HOME
Adam Poprawa

Mniejsze listy (1)

Wspomnienie Stefana Szlachtycza o Mrożku ukazało się dotąd trzykrotnie. Najpierw w wersji skróconej (czy w zredagowanej, w prasowym znaczeniu tego terminu) pod koniec 2013 – roku śmierci pisarza, tekst wydrukowała „Gazeta Wyborcza”, dając tytuł Hipek i chłopcy z ferajny. Wyrażenie takie raczej nie obciąża autora, najpewniej gazetowi tytularze już z własnej inicjatywy naciągnęli Scorsesego na pożyczkę. Nadtytuł zaś – Suplement do portretu artysty czasu młodości – jak można sądzić na podstawie następnych publikacji, pochodził od Szlachtycza; nie on jeden pożyczał od Joyce’a. Pięć lat później, w 2018, światło dzienne ujrzała wcale opasła księga, w której zamieszczono szkic wspomnieniowy Hipek. Suplement do portretu artysty z czasu młodości i trochę później. A księgą tą jest dzieło zbiorowe Nowodworek z pamięci. Uczniowie, absolwenci i nauczyciele we wspomnieniach, biografiach i anegdotach. Publikacja jubileuszowa. Tom pierwszy (może nie ostatni), opracował Władysław Strokowski. Okładka informuje, że chodzi o „430 lat Szkół Nowodworskich (1588-2018)”. Pełny tytuł Ogrodu fraszek Potockiego jest wprawdzie dłuższy, ale i przy fetowaniu rocznic słowa się mnożą.

I wreszcie Szlachtyczowy tekst stał się białym krukiem, skoro strona redakcyjna głosi, iż jest to „Wydanie I (i jedyne) / Nakład w 20-tu, numerowanych ręcznie i z osobna, egzemplarzach”. Dalej zaś: „Ku pamięci bliskich i życzliwych osób / Słów kilka o Sławomirze Mrożku // Pomysł, projekt (w tym okładki), koncepcja / artystyczna i wykonanie: / Stefan Szlachtycz // Zrealizowanie myśli Twórcy / za jego łaskawą aprobatą: / Tamara i Jacek Żurakowscy // Z najszczerszymi życzeniami / urodzinowymi // Warszawa 01 lipca 2020 roku”. Jest jeszcze rzeczywiście odręczny numer egzemplarza, jednak nie wypada chyba go podawać. Ze znalezionego w książce listu wynika, że kończący dziewięćdziesiąt lat autor postanowił obdarować przyjaciół, i w ten sposób powstała książka. Cóż, we wdzięcznej pamięci zachowuję Tylko Beatrycze, ekranizację powieści wyreżyserowaną właśnie przez Szlachtycza, czy też jego film baletowy Nihil est, niemniej nigdy nie miałem z artystą bezpośredniej okazji. Hipka. Suplement do portretu artysty czasu młodości kupiłem za niewygórowaną cenę w tym roku w antykwariacie. Niewykluczone zatem, że kogoś spośród obdarowanych przycisnęła ekonomia lub przestrzeń domowej biblioteki, albo też osoba ta zmarła, a jej spadkobiercy upłynnili zbiory.

 

 

W każdym razie nie ma powodu zgłaszać wątpliwości co do Szlachtycza jako twórcy okładki. Kłopot w tym, że w koncepcji plastycznej pojawił się trzykrotnie portret Mrożka narysowany przez Józefa Szajnę – ten wykorzystywany w olśniewających projektach graficznych Tomasza Leca, znanych z obwolut tomów pisarza wydawanych przez Noir sur Blanc. Owszem, książka (ściślej: wydruk oprawiony) nie jest publikacją oficjalną, nie posiada ISBN-u (aczkolwiek rysunek, również bezimiennie, ozdobił tekst we wspomnianej zbiorówce…). Niech będzie: wszyscy przyjaciele Szlachtycza świetnie znają dzieło Szajny i natychmiast rozpoznali znakomitą kreskę. Co by jednak szkodziło podać w druku autora rysunku? Na ostatniej stronie okładki profil Mrożka zreprodukowany został zgodnie z pracą oryginalną, na pierwszej natomiast i na tytułowej widnieje obrócony o 90º w prawo: głowa pisarza jest teraz w pozycji leżącej. Domyślać się można powodu pozaplastycznego, jeśli na stronie tytułowej, między nazwiskiem autora tekstu a rysunkiem pojawił się odręczny dopisek: „Stefan S jeszcze w pionie”. A niech pionuje jak najdłużej, tylko czemu tak przewracać Mrożka (i Szajnę)?

Szlachtycz i Mrożek poznali się zwiedzając w warunkach tużpowojennych szkołę, do której wkrótce mieli uczęszczać. „Wysoki, chudy chłopiec […] już wypróbował, że […] drzwi nie są zamknięte, ale się wahał, w środku było ciemno. – Wchodzimy? – Musiałem okazać się odważniejszy i weszliśmy”. Na podłodze walały się „jakieś metalowe, płaskie przedmioty […] – Jezu, to są… – powiedział on, a ja dokończyłem: – Miny!”. Obaj się wystraszyli, ale to Szlachtycz okazuje się odważniejszy, sobie też zostawia odpowiedniego danie rzeczy słowa. Może naprawdę dobrze pamięta i do niego należała inicjatywa? W wielu przecież opowieściach o wydarzeniach sprzed lat, zwłaszcza gdy brał w nich udział ktoś istotniejszy, wspominający nieraz to i owo sobie dodaje, pomniejszając wspominanego. W przywołanym fragmencie takie podejście zyskało kształt jeszcze w miarę powściągliwy, bo w ogóle Szlachtycz sobie nie żałuje – nie tyle eksponując siebie, ile gnębiąc Mrożka.

