fbpx
HOME
Jakub Dolatowski

Słowa po dawnych owocach

Tych jabłek od dawna nie ma, nikt nie wie jak wyglądały i smakowały. Nazwy – tylko niektórych – trwają, ale przecież nieżywe, bo nie u przekupek, na targu czy w ogrodzie, tych imion już nikt nigdzie nie wypowie z pytaniem – „po ile?”, to jabłka z ogrodniczych i botanicznych Zaduszek. Zostawiły ślad w miejscach nieprzystających do ich istoty, do bytowania na gałęziach i w koszach, i w zimowych pieleszach ze słomy i trocin po strychach i komorach, bo jedynie w rękopisach i drukach, w graficznych znakach liter, które przecież nie wypełnią ręki owocową krągłością, obietnicą wyczekiwanego, dobrze znanego smaku. Same tylko imiona, w zapiskach klasztornych braci-ogrodników, sylwach, w kuchennych przepisach, jakby te imiona były najważniejsze, no bo jedynie one, właśnie one, okazały się trwałe? Nie wiadomo jak te owoce wyglądały, zostały po nich puste, bezczynne nazwy – same skórki, tak jak czasem mami nasz wzrok piękne na pozór jabłko, wśród liści pod drzewem, a gdy wziąć je w rękę – to to jest niespodziewanie lekka mumia, jakby owocowa wylinka, którą odrzucamy z przestrachem, bo pozbawiły ją ciężaru i treści osy i szerszenie, jeszcze tam może skryte gdzieś w środku? Dawne nieznane jabłka, jak Salomee, Hiacynci, Józefiny, Medardzi, Onufrowie lub Łucje, imiona z alejek Powązek, Rossy czy Łyczakowa, które tak przykuwają wzrok – właśnie same tylko imiona.

Dwieście lat temu przepowiadał sobie te jabłka Łukasz Gołębiowski (Domy i dwory, 1830), te „winniczki, windyczki, balsamki, jestonki, cyganki, wierzbówki, maryjki, pierzgnięta, rzepne, mucyany, lautule, sorby, borsztówki, wanatki, cytrynki i nieskończone mnóstwo innych”. Po tym niezliczonym mnóstwie owocowych bytów, zostały – po zapadłych posiółkach i ogrodach kontynentu – już tylko plecione koszyki, w formie niezmiennej od stuleci, w których te jabłka i gruszki czekały kupca na targowiskach, i zostały jeszcze wysokie a wąskie, plecione z korzeni sosny czy jałowca, kosze do zbierania jabłek i gruszek, wysokie dlatego, by się zbieraczowi (ten na drabinie czy wprost wśród konarów) owoc nie usypał, gdy przytrafi się mocniej zachwiać, a tu i ówdzie – „zbieraczki” do tych dużych owoców, wiszących gdzieś wysoko na gałęziach, robione z rozszczepionej na czworo, na grubszym końcu, długiej świerkowej tyczki, z ostrymi krawędziami do wewnątrz: trzeba ująwszy tymi drewnianymi palcami owoc, szybko i zdecydowanie go „skręcić”, by się wraz z szypułką – oderwał.

JAKUB DOLATOWSKI

Warto również przeczytać...
Dofinansowano ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego pochodzących z Funduszu Promocji Kultury – państwowego funduszu celowego
Cenimy państwa prywatność
Ustawienia ciastek
Do poprawnego działania naszej strony niezbędne są niektóre pliki cookies. Zachęcamy również do wyrażenia zgody na użycie plików cookie narzędzi analitycznych. Więcej informacji znajdą państwo w polityce prywatności.
Dostosuj Tylko wymagane Akceptuj wszystko
Ustawienia ciastek
Dostosuj zgody
„Niezbędne” pliki cookie są wymagane dla działania strony. Zgoda na pozostałe kategorie, pomoże nam ulepszać działanie serwisu. Firmy trzecie, np.: Google, również zapisują pliki cookie. Więcej informacji: użycie danych oraz prywatność. Pliki cookie Google dla zalogowanych użytkowników.
Niezbędne pliki cookies są konieczne do prawidłowego działania witryny.
Przechowują dane narzędzi analitycznych, np.: Google Analytics.
Przechowują dane związane z działaniem reklam.
Umożliwia wysyłanie do Google danych użytkownika związanych z reklamami.

Brak plików cookies.

Umożliwia wyświetlanie reklam spersonalizowanych.

Brak plików cookies.

Zapisz ustawienia Akceptuj wszystko
Ustawienia ciastek