Wracam do Lema. Czytywałem go jakieś ćwierć wieku temu, raczej niesystematycznie i raczej z szacunkiem niż z zachwytem. Kiedy Wydawnictwo Literackie zaczęło wydawać nową serię jego książek z fantastycznymi okładkami Przemysława Dębowskiego, to pomyślałem sobie: „Kto to właściwie kupi, skoro to jest już trzecia w ostatnich latach edycja dzieł Lema”? Okazało się, że kupię między innymi ja. Teraz czytam go metodycznie, jedną książkę po drugiej. Czytam z zachwytem, z podziwem i z wielką przyjemnością po prostu. Czytam też z niespodziewaną nostalgią, jaką zrodziło ćwierćwiecze, które minęło od moich poprzednich lektur i grubo ponad półwiecze, licząc od samego napisania najważniejszych książek Lema.
Daleko jeszcze do przeczytania wszystkiego, co zamierzam w tym prywatnym mini-festiwalu Lema przeczytać, ale jak dotąd zdecydowanie najbardziej zachwyciła późna i zazwyczaj pomijana książka eseistyczna Okamgnienie. Czytana dzisiaj pracuje na trzech poziomach czasowych. Napisany na przełomie wieków zbiór esejów jest dla Lema powrotem do przewidywań spisanych w latach pięćdziesiątych i sześćdziesiątych w Dialogach i w Summie technologiae, choć autor wyraźnie zaznacza, że nie zamierza się chełpić swoimi trafnymi prognozami ani wstydzić za te chybione. Czytane w 2023 Okamgnienie jest jednak nie tylko rozliczeniem z określoną epoką w dziejach futurologii, ale również mimowolnym ogłoszeniem nowych przewidywań dotyczących przyszłości. Tak jak stan nauki i obraz codziennego życia z roku 2000 pozwala Lemowi skontrować przewidywania z lat pięćdziesiątych i sześćdziesiątych, tak samo dzisiejszemu czytelnikowi stan nauki i obraz życia z roku 2023 pozwala zrekontrować wizje z samego Okamgnienia.
Wyłania się z tej książki myśliciel dosyć konserwatywny, co uderza, kiedy czyta się ją zaraz po rozpasanych wizjach futurystycznych, nie tyle eseistycznych, co powieściowych: po Kongresie futurologicznym czy po Golemie XIV. Może to kwestia wieku, może idących z nim doświadczeń – w tym chybionych przewidywań – może zaś jest tak, że i w latach pięćdziesiątych czy sześćdziesiątych Lem w wielkie postępy naukowe nie wierzył, a jedynie dla nich miejsce znajdował w ramach eksperymentu powieściowego. W Okamgnieniu Lem przemawia zdecydowanie trzeźwiąco. Po pierwsze, nie bardzo cokolwiek wiemy, stan naszych badań w kluczowych dziedzinach jest raczej larwalny. Po drugie, wszelkie przewidywania dotyczące rozwoju nauk i całej ludzkości w najbliższej przyszłości są śmieszne i skazane na niepowodzenie. Po trzecie, skokowy rozwój i dramatyczna zmiana warunków życia ludzkiego raczej w najbliższej przyszłości nie nastąpi. Wszystkiego tego, o czym czytaliśmy w klasycznych powieściach Lema raczej nie będzie. Nie będzie dalekodystansowych podróży kosmicznych. Nie będzie autoewolucji. Nie będzie sztucznej inteligencji.
