Samotność ofiar. Oto nowe Campo di Fiori. Jeszcze jeden stos wzniesiony dla heretyków tępej siły imperium i racji legitymizowanej zniewoleniem. Ukraińcy doświadczyli niemało solidarności w świecie. Za mało jednak, by nie czuli się osamotnieni. Opuszczenie polityczne czy militarne – one nie są ostateczne, można je negocjować i, przynajmniej po części, im zapobiegać. Jest jednak inne opuszczenie – w inności bycia ofiarą, a co za tym idzie, w samotności doświadczenia prawdy o przemocy i wojnie. Boli śmierć najbliższych, bolą głód, zniszczenie i poniewierka, ale równie, a czasem bardziej – tak, naprawdę – boli osamotnienie w prawdzie. Świat, a więc my/ja, może mieć najlepsze intencje, może słuchać swoich racji, może mówić, że nic nie jest czarno-białe, powtarzać odwieczną mantrę o pokoju i o tym, że humaniści powinni trzymać się z dala od broni… I nawet przez myśl mu nie przejdzie, że może tym ranić ofiary wojny, pogłębiając ich samotność.
Co można na to poradzić? Niejedno. Waży każda forma solidarności i pomocy. Ważne, abyśmy zrozumieli, że w Ukrainie pomoc militarna nie jest osobną formą wsparcia, lecz stanowi część pomocy humanitarnej, decydującej o egzystencjalnym być albo nie być. Wiem, że to może się kłócić z racjami wielu, tak jak kłóciło się z moimi. Ale to jest właśnie ten moment, w którym możemy przełamać samotność ofiar, a przynajmniej radykalnie się do nich zbliżyć. Tak, czasem za cenę przełamania siebie. Zrozumiałem to w oblężonym Sarajewie. Trzy lata trwało zabijanie tysięcy jego mieszkańców, przy akompaniamencie światowej orkiestry głosów przekonujących, że nasz humanizm powinien poprzestać na dożywianiu ofiar. Kto raz przyjmie do siebie samotność ginących, ten nie rozstanie się z nią do końca życia i na świat patrzeć będzie innymi oczami. A przy każdej kolejnej eskalacji przemocy, zanim da przemówić swoim racjom, będzie się starał wsłuchać w głos ofiary. Może to najwięcej, co możemy zrobić dla przełamania ich samotności – dać przemówić gwałconym i zabijanym, otworzyć się na prawdę heretyków zniewolonego umysłu.
„I ci ginący, samotni, / Już zapomniani od świata, / Język nasz stał się im obcy / Jak język dawnej planety”. Jeszcze nie wszystko stracone. Jeszcze możemy zawalczyć o to, by ich język stał się dla nas zrozumiały. A tym samym zmienił naszą mowę, tak dotkliwie obcą niewinnie ginącym. W odróżnieniu od Czesława Miłosza, który pisał wiersz „Campo di Fiori” na zewnątrz murów warszawskiego getta, Ostap Sływynski pisze wiersz „Czym jest wojna” z wnętrza Ukrainy. Wiele można znaleźć różnic pomiędzy towarzyszącymi im okolicznościami, jedna jest jednak samotność ofiar i zatrważająco niewzruszone trwanie tych, którzy „zawsze wiedzą lepiej”. Tymczasem nasze, międzyludzkie trwanie, które w obliczu wzbierającej fali ciemności na nowo wydaje się nam cudem, jest wciąż możliwe. Wciąż jeszcze bowiem potrafimy przełamać siebie, przekroczyć własną niemoc, a mówiąc po ukraińsku „peremohty”, i dopisać do drukowanych bez współautorstwa ofiar podręczników kilka stron prawdy osamotnionych.
Napisany na początku tego roku przez Ostapa Sływynskiego wiersz podaję we własnym przekładzie.
Krzysztof Czyżewski
OSTAP SŁYWYNSKI
Czym jest wojna
Być może kiedyś napiszą o tym podręcznik
tylko my nie będziemy jego współautorami
bo inni zawsze wiedzą lepiej czym jest wojna
bo inni zawsze wiedzą lepiej
no dobrze
ale jeden rozdział
jeden rozdział oddajcie nam
i tak nie znajdziecie dosyć literatury
to będzie rozdział o milczeniu
kto nie był na wojnie ten nie wie czym jest milczenie
albo przeciwnie wie
tylko my nie wiemy
jak ryby nie wiedzą o wodzie która je żywi i ropie która je zabija
jak mysz-nornica nie wie o ciemności która ją ukrywa przed zimorodkiem ale
zimorodka też ukrywa
pozwólcie napisać nam ten rozdział
wiem że boicie się krwi więc napiszemy go wodą
wodą o którą prosił ranny nie mógł przełykać i tylko
patrzył na nią
wodą przeciekającą przez przebity dach
wodą zdatną do użytku zamiast łez
tak – przyjdziemy do was z wodą
na waszych hasłach i wartościach tak przez nas nadużytych
że nie wiecie jak je ujawnić swoim dzieciom
nie pozostawimy po sobie śladów nie do zmycia
to będzie zaledwie kilka naszych stron
i tylko nieliczni będą wiedzieli że nie są puste