Szanowny Panie Redaktorze,
Lekkie pióro naszego przyjaciela Fantazjana dotknęło sprawy wielce poważnej. Ludzie nie potrafią żyć samotnie. Achilles pod Troją dzielił namiot z Patroklesem. Inwencja Zeusa, lowelasa słynniejszego od Casanovy, nie zna granic. Weźmy chociażby taką przygodę: aby zbliżyć się z Alkmeną, Zeus przybrał postać jej nieobecnego męża, Amfitriona, i podczas nocy przedłużonej na rozkaz boga spłodził Heraklesa. Kiedy Amfitrion wrócił z wojennej wyprawy i wszystko się wydało, Zeus – tym razem w roli psychologa rodzinnego – doprowadził do pojednania małżonków.
Taktyka Don Kichota była odmienna. Zamiast zbliżyć się ze swoją Dulcyneą, oddalał się od niej. Nie samotnie jednak, lecz w towarzystwie niezrównanego Sancza Pansy, który w przeciwieństwie do Rycerza posępnego oblicza znał wszystkie arkana stanu małżeńskiego.
A co Pan powie, Panie Redaktorze, o niezapomnianym Leopoldzie Bloomie, który trwał w związku z panią Bloom z godnym podziwu heroizmem. Była to zapewne fascynująca kobieta, ale na bratnią duszę raczej się nie nadawała. Leopold musiał spotkać na swojej drodze prawdziwego przyjaciela – Stefana Dedalusa.
Marcel, bohater powieści Prousta, po powrocie z Balbec proponuje Albertynie mieszkanie pod jednym dachem. Już jednak na początku powieści wyznaje: „Czy małżeństwo z Albertyną nie zepsułoby mojego życia, każąc mi podjąć zbyt ciężkie dla mnie brzemię poświęcenia się drugiej istocie, a zarazem zmuszając mnie do życia poza samym sobą wskutek obecności Albertyny i pozbawiając mnie na zawsze rozkoszy samotności”. Nie zaprowadzi Albertyny do ołtarza i w ogóle sprawy przybiorą najgorszy obrót.
Jak Pan wie, od kilku miesięcy zaczytuję się w dziele A. J. Lieblinga Między posiłkami. Apetyt na Paryż w świetnym przekładzie Anny Arno. Stało się ono moją biblią i będzie nią, aż nie pojawi się nowa. Otóż ten dowcipny autor nie ogranicza się tylko do kulinariów, lecz sporo miejsca poświęca paryskiej ars amandi. Jedna z kochanek Lieblinga w Quartier Latin, Angèle, powiedziała mu: „Tu n’est pas beau, mais t’es passable” (Przystojny nie jesteś, ale ujdzie).
Sposób, w jaki Liebling i Angèle nawiązują romans, powinien dać do myślenia Erykowi Rosołkowi. Z ogłoszenia w gazecie można kupić samochód, ale kobietę poznaje się na mieście. Liebling co miesiąc po nadejściu stypendium wpadał do Gypsy’s bar na rue Cujas i nie wylewał tam za kołnierz. Pewnego razu nie był w stanie opuścić lokalu o własnych siłach i Angèle postanowiła mu pomóc. Nie tylko zaprowadziła go do hotelu, ale i została do rana.
Zasadnicza różnica między Erykiem Rosołkiem a Lieblingiem polega na tym, że ten pierwszy ufa słowom tam, gdzie należałoby zaufać empirii. Liebling nie pręży muskułów, których być może wcale nie ma, ale z wesołym uśmiechem przyznaje, że jego kochanka oceniła go jako „passable”.
Autor Między posiłkami miał trzy żony. Zamilczmy o dwóch pierwszych, trzecią była pisarka Jean Stafford, która po strasznych doświadczeniach z poetą Robertem Lowellem była z Lieblingiem szczęśliwa. Obawiam się, że stan taki nie będzie udziałem Eryka Rosołka.
Czytelnik i Przyjaciel