Co do Twoich wierszy, to przyznam, że mam mieszane odczucia, nie jestem pewien ich konstrukcji ani wyrazu. Słowem – nie przekonują mnie, co nie znaczy, że są niedobre, nieudolnie skrojone, niezbornie zszyte. Nic z tych rzeczy. Powiedziałbym raczej, że brakuje w nich indywidualnego rysu, który czyniłby je widocznymi pośród innych, a ich wyraz wynikałby ze szczególnej podpowiedzi Nieznajomego, Innego. Poprzez takie wiersze chciałaby wyrazić się Twoja okolica, drzewa, ludzie, wyspy, książki, miasto, skwery, zmierzch, tumult zdarzeń. A to są przecież rzeczy, zjawiska i „osoby” dramatu, poeta zaś to arena, scena, którą tamte zawładnęły. Zresztą, z tych samych powodów poeta zostaje niekiedy obezwładniony niemotą.
Jak pewnie wiesz zasiadam w gremiach licznych ogólnopolskich konkursów poetyckich, objętych zacnymi patronami i imionami wielkich poetów. Na te konkursy nadchodzą tysiące wierszy, które muszę czytać, a zatem chcąc nie chcąc wiem, co piszczy w literacko-poetyckiej Polsce. Żeby choć piszczało, ale doprawdy bywa gorzej. Zadziwiające, jak legiony wykształconych ludzi usiłują przedstawić się na forum publicznym, pokazać się, eksponować, zademonstrować. Niestety, ogromna masa ich wierszy to produkcja dziwolągów, w dodatku praca regularna, ich autorzy bowiem niosą wiersze jak kury: 2–3 razy w tygodniu.
Teraz uważaj: zapewne Twoje wiersze znalazłyby się w moim ścisłym finale, pewnie innych jurorów także; finał liczy sobie na ogół od 10 do 15 zestawów po 3 lub 5 wierszy. Czy mogłyby zostać nagrodzone lub wyróżnione? Z pełnym przekonaniem mówię, że tak, przynajmniej w kilku lub nawet kilkunastu konkursach, a jest ich, i to także musisz wiedzieć – ponad setka. Zostałyby więc zauważone z dwóch powodów: są inteligentne, niekiedy błyskotliwe, nie brak im horyzontu kultury literackiej. Tylko co z tego? Twoje wiersze pozostawią za sobą tysiąc innych, mimo to przed sobą mają sporego rozmiaru peleton. Piszę o tym, aby uświadomić Ci, że stawka bycia w środku peletonu nie jest zadawalająca dla twórcy, dla którego najwyższym wyzwaniem jest wartość artystyczna wiersza, dążenie do tego jednego, który byłby „dokonały”, wyzwalający ze wszystkich napięć. O ileż – pisze w swoim szkicu Béla Hamvas – bardziej poetyckim byłoby po prostu przemilczeć to wszystko, co któryś z tysięcy takich poetów ogłosił! Inaczej – podać w wątpliwość sens jazdy w peletonie. W liczbach, które podałem odbija się „doskonała bezwartościowość” tych wierszy, które są jak kramiki. Znajdziesz w nich wszystko, także patologię, choroby psychiczne, bezwstyd, egomanię, erotomanię, nienawiść, brak charakteru. Niekoniecznie zaś literę niesioną przez ducha poezji. Dalej – te liczby są większe, wiele większe. Nas jednak obchodzi poetyka, a nie statystyka.
Dlatego proponuję, abyś na razie przestał zerkać w kierunku publiczności, krytyka, redaktora oraz druku. Najlepiej, abyś w ogóle zapomniał o istnieniu tych – wbrew ogólnemu przekonaniu – nieistotnych dla pisania, na ogół zwodniczych i niewiarygodnych podpór życia literackiego, a zajrzał w noc najciemniejszą i najcichszą, w głębiny swojego wnętrza i w nich poszukał odpowiedzi na zasadnicze pytanie: czy pisanie wierszy jest dla Ciebie sprawą istnieniową i absolutnie konieczną. Dajmy na to jak oddychanie, potrzeby fizjologiczne, sen, tęsknota? Jeśli tak, to niechaj Twoja ręka pisząca nie sięga po nic innego, tylko po kartkę, nie pochwytuje niczego poza chwilą twórczego impulsu, która pragnie zaistnieć w innym stanie skupienia, chce skroplić się w znak.
Pomyśl o radości bycia poetą bez imienia i radości zapisywania dla samej beztroski pisania, bez wyrachowania, z uzależnienia raczej. Niechaj znajdzie się w Twoim pisaniu dyletantyzm, kaprys, dezynwoltura i to coś, co pochodzi z ducha dziecięcej zabawy, jakieś zadowolenie z „magicznej dyspozycji”, w którą zostajemy wprowadzeni. Zachęcam ciebie drogi Niepoznany do takiego istnienia w pisaniu, które na nic się nie ogląda, co najwyżej zerka w stronę skrawka papieru lub scalającego skrawki kajetu.
A dalej? Dalej przyjdzie samo, lecz nie wyciągaj po nie ręki piszącej.
Demokratyczne rozstrzygnięcia w literaturze, a i poezji (ta ostatnia nie do końca przynależy do literatury, gdyż w pewnym sensie jest podróżą pod prąd języka) mogą wyłącznie dotyczyć treści lub tematu, lecz kończą się tam, gdzie zaczyna się forma. Forma nie przejmuje się rynkiem oraz forum, raczej widzi się poza nimi. Ani opinie, ani dyskusje, ani problematyka – przynajmniej całkowicie – nie warunkują jej. Tak więc wcale na amen nie przynależy do sfery społecznej, politycznej, rozrywkowej ani światopoglądowej, za to dobrze czuje się w domenie, której cechą jest dystans i opanowanie. Forma ćwiczy swoje „mięśnie” w konfrontacji z forum, ale ich rzeźba wynika jeszcze z czegoś innego, ze zmagania się formy z fatum w samotności. Otóż to, dalej jest on – Anioł Fatum. Ani Historii, ani Polityki, nawet nie Poetyki, ale Fatum.
WOJCIECH KASS