Mijające w tym roku stulecie śmierci Marcela Prousta jest dobrym powodem, by przypomnieć postać Georges’a Pereca, autora nieszablonowej powieści autobiograficznej Człowiek, który śpi [1]. Za tytuł posłużył incipit jednego z początkowych akapitów W poszukiwaniu straconego czasu, ale inspiracja dziełem Prousta sięga znacznie głębiej: Człowiek, który śpi to specyficzne rozwinięcie piątego i szóstego akapitu tomu W stronę Swanna – w których uchwycony został moment między jawą a snem.
Poszukiwacz nietypowych rozwiązań formalnych, członek awangardowej grupy literackiej OuLiPo (Ouvroir de littérature potentielle – Warsztat Literatury Potencjalnej), Georges Perec pozostaje jednym z najważniejszych prozaików francuskich drugiej połowy XX wieku. Jego twórczość, polegająca na wymyślaniu i ścisłym przestrzeganiu coraz bardziej rygorystycznych pisarskich reguł – jak w słynnej powieści La Disparition [2], w której ani razu nie pojawia się samogłoska „e” – przyniosła mu miano literackiego akrobaty (w swoim opus magnum zatytułowanym Życie instrukcja obsługi zaludnił bohaterami paryską kamienicę i konstruował opowieść, poruszając się między pomieszczeniami ruchem konika szachowego).
Regułą formalną powieści Człowiek, który śpi (1967) jest to, że – jak głosi legenda – żadne zdanie nie pochodzi od Pereca. Książka określana przez krytyków jako wielki collage czy centon – znany od starożytności utwór złożony z łatwo rozpoznawalnych cytatów z klasyki – typowym centonem jednak nie jest, albowiem autor Rzeczy cudzym frazom nadał własną barwę – budując narrację naznaczoną piętnem pasywności.
Książce patronuje duch autora Bartleby’ego. „To tekst, który chciałbym sam napisać – wyznał kiedyś Perec – ale skoro nie można napisać opowiadania, które już istnieje, a nie chciałem, żeby to był pastisz, postanowiłem napisać je jeszcze raz, by wyszedł inny Bartleby… a właściwie ten sam, tyle że bardziej… jakbym ja go wymyślił”. W widmowym kopiście z opowiadania Melville’a, który najpierw odmawia oddania drobnej przysługi swemu pracodawcy, potem rezygnuje z podejmowania jakichkolwiek działań i decyzji, by w końcu zaprzestać przyjmowania pokarmów, autor Gabinetu kolekcjonera rozpoznał własny stan rezygnacji, któremu niegdyś uległ bez reszty, porzucając studia i pisanie, zrywając wszelkie kontakty ze światem. Traktując własny kryzys jako tworzywo literackie, stworzył w Człowieku, który śpi wizję rzeczywistości widzianej oczyma skrajnie wyalienowanej jednostki, poddawanej torturze pustki i przekonania o zbyteczności wszelkich dążeń. Prowadzona w drugiej osobie liczby pojedynczej narracja potęguje doznanie samotności i opuszczenia.
Do ułożenia powieści posłużył Perecowi nie tylko Proust i Melville, ale także Kafka, Dante, Joyce, Roland Barthes, nie licząc zastępu innych autorów. Można jednak czytać tę książkę, nie znając jej źródeł, a nawet nie domyślając się ich istnienia (autor brał za komplement to, że czytelnik nie uświadamia sobie zasad, według których powstała książka, gdyż z chwilą, kiedy się je zauważy, nie sposób już dostrzec nic ponadto). W warstwie fabularnej Człowiek, który śpi jest historią studenta, który odkrywa, że zatracił umiejętność życia: „Przestałeś zmierzać do przodu, ale ty już nie szedłeś do przodu, nie zaczynasz niczego od nowa, ty już doszedłeś, bo nie wiesz, co mógłbyś robić dalej”. Konsekwencją tej konstatacji jest cały szereg działań odwołanych; bohater nie wstaje z łóżka, nie idzie na egzamin, nie odpowiada na listy przyjaciół – wycofuje się z życia. Snuje się po ulicach Paryża (linie jego marszrut układają się w osobliwą pajęczynę oplatającą miasto), wstępuje do kin na przypadkowe filmy, czyta „Le Monde” (czytanie gazety pozwala ocenić, do jakiego stopnia jest mu wszystko jedno). Jest wyzuty z pragnień. Włóczy się, śpi, pozwala unosić się tłumowi. Wędruje wzdłuż rynsztoków, ogrodzeń, kanałów. Skrada się pod ścianami. Traci czas. Zaczyna wieść egzystencję spowolnioną, widmową, na granicy jawy i snu. Ma dwadzieścia pięć lat, lecz z powołania jest starcem.
Odmowa uczestnictwa w codziennym wyścigu nie jest nawet buntem, ponieważ prawdziwy bunt jest niemożliwy, wszystkie scenariusze zostały już wcześniej przygotowane: „Stopień po stopniu, jak żaba będziesz się piął po drobnych szczeblach kariery. Z szerokiej i różnorodnej gamy wybierzesz osobowość najlepiej przystającą do twoich pragnień, a ona zostanie starannie skrojona na twoją miarę: czy będziesz kimś odznaczonym? Wykształconym? Wyrafinowanym smakoszem? Przyjacielem zwierząt? […] Nie. Ty wolisz być brakującym elementem puzzli. Wycofujesz z gry swoje zabawki”. Pod beznamiętną narracją czai się groza. Nie można bezkarnie wycofać się z życia. Ceną, jaką płaci bohater, jest przerażenie – przed jego oczyma zaczyna wyłaniać się obraz egzystencjalnego koszmaru. Ulicami „wypatroszonego, złupionego, splugawionego” miasta ciągnie odrażający tłum: potwory w kamizelkach, potwory za szybami samochodów, potwory obarczone rodziną.
Jest coś szalenie niepokojącego w założeniu, że wystarczy – wskutek splotu okoliczności – znaleźć się poza nawiasem życia poddanego rygorowi ładu, by ujrzeć piekielne oblicze rzeczywistości. Z tego miejsca możliwe są tylko dwie drogi: mozolny powrót do codzienności, wymagający narzucenia chwiejnej egzystencji jarzma dyscypliny (czego odpowiednikiem byłoby układanie lipogramów czy palindromów), lub samobójstwo.
Perec nie zakończył swojej opowieści w sposób jednoznaczny – zgodnie z żywionym przez siebie przekonaniem, że prawda zawsze wymyka się słowom. Jak wyznał niegdyś: „Jest jedna rzecz, której mogę być pewny: że w żaden sposób nie da się powiedzieć prawdy; to po prostu nie wychodzi”.
AGNIESZKA PAPIESKA
[1] G. Perec, Człowiek, który śpi, tłum. Anna Wasilewska, Warszawa, Prószyński i S-ka, 2003.
[2] Pierwszy polski przekład powieści La Disparition (1969), zwanej najdłuższym lipogramem świata, ukazał się w listopadzie 2022 roku: G. Perec, Zniknięcia, tłum. René Koelblen, Stanisław Waszak, Kraków, Lokator, 2022.