Tom Erwina Kruka Nieobecność. Te wiersze są tak proste, a zza ich prostoty tak wiele widać, jakby słowa, które stawia poeta sadowiły się na progu przezroczystości i miały w sobie coś z porannego, rześkiego powietrza. Zobaczyć więc zza nich można dzieciństwo i sieroctwo, mazurską wioskę i wygnanie, plac zabaw dla dzieci i cmentarz, umarłych jak żywych i żywych jak umarłych, dotkliwą historię i oddaloną współczesność, puste miasto i puste ogrody, dziewczynki i chłopców, poetów i starców, to, co na wierzchu i co ukryte, znikanie i przybywanie, nieobecne i obecne, jawnie i sennie przesuwające się krajobrazy, łkanie i uśmiech, strach i szczęście, zachwyt i melancholię, pochylenie i pogodzenie, wnuczki poety i jego loty na brytyjską wyspę oraz powroty do rodzinnego Dobrzynia, piołun i drogę, pieśń i wędrowca, i ziemię po horyzont i tyle zatartych, tyle niknących śladów. Tak, to wszystko wyraźnie widać jak na odkurzonym sztychu, to i jeszcze coś, jakby wkręcające się w szprychy koła ludzkiego losu. Po prostu To. I jeszcze więcej, lecz to więcej nie tyle oko, co tylko dziecięce serce jest zdolne wyłowić i podać nam swoim językiem, pulsującym naturalnością i prostotą, rejestrującym szept i wyciszenie.
Szerzej więc, szerzej otwierajcie okna poeci!
Wydaje mi się, że autorzy znakomitej większości „obecnych” na rynku wierszy budują mury ze słów, zamiast je znosić, mury, spoza których mało co widać lub zgoła nic nie da się zobaczyć. Faktura „nieobecnych” wierszy Erwina Kruka stara się usuwać przeszkody utrudniające widzenie porządku świata, który jest jak dziecięcy rysunek.
Być może, na nader skomplikowanej linii obecności / nieobecność tkwi punkt, gdzie zaczyna się ów wewnętrzny, dopiero co rozglądający się za swoją obecnością, skulony (jeszcze nie pąk) głos poezji wytyczający ruch słowa.
Wy(darzeniu) słowa.
WOJCIECH KASS