A. Jeleńskim (Warszawa, Iskry, 2020).
Redakcja
Quiberon, Bretania, 10 III 84
Drogi Aliku,
Do Twojej poufnej wiadomości!
Ściskam!
Kot
Szanowny i drogi Panie,
Przesłano mi tu wczoraj marcową „Kulturę” i po Dzienniku Gustawa H.-G. przeczytałem wieczorem Pański artykuł. Zawdzięczam Panu niemal bezsenną noc – tak mnie Pański tekst zirytował i zasmucił. Układałem w głowie list do „Kultury”, z którego po namyśle dziś rano zrezygnowałem. Sprawa jest zbyt poważna i zbyt drażliwa, żeby ją na łamach „Kultury” rozrabiać, a przy tym mam dosyć być nożycami, które się odzywają za każdym uderzeniem w moją wrażliwość na sprawy polsko-żydowskie [1]. W zakończeniu swego artykułu zaprasza Pan czytelników do przekazania Panu swych uwag bezpośrednio. Czynię to bardzo poważnie, w nadziei, że powróci Pan do tego tematu, żeby usunąć nieporozumienia, które nie omieszkają z tego wyniknąć.
Zastanawiałem się nad przyczynami tak wielkiej różnicy w naszym podejściu do tych spraw. Doszedłem do wniosku, że o polskim antysemityzmie Pańskie pokolenie nie może mieć pojęcia. Pozwoli Pan, że i ja zacznę w pierwszej osobie. Miałem czternaście lat i moim najbliższym przyjacielem w gimnazjum Batorego był Ryszard Bychowski [2], syn znanego polskiego psychoanalityka Gustawa – żywy, wesoły blondynek z zadartym noskiem, któremu do głowy nigdy nie przychodziło, że „jest Żydem”. Na lekcji matematyki profesor Jumborski [3] (sam, jak się później dowiedziałem, żydowskiego pochodzenia) wywołuje go do tablicy. Nigdy nie zrozumiem skąd, dlaczego (obaj byliśmy w klasie lubiani i „popularni”) rozległy się głosy, przechodzące w coraz silniejszy szum: „Zyyd, Zyyd, Zyyd…” (nie Żyd – „Zyd”). Rysiek zbladł, widzę, że ma łzy w oczach. Stary Jumborski (brodacz) zaczął się trząść: „Barbarzyńcy, barbarzyńcy” – i wyszedł po dyrektora. W klasie zaczęła się bójka (do krwi). Mieliśmy (Rysiek i ja) może z dziesięciu „sprzymierzeńców” na trzydziestu zgoła uczniów. Między nimi Krzysztof Baczyński [4], który od tej chwili stał się naszym przyjacielem i wciągnął do „kółka trockistów”, które zresztą szybko przeszło w kółko raczej jazzowe, gdyż zbieraliśmy się w pięknej willi naszego kolegi Jurka Dziewulskiego [5] (stryja Małgosi Królowej [6]), słuchając jego bogatej kolekcji płyt: migawka do genealogii polskiej inteligencji… Po śmierci mojej babki (rodzice [7] byli na placówce zagranicznej [8]) kończyłem studia w gimnazjum (ostatnia klasa) i liceum im. Sułkowskiego w Rydzynie. Moim najbliższym przyjacielem był znów Żyd, Andrzej Stamirski – w przeciwieństwie do Bychowskiego (który miał potem zginąć w lotnictwie zestrzelony nad Kolonią) był już w drugim pokoleniu katolikiem (ojciec oficer Legionów, Virtuti Militari), ale miał za to niemal karykaturalny („stürmerowski”) typ żydowski – był bardzo „brzydki”. Chłopak o zachwycającej inteligencji, dużym talencie literackim (był o klasę wyżej ode mnie). W Rydzynie nie miał żadnych „przykrości” – dyrektor Łopuszański [9] był twardym, radykalnym „społecznikiem”, w linii Struga i Żeromskiego, antysemityzmu nie tolerował. Na wiosnę 1939 dowiedziałem się o samobójstwie Andrzeja w podchorążówce kawalerii w Grudziądzu, na skutek bezlitosnych prześladowań kolegów, którzy przecież nie wszyscy należeli do ONR-Falangi! Z listów jego wiedziałem, jak mu jest ciężko, ale „trzymał fason”. Stąd moja osobista nienawiść do tej Polski endeckiej!
Doświadczenie osobiste, które Pan cytuje (ośmioletniego chłopca?) świadczy po prostu, że nie jest Pan „potworem” i że nie przeszedł Pan przez indoktrynację Hitlerjugend. Tak samo zareagowałoby zapewne również inteligenckie dziecko endeckich rodziców.
Przechodzę do pana artykułu:
1) Tytuł. Gdyby Pan swój artykuł zatytułował (jak naukową pracę): „Przyczynek do analizy antypolskiego kompleksu niektórych zachodnich Żydów”, polemizowałbym z Panem co do środków, jakie Pan proponuje, ale byłby Pan „w porządku”. Ale czytając (na okładce) Żydzi i Polacy dzisiaj oczekiwałem czegoś tak różnego, że szok lektury był tym większy. Słowem Pan nie wspomina o zadziwiającej ilości Żydów, którzy są wręcz polonofilami dzisiaj! Cieszę się, że w tym samym numerze ukazała się przynajmniej moja notatka o Sperberze [10]. Ale niech mi Pan wierzy, że wśród moich przyjaciół czy znajomych, prawdziwą, czynną solidarność z polską kulturą, z Polakami dzisiaj (nie tylko dzisiaj: od czasów stalinowskich) znalazłem głównie u Żydów. Niemal na chybił trafił: Raymond Aron, Michael Josselson, Michael Polanyi, Nicola Chiaromonte, Edgar Morin, Marcel Péju, Walter Laqueur, Annie Kriegel, Nicole Zand, Jean Cassou (mógłbym tak dalej na dwie strony listu!).
A teraz o „antypolskich Żydach”. Czy Pan nie myśli, że mnie samego krew zalewa, kiedy słyszę niesprawiedliwe, absurdalne ataki tego rodzaju Żydów na Polskę i Polaków? Ależ oczywiście! Wszyscy jesteśmy na to czuli (nie tylko Polacy). Uderzyła mnie reakcja „prostych Francuzów” na ostatnią antyfrancuską kampanię „The Sun” (wywołaną… cenami baraniny). Drobny personnel INA [11], szoferzy taksówek : „Non mais, pour qui ils s’prennent, ces cons-là !” [12]. A ultrapirenejski „ryk” – „Franceses asesinos!” [13]. Hiszpańskie sługi po domach „Se pa bon sa, pur nu, pa bon dutu” [14].
