fbpx
HOME
Piotr Mitzner

Wspomnienie o krasnoludkach

Więdną stare ogródki,

kończy się prywatna inicjatywa sztuki izolowanej.

Dzieci w krasnoludki

rzucają butami

 

– tak to jest u Gałczyńskiego w Śmierci Andersena.

Ponieważ mamy Rok Konopnickiej, postanowiłem wyznać swoją wielką winę. Tak, ja też walczyłem z krasnoludkami, nie znając jeszcze wiersza Gałczyńskiego. Nie rzucałem w nie butami, bo byłem pewien, że nie istnieją. Duchy, ukryte miasta i światy tak, ale krasnoludki? No nie.

Później usłyszałem opowieść Wandy Telakowskiej, twórczyni Instytutu Wzornictwa Przemysłowego, którą wysyłano w latach pięćdziesiątych w charakterze prelegentki na kursy dla artystów ludowych. Miała ich nawracać na socrealizm. Wieczorem do jej drzwi zastukał Teofil Ociepka, z zawodu górnik (a przy tym członek loży Różokrzyżowców), malujący rozmaite podziemne stwory i duchy.

– Przepraszam, pani mówiła, że nie ma krasnoludków.

– Oczywiście, że nie ma, panie Teofilu – odparła rozespana Telakowska.

– Nie ma – zmartwił się Ociepka. – No tak, a takie małe w kabaciku i spiczastej czapeczce, to co to jest?

Później zastanawiałem się, czy pani Wanda nie podkradła tej opowieści Czajce-Stachowicz, która chyba jako pierwsza urządziła wystawę Ociepce.

A więc jak ta Telakowska, uważałem, że krasnoludków nie ma, więc butami nie miałem w kogo rzucać. Były natomiast książki traktujące o nich i na nie złożyłem donos. Wygarnąłem wszystko mojemu ojcu. On to zanotował, siadł do maszyny do pisania i wystukał. Tak powstał felieton do warszawskiej „Kultury”, podpisany zmodyfikowanym pseudonimem ojca – nie Jan Szeląg, a Piotr Szeląg. Miałem wtedy lat dziesięć i pół. Kiedy dziś o tym myślę trochę mi wstyd, a trochę jestem dumny, że walcząc z bajędami, wymagając od literatury dla dzieci, by trzymała się rzeczywistości, by uwzględniała zmiany, w tym loty kosmiczne, przeczułem postulaty Nowej Fali.

Niebawem po ukazaniu się felietonu dostałem pocztą kartkę z wierszem:

 

Za twój felieton dzięki Ci, Piotrze,

bo dzięki Tobie oraz „Kulturze”

tłum krasnoludków zrozumiał w lot, że

nie ma już dla nas miejsca w lekturze.

 

Będziemy wreszcie mieć spokój święty,

wyjdziemy z prozy i strasznych wierszy,

ZUS się postara dla nas o renty

płatne bilonem przed każdym pierwszym.

                                                 Koszałek-Opałek

 

Ps. prosimy w postscriptum listu,

jeśli reforma dojdzie do skutku

o plac pod skromny domek rencistów

w Twoim brwinowskim ślicznym ogródku.

                                                Warszawa, 6 II 1966

 

Oczywiście uwielbiałem dostawać listy, do tego stopnia, że wysyłałem je sam do siebie. A tu taka niespodzianka – piszą do mnie czytelnicy, wprawdzie nieistniający, ale piszą i to do wiersza.

Wszystko się szybko wyjaśniło. Autorką apokryfu okazała się sama Wanda Chotomska, autorka cudownych Wierszy pod psem i Dzieci pana Astronoma, a przede wszystkim cotygodniowych dobranocek z udziałem rodzeństwa – Jacka i Agatki. Były to dwie pacynki, zaprojektowane przez Adama Kiliana, animowane przez Zofię Raciborską. Wszystkie fabuły rozgrywały się w świecie tego rodzeństwa, bez udziału rodziców. Czasami tylko interweniowała pani Zofia, jako ich sąsiadka. Jacek był trochę naiwny, a trochę bezczelny, Agatka miła, odrobinę przemądrzała. Napięcia między nimi pojawiały się wtedy, kiedy trzeba było delikatnie przyspieszyć akcję. Rzeczywistość była najbliższa i najprostsza. A to opalanie się nad morzem, a to parzenie herbaty, a to malowanie obrazków, czy sprzątanie mieszkania. Żadnych krasnoludków.

Obejrzałem teraz kilka nagranych dobranocek z Jackiem i Agatką i naraz zobaczyłem, jak wspaniałych nauk udzielała mi Chotomska. Wszystko było niesłychanie proste i umowne, pacynki to były tylko główki z zarysem twarzy, cała ekspresja wyrażała się w dłoniach aktorki, trochę jak w teatrze Białoszewskiego. Język też świadczy o przyjaźni autorki z poetą z placu Dąbrowskiego – w grach językowych i zabawach lapsusami, ma się rozumieć na poziomie mentalności dziecka.

Oj, warto zaglądać do książek, a nawet (skoro to możliwe) do teatru dzieciństwa. Ktoś znajdzie tam krasnoludki, ktoś trolle, a jeszcze ktoś inny – siebie. I zdziwi się, jak Jacek z dobranocki: Ojejku!

PIOTR MITZNER

Warto również przeczytać...
Dofinansowano ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego pochodzących z Funduszu Promocji Kultury – państwowego funduszu celowego
Cenimy państwa prywatność
Cookie settings
Do poprawnego działania naszej strony niezbędne są niektóre pliki cookies. Zachęcamy również do wyrażenia zgody na użycie plików cookie narzędzi analitycznych. Więcej informacji znajdą państwo w polityce prywatności.
Dostosuj Tylko wymagane Akceptuj wszystko
Cookie settings
Dostosuj zgody
„Niezbędne” pliki cookie są wymagane dla działania strony. Zgoda na pozostałe kategorie, pomoże nam ulepszać działanie serwisu. Firmy trzecie, np.: Google, również zapisują pliki cookie. Więcej informacji: użycie danych oraz prywatność. Cookies set by Google for logged in users.
Niezbędne pliki cookies są konieczne do prawidłowego działania witryny.
Przechowują dane narzędzi analitycznych, np.: Google Analytics.
Przechowują dane związane z działaniem reklam.
Umożliwia wysyłanie do Google danych użytkownika związanych z reklamami.

There is no cookies.

Umożliwia wyświetlanie reklam spersonalizowanych.

There is no cookies.

Zapisz ustawienia Akceptuj wszystko
Cookie settings