Latem 2001 roku byliśmy – choć wcześniej wcale tego nie planowaliśmy, właścicielami czterech zabytkowych drewnianych budynków: dwóch dużych – czyli Oberży i chałupy z Rozóg „dostawionej” do obórki oraz dwóch małych spichlerzyków – z okolic Piątkowizny i Kadzidła.
Oprócz trwających przez pięć lat większych czy mniejszych prac budowlanych, oprócz prowadzenia – od maja 1999 roku, Oberży, w której byliśmy szefami kuchni, menadżerami i zaopatrzeniowcami w jednym, musieliśmy zadbać o zagospodarowanie otoczenia i tzw. ład przestrzenny, czyli być też architektami krajobrazu i ogrodnikami, zajmującymi się sadzeniem drzew, krzewów, kwiatów…
Oczywiście teren naszej hektarowej posiadłości porządkowaliśmy wcześniej, od momentu kupna domu w 1992 roku. Musieliśmy przecież pozbyć się wszystkich gratów i zbędnych przedmiotów walających się po podwórku, a przede wszystkim wyczyścić niewielki staw, prawie w całości zarośnięty trzciną i pałką wodną. To jednak nie było najgorsze, bo staw (a właściwie już bagno) służył poprzednikom jako… szambo, no a „przy okazji” (no, bo gdzie?) także jako wysypisko śmieci. A w nim najwięcej było pustych butelek po rozmaitych trunkach – rzecz jasna głównie alkoholowych, starych butów oraz wszelkiego rodzaju gruzu, którymi poprzednicy zasypywali staw. No bo „po co komu taki wądół?” – jak miejscowi nazywają takie podmokłe niecki i zbiorniki wodne.
Zamówiliśmy wówczas koparkę, by wydobyć kilka przyczep śmieci i „uczytelnić” staw, którego już praktycznie nie było widać. Później, czyli po prawie dziesięciu latach, po wybudowaniu trzech drewnianych budynków – ale jeszcze przed budowę spichlerzyka podcieniowego, który zamierzaliśmy postawić nad stawem, musieliśmy ponownie oczyścić go i pogłębić, a brzegom przywrócić bardziej naturalny wygląd. Tu już zwykła koparka – taka na kołach, z łyżką nie wystarczyła. Wynajęliśmy – przywiezioną na wielkiej lawecie, potężną gąsienicową koparkę wysięgnikową – tzw. wędkową. Ta przez kilka dni jeździła wokół stawu (po postawieniu kolejnego spichlerzyka jej pole manewrów byłoby ograniczone) czyszcząc go i pogłębiając, ale równocześnie skutecznie demolując efekt naszej kilkuletniej pracy, jaką było utrzymanie porządku i zieleni wokół domu.
A gdzie drwa rąbią, tam wióry lecą…. W każdym razie po skończonej pracy koparki teren wokół stawu wyglądał niczym poligon po ćwiczeniach czołgów. Wszystkie drzewka posadzone blisko stawu zostały połamane, sadzone nad brzegiem kaczeńce, lilie wodne, niezapominajki i inne ozdobne roślinki stratowane, a zielona trawa zasypana metrową warstwą błota, które musieliśmy rozplantować. Teraz konieczne było wynajęcie spychacza, który by to wszystko jakoś wyrównał. No a na koniec musieliśmy ruszyć my. Grabkami równaliśmy to pobojowisko, wygrzebując z niego resztki butelek i gruzu. Ale nie tylko, bo w tym błocie znaleźliśmy także pochodzący zapewne z czasów II wojny światowej Handgranate oraz mocno zardzewiały belgijski pistolet FN Browning, wzór chyba z 1922 roku. Co się z pistoletem później stało nie wiem, natomiast znaleziony zardzewiały granat zabrali zawiadomieni przez nas policjanci. Przyjechało ich dwóch, popatrzyli, pogadali, uznali chyba, że jest niegroźny(?), wrzucili… do czapki jednego z nich i odjechali.
Potem mogliśmy zadbać (ponownie) o zieleń, siejąc po raz kolejny trawę oraz sadząc niezliczoną ilość drzew, krzewów i kwiatów. Były to głównie świerki – w tym kilka odmian ozdobnych, brzozy i modrzewie. W sadzeniu dębów wyręczyły nas ptaki, rozrzucając, gdzie popadnie żołędzie, a my tylko rozsadzaliśmy samosiejki w bardziej odpowiednich miejscach. Drzew nasadziliśmy dużo i póki były małe, wydawało się, że jest ich tyle ile trzeba, jednak po latach sporą część musieliśmy wyciąć (oczywiście zgodnie z przepisami prawa ustawy o ochronie przyrody, o które sami walczyliśmy – o czym kiedyś napiszę więcej). Ale mimo tego wokół Oberży wyrósł mały lasek, w którym nawet rosną… grzyby: prawdziwki, maślaki, kozaki i rydze. No i teraz niekiedy goście Oberży – którzy zamówili na przykład prawdziwki z patelni, patrzą zdumieni, jak Danusia wychodzi z nożem, a po minucie wraca ze świeżo ściętymi grzybami, które po kilku chwilach trafiają na ich talerze!
Oprócz drzew i krzewów ozdobnych zasadziliśmy także drzewka owocowe oraz setki kwiatów, zakładaliśmy ogródek oraz niewielką winnicę. Niektóre z drzew i krzewów „wypadły”, bo jak to „mieszczuchy” – sadziliśmy bez sensu gatunki zupełnie niedostosowane do surowego klimatu Mazur i srogich zim. Teraz już takich błędów byśmy nie popełnili, ale to na nich podobno uczy się człowiek. My się nauczyliśmy.
KRZYSZTOF A. WOROBIEC