Przechodzę wreszcie do Pana „propozycji” bojkotu, którą uważam za wysoce niebezpieczną i absurdalną. Jakże może Pan wzywać do zaprzestania bezpośredniej polemiki, dyskusji z przeciwnikami? Czy Polak zaproszony do dyskusji zorganizowanej przez francuskich komunistów ma odmówić udziału w niej? Tak się jednak składa, że również wczoraj otrzymałem propozycję zwróconą do naszego Funduszu Pomocy Niezależnej Lit. i Nauce Polskiej, która jest najlepszym argumentem przeciw tej Pańskiej propozycji. Składa ją Ludwik Stomma [15], syn Stanisława [16], professeur associé w École pratique des hautes études, bardzo zdolny etnolog, w dodatku dobry pisarz. Proponuje wydanie książki po polsku na podstawie swoich długoletnich badań w terenie nad kulturą wsi polskiej (1973–1981). Przesłał mi 12 stron, „przykładowych”, z których cytuję co następuje:
„Stosunek do Żydów usiłujących się ratować przed hitlerowskim ludobójstwem był na wsi zróżnicowany. Chłopi często żerowali na nieszczęściu uciekinierów, posuwając się niejednokrotnie nawet i do zbrodni […]. Oto charakterystyczna (podkreślenie moje) wypowiedź gospodarza ze wsi Dubienka (woj. chełmskie), która w latach 1939–41, po podziale Polski między Niemcy i ZSRR, stała się wsią graniczną. Uciekający Żydzi szukali miejscowych przewoźników, którzy pomogliby im przeprawić się przez Bug na sowiecką stronę: «Przychodziły tu te Żydy całymi rodzinami. Złoto dawali, dolary dawali, żeby ich tylko do Ruskich na drugą stronę przewieźć. Jak już zapłacili, to żeśmy ich brali do łódek, wywozili w nocy na środek rzeki – tam, gdzie najgłębiej – i wrzucali do wody. A jakżeśmy już sprawdzili, że się wszystko potopiło, odwracaliśmy łódkę na nurcie i po następnych. Co tu dużo gadać – pierwszorzędny był zarobek. Niestety długo to nie potrwało, bo jak Hitler na Ruskich uderzył, zaraz się granica odsunęła, no i było już po wszystkim. Chyba że jeszcze jakich Żydów w lesie wyłapać i Niemcom oddać. Ale to już nie było to.
Potem się wojna skończyła: Żydów już nie ma, pieniądze się rozeszły i po staremu bieda… jedno mnie tylko męczy: – widzisz Pan, ten kulawy Heniek, co na końcu wsi mieszka, to on, okazuje się, przez całą wojnę Żydów u siebie chował. Aniśmy wiedzieli. I teraz co miesiąc paczka do niego z Ameryki przychodzi. My nic nie mamy, a u niego, panie, dolary i czekolada i córka w nylonowych pończochach do kościoła chodzi. No, powiedz mi Pan! – NO, SKĄD ON WIEDZIAŁ?! (podkreślenie Stommy)”.
Pomijam fakt, że tego rodzaju świadectwo w pewnym sensie „wybawia” obrzydliwych producentów Winds of War [17]. Konspekt Stommy przekazuję Wojtkowi Karpińskiemu [18], koordynatorowi naszego Funduszu. O wydaniu książki decydujemy w „komitecie wykonawczym” większością głosów. Osobiście wątpię, żebyśmy tę książkę wydali (ja sam będę głosował przeciw)[19]. Ale uczynię to z powodów politycznych, gdyż nie tylko prasa reżimowa, ale cała Polska oskarżyłaby nasz Fundusz o „antypolską robotę”. Obiektywnie natomiast książka Stommy odpowiada wszystkim kryteriom naszego Funduszu: 1) jest to praca naukowa, 2) nie mogłaby zostać wydana w Polsce, 3) jest doskonale i żywo napisana. Mam oczywiście nadzieję, że kiedyś w Polsce ukaże się ta książka – Pański artykuł jest najlepszym dowodem tego potrzeby, teraz jednak i tutaj, nie. Ale zastanowiwszy się przez chwilę nad tym co by się stało, gdyby Fundusz sfinansował i wydał tę książkę, powiedzmy w „Kulturze” (gdyby ze swą genialną przekorą zgodził się na to Redaktor [20]). Wezwałby Pan do bojkotu Funduszu? Przestałby Pan współpracować z „Kulturą”? Czy też tylko Żydom nie wolno „szkalować” Polski?
Jeszcze ostatnia uwaga, którą pominąłem, pisząc ten list jednym ciągiem. Chodzi mi o Pańskie określenie terminu „Żyd” [21], które w moim pojęciu jest określeniem „kulturalnego antysemity”. (Inna możliwa interpretacja; sam fakt bycia Żydem jest „negatywny”. Ale „rozgrzesza” ich Pan, kiedy z tradycją żydowską zrywają). Odmawia Pan nie-ortodoksyjnym Żydom prawa do tego, żeby się czuli zarazem Polakami i Żydami (albo / albo). W Pana wypadku, wybitnego specjalisty dyscypliny związanej z kulturą, religią, tradycją, uważam to za zadziwiające. Przecież to zupełnie to samo, jakby Pan odmówił Miłoszowi, Giedroyciowi czy mnie prawa do czucia się w pewnym stopniu „Litwinami”. Nie – nie to samo. Żydowska „pamięć historyczna” jest innego rodzaju, dotyczy pewnego uprzywilejowanego stosunku do spraw uniwersalnych, egzystencjalnych – jej zanik u niedobitków Polskiego Żydostwa byłby olbrzymią stratą dla naszej Polskiej kultury.
Przepraszam za tak długi list, który jest świadectwem szacunku dla Pana i podziwu – który niejednokrotnie wyraziłem – dla wielu Pana szkiców (Nabokov, Karl Kraus, Witkiewicz – tyle innych). Fotokopie tego listu przesyłam Jerzemu Giedroyciowi i Gustawowi Herling-Grudzińskiemu [22].
Łączę wyrazy szacunku i dłoń Pańską ściskam
K. Jeleński
P.S. Pisząc „lewicowość jest nienawiścią” wprowadza Pan semantyczny zamęt w słownictwo polityczne. Znów Pan odmawia socjalistycznym demokratom prawa do powołania się na tradycję Oświecenia i lewicy (choćby Adamowi Michnikowi i Gustawowi Herling-Grudzińskiemu).
Aleksander Smolar, Barbara Toruńczyk, Wojciech Karpiński, Irena Grosfeld-Smolar, Konstanty A. Jeleński, Adam Zagajewski, Paryż 1983 (fot. Krzysztof Jung).
Aleksander Smolar – List do Konstantego A. Jeleńskiego
Problematykę niniejszego listu Aleksander Smolar rozwinął w „Tabu i niewinność”, tekście opublikowanym w 1986 w „Aneksie” (1986 nr 41–42), gdzie znalazł się także tekst Jana Tomasza Grossa „Ten jest z ojczyzny mojej…, ale go nie lubię”. Wspomniany numer „Aneksu” (redaktorem naczelnym „Aneksu” był Aleksander Smolar) z tematem przewodnim „Żydzi jako polski problem” był szczególnym aktem odwagi: przeciwstawiał się obowiązującej uładzonej narracji i stał się punktem zwrotnym w debacie o antysemityzmie w Polsce. Wielokrotnie przedrukowany w drugim obiegu w Polsce, był szeroko czytany i komentowany. Rok po jego publikacji ukazał się głośny tekst Jana Błońskiego „Biedni Polacy patrzą na getto”. Numer „Aneksu” jest dostępny online: aneks.kulturaliberalna.pl
Niniejszy list nie był publikowany. Drukujemy go na podstawie kopii, jaką Aleksander Smolar przesłał Wojciechowi Karpińskiemu. Przypisy pochodzą od redakcji.
