Sonet siódmy cyklu drugiego: w cieniu zakwitających dziewcząt
Tacie, Jerzemu – w tej samej walce
Napisany przez Rilkego pomiędzy 15 a 17 lutego 1922 roku w Muzot, ostatni z mini-cyklu sonetów kwietnych (V, VI, VII w części drugiej Sonetów do Orfeusza) zdaje się opowiadać o najzwyklejszej czynności: oto młode dziewczęta, promieniujące ciepłem, kwitnące – zrywają kwiaty i umieszczają je w wazonie, wypełnionym wodą. Tak mógłby streścić ten wiersz tylko ktoś, kto nie czyta poetycko świata. Ktoś, kto mówi wyłącznie prozą, nie dostrzega metaforycznej, metafizycznej zatem, strony istnienia.
Poeta od samego początku sonetowego zapisu odmienia – pozornie prozaiczną – perspektywę. Zwraca się do kwiatów, które – jak pięknie, zachowując dramatyzm całego zapisanego zdarzenia, spolszcza Jastrun – „spotkało zerwanie” – a kwiaty leżały „lekko ranne i na wpół bez życia”, „czekające na wodę, która by je z zaczętej agonii / podniosła” (w oryginale, a także w przekładzie Lama, jeszcze mocniej: „z zaczętej śmierci” – „aus dem begonnenen Tod”). Mowa o sonecie, który bywa także erotykiem, o czułych palcach dziewcząt, jakie czynią cuda, przywracając ściętym kwiatom życie.
Rilke rysuje paradoks, lekko (wszak to jeden z sonetów dla zmarłej w samym środku swego kwitnienia tancerki, poprzedzający sonet osobno poświęcony innemu, bliskiemu sercu poety, zmarłemu), na pointach, a całe poetyckie wypowiedzenie dokonuje się na bezdechu: od inicjalnego słowa „Kwiaty” („Blumen”) do jedynej kropki w wygłosie wiersza: słowa tańczą. Znamy ten poetycki gest Rilkego: rozsypanie. Rozsypanie kwiatów, słów, pereł. Perły – zerwany sznur – rozsypujące się w wierszu Die Perlen entrollen, róża przepełniająca po brzegi samą siebie w wierszu Das Rosen-Innere…
Co zerwane, rozsypuje się: wciąż bywa piękne, ale w Pierwszej Elegii z Duino Rilke przypomina, że piękno jest jedynie zgrozy początkiem, inicjałem przerażenia. Tu także – w sonecie – zjawia się nagłe echo Poety, którego czyta Malte (rilkeański sobowtór) w paryskiej Bibliotece Narodowej, zjawia się widmowo Baudelaire; „jak grzechy ciemne, męczące” („wie trübe, ermüdende Sünden”) to czytelna aluzja do Kwiatów zła (czy – jak spolszczali ten tytuł Adam M-ski / Zofia Trzeszczkowska i Antoni Lange – Kwiatów grzechu).

Zobaczmy, w jaki sposób polscy tłumacze poradzili sobie z jednym z najbardziej dramatycznych i najbardziej kunsztownych sonetów Rilkego (ów myślnik po słowach „zaczętej śmierci” jest majstersztykiem tematu „poezja i interpunkcja”, który w odniesieniu do Rilkego wyodrębnił Hans Georg Gadamer):
Mieczysław Jastrun:
Kwiaty, wy, rękom pokrewne w urodzie
(rękom dziewcząt z wczoraj i dzisiaj),
co często na stole leżycie od brzegu do brzegu, w ogrodzie,
lekko ranne i na wpół bez życia,
czekające na wodę, która by je z zaczętej agonii
podniosła znowu na ręce –
znów między tryskającymi biegunami dłoni,
czułych palców, co by mogły więcej
niż przeczuwacie, lekkie, pomocą swą dowieść,
gdybyście znów odnalazły się w dzbanie,
z wolna chłodniejąc, i ciepło dziewcząt, jak spowiedź
wydając ze siebie, jak grzechy ciemne, męczące,
kwiaty, które spotkało zerwanie,
jak związek z tymi, co wiążą się z wami kwitnące.
