HOME
Wojciech Kass

List do niepoznanego poety (XV)

Skąd ta nagła decyzja wyjazdu? Domyślam się, że nagła, gdyż wcześniej Pan o tym nie wspominał. Jaką tęsknotą jest Pan powodowany, jaką nadzieją wiedziony, które ze skarbów świata Pana nęcą? Gdzie znajduje się ta miłość, wabiąca Pana w snach, których postać i treść skrywa Pan nawet przed sobą? A może za postanowieniem wyjazdu z kraju kryje się motyw pospolity, chęć wygodnego urządzenia się w życiu? Nie, o to Pana nie podejrzewam, a gdyby nawet tak było, nie zmieni to moich uczuć do Pana ani nastawienia, gdyż stał się Pan częścią mojej samotności, samym swoim istnieniem stworzył Pan miejsce, w którym co jakiś czas dochodziło między nami do spotkania i rozmowy. Co z tego, że w pewnym sensie było to miejsce wyobrażone, skoro mógłbym je dokładnie przedstawić w połowie drogi między adresami naszego zamieszkania, wskazać na mapie mojego umysłu z dokładnością, co do kilometra oraz szczegółowo jak Emanuel Swedenborg plany tego nieba – opisać. Nasze rozmowy w tym miejscu nie odbiegały od kwestii zasadniczych związanych z literą tworzenia i literą życia. I nie oddalały nas od życia, przeciwnie – były prawdziwsze od tego, co świat obecnie daje zdezorientowanej, zagubionej i, zaryzykuję, znudzonej jednostce. Były prawdziwsze nawet w nierównych między nami kadencjach milczenia.

Poeta Krzysztof Karasek, mój przyjaciel i mistrz, ogłosił czternaście lat temu tom wierszy Lofoty, w którym wyczułem tęsknotę do północnych wysp, tęsknotę za miejscami niezadeptanymi, ale także zachwyt, jakie słowo „lofoty” z niego uwolniło, być może usłyszał w nim jakieś zaśpiewy, zawodzenia, jakby było ono syreną szarego morza, obiecującą nowy poranek istnienia. Ucho w poezji jest organem nie mniej ważnym niż w przypadku kompozytorów i muzyków. I ja mam w swoim osobistym słowniku wiele takich nazw, które wpływają na mnie, przywołując krainy nietknięte, same pchają się na usta, zmuszając je do powtarzania, płuca zaś do nieustannego zaciągania się nimi. Ta fascynacja, upojenie jest niezrozumiała dla większości ludzi, gdyż tkwią oni w przekonaniu, wręcz są w nim zahartowani, że słowo nic nie może, liczą się fakty, obojętnie, co by przedstawiały, jakie by były i do czego prowadziły. Poeta pragnie zaś istnieć na przekór faktom, głębiej, wyżej, szerzej niż one, pragnie zanurzenia, nie tyle w ich piekło, ile w misterium przestworu zjawisk, pragnie te fakty pokonać słowem, uznając, co zabrzmi paradoksalnie, że poleganie na nich jest niedalekie od przekonania, że ziemia jest płaska. Słowa w węźle metafory są, jak powiada Fryderyk Nietzsche „wehikułem poznania”. Nieważne, gdzie Pan się udaje, w jakim celu i dlaczego. Po co cel, po co idea, przyczyna i skutek, po co droga, kierunek, po co osiąganie czegokolwiek, zdobywanie, skoro odbywa się to kosztem istnienia, czego nie należy mylić z życiem. Wolę nie znać przebiegu Pańskiej podróży ani miejsca, dokąd Pan zmierza, niechaj zachowa je Pan w tajemnicy, karmiąc tą skrytością to wszystko we mnie, co wykracza poza fakty, a czego jest wyraźnie więcej, karmiąc także moją wyobraźnię. Ktoś wybrał się na wyprawę pieszą, inny morską, jeszcze inny przemierzył kontynent górami, był tam i owam, dotarł do celu, zjadł tyle i tyle jadła, pokonał tyle a tyle kilometrów, spalił kalorie, złamał nogę. Kamera szła za nim, podawała obrazy, przekazywała wizerunki, kształty, barwy i sylwetki. Co z tego? Proszę nie wystawiać się na pokaz, lepiej zbłądzić, zapaść się, gdzie bądź, w ten sposób bowiem ocali Pan miejsce w mojej pamięci, w mojej wyobraźni jako człowiek, który nie dał się zamknąć w faktach, a istnieje na wykraczającym poza nie płaskowyżu, na antypodach, a ponieważ nie wiem, co tam wyczynia i po co się tam znalazł, warto o nim myśleć i rozprawiać, a nawet do niego – nie licząc, że listy dotrą, nie licząc również na odpowiedź – pisać. Poeta bez adresu, twarzy, imienia – to jest możliwe. Wyobraźnię bowiem odżywia przede wszystkim zarys tajemnicy.