Redakcja
Paryż, 4 V 1984
Wojtek, oto kopia listu, który wreszcie napisałem
Ściskam
Alik
Kochany Kocie,
Od dawna zbierałem się, żeby do Ciebie napisać. Chciałem odpowiedzieć na Twój list do Brońskiego, którego kopię byłeś łaskaw mi przysłać, ale odkładałem odpowiedź z tygodnia na tydzień, tłumacząc się przed sobą wyjazdami i nawałem różnych obowiązków. W istocie jednak dlatego, że temat jest dla mnie bardzo trudny i niezbyt przemyślany. Wybacz więc pewną chaotyczność moich uwag i nieuchronne uproszczenia.
Artykuł Brońskiego wcale mnie nie zaskoczył. Przeciwnie – wydał mi się on dość reprezentatywny dla rozpowszechnionego stylu myślenia wśród inteligencji polskiej. Jest rzeczą charakterystyczną, iż artykuł zatytułowany Żydzi i Polacy jest poświęcony wyłącznie stosunkowi Żydów do Polaków i temu, jak z nim walczyć. Problem stosunków polsko-żydowskich jest postrzegany wyłącznie przez pryzmat reputacji Polski w świecie. To, co charakteryzuje autora, to na pozór dobre samopoczucie, którego wyrazem jest owo jednostronne obciążanie Żydów odpowiedzialnością za stan stosunków wzajemnych i za opinię o Polakach w świecie. Ale – jak mówię – to dobre samopoczucie jest pozorne. Bo pisze on en passant, iż temat jest dla Polaków tabu i że trzeba mieć ważne powody i czyste sumienie, by go poruszać. I sam następnie dowodzi swoich „czystych rąk”. A więc sugeruje, iż nie jest to sytuacja powszechna. W innym miejscu wspomina o urazach Żydów do Polski i Polaków, „które mogę w wielu wypadkach zrozumieć”. Nie wspomina jednak ani słowem, o jakie urazy chodzi i czy mają one źródła wyłącznie historyczne. Wykracza więc przeciw tabu, aby nawoływać do walki przeciw polakożerczym Żydom. Nie dotyka jednak tematów, które rzeczywiście są obłożone tabu: jaki był i jest stan rzeczywistych stosunków, jaka jest rzeczywista odpowiedzialność Polaków, jaka jest rola antysemityzmu w Polsce dzisiejszej.
Zacznę od wspomnienia publicznego spotkania, które miało miejsce przed dwoma prawie laty. Zostało ono zorganizowane przez poważny żydowski kwartalnik „Les nouveaux cahiers” na temat: Żydowska świadomość historyczna i Solidarność [23]. Innymi słowy: Polacy i antysemityzm. Stronę polską reprezentowali Kazimierz Brandys, Krzysztof Pomian i ja.
Nie umiem teraz oddzielić tego, co powiedział Brandys i Pomian. Były to wystąpienia utrzymane w tym samym duchu: antysemityzm w Polsce istniał, ale gdzie go nie było? Poza tradycją antysemicką były u nas też inne. Wystarczy przyjrzeć się polskiej literaturze, by zobaczyć, jak wiele szlachetnych postaci Żydów da się w niej odnaleźć. Jak się zarzuca Polakom antysemityzm, to trzeba pamiętać, gdzie się to czyni – francuski antysemityzm ma swoje „dobre” tradycje, a zachowanie Francuzów w czasie wojny nie należało do najbardziej chlubnych.
Reakcja sali była niezwykle agresywna. Wystąpienia ich przerywano wrogimi okrzykami, śmiechem, drwiną. Brandys zanotował w Miesiącach [24], iż obecni mieli do zarzucenia Polakom obojętność w obliczu zagłady, własną samotność. Było niestety znacznie gorzej. Krzysztof w pewnym momencie, wobec nieprzyjaznych reakcji, zapytał: „Nie uważacie przecież, że to Polacy wymyślili antysemityzm?”. Wiele głosów na sali odpowiedziało: „tak”.
Myślę, że główną przyczyną – poza oczywistą niechęcią (wrogością) do Polaków – zachowania sali było relatywizowanie przez K.B. i K.P. problemu antysemityzmu w Polsce. W sposób, w jaki oni go przedstawili, można było prezentować antysemityzm w każdym kraju, nawet tam, gdzie przybierał on formy najbardziej łagodne i to dawno w przeszłości. Zgromadzonych Żydów raziło (nie bronię ich reakcji) oczywiste nieprzystawanie tego, co słyszeli, do własnych doświadczeń – przed wojną, w czasie wojny i po wojnie, totalny brak wymiaru współczesnego (poza oskarżaniem władz o antysemityzm), traktowanie zjawiska jako czysto historycznego, gdy aż zbyt dużo jest dowodów świadczących o tym, że do przeszłości problemu tego wpisać nie można.
Wrogie reakcje ujawniły się publicznie i w tak nieprzyjemnej formie dla wymienionych powodów. Ale ich źródła są oczywiście głębokie i częściowo dla mnie tylko zrozumiałe. Dla porządku – bo później pisać będę tylko o reakcjach i postawach Polaków – słów parę o przyczynach antypolskich nastrojów wśród Żydów:
1° Większość żydowskiej diaspory w Stanach, w Europie i duża część Izraelczyków wywodzi się z Polski. Wielkie fale emigracji zbiegają się z narastaniem antysemityzmu w Polsce. Stąd m.in. „uprzywilejowanie” Polski w żydowskiej świadomości.
2° Pobieżnie przejrzałem parę podręczników historii Żydów. Polska jest w nich opisywana jako kraj prymitywny, o niskiej kulturze. Lekceważenie, pogarda – nie są szczególnie ukrywane. Zapewne odnaleźć tu można ślad percepcji kolonialnej. Żydzi, jak często mniejszości, identyfikowali się łatwo z panującą Rosją i Niemcami. Trudno godzili się z niepodległością Polski, odczuwaną często jako zagrożenie.
3° Śmierć 6 mln Żydów na terenie Polski obciąża – w świadomości żydowskiej – częściowo przynajmniej konto Polaków. Zwłaszcza, iż stosunek dużej części ludności nie był nacechowany współczuciem i życzliwością. Marginesowe zjawisko szmalcownictwa musi wryć się głębiej w pamięć zbiorową niż równie marginesowe zjawisko ratowania Żydów. Bowiem indywidualny akt dobroci, który wymagał skądinąd na terenie Polski bohaterstwa, z natury rzeczy wpisuje się w pamięć jednostki i jej najbliższych. Szantaż zaś – jak terror – stwarza poczucie niebezpieczeństwa dla całej zbiorowości potencjalnie zagrożonej. Argumenty przytaczane przez Polaków (i przez Ciebie na konferencji grudniowej) [25] o ratowaniu Żydów mają niewielką szansę trafienia do szerokiej świadomości Żydów.
4° Polska po wojnie była miejscem najbardziej krwawych rozruchów antyżydowskich w Europie. Pogromy w Kielcach, Krakowie, Chełmie… – 800 ofiar w ciągu roku – powszechnie są obecne w pamięci Żydów. Były one źródłem masowego exodusu lat 40-tych. Warunki, w jakich przebiegały emigracje 1956 i 1968 roku [26], niezależnie od skomplikowania uwarunkowań politycznych, utrwalały dotychczasowy obraz.
