Wśród tych, którzy mieli do czynienia z ogrodami i parkami, albo w ogóle byli blisko roślin ogrodowych, mawiało się: „róże od Eizyka”. To był symbol jakości, różana „najwyższa półka”, coś jak pączki od Bliklego czy wódka od Baczewskiego.
Kutnowskie ogrodnictwo braci Eizyk, Katriela i Arona, ich szkółki (zasadniczo były to bowiem tylko szkółki róż, tym właśnie zajmowali się z pasją i, z upływem lat, na wielką skalę), nie miały sobie równych w całym kraju, zresztą były znane daleko szerzej niż w Polsce. Pisałem o tej rodzinnej firmie kilka razy (przyjaźnie czerpiąc z pamięci i doświadczeń kilku osób: Agnieszki Arnold, Marlis Buchholz z hanowerskiego Centrum Pamięci, Gedenkstätte Ahlem, działającego w miejscu kaźni Żydów i, później, jeńców radzieckich, Jana Bujalskiego, Bożeny Gajewskiej i, żyjących w Stanach Zjednoczonych: syna Katriela – Izraela Benjamina, i jego synów, Jonathana i Michaela) i wówczas jakoś umiałem zestawiać w większą całość ocalałe fragmenty losów unicestwionej w Zagładzie rodziny, szpachlować to wszystko słowami. Teraz, gdy jeszcze raz, dla kręgu przyjaciół Prób, zbieram się, by to zrobić, pisanie idzie mi bardzo opornie i jedyne, co z tego wychodzi, to coś na kształt dłuższych podpisów pod zdjęciami. Akurat fotografii przetrwało wiele – te , które tu daję, pochodzą ze zbiorów Centrum Dokumentacji Wizualnej Bernarda i Miriam Osterów w Tel Awiwie, z rodzinnego archiwum Eizyków, i z moich dawnych zbiorów własnych – obecnie we wspaniałej bibliotece druków i dokumentów botanicznych i ogrodniczych stworzonej przez rodzinę Szmitów, szkółkarzy w Pęchcinie pod Ciechanowem. Mój rysunek piórkiem, to róża damasceńska, choć u Eizyków dominowały inne, szlachetne, wielkokwiatowe zwykle róże ogrodowe i rabatowe, często sztamowe lub pnące.
Początki Eizykowego ogrodnictwa to żydowski w znacznej mierze Dobrzyń, w zaborze rosyjskim, ale przy samej granicy z Prusami, która biegła wzdłuż Drwęcy. To dokładnie te strony, gdzie Johannes Bobrowski osadzi z czasem Młyn Lewina, porażający obraz wrogości wobec „innych” i antysemityzmu. Hersz Eizyk z bratem Jakubem gospodarowali na roli, a w miasteczku mieli młyn parowy, i tym samym byli, wśród tamtejszej żydowskiej biedoty, zamożni.
Spośród sześciorga dzieci Hersza – po czterech chłopcach narodziły się dwie córki, Sara i Róża – to najmłodszy, Jehoszua czyli Jozue, przecierał dla rodziny szlak aliji – powrotu do ziemi ojców, bo już w 1913 wyjechał do Palestyny (został tam uczniem w jednym z pierwszych roczników telawiwskiego Gimnazjum Herzlija i kibucnikiem w pierwszym w historii kibucu – Degania Alef; jerozolimskie Muzeum Narodowe przechowuje jego olejne obrazy – krajobrazy z Ziemi Ojców, do której tak młodo się wyrwał). Wobec pierworodnego, urodzonego w 1893 – Katriela, ojciec miał plan na wskroś syjonistyczny – wysłał go w pierwszych latach XX w. na naukę do Izraelickiej Szkoły Ogrodniczej w Ahlem pod Hanowerem, założonej przez bankiera Moryca Simona, którego wsparło w tym kilka żydowskich organizacji – B’nai Brith, Alliance Israélite Universelle i Jewish Colonization Association. Szkoła (trzy lata nauki, zwieńczone roczną praktyką gdzieś poza Ahlem) miała w zamyśle jej twórców przygotować chłopców, rekrutowanych spośród niemieckiej biedoty miejskiej i w sztetlach Europy Środkowej, do przyszłej pracy na roli po przybyciu do Palestyny.
Gdy Katriel wrócił do Dobrzynia, był zafascynowany uprawą róż (roczną praktykę odbył w firmie „różarskiej” w Saksonii). Po rodzinnych dysputach postanowiono kupić 18-letniemu już Katrielowi ziemię pod Kutnem, by mógł tam, mając do pomocy młodszego o dwa lata Arona, założyć firmę rolną i ogrodniczą, szkółki róż, w których, na wzór Ahlem, szkoliliby się młodzi Żydzi przed wyjazdem do Palestyny (podobne szkoleniowe farmy rolne powstaną u nas nieco później w Częstoniewie czy w Witolinie na warszawskim Grochowie). W 1912 r. Hersz kupił grunt w Adamowicach, na zachodnich przedmieściach Kutna. Wybór padł na Kutno, bo było tu bardzo sucho, a więc klimat przypominał ten, z jakim w przyszłości ci żydowscy pionierzy, chaluce, mieli się zmierzyć w Palestynie (Eizykowie uprawiali też, specjalnie z myślą o swych podopiecznych, takie rośliny, które doskonale pasowały do warunków Ziemi Ojców – morele, winogrona, tamaryszki, a poza tym część gospodarstwa nawadniali za pomocą metalowych rurek, z ponawiercanymi drobniutkimi otworkami). Gdy czytałem i rozmawiałem o początkach firmy Eizyków – nigdy nie spotkałem jednak słów o klimacie, że to właśnie była zasadnicza przesłanka wyboru Kutna – no bo też i nikt nigdy nie traktował Eizykowego ogrodnictwa jako farmy dla chaluców, zawsze dowiadywałem się tylko o znakomitym kolejowym skomunikowaniu miasta, co ułatwiało sprzedaż i eksport. Przypomina mi to podobne przykłady „wyparcia”, charakterystycznego w podejmowaniu tematów „żydowskich” u nas – jak Baczyńskiego „szkło bolesne – obraz dni”, o czym w szkole uczniowie nie usłyszą, że chodzi o obraz powstania w warszawskim getcie, czy – także szkolne – pomijanie istoty ostatniego zatrudnienia Mickiewicza, a to w organizowaniu pod Burgas legionu do walki z caratem, legionu – żydowskiego.
