HOME
Marek Pacukiewicz

Planeta Urbino (V)

Z dnia na dzień nad Miastem przybywało chmur. Biało-czarna płaskorzeźba całą swą masą nieustannie przesuwała się ponad wzgórzami Marche, jakby wciąż próbując dopasować się do ich kształtu. Na swój sposób zadomowiony w Urbino, czułem, że powoli odklejam się od miejsca i czasu. Przeziębienie nie było chyba jedyną przyczyną tego osobliwego stanu.

Każdego ranka próbowałem przy śniadaniu jako tako dogadać się z gospodarzem, który nieustannie narzekał na Urbino. Mediolan, Turyn, Rzym – to są miasta! Stąd wszyscy wyjeżdżają, coraz mniej studentów, brak pracy. Na hasło „Città ideale” sarka rozdrażniony, chociaż wszystkie ściany ozdobione są słynnymi krajobrazami, Rafaelami i della Francescami. Jest jeszcze martwy sezon, prawdziwy ruch zacznie się dopiero przed świętami.

Obok hoteliku znajduje się dawny kościół Świętej Małgorzaty, pierwsza siedziba bractwa Corpus Domini. Dzisiaj został tylko piękny portal. Syn właściciela opowiada, że w środku nie ma już nic ciekawego, wnętrze zaadoptowano na mieszkania. Kiedy Uccello przybył do Miasta, siedziba bractwa już od dawna znajdowała się w ulokowanym przy rynku reprezentacyjnym kościele, którego fasadę zdobiły liczne symbole eucharystyczne. W XVII wieku zmieniła się koncepcja zabudowy tej części Miasta, oratorium wyburzono, a Corpus Domini przeniesiono do kościoła Świętego Pawła, graniczącego z zamkniętym już wówczas gettem, które z braku możliwości poszerzenia, rozrastało się w górę. W pewien sposób historia zatoczyła więc koło, potwierdzając ścisły związek kultu eucharystycznego z obecnością Żydów.

Niestety siła odśrodkowa ruchu dziejów wyrzuciła predellę daleko poza zasięg naszego wzroku. Dopiero w połowie XIX wieku, na strychu budynku kolegium wybudowanego w miejscu dawnej siedziby Corpus Domini, odnalazł ją wybitny fizyk, ojciec Alessandro Serpieri. Profesor poznał się na wartości dzieła, kazał je oczyścić z kurzu i wapna, a następnie przeniósł do swojego mieszkania, gdzie podobno zazdrośnie jej strzegł, dopóki Instytut Sztuk Pięknych nie zajął się restauracją. Nie wiemy, kiedy i kto próbował wydrapać diabły walczące w ostatniej scenie z aniołami.

Losy predelli po części odzwierciedlają losy Urbino. Podobnie, jak w przypadku Uccella, syn Księcia nie przejął po nim schedy. Guidobaldo – silny bobas z ołtarza della Francesca śpiący spokojnie na kolanach mamy, śliczny chłopczyk z obrazu Berreguete’a towarzyszący w lekturze ubranemu w pełny rynsztunek ojcu, przystojny młodzieniec z portretu Rafaela – łączył w sobie wszystkie przymioty renesansowego władcy i wydawał się być dziedzicem cnót ojca, a nawet, jak stwierdza Castiglione, „wręcz mniemano, że żaden ze znakomitych czynów Fryderyka nie mógł przewyższać tego, czym było spłodzenie takiego właśnie syna”. Niestety, dwudziestoletni książę zapadł na podagrę i umarł bezpotomnie w wieku zaledwie 36 lat. Dodatkowo, mimo „wielkiego rozumu i niezłomnego ducha”, w polityce nie sprzyjała mu Fortuna, choć liczne klęski „znosił z tak wielką mocą ducha, że siła losu pokonać nigdy go nie mogła”. Począwszy od Francesca Marii della Rovere, usynowionego przez Guida, Urbino, wkrótce przejęte przez papiestwo, coraz bardziej zamyka się w sobie. Malarstwo zdominowane zostaje przez nieprzejednaną oczywistość i perfekcję Rafaela, przy której blednie przejrzystość Fra Carnevale, a dokonania Uccella mogą wydawać się zwyczajnie śmieszne i nieporadne. I tak Miasto Idealne zastygło w nikomu już niepotrzebnym ideale na rubieżach świata, czy też – jak każda prowincja – stworzyło własny, samowystarczalny świat.

