Ewa Bieńkowska
Sierpień 25
Zniknął nie tylko człowiek, więc możność korzystania z jego wiedzy, z daru formułowania przeżyć, z jego książek… Nie żeby było efektownie, bardzo pilnował swego języka i wobec ważnych przeżyć wolał chropawość, rezygnował z terminów uczonych czy modnych. W tych rozmowach, które nierzadko były jego opowieściami – co należy ściśle oddzielić od monologów, będących całkiem inną odmianą mowy – od warszawskich początków było porozumienie jeszcze z uniwersyteckich ławek, umowne skróty, porozumiewawcze pseudonimy, odwołania do tych pisarzy naszych studenckich początków, których po prostu wyznaczyła nam francuskojęzyczna biblioteka; których potwierdziły mu kontakty z Konstantym Jeleńskim. Być może główną magią, czarodziejstwem ulicy Claude Lorrain i Nicolas Fortin była więź z własną przeszłością, możność powracania do pierwszych odkryć filozoficznych, krytycznych, do nowych języków, w których nazywało się rzeczywistość. To znaczy zdolność do ujęcie siebie – tak też było u Wojtka – w ciągłości i w rozwoju; w wierności i zmianie. Towarzyszyła mu sentencja Goethego: „Stirb und werde”, którą powtarzał, gdy była mowa o zmianach w jego gustach, w patronujących mu sprawach czy autorach. Czułam, że idzie o zmiany głębsze, ukryte, nie do podzielenia z innymi. Pozostały dla mnie zagadką, mogę sobie wyobrazić, że pisał o nich w swoim dzienniku.