Dlaczego tak dziwnie piszę, ano dlatego, żebyśmy dla siebie nawzajem nie zmartwieli. Jak wykształcić w sobie to nastawienie wobec żywych istot wokół nas, przyrody, kultury, ulubionych zabaw, rozrywek, profesji, codziennych zdarzeń, myśli, aby one wciąż pozostawały dla nas cudem istnienia, niepowtarzalnym wydarzeniem, czymś, co się odnawia i mimo, że zaraz jak kwiat lotosu zamknie się – to przecież znów się rozwinie; co stale pobudza nasz organizm i wszystkie jego układy. Jak postępować, aby nie zmieniły się one dla nas w rzecz martwą, nie przykuły szpilami do makiet, do mumii, nie zeszły do grobu, wieko trumny zatrzaskując na zawsze? Któż to wie. Kiedy jednak dostrzeże Pan objawy szarzenia, sinienia i próchnienia tych rzeczy, będzie to oznaczało, że zbliża się pora, kiedy zacznie Pan z wolna ich nie rozpoznawać, wydadzą się Panu obce, niepotrzebne, obojętne, a nawet groźne. Nie będzie w tym winy świata. Pana chyba też. Każde jutro przynosi zdradę, z tym, że przez większość życia akurat tej najstraszliwszej maski jutra nie rozpoznajemy, wszystko, co dzień kolejny przynosi, przyjmujemy za dobrą monetę. Aż któregoś dnia budzi się Pan i stwierdza: żadnego innego jutra nie będzie. Hannah Arendt widziała to inaczej, pisała: „A teraz, kiedy chciałeś naprawdę zacząć, musisz umrzeć”.