Bracia trafili do Adamowic w marcu 1912 roku, Aron, namiętny cyklista, przyjechał z Dobrzynia na rowerze, tragając klatki z ukochanymi ptaszkami (zawsze chodził wśród drobnych ptaków, które karmił z ręki okruchami dobywanymi z kieszeni, a gospodarstwo w Adamowicach było znane w całym kraju z tego, że wśród roślin przechadzały się pawie). Na rowerze będzie później woził z Adamowic cięte róże do kwiaciarni w Łodzi i w Płocku.
W czasie I wojny Rosjanie zesłali Katriela na dwa lata na Sybir, by ukarać go za to, że witał kwiatami wkraczających do Kutna Niemców – znajomość rosyjskich realiów przyda mu się potem w czasie II wojny (język znał już od dziecka). Żydowscy praktykanci uczyli się u braci przez trzy lata, na krótkie praktyki letnie przyjeżdżali też studenci z warszawskiej Szkoły Głównej Gospodarstwa Wiejskiego.
Firma rozwijała się wyśmienicie, liczba oferowanych odmian róż przekroczyła tysiąc, a rok w rok sprzedawano ponad 300 tysięcy krzewów; w 1929 roku Katriel wydał drukiem pierwszy katalog handlowy róż. Kilka fotografii pokazuje dzieci Katriela i Tauby – najstarszego, Mosze, i młodsze bliźnięta, Bencyjona i Tamarkę; Mosze umarł na czerwonkę w 1940 roku, w sanatorium żydowskim w Otwocku, okoliczności śmierci Tamarki, w warszawskim getcie (?) nie są znane, Bencyjon w sierpniu 1942 trafił do Treblinki. Tauba, która pracowała w żydowskim szpitalu zakaźnym, zmarła w marcu 1941 roku na tyfus.
Ostatniego dnia przed wybuchem wojny w kutnowskiej synagodze Aron ożenił się z Zofią Barcińską. Przez całą okupację ukrywali się na aryjskich papierach, w wyrobieniu metryk urodzenia, aktu ślubu i kennkart pomogli im przyjaciele-ogrodnicy, Aron Eizyk stał się więc na kilka lat ogrodnikiem Stanisławem Tucholskim i pracował to tu, to tam. Zofia zmarła pod koniec okupacji, niedługo po wydobyciu jej z Pawiaka, gdzie trafiła z ulicznej łapanki. Katriel tułał się po Sowietach, i tam, od brata – Jehudy, dostał, jeszcze przed wybuchem wojny z Niemcami, wiadomość o śmierci żony i dzieci. W końcu trafił do obozu w Taszkiencie, całe szczęście – do prac w kuchni.
Stąd wyreklamowała go Antonina Żukow, wdowa po oficerze, który zginął na wojnie. Antonina prowadziła w Taszkiencie szkołę średnią dla „trudnych” chłopców – wszyscy mężczyźni, dyrektor i nauczyciele, poszli na front, i trzeba było znaleźć w ich miejsce wychowawców. W 1945 Katriel z Antoniną przyjechali do Warszawy, potem do Kutna, gdzie wszystko było w ruinie. Zaczęli więc od początku, ale starszy brat nie mógł wytrzymać życia w Adamowicach, gdzie nie było już Tauby i dzieci. Ostatniego dnia 1948 roku Antonina urodziła Katrielowi syna – Izraela Benjamina. We wrześniu 1950 oboje z synkiem wyruszyli na panamskim statku „Protea” do Izraela. Na miejscu Katriel przystąpił do spółdzielni rolno-ogrodniczej w Ganne Jehuda pod Tel Awiwem – został „moszawnikiem”, był jednym z pionierów nowoczesnego ogrodnictwa w Izdraelu.
Trzej bracia (Jehuda już od dawna nie żył), Jehoszua, Katriel i Aron, spotkali się w Izraelu, po wojnie, tylko raz – po „odwilży” w Polsce Aron mógł już odwiedzić obu braci. Katriel uczcił pamięć Arona , stawiając w Ganne Jehuda – gołębnik, jak to robił w Adamowicach jego brat, a Aron prowadził firmę, przez kilkadziesiąt powojennych lat, pod szyldem „K. i A. Eizyk, róże, Kutno”, choć przed wojną, gdy pracowali razem, było to zawsze „K. Eizyk, róże, Kutno”.
JAKUB DOLATOWSKI