Tymczasem mój pobyt w Urbino nieuchronnie dobiegał końca. Wieczorami przesiadywałem w Il Buco przy głównym placu – kilka kroków od miejsca, gdzie wyeksponowana była niegdyś predella. Ponieważ jest to coś w rodzaju piwniczki, nie widać, co dzieje się na zewnątrz, ale o tej porze dzieje się już niewiele. Przesiaduje tu wielu „tubylców”, choć podają tu taką sobie crescię i takie sobie wino. Knajpka nazywa się Il Buco, czyli „dziura”, co brzmi jak jawna kpina z „il Duca” – Miasto na każdym kroku chwali się Księciem, który zresztą jeszcze za życia „podpisał” tu co się da swoim herbowym orłem lub inskrypcją „Federico Dux”. A jednak bez niewyszukanych miejsc, takich jak „Dziura”, nie można było sprawować kultu Miasta.

Wychodząc w plątaninę ciemnych uliczek często myślę o Zbigniewie Herbercie. Zastanawiam się między innymi, dlaczego w swoim szkicu o Piero della Francesca tak mało miejsca poświęca Miastu, rozpisując się o władcy, jego dworze i bibliotece. Być może szlachectwo Księcia Poetów – piszę to bez ironii – uodporniło go na czar Miasta, a może wybrał jego jaśniejszą stronę, reprezentowaną przez malarza świetlistego. Nie chodzi tu jednak o podróżne impresje i estetyczne zachwyty. Jednoczesna wyrazistość i nieoczywistość predelli stawiają ją w samym sercu niejednokrotnie dookreślanych przez Herberta dylematów.

Kręcę się jeszcze po okolicy. Oczywiście wracam w okolice Parku Ludowego i kampusu. Idę do Oratorium św. Jana pożegnać się z freskami braci Salimbeni. To niezwykłe, że bracia, chociaż obdarzeni podobno odmiennymi temperamentami, tak ujednolicili swój styl. Zaglądam jeszcze na dziedziniec dawnego klasztoru Świętej Katarzyny, który mieści obecnie świątynię sztuki – Akademię. Wzgórza Marche zdają się spływać na otwarty dziedziniec wprost z linii horyzontu. Mauzoleum widać stąd jak na dłoni. Z niszy w ścianie – kiedyś zapewne mieszczącej figurę świętego – ktoś zrobił udającą tabernakulum „instalację” otoczoną powtórzonym w trzech językach (po włosku, angielsku i hebrajsku) zaklęciem słowa „nic”… Po drugiej stronie miasta, w Oratorium, znajduje się coś podobnego. Za ołtarzem, u stóp ukrzyżowania, odkrywam niszę, która kiedyś mogła służyć do przechowywania darów eucharystycznych – w środku wymalowano dwie ampułki i cyborium. Może taki właśnie jest los Miasta – pierwotna treść wyparta zostaje przez filozofującą estetykę. Ale to być może zbyt przesadny i dramatyczny komentarz, bo czy tak naprawdę wiemy, jaka treść wypełniała geometrię wykreślną miejskiej zabudowy wcześniej? Zresztą dzisiaj każdy okruch Miasta zawiera w sobie ten sam obraz całości, nic więc dziwnego, że pasuje tu opis zupełnie innego miasta autorstwa Magdaleny Tulli:„Owoc należy do drzewa, lecz mieści w sobie całe przyszłe drzewo razem z owocami, jakie na nim wyrosną. Równie dwoista jest natura miasta. Istnieje ono jako wcielenie pojedynczej możliwości z rejestru tego, co możliwe. […] Kiedy miasto zawiązuje się, kiedy dojrzewa i kiedy gnije, zawiera w sobie wszystkie naraz możliwości i cały plan świata. Jest częścią i całością, bezkresem i zapadłą dziurą zabitą deskami”.

„Część i całość”; „odprysk i odbicie”.

Po drugiej stronie Miasta długo przyglądam się ruinom cegielni u stóp murów, niedaleko dworca autobusowego. W tle majaczy klasztor San Bernardino. Zrujnowana cegielnia zawiera w sobie cząstkę tej samej historii, przenosi ją w bliższy nam, XIX wiek. Ten fragment całości jest dla mnie na razie niedostępny. Nie mam już ani siły, ani czasu, by iść w dół. Mży coraz bardziej, wzmaga się zimny wiatr. Poza zasięgiem wzroku pozostaje Castel Cavallino i zamknięty w nim Uccello.