5° Polonia, szczególnie w Stanach, nie dostarcza argumentów przeciw tezie o antysemityzmie Polaków. (Anegdota: Jacek Kaczmarski opowiadał mi, jaki entuzjazm wzbudziła – bodaj w Chicago – jego piosenka o Żydzie, który spalił się w synagodze; po słowach „Żyd się spalił” [27] – okrzyki, gwizdy, entuzjazm. Podobnie zresztą w Lublinie dwa lata wcześniej).
Zamykam nawias o źródłach antypolskich nastrojów wśród Żydów. Moja kompetencja w tej dziedzinie jest bardzo ograniczona, a i temat mniej mnie interesuje niż symetryczny: stosunek Polaków do Żydów.
Miejsce Żydów w polskiej świadomości (wybacz to uogólnienie – wynika ono bardziej z niewiedzy co do zakresu zjawiska niż z przekonania o jego powszechności) jest paradoksalne. Z jednej strony temat objęty jest tabu. Tabu do tego stopnia wszechpotężne, iż w podręcznikach historii Polski – wydawanych zarówno w Polsce, jak i na emigracji – Żydzi prawie że nie istnieją. Zostali z niej wymazani (jak pod tym względem różni się historia Daviesa! [28]). Tylko do pewnego stopnia literatura zaświadcza, iż ludzie ci na terenach Polski czas pewien mieszkali.
Z drugiej strony – w świadomości dość szerokich, jak sądzę, kręgów społeczeństwa – Żydzi istnieją jako fragment obecnej rzeczywistości w stopniu nie dającym się uzasadnić ich liczebnością i rolą społeczną.
Owa równoczesna nieobecność i obecność, owo milczenie i istnienie w myślach, współistnienie agresji i poczucia winy, skłania do sformułowania trzech pytań, od różnych stron problem stosunku do Żydów naświetlających:
1° Jaki jest obraz Żydów?
2° Jaki jest stosunek do antysemityzmu?
3° Na ile antysemityzm jest aktualny i jaką funkcję spełnia?
OBRAZ ŻYDÓW
Zacznę od wyznania bezsilności. Nie wiem, jaki jest obraz Żydów. Nie znam odpowiednich badań, jeżeli takie były prowadzone. Mogę podać tylko przykład.
W zeszłym roku „Znak” wydał numer specjalny (600 stron) poświęcony Żydom [29]. Inicjatywa bez precedensu i bez wątpienia godna pochwały. Stanowi jedną z pierwszych prób przerwania milczenia wokół Żydów. I mimo to – wyznam Ci – iż bardzo szybko, po przeczytaniu zaledwie kilkudziesięciu stron, odłożyłem ten numer z uczuciem niesmaku.
We wstępie redaktor Wilkanowicz tłumaczy, iż antysemityzm jest dzisiaj zjawiskiem zupełnie irracjonalnym, bowiem nie ma dlań żadnego podłoża – gospodarczego, religijnego ani kulturalnego. Kończy paragraf zdaniem: „Mówiąc po kupiecku, nie ma partnera – nie ma z kim zyskać ani stracić”. Mniejsza o walor intelektualny stwierdzenia o obecnej nieracjonalności antysemityzmu. Cytowane zdanie jest charakterystyczne. Jak ze szmoncesu. Ani kupić, ani sprzedać – to cały obraz Żydów.
Czy wyobrażasz sobie takie zdanie na temat stosunków z Niemcami czy Rosjanami? Przesadzam? Jestem przewrażliwiony? Dobrze – masz inny przykład z tego samego tomu. Oto fikcyjna rozmowa Nahuma Goldmanna z Ben Gurionem, przedstawiona przez niejakiego Michała Strzemskiego [30]:
– „Nahum! Ja ci zaraz na to odpowiem, ale ty usiądź tyłem do mnie, przodem do ściany”.
– „Po co ja mam siadać tyłem do ciebie? Czy ja mam być jakiś idiota?”
– „Ty się lepiej, Nahum, nie pytaj”.
Itp., wszystko w konwencji szmoncesu i żydłacząc. Przy tym autor ma sympatię dla obu postaci i stara się przedstawić ich sprzeczne racje. Ale jaki obraz Żydów da się z tych paru stron wyczytać? To jest obraz kramarzy – sympatycznych, ale śmiesznych, dziwnych, niepotrafiących normalnie mówić. A raczej: ich norma jest inna. Nie „nasza”. Czy wyobrażasz sobie tak opisaną rozmowę, powiedzmy, między Piłsudskim a Dmowskim? Jest tu swoiste poczucie wyższości, protekcjonalizm, poklepywanie po ramieniu.
Żydzi egzotyczni – to jest na pozór jedyny rodzaj Żydów. Broński powiada, iż pojęcie „Żyd” należy dla niego raczej do kategorii „szachista” niż „koń”. Żydem dla niego jest ten, co mówi po hebrajsku czy jidysz, wyznaje religię mojżeszową. Nie jest Żydem człowiek należący do obszaru kultury polskiej i poczuwający się do solidarności z Polakami, niezależnie od brzmienia nazwiska.
Jest to dla mnie stanowisko wzruszające w swym bezpośrednim nawiązaniu do XIX-wiecznej tradycji (chociaż wtedy uznawano kategorię „Polaka wyznania mojżeszowego”), bez uwzględnienia różnorakich doświadczeń naszego wieku.
Oto przykład powikłania, do którego takie stanowisko prowadzi: Ci sami ludzie, którzy uważają, iż Żyd identyfikujący się z kulturą i losem Polaków jest Polakiem – w następnym zdaniu mogą mówić, czy mówią, że Zambrowski, Minc, Berman, Różański [31] ponosili odpowiedzialność za rozbudzenie antysemityzmu ze względu na rolę, jaką odgrywali we władzach Polski. W tym momencie, choć zapewne spełniali kryteria polskości – Polakami być przestawali. (Co oczywiście nie dotyczyło komunistów rdzennie polskiego pochodzenia). Ci sami ludzie mówią dzisiaj z niepokojem, iż Urban, Sandauer i Passent [32] stwarzają groźbę odrodzenia się antysemityzmu.
Nie zarzucam oczywiście tym ludziom antysemityzmu. Jest to zderzenie pewnej utopii, która chce rozwiązać problem żydowski poprzez jego kulturowe i społeczne wymazanie, z realizmem, u którego podstaw leży przekonanie, iż nie jest to możliwe – chyba że się zamaże wszelkie ślady żydowskości, włącznie ze wspomnieniem żydowskiego pochodzenia.
NIEWINNOŚĆ
Zacznę od przykładu. Dwa lata temu felieton Urbana w „Tu i Teraz” [33], w którym przypomniał on antysemicki charakter „Małego Dziennika” wydawanego przez o. Kolbego [34], wywołał wielki skandal. Protestował przeciwko „znieważaniu świętego” Episkopat, katolicy świeccy różnych odcieni, posłowie… Cała sprawa miała wiele elementów nieprzyjemnych.
