Szanowny Panie Redaktorze,
wraz z pierwszymi podmuchami wiosny pojawił się u mnie młody poeta, Fryderyk Piórko. Okazał się on nie tylko wybrańcem Muz, ale także człowiekiem o silnym charakterze. Otóż z właściwą swemu wiekowi pewnością siebie (ma lat 19) oświadczył właśnie swoim rodzicom, iż zamierza poświęcić się pracy pisarskiej. Chwalebny ten zamysł nie spotkał się jednak ze zrozumieniem szanownych rodzicieli. Tata-bankier i mama-finansistka usiłowali nakłonić Fryderyka wszelkimi sposobami, aby oddał się studiom ekonomicznym. To jest, rzecz jasna, zupełnie niemożliwie, albowiem eteryczny ten młodzieniec na sam dźwięk słowa „ekonomia” lub – za przeproszeniem – „finanse” popada w stan katatonicznej obojętności. Trzeba przyznać, że przy takim stosunku do ekonomicznej strony życia mój młody przyjaciel nie mógł wybrać lepszego zawodu niż pisarstwo, albowiem pracując piórem, nader rzadko będzie miał do czynienia z jakimikolwiek pieniędzmi.
Obawiam się, że na tym tle może dojść między Fryderykiem a jego rodzicami do większej różnicy poglądów. Pisanie na ogół nie przynosi dochodu, a z jakichś powodów bankierzy i finansiści ze wszystkich słów naszego języka najbardziej lubią akurat słowo „dochód” – a czyż nie piękniej brzmią, dajmy na to, „przedwiośnie”, „fiołki” czy „skowronek”? Dla czcicieli mamony jeszcze bardziej szokująca może być wiadomość, że nawet publikowanie nie zapewnia tak zwanego dochodu. Wręcz przeciwnie – młody poeta może nazwać się szczęściarzem, jeśli nie będzie musiał do swego dzieła dokładać z własnej, dziurawej kieszeni. Mając w tej dziedzinie niejakie doświadczenie, poczułem się w obowiązku uprzedzić Fryderyka, iż po kilku miesiącach twórczej pracy niechybnie zejdzie do najniższych pokładów życia, nie będzie miał grosza przy duszy ani widoków na poprawę, co więcej – ciszę potrzebną do tworzenia subtelnych poematów będzie mu zakłócało burczenie w brzuchu, a jego myśli, zamiast do krainy poezji, zaczną wędrować w kierunku masarni.
Młody mój przyjaciel spojrzał na mnie marzycielskim wzrokiem, świadczącym o tym, że te kasandryczne wizje nie robią na nim wrażenia, i odparł, że problem biologicznego przetrwania można łatwo rozwiązać, przechodząc na ścisłą dietę. Nie mogłem temu argumentowi odmówić słuszności. Wszak ludzie urządzają sobie głodówki dla zdrowia i urody, wystawiając na ciężką próbę swą siłę woli. Młodemu poecie głodówka przychodzi bez trudu, albowiem w całym domu najczęściej nie ma nic, co nadawałoby się do zjedzenia. Widząc, że postanowienie Fryderyka jest niezłomne, cóż mogłem zrobić? Oddałem mu cały zapas pierogów ruskich i poprosiłem, by wpadł do mnie za jakiś czas.
Zjawił się wczoraj – w jednej ręce trzymał gałązkę forsycji, w drugiej – plik kartek zapisanych drobnym maczkiem – najnowsze dzieło! Na jego bladym licu malowało się szczęście. Powiedział, że gdy służy się Muzom, nie mamonie, problemy finansowe rozwiązują się same – na przykład dzięki diecie osiągnął taką lekkość, że w ogóle nie wydaje pieniędzy na środki transportu – przemieszcza się unoszony wiatrem. Gdy to mówił, ciepły podmuch wpadł przez okno i mój przyjaciel wzniósł się w powietrze.
Niechaj Pan czasem, Panie Redaktorze, wyjrzy przez swoje okno, może akurat będzie tamtędy przefruwał Fryderyk Piórko.
FANTAZJANO, przyjaciel poetów