Z perspektywy niemal ćwierćwiecza większość prognoz Lema okazała się trafna. Oprócz internetu i miniaturyzacji komputerów żadna istotna zmiana w codziennym życiu człowieka nie zaszła, a i te dwa wynalazki w równej mierze poszerzają, co zawężają spektrum ludzkiego doświadczenia. Trafne są przewidywania Lema choćby w odniesieniu do sztucznej inteligencji. To, co się nam jako sztuczną inteligencję dzisiaj przedstawia (i sprzedaje) nie zasługuje jeszcze na miano inteligencji. To raczej sprawna wyszukiwarka, maszynka do plagiatowania, kompilator, producent piany słownej. Lem pisze w Okamgnieniu wprost, że jego zdaniem sztuczna inteligencja w sensie ścisłym raczej nie powstanie, ale tworzone będą coraz sprawniejsze imitacje inteligencji, maszyny naśladujące procesy umysłowe, wykonujące działania właściwe rozumowi w sposób całkowicie bezrozumny. Komputer prześcignie człowieka w grze w szachy (co wymaga jedynie sprawności rachunkowej i da się rozpisać na algorytm), ale nie zagrozi mu w dziedzinie niezobowiązującej pogawędki. Ciekawe, że Lemowi ta druga aktywność wydaje się wyraźniejszym probierzem inteligencji. Ciekawe też, że jego zdaniem niezbędnym komponentem każdego prawdziwego rozumu jest sfera emocjonalna.
W klasycznych powieściach Lema rozwój nauki jest – zgodnie z duchem czasu, w którym były pisane – zawsze podporządkowany przemysłowi militarnemu. W Okamgnieniu Lem bardzo wyraźnie zaczyna dostrzegać przesunięcie tego podporządkowania – od wojskowości w stronę komercji. Rozwijają się już nie te (czy nie tylko te) gałęzie nauki, które mają moc stworzenia nowych broni, ale przede wszystkim te, które oferują szybkie generowanie nowych zysków. Rozwój nauk w dużej mierze wymknął się polityce (w tym tej rozumianej bardzo pozytywnie jako racjonalna inżyniera społeczna), a został podporządkowany komercji. W ostatnich dwudziestu paru latach niewiele powstało wynalazków nowych, ale bardzo wiele rzeczy stało się łatwiej dostępnych i tańszych (a przez to generujących większe zyski). Nie mamy lepszych pralek, ale mamy pralki tańsze, a przede wszystkim – wszyscy mamy pralki.
Lektura Okamgnienia zaraża czytelnika zdrowym sceptycyzmem. Wiele miejsca w tej książce poświęca Lem owieczce Dolly, która wówczas, świeżo po sklonowaniu, stanowiła ogólnoświatową sensację. Lem – w samym oku tego medialnego cyklonu – tonuje nastroje. Do klonowania Einsteinów i programowania koloru oczu potomstwa z pewnością jeszcze bardzo daleko. Zdaniem Lema jesteśmy na etapie człowieka pierwotnego, który pojął zasadę działania procy i nie powinien na tej podstawie sądzić, że niebawem poleci w kosmos. Czas pokazał, że Lem miał w tej sprawie rację. Owieczka Dolly niebawem zdechła, a kolejne dwadzieścia lat nie przyniosło spektakularnych postępów w dziedzinie inżynierii genetycznej czy klonowania. Warto się tego sceptycyzmu od Lema nauczyć i spróbować odnieść go do współczesnych nośnych medialnie odkryć. (Lem pisze, że jeśli autorem artykułu jest naukowiec, to on go czyta, ale jeśli dziennikarz popularyzator, to natychmiast odkłada). Warto o ChatGPT pomyśleć tak, jak Lem pomyślał o owieczce Dolly. Nie będzie z niego raczej spektakularnych przemian cywilizacyjnych, choć z pewnością powstanie wiele łatwych do skomercjalizowania produktów.
Zastosowane jako wzmacniacz sceptycyzmu Okamgnienie zyskuje drugi i nieoczekiwany wymiar. Książka pisana była raczej z zamiarem retrospektywnym – jako dzieło z zakresu historii futurologii – a mimochodem okazała się jak najbardziej prospektywna, okazała się futurologią czystą, choć może nie taką, jakiej mogliby się czytelnicy powieści Lema po ich autorze spodziewać.
MACIEJ MIŁKOWSKI