A co do wierszy, co do poezji, prawdą jest, że pisałem o niej do Pana entuzjastycznie, niejako rozgrzany od środka. Nie trzeba jednak jej szczególnie uwznioślać, uważać ją za bóstwo lub też stwarzać jako bóstwo. W przeciwnym razie, zwłaszcza ci, uzurpujący sobie prawo do bycia poetami muszą zostać jej ofiarami, a co gorsza, ofiarami, których ona nie poznała ani nie pozna. Wiersze podchodzą nas kiedy chcą, rzadziej niż częściej. Kiedy najdzie Pana chęć do ich zapisywania, musi Pan wpierw rozpoznać w sobie, czy to tylko chętka, chwilowy kaprys, czy też zaczynający się dziwnym niepokojem żywioł litery, który zamierza tędy, przez Pana przejść, a nie tamtędy, przez kogoś innego. Wiersze biorą się z uderzenia żywiołu litery w żyłę krwi, nie powstają z patrzenia w sufit, z namysłu (choćby nie wiadomo jak złotego), przechadzki po zaczynającym jesiennieć parku, zapatrzenia w skłaniający do westchnień krajobraz. One, wiersze, wpadają niezapowiedziane jak roztargniony i niepoukładany gość, wprowadzając rozgardiasz w uporządkowanym pokoju twojego wnętrza lub wywracając i mnąc równo zaścieloną pościel. Coś otwierają, wyłamują, przewracają, a kiedy się wyrażą, pozostawiają swojego podawcę w oszołomieniu. Proszę mnie dobrze zrozumieć, nie mam nic przeciwko przechadzkom, refleksjom, patrzeniu w sufit, zapatrzeniu w pejzaż, one z pewnością są impulsem do wiersza, ale nigdy wystarczającym, nawet dostatecznie niewystarczającym. Co mógłbym jeszcze Panu doradzić? Proszę jak najczęściej przebywać na świeżym powietrzu oraz łazić, łazić, ile wlezie. Wiersze przed ich ogłoszeniem, zgodnie z praktykami Gustawa Flauberta należałoby jeden po drugim solidnie wyrykiwać, ale też winno się je wychodzić, wyłazić, aby nie znalazł się w nich ślad fałszywego kroku. Zresztą, skąd wiem, gdzie ów niewłaściwy krok nas zaprowadzi? W szerokim rozpoznaniu okazać się on może zbawienny, w tym akurat wierszu, w innym już nie. Łazikowanie jest ponoć zajęciem melancholików, tym sposobem swoją melancholię egzorcyzmują i zarazem wdeptują w ścieżki posiadające wiele kierunków, pętli, nawrotów, skrzyżowań, rozstai, ale czy w łazikowaniu jest cel? Wiersz z gruntu jest bezcelowy, przykładając do niego rękę nigdy nie wiemy, dokąd nas zaprowadzi, na jakie manowce, w jakie delty, nory, na jakie lądy, morza, w jaki smutek ziemi, w jaką otchłań niezbadaną, w jaką radość, pod kuratelę, której z wyższych sił. Albo i nie poprowadzi, pozostawiając nas na próchniejącej kłodzie języka. Po czasie spostrzegamy, że przestała ona nawet dryfować, że utraciła dynamizm „wehikułu poznania”. Pisałem już o tym, że słowo jest żywiołem, a żywioł nie wyznacza sobie celu, gdyż jest bezosobowy. Uderza za to bezbłędnie, zawsze pozostawiając ślad (złamane drzewo, spalony spichlerz, przerwaną groblę, zalany przez rzekę plac, zwaloną skarpę lub most). Słowo jak błyskawica rozświetla ciemny grunt wiersza. W tym rozbłysku wyładowuje błyskawicznie jego wyraz. I znaczenie.

Tyle o zjawisku natchnienia słowem. Bardziej jednak życzyłbym Panu natchnienia do heroiki bycia, odwagi istnienia, gdyż wydaje mi się, że wola „kształtowania człowieczeństwa” we współczesnym świecie wyraźnie słabnie, za to narasta w nim opętanie wygodą życia, zgromadzonymi zasobami, czepianie się każdej obietnicy, zapewniającej tej zasobnej wygodzie bezpieczeństwo, nawet gdyby jej ocalenie pochodziło z czeluści piekieł. Byłoby niewłaściwe mylenie heroiki odwagi z brakiem wstydu, który opanował wszystkich tych, którzy swoje życie pomylili z „rozrywką”. Odebrano nam poczucie wstydu, czyli wbrew pozorom wielką wartość. Korzystając z rosnącego w społeczeństwie przyzwolenia na wszystko zamieniono je w rynkowy produkt „poczucia mocy”, „rewelatorstwa”. W tej domenie, a raczej demonii przestały się liczyć szyk i powaga, fason i zaduma, a na szczyt wyniesiono wygłup, podnosząc go tym samym do rangi daru, jakim jest krzesanie w ludziach radości. Nie każda ludowa mądrość sprawdza się, ale w porzekadle „obiecanki cacanki, a głupiemu radość” tkwi prawda. Mimo tej zabawy w przebieranki, proszę radować Boga, radować przyjaciół, radować zwierzęta, dzieci, przygodnie napotkanych ludzi, a przy tym każde z nich obdarowywać łagodnym wejrzeniem, honorować uwagą, uświęcać – nie odbierając im godności – ciekawością wydarzenia, jakim jest pojawienie się ich na tratwie życia. Dlaczego? Bo są! Dlaczego? Bo znikną. Proszę się także radować, a zapewniam, że nie ma w mojej prośbie kokietowania, także niepowodzeniami. Nie ma w nich nic straszliwego, ostatecznego, katastrofalnego, przeciwnie, są niezbędne i potrzebne, gdyż nas hartują i prowadzą nie gorzej niż ich przeciwieństwo. Skąd może Pan wiedzieć, do czego prowadzi pomyślność, powodzenie i posłuch, a do czego klęska?