Z jednej strony – atak Urbana, a później Rakowskiego, Koźniewskiego i innych – prowadzony był w złej wierze. Mówili oni w rzeczywistości – bo nie o Kolbego im chodziło –: „Nie jesteście tacy piękni, jak mówicie. Jesteście równie co my – choć dla innych powodów – plugawi. Nie bądźcie takimi moralistami, bowiem i wasze ręce są ubrudzone”. Z drugiej strony – broniono pamięci świętego z oczywistym poczuciem, iż sprawa jest przykra, bo nie da się ukryć, że „Mały Dziennik” był brukowcem skrajnie antysemickim. I że ocena ta dotyczy dużej części przedwojennego Kościoła. Oczywiście, nie były to okazje do podejmowania bolesnego problemu historycznej spuścizny, ale reakcje były zbyt łatwe. Nie o tym jednak chciałem pisać.
W tej dyskusji zainteresowała mnie implicite formułowana definicja antysemityzmu w prasie katolickiej. W obronie Kolbego parokrotnie przytaczano (po raz pierwszy w odpowiedzi na artykuł J. J. Lipskiego w „Tygodniku Powszechnym” w 1971 roku [35], w którym przypomniał on przedwojenny antysemityzm Kolbego) fragment jego listu z Japonii do redaktorów „Małego Dziennika”, w którym formułował on swoje stanowisko wobec Żydów. W cytowanych paru zdaniach powiadał on: „bojkot handlu żydowskiego – tak, popieranie polskiej przedsiębiorczości – tak; należy jednak unikać szerzenia nienawiści w stosunku do Żydów”.
Z tego wyciągano wniosek, iż Kolbe nie był antysemitą. Antysemityzm identyfikowano więc wyłącznie ze skrajnymi jego przejawami. Ich istnienie rozgrzesza niejako łagodniejsze formy antysemityzmu.
Może się mylę, ale wydaje mi się, iż mamy tu do czynienia z bardzo interesującymi, paradoksalnymi efektami wojny i zagłady Żydów – efektami przeciwnymi do tego, co się działo na Zachodzie.
Na Zachodzie – groza wojny, szok w obliczu masowej zagłady Żydów, poczucie współwiny – doprowadziły do kryminalizacji wszelkich form antysemityzmu. Znikły subtelności, gradacje form nietolerancji w stosunku do Żydów. Na wszelkie przejawy antysemityzmu patrzy się przez pryzmat komór gazowych. Być antysemitą – to znaczy być potencjalnym mordercą. Postawa ta, moralnie zrozumiała, intelektualnie jest dość słabiutko podbudowana. Nie ma bowiem powodów, by utożsamiać łagodne formy ksenofobii, „naturalnej” reakcji na odmienność stroju, języka, obyczaju, z chęcią mordowania, czy choćby bicia. Uczucia antyarabskie są tu, we Francji, na pewno głębsze i bardziej dzisiaj niebezpieczne.
W Polsce – wybacz to uogólnienie, chodzi mi o określenie pewnej specyfiki, a nie zakreślenie precyzyjne jej granic, czego nie jestem w stanie uczynić – reakcje były przeciwne. Może nie od razu po wojnie, ale w okresie, który jestem w stanie objąć pamięcią. Wydaje mi się nawet, iż nastąpił tu wyraźny regres w stosunku do pierwszego powojennego dziesięciolecia. Przynajmniej w sferach intelektualnych – wystarczy porównać poziom artykułów na tematy żydowskie i antysemityzmu publikowanych po wojnie i po 1956 roku z tym, co ukazuje się w ostatnich latach.
Okropności wojny nie doprowadziły do kryminalizacji antysemityzmu. Jest rzeczą zdumiewającą, ale wydaje mi się, że doświadczenia wojenne nie miały i nie mają wpływu na percepcję Żydów i stosunek do nich. Odrzucenie antysemityzmu rasistowskiego nie prowadziło do potępienia innych jego form, lecz wręcz przeciwnie – do traktowania ich jako nie-antysemityzm.
Mógłbym cytować dziesiątki wypowiedzi, gdzie – według niepolskich standardów – można by doszukiwać się antysemityzmu, a które w Polsce uchodzą za dopuszczalne. I zresztą: antysemityzm, gdy jest nawet postrzegany jako taki, traktowany jest w Polsce jako problem opinii – zaiste nagannej, ale tylko opinii.
Ta pewna niewinność antysemityzmu w Polsce jest między innymi wynikiem niezasymilowania przez świadomość zbiorową problemu zagłady Żydów. Jaka jest odpowiedzialność za nią kultury, cywilizacji, w której była możliwa? Jaki ciężar odpowiedzialności spada na chrześcijaństwo? Te problemy nie istnieją. Ograniczenie odpowiedzialności do Niemców pozwala zachować czyste sumienie i tradycyjne formy antysemityzmu.
Uczucie niewinności da się też odnaleźć, gdy chodzi nie tylko o problemy „cywilizacyjnej” odpowiedzialności, ale bardziej konkretnej – polskiej. Dobrym przykładem jest sprawa pogromu kieleckiego. Według rozpowszechnionej interpretacji – sformułowała ją m.in. Kerstenowa na łamach „Tygodnika Solidarność” [36] – odpowiedzialność za pogrom ponosi KGB i UB. Celem miało być skompromitowanie Polaków w oczach światowej opinii publicznej w momencie przygotowywanej sowietyzacji.
Jest rzeczą prawdopodobną, iż tak właśnie było [37]. Ale taka odpowiedź wydaje się mało zadowalająca. Bo przecież poza wymiarem policyjnym i politycznym jest wymiar moralny. Bo przecież sprowokowani byli Polacy, którzy mordowali dziesiątki Żydów – i przecież nie tylko w Kielcach: 800 osób od kwietnia 1945 do maja 1946. Otóż w kategoriach moralnej odpowiedzialności za te ofiary – problem w ogóle nie jest stawiany. Jak była możliwa rzeź Żydów rok, dwa po wojnie? Jakie zmiany w mentalności zbiorowej pod wpływem wojny odegrały tu rolę? Pytania te pozostają tabu. Zresztą – jak same fakty, w których rozpowszechnianiu nikt nie jest zainteresowany.
Jednym ze źródeł owego tabu i zarazem poczucia niewinności jest zdominowanie problematyki moralnej przez polityczną. Samych Żydów czyni się odpowiedzialnymi za pogromy i różne przejawy antysemityzmu. Ich zaangażowanie po stronie nowej władzy, współudział w narzucaniu stalinizmu z wszelkimi jego okropnościami, miał być źródłem utrwalania się antysemityzmu. Na pewno jest w tym dużo prawdy. Gdyby Żydzi nie byli po stronie władzy – lepiej: gdyby się jej przeciwstawiali – antysemityzm by osłabł. Tylko że nie może to być sposobem usprawiedliwiania antysemityzmu i przyczyną odmowy jego potępienia.
Postawa Kościoła po wojnie jest z tego punktu widzenia szczególnie znamienna. O tym też się nie pisze i mało bardzo osób o niej wie. A trudno by było tę postawę pochwalać. Znana była odmowa Hlonda potępienia pogromu kieleckiego. Nigdy Kościół po wojnie nie potępił antysemityzmu.
