I.
straciłem go z oczu
zniknął zamilkł
przestał odpowiadać na maile
doszły mnie słuchy o jego chorobie
nie dawałem im wiary
był ode mnie młodszy ładnych parę lat
a jednak nie miał się dobrze
gdyby w pewnym miesięczniku
nie wydrukował swoich wierszy
zacząłbym wątpić
czy wciąż jest wśród żywych
pisał przy stole z widokiem na drzewa
a innym razem z widokiem na bug
czasami na morze egejskie
wyobrażam sobie że prawa ręka trzyma pióro
a lewa sięga po szklankę z czerwonym winem
odkąd go znam pisanie i picie zawsze szły w parze
szczęśliwi którzy mają dar przyzwyczajania się
szybko przywykli do jego nieobecności
tymczasem on żył ale nie miał się dobrze
zadowoleni nie myśleli o nim w ogóle
pamiętam nosił przy sobie słownik jak inni brewiarz
brakuje nam słów mawiał słów jest za mało
bóg trudzi się i pyszni
nie ma powodu abyśmy pozostawali za nim w tyle
potrzebujemy słów urodziwych i wieloznacznych
słów które prowadzą do kogoś
i obudzą zazdrość jahwe
ja otwierałem słownik jak mszał
wypowiadałem z miłością każde słowo
dotykałem językiem jak hostię
brakowało mi odwagi
był duchem niepokornym
sprawdziłby się w roli buntownika
ale przyszło mu rządzić pewną trzódką
nawet dawał sobie radę
ale formułowanie poleceń nudziło go
przestało go bawić uśmiechanie się do tych
co zawsze odpowiadają nie
spotkania z urzędnikami w każdy dzień powszedni
ubranymi odświętnie
tych musiał onieśmielać
w swoich bluzach
z białymi włosami do ramion
pamięć mnie zawodzi boję się
że zapomnę a dużo się tego nazbierało
kawałek mojego życia którego coraz mniej
mój przyjaciel był zręcznym sternikiem
omijał rafy sztormy przechodziły obok
żył szczęśliwie wśród tych którzy go kochali
tylko czytelnicy jego wierszy wiedzieli o niepokoju
tylko niektórzy bo każdy ma własny niepokój
i nie słyszy cudzego co może jest i dobre
nigdy nie rozmawialiśmy o samotności
o wielu rzeczach nie rozmawialiśmy
przemilczaliśmy niejedno udając dobre samopoczucie
może i całkiem niepotrzebnie
ale jak mówić o swoim niepokoju
o rozmowę trudno a co dopiero o szczerość
na szczęście są wiersze i listy
pośredniczą między przyjaciółmi
między kochankami
dodają odwagi jednym i drugim
II.
ja już siedzę w celi
z której się nie wychodzi
nad ranem zjawia się ból
przychodzą postaci zmarłych
jakby mnie witały po tamtej stronie
ludzka rzecz mówią przekraczać granice
po tamtej stronie tyle znajomych twarzy
jeden po drugim się tam wynoszą
nie bój się otchłani innej nie będzie
nie bój się otchłani
prawdę powiedziawszy mijaliśmy się
żyłem bez planu z dnia na dzień
w ramionach opiekuńczej instytucji
która łożyła na moje utrzymanie
w zamian za pracę która była przyjemnością
jak żył mój przyjaciel nie umiem powiedzieć
jak żyją poeci pozostanie tajemnicą
miał swoich podopiecznych przyjaciół rówieśników
z którymi rozumiał się w pół słowa
nie znosiłem muzyki jakiej słuchał
nie czytałem książek które recenzował
nie znałem autorów o których mógł mówić godzinami
niejedno w jego życiu mnie dziwiło
pocieszam się że wyświadczyłem mu kilka razy przysługę
nic wielkiego nie ma o czym mówić
na pewno ja jemu więcej zawdzięczam
lubię myśleć o sobie jako o dłużniku
któremu skrycie sprzyja jahwe
dlaczego nigdy o tym z nim nie rozmawiałem
jak również o wielu innych rzeczach
jego dom zawsze był pełen zwierząt
poczciwe psy łasiły się przyjaźnie
koci awanturnicy udający niewiniątka
odsypiali przed kominkiem nocne eskapady
niewiele więcej o nim wiem niż o tych kotach
całymi miesiącami nie dawał znaku życia
potem wychodziło na jaw
że się leczył albo pisał powieść
III.
mój przyjaciel nie daje znaku życia
zaszył się pewnie w swoim domu wśród drzew
posłuszny zaleceniom doktorów
prowadzi życie uregulowane żadnego alkoholu
wyciszenie emocji nieforsowny spacer przed snem
rozmowy z żoną ze zwierzętami
do życia trzeba wracać stopniowo
kiedy się spotkamy powie leżałem na sali reanimacyjnej
wszystko było jak w serialu
maska tlenowa serce na podsłuchu kroplówka
potem profesor swoim zwyczajem bagatelizował
na wszelki wypadek woleliśmy mieć pana na oku
ale to nieprawda było ze mną krucho
stoicy radzą zawsze pytać
czy cena pozostania przy życiu
nie jest zbyt wysoka
czy nie lepiej przeciąć żyły
i leżąc w wannie pozwolić życiu
wymknąć się z ciała
na tak poważny temat nigdy nie rozmawialiśmy
bo co tu zawczasu można powiedzieć co
w ostatnich jego wierszach
nie było więcej goryczy niż zwykle
nie na to by nie poszedł
stać się katem samego siebie
to niewiele mniej niż zabić innego
zawsze zbrodnia zawsze
mówcie co chcecie
on podopieczny dionizosa
nigdy by na to nie poszedł
cudza nieobecność wchodzi w krew
niewielu jest ludzi których potrzebujemy
ubywa bliskich z dnia na dzień
nowi nie umieją nikogo zastąpić
nie proś o nieśmiertelność
byłaby nie lada kłopotem
w ogóle o nic nie proś
co najważniejsze wydarzy się i tak
czasami wydaje mi się że on jest w pobliżu
ale to tylko czyjś cień
bezimienny i obojętny
luty – marzec 2025
ANDRZEJ STANISŁAW KOWALCZYK