Jeszcze nie wiem, dlaczego coraz silniej opanowuje nas lęk przed tym, co nie jest wygodą, co nas z niej wytrąca? Trzeba znaleźć sposób, fortel, jak to uczynił Szewczyk Dratewka, sposób na pokonanie tkwiącego w nas smoka lęku. Czy jednak był to tylko fortel? Bohater legendy siarką wypchał barana, musiał więc go poświęcić. Ale my nie chcemy poświęcać czegokolwiek, a zwłaszcza naszej wygody, która jest wątpliwą zdobyczą, a skoro tak, to i wątpliwą stratą. Boimy się użyć mężnego i nietrwożliwego ramienia, które mogłoby nas ochronić, jak to ujął Wieniedikt Jerofiejew przed „wilczym grymasem istnienia”.

Liturgia zełgała Boga. Literatura zełgała liturgię. Postliteratura sprzeniewierzyła się misji literatury, sprowadzając ją do profilowanego produktu, spełniającego oczekiwania rynku, a ci, którzy go tworzą zarabiają krocie na grze instynktami i pozorami. Są nimi tanie kołderki sentymentów schlebiające konsumentowi. Ufam, że owe maskujące prawdziwe trucizny kołderki nauczył się Pan rozpoznawać. Nie tylko je zresztą, także brednie epoki, na które nakierowano wiarę ludzi, odwracając od rzeczy ważnych. Marina Cwietajewa w eseju o Andrieju Biełym przytacza sformułowania poety, te które nasycił ironią albo uzbrajał gniewem lub rozpaczą. Twierdził, że w chwili, gdy wiersze zaczęto pisać bez potrzeby, poezja odmówiła posłuszeństwa. Kiedy zaś zaczęto je składać, montować, robić, kombinować – poezja uciekła.

Mój drogi niepoznany poeto, trzeba, o czym pisałem w liście poprzednim, spóźniać się, trzeba umieć być gorszym pośród innych, trzeba budować swoją wolność w oddaleniu od zachowań „wszystkości” (sformułowanie Fiodora Dostojewskiego), pokochać milczenie. I zarazem żadnego z tych zaleceń, podobnie jak i swoich zalet, nie traktować fanatycznie. Gdyby uznał Pan, że powinien na mój list odpowiedzieć, choćby tylko dając znać o życzliwym przyjęciu jego treści, zawiadamiam, że zapoznam się z Pańską odpowiedzią pod jednym warunkiem: poda Pan w niej tytuły dziesięciu książek, z którymi Pan zaprzyjaźnił się na pierwszym etapie wyprawy lub w miejscu wybranym na obóz. Gdybyż z powodów znanych tylko Panu odrzucił Pan mój warunek, cóż – fiat voluntas tua.

WOJCIECH KASS

„Listy do niepoznanego poety” Wojciecha Kassa ukazały się nakładem wydawnictwa Austeria. Aby zamówić – kliknij tutaj 

Warto również przeczytać...
Dofinansowano ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego pochodzących z Funduszu Promocji Kultury – państwowego funduszu celowego
Cenimy państwa prywatność
Ustawienia ciastek
Do poprawnego działania naszej strony niezbędne są niektóre pliki cookies. Zachęcamy również do wyrażenia zgody na użycie plików cookie narzędzi analitycznych. Więcej informacji znajdą państwo w polityce prywatności.
Dostosuj Tylko wymagane Akceptuj wszystko
Ustawienia ciastek
Dostosuj zgody
„Niezbędne” pliki cookie są wymagane dla działania strony. Zgoda na pozostałe kategorie, pomoże nam ulepszać działanie serwisu. Firmy trzecie, np.: Google, również zapisują pliki cookie. Więcej informacji: użycie danych oraz prywatność. Pliki cookie Google dla zalogowanych użytkowników.
Niezbędne pliki cookies są konieczne do prawidłowego działania witryny.
Przechowują dane narzędzi analitycznych, np.: Google Analytics.
Przechowują dane związane z działaniem reklam.
Umożliwia wysyłanie do Google danych użytkownika związanych z reklamami.

Brak plików cookies.

Umożliwia wyświetlanie reklam spersonalizowanych.

Brak plików cookies.

Zapisz ustawienia Akceptuj wszystko
Ustawienia ciastek