Ojciec mój [38] przez wiele lat był przewodniczącym Towarzystwa Społeczno-Kulturalnego Żydów w Polsce. W 1969 roku, gdy wyszedłem z więzienia, pokazał mi dokument sporządzony przez dwóch przedstawicieli jego organizacji z Lublina [39], którzy po pogromie kieleckim złożyli wizytę miejscowemu biskupowi, prosząc go o uspokojenie nastrojów antyżydowskich. Notatka sporządzona była w suchym, beznamiętnym stylu i przedstawiała reakcję biskupa. Biskup stanowczo odmówił zabrania głosu w sprawie ekscesów antyżydowskich. W sytuacji Żydów widział wyłącznie wynik ich roli politycznej. Przedstawił przy okazji swój pogląd na rolę Żydów w historii Polski: była to zawsze rola negatywna. Żydzi byli elementem rozkładowym. Z rzadkimi wyjątkami. Pamiętam dobrze, iż Grzegorz Fitelberg [40] służył za przykład pozytywny. Biskupem był Wyszyński.
Zresztą stanowisko to, które – jak się wydaje – podzielała większość Episkopatu, znajduje replikę w stanowisku biskupów w 1968 roku. Wywiad Dominika Morawskiego [41] z anonimowym biskupem wyraźnie wskazuje, iż rok ’68 odbierany był przede wszystkim jako walka o władzę w łonie elity rządzącej. Kościół w Polsce nigdy nie rozważał problemu moralnej współodpowiedzialności – ani historycznej, ani bardziej aktualnej – za antysemityzm. Nigdy do głowy książętom polskiego Kościoła nie przyszło wypowiedzenie słów np. kardynała Etchegaraya:
„We have a mission of repentance for our secular attitude as regards the Jewish people… We should know how to ask forgiveness of the Lord and of our brothers, so often fed with «teachings of disdain» and plunged into the horror of the Holocaust. We should commit ourselves to repair what should be repaired” (po angielsku, bo znalazłem tylko w „International Herald Tribune”) [42].
Czy podobnych słów Lustigera w Oświęcimiu:
„W tym miejscu, gdzie tyle córek i synów ludu żydowskiego – tego samego, który otrzymał i przekazał nam przykazanie «nie zabijaj» – było prowadzonych na eksterminację, mogliśmy tylko rozważać własną odpowiedzialność” („Tygodnik Powszechny”) [43].
Po raz pierwszy Kościół polski przypomniał sobie o Żydach i ich losie w zeszłym roku, w 40. rocznicę powstania w getcie warszawskim. W warszawskim kościele św. Augustyna biskup Dembowski powiedział: „Przyznać musimy: zbrodnia ludobójstwa na narodzie żydowskim narodziła się z grzechu antysemityzmu”. Były to najodważniejsze, najdalej idące słowa w historii polskiego Kościoła. Prymas mówił tylko o godności śmierci w walce, a nie w rezygnacji.
ANTYSEMITYZM DZISIAJ
Czy problem antysemityzmu ma wyłącznie charakter historyczny? Wielu bardzo Polaków jest o tym przekonanych.
Przed dwoma laty był u nas Jacek Woźniakowski. Nie muszę Ci pisać, jak bardzo go szanuję i cenię. W pewnej chwili, w trakcie rozmowy, oświadczył, iż antysemityzmu w Polsce nie ma. „Najwyżej ktoś zirytowany powie: och, te Żydy! Tak jak w innym momencie mógłby powiedzieć: ach, ci Niemcy!”.
Nieśmiało zaprotestowałem, nie podejmując jednak tematu. Zdaję sobie bowiem sprawę z trudności takich rozmów. Ale dla mnie te słowa były dowodem bardzo symptomatycznym niewiedzy i, ośmielę się napisać, braku chęci poznania ze strony człowieka bardzo inteligentnego, należącego przecież do wąskiej elity tego kraju.
Bo jest przecież aż zbyt wiele dowodów na to, że antysemityzm istnieje – choć bez pogłębionych badań, a zwłaszcza bez otwartego życia publicznego, nie można poznać jego zakresu, form i intensywności. Nawet w środowisku najbliższym Jackowi Woźniakowskiemu – wśród inteligencji katolickiej – antysemityzm jest wystarczająco widoczny, aby byli w stanie go dostrzec tacy moi znajomi, jak Paul Thibaud czy Jean-Marie Domenach [44]. Nie mają oni „żydowskiego bzika” i są głęboko przywiązani do tego środowiska w Polsce.
W najpiękniejszym powojennym okresie, w czasach legalnej „Solidarności”, nietrudno było dostrzec wiele przejawów antysemityzmu (chociaż oczywiście ich znaczenie było dziesięciorzędne w stosunku do tego wszystkiego, co się działo). Wystąpienie Jurczyka [45], ideologia „prawdziwych Polaków” (w wystylizowanym znaku Zjazdu „Solidarności” widzieli gwiazdę Dawida – dowód żydowskiej manipulacji), stosunek do KOR-u jako „żydowskiej organizacji” (Wałęsa na konferencji w Gdańsku: „Nie to, że miałem pretensje czy mam obiekcje do ludzi KOR-u – to trzeba tak rozumieć. Gdyby część się zapisała za KOR-em, nawet – załóżmy – większa część – 70%, to 30% miałaby wątpliwości do osób, nazwisk, pochodzenia”).
Na ile można abstrahować od oficjalnego antysemityzmu, gdy rozważa się głębię i rozpowszechnienie tych uczuć w Polsce? Czy przeciwstawienie „my” – „oni”, eksternalizacja władzy, wyrzucenie jej poza nawias społeczeństwa – może być intelektualnie zadowalające, nawet jeżeli politycznie jest opłacalne?
Po pierwsze – obóz władzy nie jest tak mało liczny, jak by mogło się wydawać. Po drugie – propaganda skierowana ku społeczeństwu jest wynikiem nie tylko mentalności władzy, ale również oceny społecznej mentalności, skuteczności pewnego typu propagandy. Po trzecie – spośród wszystkich krajów bloku, poza ZSRR, w Polsce propaganda antysemicka osiągała największą intensywność.
I ostatni jeszcze wskaźnik – w tym chaotycznym zestawieniu. Najważniejszy być może. Chodzi mi o rolę Żydów w percepcji wielu księży.
„Kultura” donosiła niedawno o dwóch wystąpieniach księży polskich za granicą o wyraźnie antysemickim charakterze [46]. Jedno to wystąpienie jakiegoś profesora KUL-u w Polskim Instytucie Naukowym w Nowym Jorku, drugie – na łamach „Duszpasterza Polski Zagranicą” [47]. Nie wiem, czy czytałeś artykuł ks. Poradowskiego: Stulecie śmierci Karola Marksa [48]. Jest to dokument dość przerażający, którego nikt nie ośmieliłby się opublikować we Francji. Teza jest bardzo prosta: głównym dzisiaj zagrożeniem w świecie jest trockizm. Trockiści to są Żydzi (chociaż nie wszyscy Żydzi są trockistami). Trockizm jest bardziej niebezpieczny od stalinizmu. Jego ekspozyturą w Polsce jest KOR.
Można by to traktować jako izolowany wybryk, gdyby nie to, iż artykuł ukazał się w oficjalnym piśmie kościelnym wychodzącym w Rzymie. I gdyby nie to – argument bez porównania ważniejszy – że artykuł ten dostarcza pewnego klucza dla zrozumienia niesłychanej kariery, jaką „trockizm” zrobił w kręgach kościelnych, chociaż trudno znaleźć dowody na jego istnienie w Polsce. Otóż trockizm jest dzisiaj synonimem „żydokomuny”. W tym świetle tylko można zrozumieć rolę, jaką Glemp przypisywał trockizmowi w swoim niefortunnym wywiadzie w Brazylii [49].