Sięga tedy Szlachtycz do średniowiecznego jeszcze akronimu SALIGIA. Powstał on od pierwszych liter łacińskich nazw siedmiu grzechów głównych. Mrożek zaś, czyli „Hipek wspiął się na drabinę SALIGIA, na sam szczyt, po wszystkich jej szczeblach. […] Za najważniejszy z nich uchodzi pycha. Jej cechy to: egocentryzm, egoizm, skrajny indywidualizm”. Biedny Mrożek, duch jego już się chyba nie podniesie. Na szczęście Szlachtycz udziela konsolacji: „Grzechy główne nie są grzechami śmiertelnymi, nie ponosi się za nie kary wieczystego potępienia, karę czyśćca – zdaje się – zaledwie”. Autor nie zna dokładnie katechizmu, passons, grunt, że dostaje Mrożek rozgrzeszenie: „On już swój czyściec przebył, kiedy zachorował i utracił, co miał najcenniejsze – pamięć”.

SALIGIA stanowi więc nie tyle oś, ile drabinę konstrukcyjną Szlachtyczowego wspomnienia. Nie jest tylko dla mnie jasne, pod jaki grzech główny podpadałyby słabe zdolności taneczne Mrożka. On i autor mieli scenę tanga w świetnym filmie Janusza Majewskiego Rondo. „Hipek, jak się rzekło, nie był sprawny ruchowo, ja musiałem nauczyć się tańczyć jako kobieta”.

 

 

Szlachtycz ma zatem wiele do zarzucenia Mrożkowi. Także to, iż „odmówił [on] jakiegokolwiek kontaktu z kolegami ze szkoły, nie wziął udziału w jubilejnych [sic!] spotkaniach maturzystów, nawet nie odpowiedział na zaproszenia”. Doprawdy, słabo trzeba znać Mrożka, żeby się temu dziwić. Ktoś, kto słyszał choćby parę anegdot o nim, nie wyobraża go sobie przecież siedzącego wśród starych już kolegów, którzy się przekrzykują (hałas w sali, każdy chce coś powiedzieć, a i słuch już nie ten), opowiadając, jacy to świetni byli i jaka fajna była ichnia buda. A już nie mówię o czytelnikach arcydzielnego Dziennika Mrożka. Okazuje się zresztą, że Szlachtycz zna Mrożka tak bardziej nietęgo, a nie da rady: młodzieńcza zażyłość nie zastąpi uczciwej lektury. Tymczasem: „Kiedyś przerzuciłem książkę z jego korespondencją ze Stanisławem Lemem, zaskoczył mnie i zażenował kontredans kokieteryjnej minoderii, barokowego wdzięczenia…”. W innym zaś miejscu autor domyśla się, „dlaczego w kilka lat meksykańskiego przebywania [Mrożek] tak mało, prawie nic napisał”. Gadanie. Naprawdę jest co czytać, starczy wspomnieć Miłość na Krymie. Tak że tolle, lege, domine!

19 października 1963 Mrożek w liście do Błońskiego relacjonował weneckie wydarzenie. „Tam spotkałem nagle na Moście Westchnień […] kupę Polaków znajomych, z warszawskiego oddziału ZLP. […] Skłoniłem się z uprzejmym zdziwieniem, ale nie za dużym i powiedziałem «dzień dobry» i poszedłem dalej, zwiedzając miasto”. Grzech nieledwie śmiertelny, a już na pewno nielekki grzech zaniedbania. „Bo co powinni robić Polacy, nawet słabo znajomi, kiedy nagle zobaczą się na obczyźnie? Krzyczą «kogo widzę», otwierają sobie ramiona, padają w nie, a potem już tak się ciągnie […]”. Szlachtycz i tego nie czytał, gdyż w przeciwnym razie nie zapisałby z najpełniejszym zrozumieniem opowiadania znajomego, który ujrzał Mrożka co prawda na krakowskiej ulicy, ale po jego powrocie z obczyzny. Kolega ów, skrzypek Zbigniew Paleta, „nastawia się na: – co za spotkanie? Góra z górą… – Hipek mija go nie zwalniając, ale poznał, bo mówi: – Cześć! – I idzie dalej”.

Najlepiej nastawić się na Mrożka.

ADAM POPRAWA

Warto również przeczytać...
Dofinansowano ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego pochodzących z Funduszu Promocji Kultury – państwowego funduszu celowego
Autorzy
Cenimy państwa prywatność
Ustawienia ciastek
Do poprawnego działania naszej strony niezbędne są niektóre pliki cookies. Zachęcamy również do wyrażenia zgody na użycie plików cookie narzędzi analitycznych. Więcej informacji znajdą państwo w polityce prywatności.
Dostosuj Tylko wymagane Akceptuj wszystko
Ustawienia ciastek
Dostosuj zgody
„Niezbędne” pliki cookie są wymagane dla działania strony. Zgoda na pozostałe kategorie, pomoże nam ulepszać działanie serwisu. Firmy trzecie, np.: Google, również zapisują pliki cookie. Więcej informacji: użycie danych oraz prywatność. Pliki cookie Google dla zalogowanych użytkowników.
Niezbędne pliki cookies są konieczne do prawidłowego działania witryny.
Przechowują dane narzędzi analitycznych, np.: Google Analytics.
Przechowują dane związane z działaniem reklam.
Umożliwia wysyłanie do Google danych użytkownika związanych z reklamami.

Brak plików cookies.

Umożliwia wyświetlanie reklam spersonalizowanych.

Brak plików cookies.

Zapisz ustawienia Akceptuj wszystko
Ustawienia ciastek