A zatem wszystko tu już było, moment rozkwitu i schyłku jest tym samym metafizycznym przebłyskiem całości, której próbujemy doszukać się w danych nam pozostałościach, czasem pomagając światu trwać przy pomocy protez i ram. Podobnie predella mieści w sobie to, co być może w tym świecie najstraszniejsze i to, co najpiękniejsze, mierząc się z jego całością: jest równocześnie wewnątrz i na zewnątrz, stwarza świat i próbuje go porzucić. W mikrokosmosie Urbino malarz próbował uchwycić świat w całej jego rozciągłości, w dwóch jego przenikających się wymiarach. Co z tego zostaje? Przez chwilę mignęła mi twarz malarza w lustrze odbijającym krajobraz. Wszystko, co mówi portret, o czym miało powiedzieć wyimaginowane starcie mistrzów, to „przejście ze stanu snu w kodyfikację snu”. Zostaje tylko oddalający się coraz bardziej krajobraz. Doskonale uchwycił to John Ashbery w poemacie, którego punktem wyjścia jest autoportret w wypukłym lustrze Parmigianina:

 

Jutro jest łatwe, lecz dziś nieoznaczone,

Opustoszałe, jak każdy krajobraz

Nie kwapi się wyjawić reguł perspektywy,

A jeśli już, to tylko malarzowi, z jego głęboką

Nieufnością, narzędziem kiepskim

Choć niezbędnym.

 

Oczywiście, że chciałbym zostać – niekoniecznie „tutaj”, przynajmniej w tej okolicy – trochę dłużej, ale… „Czy taka godzina w ogóle kiedyś mija? A jakie to ma znaczenie, skoro widzimy, jak właśnie mija?” – podpowiada de Chirico, próbując opisać swoją malarską, metafizyczną wizję, bardzo przypominającą mi planetę Urbino. Nadchodzi więc czas pożegnania. Ostatecznie ten krajobraz czmychnie, „by całkiem zniknąć za horyzontem”. Tymczasem linia wzgórz niczym krawędź sceny, podpowiada, że dalej nie ma już nic, ale widzowie, tacy jak ja, od czasu do czasu w przebłysku niejasnej intuicji na chwilę przypominają sobie, że to, co najważniejsze pozostało za tą linią. A krajobraz, dla którego przyjechałem, jest w pełni samowystarczalny, jak Florencja w oczach Simmla: „Nie jest znakiem niczego – sama jest wszystkim, czym może być”; niczym mniej, niczym więcej.

Wydaje mi się, że w okolicach synagogi przemknęła postać Signory Moscati, dostojnej damy, która kilka lat temu oprowadzała nas po pustej bożnicy opowiadając, że w Urbino Żydów już nie ma. Kiedy wybiegam przez główną bramę za mury Miasta – nie ma nikogo, odjeżdża jakiś samochód. Po drugiej stronie miasta G., wciąż nawoływany przez chorą matkę, może mi zaledwie pomachać przez okno. Niedaleko znajduje się dawny kościół Santa Maria della Bella. Wyjeżdżam z przeświadczeniem, że zamykam za sobą drzwi pewnego świata. Nie wiem, czy kiedy tu wrócę, będę mógł jeszcze raz zanurzyć się w istnieniu miasta, które skazane na siebie, może być tylko sobą – i już nigdy się nie zmieni.

maj–listopad 2022

MAREK PACUKIEWICZ

Warto również przeczytać...
Dofinansowano ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego pochodzących z Funduszu Promocji Kultury – państwowego funduszu celowego
Cenimy państwa prywatność
Ustawienia ciastek
Do poprawnego działania naszej strony niezbędne są niektóre pliki cookies. Zachęcamy również do wyrażenia zgody na użycie plików cookie narzędzi analitycznych. Więcej informacji znajdą państwo w polityce prywatności.
Dostosuj Tylko wymagane Akceptuj wszystko
Ustawienia ciastek
Dostosuj zgody
„Niezbędne” pliki cookie są wymagane dla działania strony. Zgoda na pozostałe kategorie, pomoże nam ulepszać działanie serwisu. Firmy trzecie, np.: Google, również zapisują pliki cookie. Więcej informacji: użycie danych oraz prywatność. Pliki cookie Google dla zalogowanych użytkowników.
Niezbędne pliki cookies są konieczne do prawidłowego działania witryny.
Przechowują dane narzędzi analitycznych, np.: Google Analytics.
Przechowują dane związane z działaniem reklam.
Umożliwia wysyłanie do Google danych użytkownika związanych z reklamami.

Brak plików cookies.

Umożliwia wyświetlanie reklam spersonalizowanych.

Brak plików cookies.

Zapisz ustawienia Akceptuj wszystko
Ustawienia ciastek