Podsumowując tych parę uwag: antysemityzm pozostaje ciągle obecnym fragmentem endeckiej wizji świata, która – niestety – nie należy wyłącznie do przeszłości, choć na pewno jej rola i miejsce w Polsce obecnej jest mniejsze niż w przeszłości. Zamykanie oczu na jego istnienie jest nie tylko moralnie nie do zaakceptowania, ale również pośrednio służy utrwalaniu się tego światopoglądu w różnych kręgach społeczeństwa polskiego.
Problem antysemityzmu w Polsce nie jest problemem Żydów (bo ich w Polsce prawie nie ma). Jest wewnętrznym polskim problemem – problemem zdrowia moralnego i kultury politycznej. Bardzo wątła to konkluzja, ale i tak za bardzo się rozpisałem i zbyt chaotyczne są powyższe uwagi, aby dało się je uporządkować podsumowaniem.
Więc jeszcze parę tylko słów osobistego wyznania. Bycie Polakiem nigdy nie było dla mnie sprawą oczywistą – parokrotnie było wynikiem świadomego wyboru. Wszyscy prawie moi przyjaciele – Żydzi z dzieciństwa i wczesnej młodości, w równym stopniu co ja kulturowo spolonizowani (albo bardziej) – optowali w 1956, w latach 60., czy w 1968 roku na rzecz żydostwa. Z wszystkimi nimi straciłem kontakt. Nie wiem dobrze, dlaczego wybrałem inaczej. Może była to przekora. Może był to paradoksalny wynik antysemityzmu, który odczuwałem od dzieciństwa – chciałem pokazać, że Żyd może być dobrym patriotą. Może był to wynik swoistego poczucia wierności – angażowałem się w polskie sprawy od dzieciństwa jako mały komunista, później większy komunista. Odchodząc od komunizmu, nigdy nie chciałem odejść od lewicowości (która ma bardziej u mnie dziś charakter sentymentalny niż intelektualny), ani też od polskości. Ale też nigdy nie miałem skłonności wielu moich przyjaciół „żydowskiego pochodzenia”, którzy o swoim żydostwie chcieli jak najszybciej zapomnieć, którzy się chrzcili, którzy – jak wszyscy dookoła – mówili, że nie ma antysemityzmu, którzy wychwalali głębię myśli politycznej endecji.
Stąd być może niesprawiedliwość wielu ocen, które powyżej niezgrabnie sformułowałem.
Serdecznie Cię ściskam,
Alik
P.S. Kopię posyłam Wojtkowi
Oprac. M.N.-R.
[1] Konstanty A. Jeleński opublikował na łamach paryskiej „Kultury” liczne teksty i polemiki poświęcone problemowi antysemityzmu. Do najważniejszych należą: Od endeków do stalinistów (1956 nr 9) oraz Hańba czy wstyd (1968 nr 5). Tutaj Jeleński zapewne ma na myśli swój list do Jerzego Giedroycia opublikowany w „Kulturze” 1983 nr 11, gdzie protestuje przeciwko porównaniu delegalizacji „Solidarności” z ludobójstwem dokonanym przez Niemców na Żydach, którego użył Tymoteusz Klempski w artykule Pielgrzymka i pielgrzymstwo („Kultura” 1983 nr 10).
[2] Jan Ryszard Bychowski (1922-1944), przyjaciel szkolny Konstantego A. Jeleńskiego, w czasie II wojny światowej żołnierz polskiego lotnictwa w Wielkiej Brytanii, zginął na służbie w trakcie lotu bojowego. Na jego temat zob. list Konstantego A. Jeleńskiego do Józefa Lewandowskiego, opublikowany na łamach „Zeszytów Literackich” (1988 nr 21).
[3] Marian Jumborski (1885-1936), matematyk, nauczyciel gimnazjum im. Stefana Batorego w Warszawie, działacz niepodległościowy, zesłaniec.
[4] Krzysztof Kamil Baczyński (1921-1944), poeta.
[5] Jerzy Dziewulski (1921–1950).
[6] Małgorzata Dziewulska (ur. 1944), teatrolożka, eseistka.
[7] Teresa ze Skarzyńskich Jeleńska (1892-1969) i Konstanty Jeleński (1888-1955).
[8] Konstanty Jeleński pracował w konsulacie RP w Monachium.
[9] Tadeusz Łopuszański (1874-1955), minister wyznań religijnych i oświecenie publicznego w latach 1919-1920, działacz oświatowy.
[10] Konstanty A. Jeleński, Manes Sperber, „Kultura” 1984 nr 3.
[11] Mowa o Institut national de l’audiovisuel, gdzie pracował Konstanty A. Jeleński.
[12] Za kogo mają się Ci durnie (fr.)
[13] Francuzi – mordercy (hiszp.).
[14] Zapisane celowo z błędami i fonetycznie: Nie jest dobrze dla nas, wcale nie jest dobrze (fr.).
[15] Ludwik Stomma (1950-2020) antropolog, od 1981 roku na emigracji we Francji, gdzie pracował w École pratique des hautes études.
[16] Stanisław Stomma (1908-2005) działacz społeczny i publicysta.
[17] The Winds of War (Wichry wojny), serial z 1983 roku, wyreżyserowany przez Dana Curtisa na podstawie książki Hermana Wouka.
[18] Wojciech Karpiński (1943-2020) pisarz, przyjaciel Konstantego A. Jeleńskiego i propagator jego twórczości.
[19] Książka nie została wydana przez Fundusz, ale jej francuskie wydanie (Campagnes insolites. Paysannerie polonaise et mythes européens, Paryż, Verdier, 1986) ukazało się ze wstępem Konstantego A. Jeleńskiego.
[20] Mowa o Jerzym Giedroyciu (1906-2000) redaktorze naczelnym paryskiej „Kultury”.
[21] Maciej Broński pisze: „Otóż dla mnie termin «Żyd» ma charakter raczej funkcjonalny, niż genetyczny (a już tym mniej «rasowy», ponieważ rasy są tylko trzy: biała, czarna i żółta, a Żydzi należą do białej tak jak ja). Chcę przez to powiedzieć, że za Żyda uważam człowieka, który np. uczęszcza do synagogi, daje swego syna obrzezać i/lub mówi w yiddisz lub po hebrajsku. Człowieka, który mówi po polsku jak ja, należy do tej samej kultury literacko-obyczajowo-historycznej co ja i poczuwa się do solidarności z moim narodem uważam za Polaka, także w wypadku jeśli nazywa się np. Abraham Zylbersztajn i Niemcy wymordowali mu całą rodzinę w czasie wojny. Innymi słowy termin «Żyd» ma dla mnie raczej ten status, co termin «szachista», a nie ten co określenie «koń»”.
[22] List ten zachował się w korespondencji między Gustawem Herlingiem-Grudzińskim i Konstantym A. Jeleńskim. Herling-Grudziński nie odpisał.
