Kiedy zaczynał pisać Metamorfozy – najwspanialszy poemat w dziejach poezji łacińskiej – cały wykształcony i modny Rzym leżał u jego stóp.
Był świeżo po czterdziestce.
Serca czytelników Owidiusz zdążył podbić już swoją poezją miłosną: błyskotliwą, nowoczesną, odważną. Pisane wcześnie elegie i poematy uczyniły go idolem młodzieży (dla wielu stał się wręcz obiektem kultu), i zyskały mu opinię wielkiego znawcy umysłów, dusz i serc; i konesera cielesności. Będzie te wersy czytać, recytować, przeżywać, naśladować i adaptować późniejsza poezja łacińska, a następnie – wszystkimi swymi językami – całe dworskie średniowiecze i Renesans. Czasem jawnie, czasem skrycie, ale zawsze żarliwie.
Iwaszkiewicze, Broniewscy i Gałczyńscy tworzyli piękne dzieła, ale to nie wystarczało. Ludzie potrzebowali też „wolnych ust” Wittlinów, Miłoszów i Herbertów. Pałac Augusta i Pałac Kultury, jak rzymskie drogi i Trasa W-Z – wszystko to z pewnością cieszyło oczy, ale zarazem odwracało uwagę od tego, co najistotniejsze; co łatwo zgubić między wierszami, ale i łatwo tam ukryć, przemycić.
Do literatury aż gęstej od „cnót”, „powinności” i „obyczajów przodków” wniósł powiew inności. Poezją wolną i frywolną – służącą Człowiekowi, nie Ojczyźnie – tępiejących pod nowym reżimem Rzymian ustrzec próbował od śpiączki, w którą i tak w większości zapadną na długie wieki. Nie mógł, oczywiście, jawnie podnieść pióra na Augusta, ale… poszukiwał.
Gdyby skończył karierę wtedy, i tak mógłby umierać spokojnie i w poczuciu, że unieśmiertelnił się swoją poezją. Ale on dopiero się rozkręcał: późne lata przyniosą Żale i Listy z Pontu, bez lekcji, których poeci-wygnańcy następnych wieków byliby może poetami milczącymi, a teraz – jest rok 2 po Chr. i apogeum pryncypatu Augusta – zasiada właśnie do pisania dzieła życia…
Rzym, Musei Capitolini
Jego Likaon nie daje mi spokoju. Mit ten owszem pojawiał się wcześniej gdzieniegdzie, ale nie należał nigdy do popularnych. Z punktu widzenia „architektoniki” greckiej mitologii postać króla Arkadii przemienionego w wilka za „testowanie” boskości Jowisza (Zeusa) jest zupełnie marginalna. Niewiele się też dzieje w tej opowieści: uszu pana niebios dobiega plotka o występnym Likaonie, Jowisz schodzi na ziemię i konfrontuje się z wrogim boskiemu porządkowi śmiertelnikiem, karze go, tj. pali mu dom i przemienia go w wilka, Likaon-wilk ucieka.
To wszystko.
Niezależnie od Owidiusza ale i w związku z nim, mit ten rozumiano i tłumaczono różnie: najczęściej albo jako mające swe źródło w wierzeniach ludowych podanie o wilkołactwie, albo jako przestrogę przed nieszanowaniem bogów, do których – w przeciwieństwie do wyrodnych jednostek – „lud się modli”, albo wreszcie jako obnażenie prawdziwej (tj. zwierzęcej) natury złych władców.
Owidiusz tymczasem gra wszystkimi tymi sensami, ale podsuwa też inny, dla siebie – jak sądzę – najważniejszy: politykę. Bo epoka, w której żyje, jest epoką polityczną wybitnie, a on stąpa mocno po ziemi; bo poznał i cesarza, i jego dwór. Całą twórczość Publiusza Owidiusza Nazona, jeżeli spojrzymy na nią z tej perspektywy, naznacza fakt, że życie jego przypadło na takie właśnie czasy i takie okoliczności. A gra odważnie: momentami w otwarte karty, skoro do obrad nad losem Likaona i całej ludzkości zaprasza Jowisz-August – literalnie – „nobilów” i boski „plebs”, a obrady są fikcją, skoro „wyrok wydany” i „nie ich to troska”.
Jowisz jest w Metamorfozach rządzącym niepodzielnie autokratą, a boskość jego (jak i innych bogów) zrównuje się tu z mściwością i okrucieństwem, jeśli nie z szaleństwem. Owidiuszowy Likaon (jak wielu później bohaterów tego poematu), owszem, występuje przeciwko uświęconemu porządkowi, ale jest to porządek tego samego władcy, który, „zesławszy Saturna w ciemności Tartaru”, pogrzebał – a nie przywrócił, jak chciałaby augustowska propaganda – złoty wiek.
Zabierając się za Metamorfozy, Owidiusz przewidywał, co go czeka. Czy się bał? Zapewne. Ale zwyciężyło najwyraźniej poczucie odpowiedzialności. Cóż! Świat się kręci, a poeta pamięta.
JACEK HAJDUK