Bernard Antochewicz:
Kwiaty, wy w końcu pokrewne porządkującym rękom,
(do rąk dziewcząt niegdyś i dzisiaj podobne),
na ogrodowym stole od brzegu do brzegu
leżały, delikatnie zranione, zmęczone,
łaknące wody, by wskrzesiła je zanim
skonają w zaczętej agonii –, i teraz
prostujące się między biegunami
czułych palców, co uczynić mogą nieraz
więcej, niż wy, lekkie, przeczuwałyście może,
nim się znowu razem znalazłyście w dzbanie,
z wolna chłodniejąc i ciepło dziewcząt jak spowiedź
z siebie wydając, niby udrękę grzechami,
które zrywanie popełniło, jako odnawianie
więzi z nimi, które kwitnąc, łączą się z wami.
Adam Pomorski:
Kwiaty, o wy, zaślubione wnoszącej ład ręce
(ręce dziewczęcej sprzed lat i teraz),
stół ogrodowy bez sił w łagodnej swej męce
zaściełające pokotem nieraz,
wody spragnione, co raz jeszcze ma je wskrzesić
w śmierci początku –, na powrót ująć
w promieniujące bieguny palców, zawiesić
w czułym dotyku, co więcej by ująć
ciężaru mógł, niż przeczuwacie, tak wiotkim,
gdy na powrót spotkacie się w dzbanie,
stygnąc i ciepło dziewczęce, jak gdyby wyznanie
win nużących wytchnąwszy, na nieczystym sumieniu
własnym ciążących zerwaniem: jak słodkim
ponownym związkiem z tymi, co się z wami skojarzą, kwitnące.
Andrzej Lam:
O kwiaty, w końcu dłoniom przyjaznym zwierzone
(dziewcząt dalekich nam i bliskich w czasie),
któreście w obfitości na stole w ogrodzie
leżały smutne, powiędłe i blade,
czekając wody, która was podniesie
z zaczętej śmierci –, i oto już właśnie
wstające między bieguny zbawienne
troskliwych palców, co za chwilę sprawniej
pomogą wam, niż, wiotkie, przeczuwacie,
gdy już znajdziecie się w chłodnym wazonie,
rzeźwiącym, ciepło dziewczęce jak spowiedź
wydając z siebie, jak winy wyznane,
poczęte od zerwania, zapowiedź powrotu
do tych na grzędzie, kwitnących pospołu.
Dopiero gdy przyjrzeć się polskim przekładom, widać, jak trudny to wiersz. Tłumacze są zgodni tylko w jednej – ewidentnej zresztą kwestii – że jedyna w tym sonecie kropka to ta, która zamyka poetyckie wypowiedzenie. Trzej inicjują wiersz tym samym słowem, co Rilke – „Kwiaty” – Lam (emfatycznie, co tu zbędne) podwyższa rejestr, dając w nagłosie „O kwiaty”. Wszyscy starają się też zachować przerzutnię międzystroficzną (tym silniejszą, że występuje na granicy między częścią opisową a refleksyjną sonetu), jednak semantykę tego enjambement, właściwą dla oryginału, zachowuje jedynie Jastrun. On też najmniej „opowiada”, „relacjonuje”, „wyjaśnia” – właściwie wcale, stara się natomiast zachować szczególną poetykę Rilkeańskiego zapisu, owo rozsypanie więdnących kwiatów, przywróconych na chwilę do życia dzięki dziewczęcym dłoniom, które dają im ciepło własnego kwitnienia i chłód wody w dzbanie. Ciepło – by żyły, chłód – by żyły. Tylko czytając przekład Jastruna mam nieodparte wrażenie, że czytam ekwiwalent oryginału. Może w tym sonecie jeszcze bardziej niż w innych. Jastrun ani nie upraszcza, nie „wykłada” Rilkego, ani go nie komplikuje, nie daje sobie prawa do amplifikacji. Podąża duktem wiersza.
Sonet siódmy części drugiej domyka mały, wewnętrzny cykl o kwiatach, także o tych, które „spotkało zerwanie” i które, czule ratowane przez zakwitające dziewczęta, trwają jeszcze jakiś czas przy życiu. Doświadczenie śmierci, królewski temat poety z Pragi, wraca w kolejnym sonecie, dedykowanym pamięci Egona Rilkego, wraca jak piłka rzucona w górę przez dziecko. Tę sonetową opowieść o trajektorii życia zapowiadam – w Wigilię świąt Bożego Narodzenia, gdy odnawia się nadzieja, powraca światło.
KATARZYNA KUCZYŃSKA-KOSCHANY