fbpx
HOME
Jakub Dolatowski

Lejb (Lew) Pawe

Kilka lat temu szukałem po książkach i stronach internetowych, a wziąłem się do tego zupełnie niespodziewanie, informacji o Słowniku botanicznym polsko-łacińsko-hebrajskim L. Pawego, szczególnie chciałem się dowiedzieć czegoś o samym autorze. Ta książeczka po prostu wpadła mi w ręce, nieprzygotowanemu i nieświadomemu, jak dar nad wyraz celny, po prostu zadziwiający w swej trafności. Jest to rzecz – po Zagładzie – tragicznie rzadka, choć wydrukowana w 1933 roku, z myślą o potrzebach szkół, a zwłaszcza o nauczycielach przyrody, w nakładzie tysiąca egzemplarzy. Gdy zacząłem poszukiwania, znalazłem ten słownik tylko w katalogu jerozolimskiej Biblioteki Narodowej i w dwóch bibliotekach warszawskich, Narodowej (tu po pewnym czasie trafił na platformę Polona) i Publicznej przy Koszykowej (tu w cymeliach i też z czasem zdigitalizowany). Zapewne to właśnie któryś z warszawskich egzemplarzy musiał mieć przed laty w ręku Piotr Grzegorczyk, figuruje bowiem – pozycja 1341 – w jego Index lexicorum Poloniae. Może mają ten słownik jakieś biblioteki białoruskie czy ukraińskie, tego nie wiem.

Kim był Pawe, postać całkowicie nieznana naszym botanikom ani nawet historykom botaniki, choć opracował przecież ten świetny i, przed II wojną, tak bardzo jeszcze wówczas potrzebny słownik?

Jedyne, do czego udało się mi dojść, to to, że poznałem, jakie imię kryje się za inicjałem „L.” ze strony tytułowej i okładki; inicjał powtarzany w katalogach bibliotek. Imię ocalało więc z Zagłady. Muszę tu od razu pokazać i tytuł hebrajski tej książeczki (oprawna w brązowawy karton – taki, jaki brano niegdyś na bruliony, skoroszyty i różne inne biurowe papierowe utensylia), bo słownik opracowano z myślą o czytelnikach władających i polskim, i hebrajskim, ale jednak tylko na stronach drukowanych po hebrajsku znajdziemy wstęp, wykaz skrótów i spis rzeczy, a zatem, jak chciał autor i wydawcy, zasadnicza pozostaje wersja kartkowana i studiowana od prawej do lewej, hebrajska.

Słownik wydało Stowarzyszenie Kulturalno-Oświatowe „Tarbut” (Kultura), które, zwłaszcza na Polesiu, Wileńszczyźnie i Wołyniu, utrzymywało sieć znakomitych szkół świeckich, od powszechnych (teraz to „podstawówki”) po gimnazja i szkoły rolnicze. Szkoły Tarbutu przygotowywały młodych Żydów do wyjazdu do ha-arec, ziemi ojców, do realiów życia i pracy w Palestynie. Nauczycielom i uczniom boleśnie brakowało na lekcjach przyrody „pomostu” między dobrze znanymi, choćby ze słyszenia, polskimi nazwami roślin, a ich hebrajskimi odpowiednikami (łacina była tu tylko naukową odskocznią lub poratowaniem w przypadku wątpliwości). Pawe ułożył ten słownik, podręczną pomoc w szkole i w polu, ogrodzie czy lesie, wyjątkowo profesjonalnie.

Kim zatem był autor? Ze wstępu do słownika można być pewnym jedynie tego, że uczył przyrody w jednej z szkół Tarbutu, w Świsłoczy. Nie ma go w wykazach studentów czy absolwentów naszych przedwojennych uniwersytetów. Zacząłem szukać w Księgach Pamięci, w zasobach Jad-wa-Szem, i wykrystalizowała się myśl, że mógłby to być Lejb Pawe, który wedle świadectwa zdeponowanego w 1971 roku w Jad-wa-Szem przez Lejbę Bera Opoczyńskiego, urodził się w roku 1899 lub 1900 w Świsłoczy, a zginął, zamordowany w 1942 wraz z żoną, córką i synem, w Radziwiłłowie koło Brodów. Szperałem dalej i potwierdzenie moich domysłów znalazłem w miejscu zgoła nieoczekiwanym – bo sięgnąłem i tam – mianowicie w wykazach właścicieli kont oszczędnościowych w Pocztowej Kasie Oszczędności, które wydawano u nas przed wojną. W tych wykazach znajdziemy notkę, wedle której konto w PKO miał w roku 1934 Lejb Pawe ze Świsłoczy (mieszkał wtedy przy Warszawskiej 8), który po kilku latach nadal był klientem PKO, ale już jako mieszkaniec Radziwiłłowa. Radziwiłłowska Księga pamięci wspomina z kolei kierownika miejscowej szkoły Tarbutu, którym od 1936 roku był nauczyciel nazwiskiem Pawe. Układa się to w spójną, choć jakże nikłą całość, rysuje zaledwie cień po ofierze Zagłady.

Lejb Pawe korzystał, w kwestii polskich nazw roślin, z wydanych kilka lat wcześniej, przełomowych dla popularyzacji botaniki u nas – Roślin polskich, pracy botaników początkujących, ale już wybitnych, Stanisława Kulczyńskiego, Bogumiła Pawłowskiego i Władysława Szafera. Wszyscy czterej, pasjonaci botaniki, urodzili się pod koniec XIX wieku, byli z jednego pokolenia. Autorzy Roślin polskich przeżyli II wojnę, a gdyby nawet zginęli, pamięć o nich byłaby z pewnością zasobna w szczegóły, pielęgnowana i trwała. Po Lejbie Pawem i jego rodzinie, po ich domu, pracy, przyjaźniach, codzienności, po tym wszystkim – nie zostało nic, bo to właśnie jest Zagłada. To, co udało mi się odszukać, dałem ostatnio do Słownika botaników polskich, jaki lada chwila wyda Polska Akademia Umiejętności, ale przecież, niestety, o wiele więcej w tym słownikowym haśle informacji o samej książce niż o jej autorze. Jedyne, czego możemy być jako tako pewni, to imię Pawego: Lejb czyli Lew, zrazu zatarte przez trzebicieli ludów, ale odzyskane, „a to, co posiada imię własne, nie jest zdolne zniknąć bez reszty” (Franz Rosenzweig, tłum. T. Gadacz).

JAKUB DOLATOWSKI

Warto również przeczytać...