„Powiew szedł od pól i góry były blisko. Góral odsłonił kosę i pytał mnie: «Czy – Panie – będzie wojna?». – Tak było w sierpniu, w same żniwa; szedł każdy, bez śmiechu, bez płaczu, bez śpiewu; wódkę pił na ciemnej stacyjce. Karabin maszynowy stawiał w oknie, ale już rozkaz padał lub rozkazu brak – i tak walił się świat, w kolumnach, w tłumie, w kurzu, w dorzeczu Wisły i Prypeci”.
Tak Zygmunt Mycielski opisał w notatniku wrażenia towarzyszące początkom II wojny światowej. Lato 1939 roku spędził wśród górali w Bukowinie Tatrzańskiej. Pod koniec sierpnia, kiedy już ogłaszano mobilizację, pojechał do Wiśniowej. Stamtąd zgłosił się do Sanoka, do oddziału wojsk podkarpackich. Nie był oficerem, w wojsku zaczął kurs podchorążych, ale go nie ukończył, bo wówczas zależało mu na jak najszybszym zwolnieniu. Nie myślał, aby przeszkolenie wojskowe było mu kiedyś potrzebne. Jak Alojzy, żydowski bohater opowiadania napisanego przez Mycielskiego najprawdopodobniej w 1938 roku, mógł powiedzieć o sobie, że: „operował dotychczas zwykłym bagażem pacyfistycznych idei, których nauczył go powojenny żargon, operujący pojęciami Ligi Narodów i międzynarodowego zbliżenia. Aż tu nagle to wszystko stało się zbrodnią. Pacyfizm był zbrodnią, Liga Narodów była zbrodnią, wolność była zbrodnią, człowiek i sprawiedliwość, w którą wierzył, była…”.
Mycielski także miał pacyfistyczne przekonania. Jego starsi bracia byli zaangażowani w działalność służb dyplomatycznych II RP – Kazimierz od 1928 roku pracował w Ministerstwie Spraw Zagranicznych, w latach 1937–1939 był pierwszym sekretarzem poselstwa polskiego w Budapeszcie. A brat matki, Jan Szembek, współpracował blisko z Józefem Beckiem. Wszyscy żyli w dużej mierze polityką, ale Zygmunt się w nią nie angażował. Jego światem pozostawała muzyka. Kiedy w 1938 roku wyprowadził się do Bukowiny Tatrzańskiej, liczył, że w spokoju będzie prowadził życie, skupiając się na najprostszych czynnościach. To był czas kryzysu wewnętrznego, o którym w swych notatkach z maja 1939 roku pisał: „Od blisko dwóch lat zupełnie przestałem żyć; idzie to coraz bardziej crescendo. Nawet w górach, w obliczu świata, co trwa w geologicznej pierwotności, nie opuszcza mnie już ani na chwilę świadomość, że już nie żyję. Bo już nie warto. Zupełnie nie wiem, czym to się może skończyć.
Wszystko miało się niebawem zmienić. Po ogłoszeniu mobilizacji stało się jasne, że wybuchnie wojna. 1 września 1939 roku Hitler dał rozkaz do ataku na Polskę. Czas, który nastąpił, lata walki i niewoli, Mycielski sprowadził już po wojnie do kilku zdań, zanotowanych w sporządzonym wówczas życiorysie: „W 1938 roku wynająłem pokój w Bukowinie Tatrzańskiej u górala, tam zastała mnie wojna. Zgłosiłem się do pułku w Sanoku i odbyłem kampanię wrześniową jako prosty żołnierz. 17 IX 1939 przeszedłem wraz z całą kompanią granicę polską, przechodząc na Węgry. Stamtąd przez Jugosławię i Włochy przeszedłem do Francji i zgłosiłem się do Armii Polskiej we Francji (gen. Sikorskiego). W Coëtquidan zrobiłem podchorążówkę (z Ksawerym Pruszyńskim, b[yłym] ambasadorem Lipskim itd.) i w kwietniu 1940 wraz z I Dywizją (II pułk Grenadierów) zostaliśmy skierowani na linię Maginota w Lotaryngii. W bitwie pod DIEUZE dostaliśmy się wszyscy 17 VI 1940 do niewoli. – Nie mówię, że jestem podchorążym, i dostaję się do obozów żołnierskich, Stalag, a nie oficerskich (Oflag). W obozie XA (Schlezwig) pracuję na „komenderówkach” u chłopów i w fabrykach przez 5 lat. Z powodu niesubordynacji, ucieczek nieudanych, zostałem przeniesiony do karnego obozu wojskowego (Sonderlager) na torfowisko Himmelmoor, w okolicy Hamburga. Tam uwolniły mnie wojska aliantów 3 maja 1945”.
