Szanowny Panie Redaktorze,
od jakiegoś czasu nurtuje mnie pewne zagadnienie dotyczące aniołów w Boskiej Komedii Dantego. Choć przekopałem się przez stosy komentarzy do tego dzieła, nie znalazłem odpowiedzi na swoje pytania. Postanowiłem zatem zasięgnąć konsultacji u specjalisty: profesora angelologii, Gabriela Serafina. Światowej sławy ekspert od aniołów przyjechał akurat z wykładem, który miał się odbyć w gmachu Artes Liberales, tam też umówiłem się z Profesorem.
Droga wypadła mi przez Stare Miasto, a ponieważ nie byłem wcześniej w Kolegium Artes Liberales, sprawdziłem na planie miasta, w jaki sposób najszybciej dotrzeć pieszo ze Starówki na ulicę Dobrą. Nie ma łatwiej identyfikowalnego punktu na mapie Warszawy niż sąsiadujący z Biblioteką Uniwersytecką (gdzie spędziłem pół życia) ładny budynek, którego wygląd znałem ze zdjęć. Toteż byłem przekonany, że wystarczy zejść Kamiennymi Schodkami z Rynku Starego Miasta, skierować się w lewo – i zaraz będzie się na miejscu. Skąd wziąłem to przekonanie – nie wiem. Było ono jednak na tyle silne, że nawet zobaczywszy na planie miasta trasę biegnącą w przeciwnym kierunku – nie dałem wiary mapie! Za to pomyślałem: „Dziwnie wszystko wygląda na mapach. Dokładnie na odwrót”. I poszedłem tak, jak od początku zamierzałem. Gdy, będąc już poniżej Starówki, zorientowałem się, że mapa nie kłamała, a ja pomyliłem kierunki, czym prędzej zacząłem iść w kierunku właściwym, uprzytomniwszy sobie zarazem, że droga zajmie mi więcej czasu niż to wynikało z mojego pierwotnego rozeznania (ściśle mówiąc: braku rozeznania). I wtedy, Panie Redaktorze, czarny kot przebiegł mi drogę.
Gdybym miał nie iść dalej tą drogą – jak radzi przesąd – musiałbym całkiem zawrócić, czyli znów zacząć oddalać się od celu mojej coraz bardziej Odyseuszowej wyprawy. Czas naglił. Skoro nie mogłem zawrócić z drogi, postanowiłem, że czarny kot przyniesie mi szczęście – i śmiałym krokiem poszedłem naprzód!
Na spotkanie z profesorem Serafinem przybyłem punktualnie. Wykład właśnie się skończył i Profesor, dojrzawszy mnie, zmierzał w moim kierunku. Słowo „zmierzał” dobrze oddaje sposób przemieszczania się Profesora, albowiem Gabriel Serafin – w swojej smukłej postaci przywodzącej na myśl obrazy El Greca – nie tyle szedł, ile unosił się leciutko nad ziemią.
Profesor Serafin, z anielską dobrocią na obliczu zaproponował, abyśmy przeszli do ogrodu – i na ławce, pod kwitnącymi jabłoniami, oddali się rozmowie o aniołach u Dantego. I kiedy, Panie Redaktorze, wychodziliśmy z szacownego gmachu, poczułem, jak moja stopa zahacza o wystającą płytkę chodnika, a ciało nieodwołalnie traci pionową pozycję – i już po chwili leżałem na chodniku jak długi! Zobaczyłem nad sobą wszystkie gwiazdy, a w głowie zaświtała mi myśl, że znalazłem się w Empireum, choć mój wygląd nasuwał skojarzenie raczej z którymś z kręgów piekielnych. Łokcie miałem starte od upadku, oprawki okularów powyginane, a spodnie na kolanach całe w strzępach (o wyglądzie kolan wolałem nawet nie myśleć). Profesor Serafin, któremu z racji zdolności unoszenia się nad ziemią żadne wystające płytki nie są straszne, pochylił się nade mną z troską. Gdy wstawałem potłuczony, pomyślałem, że to sprawka czarnego kota, albowiem, Panie Redaktorze, nie zwykłem przewracać się na ulicy, nawet na najbardziej pokrzywionych chodnikach! Zaraz jednak przypomniałem sobie o moim postanowieniu, na mocy którego czarny kot miał mi przynieść szczęście, toteż otrzepawszy się z kurzu, oświadczyłem, iż nic mi nie jest. W istocie – pomijając nieco nadwyrężoną aparycję, która na słynnym angelologu nie zrobiła żadnego wrażenia, albowiem Profesor widzi od razu duszę rozmówcy, z pominięciem jego ciała – czułem się bardzo dobrze i muszę przyznać, Panie Redaktorze, że dawno już nie odbyłem tak porywającej rozmowy, jak ta z profesorem Serafinem, gdy wreszcie zasiedliśmy w cieniu kwitnących jabłoni. Najbardziej labiryntowe zagadnienia dotyczące Dantejskich aniołów, które spędzały mi dotąd sen z powiek (zagadnienia, nie anioły), prześwietlane precyzyjną myślą Profesora, stawały się dla mnie z minuty na minutę coraz jaśniejsze i bogatsze w niedostrzegane wcześniej znaczenia. Teraz naprawdę byłem w Empireum.
Kiedy już pożegnałem się z profesorem Serafinem i odprowadzałem wzrokiem jego smukłą sylwetkę, pomyślałem, Panie Redaktorze, że czarny kot przyniósł mi jednak szczęście. Dlatego jestem za tym, by zrewidować ludowy przesąd i przyjąć, że kiedy czarny kot przebiegnie nam drogę, z pewnością spotka nas coś dobrego. Tylko że będzie to miało swoją cenę.
FANTAZJANO z poobijanymi kolanami