[23] Debata Pologne: mémoire juive et Solidarité odbyła się 18 V 1982. Prowadzenie: Gérard Israël. Udział wzięli: Kazimierz Brandys, Alain Finkielkraut, Krzysztof Pomian, Aleksander Smolar, Henri Smolarski, Paul Thibaud.
[24] Kazimierz Brandys w opisie debaty w swoich Miesiącach uznał ją za niesprawiedliwą wobec Polski, nie ukrywając niechęci do słuchaczy. Zob. Kazimierz Brandys, Miesiące, Paryż, Instytut Literacki, 1984, s. 53–55.
[25] Mowa o konferencji Pologne, Août 1980 – Décembre 1982. Originalité et dynamisme d’une société, która odbyła się w dniach 10–12 XII 1982 roku na Sorbonie i w Bibliotece Polskiej w Paryżu. Konstanty Jeleński wygłosił referat Paradoksy polskiego nacjonalizmu, Aleksander Smolar mówił o współdziałaniu opozycyjnych intelektualistów i ruchu robotniczego. Zob. Konstanty A. Jeleński, Polska: Sierpień 1980–Grudzień 1982. Swoiste cechy i dynamizm polskiego społeczeństwa, „Kultura” 1983 nr 1–2.
[26] Mowa o dwóch falach emigracji Żydów z Polski w związku z masowymi ruchami antysemickimi, zarówno wśród obywateli jak i aparatu państwowego. W związku z najsłynniejszą nagonką antysemicką w marcu 1968, a także związaną z nią falą aresztowań wśród krytycznie nastawionych do władzy opozycjonistów, Aleksander Smolar trafił do więzienia, a także stracił pracę na Uniwersytecie Warszawskim.
[27] Mowa o piosence Jacka Kaczmarskiego (1957–2004) Ballada o spalonej synagodze.
[28] Wydana po raz pierwszy w 1981 roku książka Normana Daviesa Boże igrzysko opisuje rolę Żydów w historii Polski, ale niemal pomija problem polskiego antysemityzmu.
[29] „Znak” 1983 nr 2-3 (339-340). Temat numeru: „Żydzi w Polsce i w świecie. Katolicyzm-judaizm”
[30] Tamże: Michał Strzemski, Pomiędzy Nahumem Goldmannem a Dawidem Ben Gurionem.
[31] Roman Zambrowski (1909–1977), Hilary Minc (1905–1974), Jakub Berman (1901–1984), Józef Różański (1907–1981), piastowali najwyższe stanowiska państwowe w okresie stalinowskim.
[32] Jerzy Urban (1933-2022), Artur Sandauer (1913–1989), Daniel Passent (1938–2022) ludzie pióra, popierali wprowadzenie stanu wojennego w Polsce i politykę gen. Wojciecha Jaruzelskiego.
[33] Jerzy Urban, 70 lat później, „Tu i Teraz” 1983 nr 5.
[34] Maksymilian Maria Kolbe (1894–1941) w 1971 beatyfikowany. Na początku lat 80. trwała dyskusja wokół jego osoby, gdyż papież Jan Paweł II w 1982 roku przeprowadził jego kanonizację, a jego działalność antysemicka nie została uznana za przeszkodę w uznaniu jego życia za heroiczną i godną do naśladowania drogę do świętości.
[35] Jan Józef Lipski, Ojciec Kolbe i „Mały dziennik”, „Tygodnik Powszechny” 1971 nr 38. Tekst opublikowany przy okazji beatyfikacji Maksymiliana Marii Kolbego.
[36] Krystyna Kersten, Kielce – 4 lipca 1946 roku, „Tygodnik Solidarność” 1981 nr 36.
[37] Dzięki badaniom historyków ustalono, że pogrom nie był prowokacją Urzędu Bezpieczeństwa (zob. Joanna Tokarska-Bakir, Pod klątwą. Społeczny portret pogromu kieleckiego, Warszawa, Czarna Owca, 2018).
[38] Hersz Smolar (1905–1993) organizator ruchu oporu w mińskim getcie, działacz polityczny i dziennikarz, redaktor naczelny „Fołks Sztyme”. Zob. Hersz Smolar, Mińskie getto. Świadectwo oporu, wstęp Aleksander Smolar, Kraków, Austeria, 2024.
[39] Mowa o Centralnym Komitecie Żydów w Polsce.
[40] Grzegorz Fitelberg (1879–1953), kompozytor I dyrygent.
[41] Na pytanie Dominika Morawskiego o brak stanowiska episkopatu wobec nagonki antysemickiej w 1968 roku polski hierarcha kościelny, którego nazwiska Morawski nie ujawnia, odpowiada: „[była to] rozprawa w łonie elity kierowniczej, a nie akcja o podłożu rasistowskim. […] Ci co opuścili kraj uczynili to głównie ze względów bytowych, ponieważ społeczność żydowska utraciła dotychczasową uprzywilejowaną pozycję. […] Metody zastosowane w nagonce antysemickiej, moralnie odrażające, nie mogą zatrzeć wspomnienia cierpień jakich doznali księża, działacze katoliccy i w ogóle społeczeństwo w okresie stalinowskim, kiedy aparat ucisku reprezentowali liczni dygnitarze i wysocy funkcjonariusze pochodzenia żydowskiego, odznaczający się szczególną gorliwością”. Hierarcha dodaje zmartwiony, że te wydarzania „naraziły na szwank dobre imię Polski jako kraju o tradycjach tolerancji narodowościowej i religijnej” (Dominik Morawski, Korespondencja z Rzymu, „Kultura” 1973 nr 5).
[42] „Mamy szczególny obowiązek pokuty za nasz odwieczny stosunek do ludu żydowskiego… Powinniśmy prosić o wybaczenie Pana naszego i naszych braci tak często karmionych «nauką pogardy» i pogrążonych w otchłani Holocaustu” – fragment mowy kardynała Rogera Etchegaraya wygłoszonej na Synodzie „Pokuta i pojednanie w Kościele” (29 IX–29 X 1983).
[43] Kardynał Jean-Marie Lustiger wygłosił tę mowę podczas wizyty w Auschwitz w 1983 roku.
[44] Jean-Marie Domenach (1922–1997) i Paul Thibaud (ur. 1933) – filozofowie, kolejni redaktorzy naczelni katolickiego miesięcznika „Esprit”.
[45] Marian Jurczyk (1935–2014), ważny działacz „Solidarności” na spotkaniu z robotnikami nawoływał do wieszania komunistycznych przywódców i skończenia z Żydami, którzy sprawują władzę. Na ten temat: Michel Wieviorka, Les Juifs, la Pologne et Solidarność, Denoël, Paryż, 1984.
[46] Sławomir Suss, Największy spisek XX wieku, „Kultura” 1983 nr 7–8 oraz komentarz redakcji.
[47] Oficjalne pismo kościelne wydawane pod nadzorem bp. Szczepana Wesołego.
[48] „Duszpasterz Polski Zagranicą” 1983 nr 2.
[49] Mowa o wywiadzie udzielonym przez Józefa Glempa dziennikarzom „O Estado de São Paulo” podczas podróży do Brazylii w 1984 roku. W wywiadzie stwierdzał, że „czysty” nurt „Solidarność” pod wodzą Wałęsy jest manipulowany przez „elementy trockistowskie” z drugiego nurtu i podkreślił, że „Kościół jest nadal protektorem i obrońcą pierwszego nurtu”.