W 1955 roku w dzienniku Mycielski dodawał: „Łatwy do odcyfrowania nurt i źródła hitleryzmu nie tłumaczą zjawisk, na które patrzyłem, i których nie rozumiem”. Zjawiska te rozpoczęła kampania wrześniowa. Mycielski jako rezerwista strzelców podhalańskich zgłosił się do stacjonującego w Sanoku 2 Pułku Strzelców Podhalańskich, który wchodził w skład 3 Brygady Górskiej wojsk Korpusu Ochrony Pogranicza Armii „Karpaty”. Nie wiadomo, w którym dokładnie pododdziale się znalazł, ale kierowany był do udziału w walkach toczących się w okolicach Krosna, Dukli i Sanoka. On sam wspominał po latach: „Na szosie dukielskiej mieliśmy bronić w nocy tej drogi przed ewentualnym najazdem czołgów, których spodziewano się widocznie ze Słowacji. Pamiętam, jak wtedy zrozumiałem od razu, że wojna jest już przegrana, jeżeli my tutaj mamy się bronić karabinami przed najazdem czołgów z południa”.
Ostatecznie jednak tej nocy czołgów nie widział, a kolejne dni jego oddział spędził na przedzieraniu się przez lasy i wioski na wschód.
Po wkroczeniu 8 września 1939 roku wojsk słowackich do Rymanowa, a oddziałów niemieckich do Krosna Brygada wycofywała się w stronę Stryja i Sambora. Jednak po informacji o wejściu do Polski od wschodu wojsk sowieckich zaprzestano dalszych działań. Część oddziałów przekroczyła granicę węgierską i na Węgrzech złożyła broń. Mycielski wspominał ten czas: „40 lat temu – (to było 18 września?) – przekraczałem w Karpatach Przełęcz Użocką z całą kompanią – oddaliśmy broń Węgrom – jakiś ich generał stał «na baczność» i płakał, jakiś nasz podoficer zastrzelił się kilka kroków od nas, pod lasem. Polska scena, sceneria też”.
On sam przedostał się do Budapesztu, gdzie poszedł prosto do Jánosa Esterházyego. Jak pisał po latach: „W 1939 roku otworzył mi Bibi Esterházy drzwi na Istenhegyi útca w Budapeszcie, gdy wylądowałem tam boso prawie, bo w podartych pantoflach, które mi dali dobrzy Żydzi w Uszhorodzie – nogi miałem we krwi od marszów wrześniowych. Byłem bez koszuli, w jakimś kusym swetrze. Pamiętam kolację u nich, zastawioną jedzeniem – zawrót głowy wszystkim, co było na stole – winogrona, na końcu kawa, cygaro. Gdy położyłem się spać, dostałem boleści, nie wiedziałem, gdzie lecieć po ciemku, obrzygałem śliczny, czyściutki, elegancki balkon w tej budapeszteńskiej willi, obsrałem na rzadko. Bibi wziął mnie nazajutrz do sklepu i kupował mi buty, bieliznę, ubranie. Dawał wszystko i więcej, niż mógł, dziesiątkom i setkom polskich uchodźców”.
Dzięki jego pomocy Mycielski wkrótce ruszył w dalszą podróż. Celem była Francja, do której dotarł przez Jugosławię i północne Włochy. Postanowił wstąpić do formujących się przy armii francuskiej oddziałów wojska polskiego.
BEATA BOLESŁAWSKA-LEWANDOWSKA
Fragment biografii „Zygmunt Mycielski. Między muzyką a polityką”, która ukaże się wkrótce nakładem PWM.