Aryjczycy
W „Tygodniku Powszechnym” napisałem jako Lektor o książce Ewy Mańkowskiej Hanna i Dorota. Książka świetna, odkrywcza, chwilami wstrząsająca, mogę ją tylko raz jeszcze polecić. Tytułowe bohaterki to malarki z grupy kapistów, przyjaciółki: Hanna Rudzka-Cybisowa i Dorota Berlinerblau-Seydenmanowa. Rubryka Lektora ma 2400 znaków, muszę się streszczać. Tu jedno z odkryć, na które zabrakło już miejsca. W papierach Rudzkiej-Cybisowej zachowała się teczka z wycinkami prasowymi, a wśród nich taki oto.
Sierpień 1937, dziennikarz „Ilustrowanego Kuriera Codziennego” rozmawia w Juracie z Wojciechem Kossakiem. Mistrz malowania koni narzeka na współczesną sztukę. „A co pan sądzi o uzdrowieńczej akcji Hitlera wobec sztuki niemieckiej?” (w lipcu 1937 w Monachium otwarto wystawę „Entartete Kunst”, czyli „Sztuki zdegenerowanej”, z dziełami wielu klasyków współczesności). Kossak: „Mogę tylko temu przyklasnąć, posunięcie Hitlera na tym polu ogromnie mi się podoba. Uderzenie pięści jest może zbyt brutalne, bo ostatecznie skazywać impresjonistów aż na sterylizację – to może kara zbyt duża, nie trzeba jednak zapominać, że tzw. l’art juif [sztuka żydowska] wyszedł właśnie z Berlina przed 50 laty. […] Należy bezwzględnie położyć kres cofaniu naszej sztuki aryjskiej do nieudolnych, ale za to szczerych prób i wysiłków naszych pra-praszczurów”…
A ja się zdumiewałem, czytając inną z wydanych ostatnio świetnych książek, Beaty Chomątowskiej Miasto dzieci świata (o Rabce), zacytowanym tam wściekle antysemickim felietonem Magdaleny Samozwaniec, czyli córki Wojciecha, z roku 1935. Samozwaniec przybyła do Rabki zażyć kąpieli solankowej, ale „zażydzenie” uzdrowiska nią wstrząsnęło. No bo jakże: „Żyd «klapuje» świetnie z kocimi łbami małego miasteczka, z kałużą płynącą czekoladową strugą wzdłuż drogi i z małymi śmierdzącymi sklepikami. Ale Żyd w górach, rozwalony na mchowym dywanie lasu, Żyd wśród poziomek, borówek, grzybów, to jest coś contre-nature, coś, przed czym się dusza aryjska wzdryga”.
Teraz się już nie zdumiewam – jak to było z jabłkiem i jabłonią? Mam tylko nadzieję, że w szykowanym właśnie muzeum w krakowskiej Kossakówce znajdzie się informacja, że jej gospodarze byli stuprocentowymi i świadomymi aryjczykami…
TOMASZ FIAŁKOWSKI