Sonet dwudziesty trzeci cyklu pierwszego: czyste Dokąd
Sonet, napisany 12 lub 13 lutego 1922 roku w Muzot, jest jednym długim zdaniem. To zdanie wznosi się na różne wysokości, uzyskuje różne progi – jak samolot. Rilke, poeta orficki, ten, który schodzi w głąb ziemi, by odzyskiwać, co najcenniejsze, mierzy się w erze wczesnej, a więc romantycznej jeszcze, bo pionierskiej, awiacji – z fenomenem lotu. A lot to fenomen nowoczesności: dopiero 21 maja 1927, czyli pół roku po śmierci Rilkego, Charles Lindbergh wylądował w Paryżu po pierwszym w historii samotnym locie nad Atlantykiem (20 maja wystartował z Nowego Jorku; lot trwał 33 godziny), bez międzylądowań. Wyobraźnia poetycka nieodlegle się sytuuje wobec marzenia o trwaniu w locie, w sonecie Rilkego również nie ma międzylądowań: od startu do lądowania, od nagłosu do wygłosu wiersz spełnia się na jednym oddechu, jest lekki i smukły, jak konstrukcja samolotu Lindbergha.
Jedno zdanie, z którym chyba nie poradził sobie przekładowo, w niezbyt czytelnej poetyckiej parafrazie, Jerzy Kamil Weintraub (chociaż – podobnie jak wszyscy pozostali tłumacze – tej najważniejszej właściwości wiersza, długiej frazy, jednej jedynej od pierwszego słowa do ostatniej kropki, nie naruszył; odwzorował też klarowną architekturę Rilkeańskich rymów):
O, pierwej, kiedy lot
samotny się wkołysze
w błękitną nieba ciszę,
w zamknięty w sobie splot,
w profilów jasnych wieńce,
ów zwodny znak wśród lśnień
jak wiatrów oblubieńce,
wysmukły, drżący cień –
i pierwej, gdy dążenia
najczystszy szczyt przewyższy
chłopięcej pychy blask,
kto stoczy się z wzniesienia,
ów dalom będzie bliższy
w samotnych lotów czas.
Lepiej zrozumieć można wiersz nieprzerwanego lotu, marzenia zapowiedzianego jeszcze w sonecie poprzednim, XXII, dzięki spolszczeniu Mieczysława Jastruna (tłumacz respektuje istotne dla duktu poetyckiej myśli podkreślenia Rilkego, oddaje też lotną urodę wiersza, zarówno współbrzmień, jak i sensu):
O, wtedy, gdy wniebowzbity,
już nie dla samego siebie,
lot będzie w cichym niebie
krążył, siebie już syty,
by się w czystych profilach
jak piękny przedmiot, kochanek
wiatrów, bezpiecznie przechylać,
i smukleć w powietrznych planach –
dopiero gdy czyste dokąd,
kiedy podrosną awiony,
dumę chłopięcą przeważy,
on, który wzniósł się wysoko,
tym będzie, zdobyczą naglony,
co sam przeleci w bezmiarze.
Być może łączliwość Ikarowego, chłopięcego marzenia, w sonecie XXII zaledwie napomkniętego, z logiką lotu, którą sonet XXIII w pełni wyobraża, widać dopiero [1] w przekładzie Adama Pomorskiego (który, co prawda żongluje w stosunku do oryginału rymami, zachowuje jednak maestrię meandrów poetyckiego lotu, dzięki ekwiwalencji logicznej):
Nie wcześniej, aż gdy lot
pod cichą nieba sferą
sam się oddzieli od
siebie – wtedy dopiero –
by jak zwycięski sprzęt
igrał, sylwetą swą lotny,
kochanek wiatru, pęd,
bezpieczny, smukły, zwrotny, –
aż gdy machiny w sile
w czysty swój sięg i ciąg
z chłopięcej wyrosną pychy,
bliższy już dali cichej,
tyle on będzie, ile
wzlotem swym zamknie w krąg.
Nie podoba mi się „sięg i ciąg” ze strofy trzeciej, choć pojmuję gest poszukiwania przestrzeni dla rymu. Są jednak także miejsca poetycko i, by tak rzec, retorycznie – wspaniałe. Nikt z poprzednio tłumaczących nie spolszczył „sicher, schwenkend und schlank” [2], z przedłużonego myślnikiem wygłosu strofy drugiej, owego pięknego, lotnego pasażu – tak precyzyjnie: „bezpieczny, smukły, zwrotny”. W przekładzie Pomorskiego widać fazy lotu, następstwo zdarzeń, konstrukcję poetyckiej myśli – nie przesłonięte nadmiarem (takiego nie ma też u Rilkego) metafor. Rilke, poeta czasu Antoine’a de Saint-Exupéry, lotnika i poety, przede wszystkim śledzi lot – samolotu i poetyckiej myśli, w nowoczesny sposób utrzymuje równowagę pomiędzy orfickim charakterem własnego wyposażenia a nagłą nowoczesnością, wyobraża ją sobie tak, jak tylko wielki poeta to potrafi. Ten poetycki sonet to pasaż między Ikarem a Lindberghiem. I to właśnie widać, słychać – po polsku najbardziej w przekładzie Pomorskiego.
Wczoraj – 24 lutego 2025 roku – minęła trzecia rocznica pełnoskalowej napaści Rosji na Ukrainę. Znaczący był jeden z wczesnych epizodów tej wojny: 27 lutego 2022 wystrzelono z terytorium Rosji rakietę Iskander, która uderzyła w ukraiński samolot, największy samolot świata, o nazwie Mrija („marzenie”) – rakieta go zniszczyła. Ówczesny minister spraw zagranicznych Ukrainy, Dmytro Kułeba, powiedział wtedy, że Rosjanie zniszczyli tylko jedno ukraińskie marzenie, ale innych marzeń nigdy nie zniszczą. Marzenie o locie (także poetyckie wyobrażenie lotu) jest marzeniem o wolności. Można podrzeć wiersz, spalić książkę, zniszczyć samolot. Samo marzenie jest gdzie indziej, wysoko, ponad czynami agresorów. Niedosiężne jak marzenie Ikara. Nie zawsze skazane na los Ikara.
Gdy dziś, niemal w rocznicę wybuchu śmiercionośnej wojny, czytam sonet Rilkego o locie, jego inkarnację lotnego chłopięcego marzenia, mam nadzieję, że odwaga i mądrość walczącej Ukrainy, pokona także transatlantycką przepaść. Jak Lindbergh. Choć – oczywiście – inaczej.
KATARZYNA KUCZYŃSKA-KOSCHANY
[1] Tłumaczenie Bernarda Antochewicza w niniejszym omówieniu pomijam. Nie wnosi ono wiele nowego.
[2] Jak: „veni, vidi, vici”.