HOME
Andrzej Stanisław Kowalczyk

Józef

Nasza pamięć tylko w niewielkim stopniu poddaje się inwentaryzacji. Czasami samowolnie odsłania pokłady, z których znaczenia nie zdawaliśmy sobie sprawy. Poniższy monolog jest zapisem hojnego gestu mojej pamięci.

 

 

józef

wiejska zima kopny śnieg styczeń albo luty

ślady lisów patrolujących nocą teren

dziadek józef zabraniał ojcu do nich strzelać

pokpiwał z jego nowej dubeltówki

w zimie chodził w wielkim kożuchu

w bryczesach z demobilu w butach z cholewami

na krakowskim przedmieściu

nie widziałem nikogo w takim stroju

sad dziadka miał jakieś trzysta arów

ale dziecku wydawał się wielki drzewa potężne

owoce rwało się z wysokiej drabiny

zbędne gałęzie józef wycinał sekatorem na żerdzi

skąd wiesz pytałem którą trzeba usunąć

słońce musi docierać do wnętrza korony odpowiadał

sadziłem własnoręcznie każdą z tych śliw i jabłoni

podczas okupacji najlepsze gatunki sprowadzałem ze śląska

 

mój dziadek czytał tylko gazety

przywozili mu je z mińska sąsiedzi

nigdy go nie widziałem z książką do nabożeństwa

ani z żadną inną

nie mam od niego listu ani karty świątecznej

pisanie nie było jego mocną stroną

nie znosił buchalterii

nigdy nie wiedział ile ma drzew

narażał się na drwiny babki

po co komu taka wiedza odpowiadał

żałował drzew które musiał wyciąć

zawczasu zżywał się z tymi

które planował zasadzić jesienią

po latach uświadomiłem sobie

że przeszłość go nie obchodziła

przyszłość go nie interesowała

w jakiś słotny dzień siedzieliśmy w domu

na kuchni gotował się gar rosołu

suka aza łasiła się do nóg

upodobniłeś się do drzewa powiedział mój kuzyn

który zamierzał studiować nauki polityczne

jesteś wyobcowany i aspołeczny

może to i prawda uśmiechnął się józef głaszcząc psa

ale komu to przeszkadza

 

więcej czasu poświęcał drzewom niż swoim dzieciom

mój ojciec o józefie nie miał mi nic do powiedzenia

przyszło mi kiedyś do głowy

że zazdrościł mu charakteru

bo to miejskie życie jakie wiódł w mieście

nie było godne pozazdroszczenia

żadne owocujące drzewo by tego nie pochwaliło

nie mówiąc już o pszczołach pracowitych

z którymi józef żył za pan brat

zbudował im ule przemawiał do nich

może nawet znał imię każdej z nich

nigdy mu tego nie powiedziałem

ale bałem się że zapisze mi sad i pasiekę

i kartoflisko sięgające aż do białej brzeziny

pewnego dnia miński notariusz

odczyta jego testament mój wyrok

nie zobaczę już krakowskiego przedmieścia

ogrodu saskiego ani placu zwycięstwa

 

trudno byłoby znaleźć ludzi

bardziej odległych od siebie

niż moja babka stanisława i dziadek józef

ona miała miejską duszę

zamieszkała w warszawie jeszcze przed wojną

była uosobieniem sprytu i praktyczności

pojawiała się na wsi latem

żeby spieniężyć owoce sadu

i wykraść z uli miody

jacyś warszawscy sklepikarze

wywozili ciężarówkami czereśnie

jabłka antonówki kronselki i gruszki klapsy

płacili gotówką od ręki

zyski babka dzieliła z józefem

nie wiem czy pół na pół

bo miał małe potrzeby

z wiekiem coraz mniejsze

gdyby zaszedł do sadu diogenes z synopy

znalazłby w dziadku bratnią duszę

babka miała wydatki

wystawiła przydrożną kapliczkę

z gipsową matką boską

gdzie kobiety gromadziły się na majowe

w tym chórze polnym pod sklepieniem nieba

dominowały głosy czyste choć nigdy nieszkolone

 

ostatniego lata naprawdę ostatniego

kiedy nie mogłem dłużej zostać z powodu szkoły

w przeddzień mojego wyjazdu szliśmy łąkami

nie wiedziałem że jest chory

takich rzeczy dzieciom się nie mówiło

zasapał się zawróciliśmy przed lizjerą lasu

jesienią miał być operowany ale odmówił

uważał że to nic nie da

w szpitalu będę się czuł jak w koszarach

nie znosiłem ich w młodości

tym bardziej na starość mówił ojcu

który przyjechał po niego sanitarką

 

był to nasz ostatni spacer

w lutym przyjechaliśmy na jego pogrzeb

leżał w trumnie ubrany w czarny garnitur w prążki

po raz pierwszy widziałem go w takim stroju

w pokoju okna były na oścież otwarte

wszyscy stali w paltach

przechodzili do sąsiedniej izby

gdzie była wódka w kieliszkach i ogórki

palili papierosy gadali dowiadywali się

co wydarzyło się u krewnych

od poprzedniego pogrzebu chrzcin wesela

ojciec brylował ciągle mnie komuś przedstawiał

 

po śmierci józefa

w domu nie było komu mieszkać

o sad nie było komu się troszczyć

kupiec który do babki się zgłosił

rozebrał dom

wykarczował sad

sprzedał ule

nic dziś tam prócz kapliczki nie ma

co było pamięta może kilka osób

które zbliżają się do wyznaczonej im granicy

 

ANDRZEJ STANISŁAW KOWALCZYK

Warto również przeczytać...
Dofinansowano ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego pochodzących z Funduszu Promocji Kultury – państwowego funduszu celowego
Autorzy
Cenimy państwa prywatność
Ustawienia ciastek
Do poprawnego działania naszej strony niezbędne są niektóre pliki cookies. Zachęcamy również do wyrażenia zgody na użycie plików cookie narzędzi analitycznych. Więcej informacji znajdą państwo w polityce prywatności.
Dostosuj Tylko wymagane Akceptuj wszystko
Ustawienia ciastek
Dostosuj zgody
„Niezbędne” pliki cookie są wymagane dla działania strony. Zgoda na pozostałe kategorie, pomoże nam ulepszać działanie serwisu. Firmy trzecie, np.: Google, również zapisują pliki cookie. Więcej informacji: użycie danych oraz prywatność. Pliki cookie Google dla zalogowanych użytkowników.
Niezbędne pliki cookies są konieczne do prawidłowego działania witryny.
Przechowują dane narzędzi analitycznych, np.: Google Analytics.
Przechowują dane związane z działaniem reklam.
Umożliwia wysyłanie do Google danych użytkownika związanych z reklamami.

Brak plików cookies.

Umożliwia wyświetlanie reklam spersonalizowanych.

Brak plików cookies.

Zapisz ustawienia Akceptuj wszystko
Ustawienia ciastek