Ksiądz Józef Sadzik, założyciel Centrum Dialogu (Centre du Dialogue) w paryskim domu pallotynów, wieloletni przyjaciel Czesława Miłosza, w 1972 roku namówił poetę do podjęcia prac nad przekładami Biblii, a Janowi Lebensteinowi zlecił wykonanie ilustracji do tego przekładu. „Siła kulturotwórcza osobistych związków jest dziś niedoceniana, a przecież dzięki porozumieniu tej trójki przyjaciół [1] powstało dzieło jakby w przewidywaniu chwili, gdy nakazem historii znajdzie się znalezienie formy niezbędnego dialogu między polską sztuką i Kościołem katolickim”[2] – pisał w paryskiej „Kulturze” Konstanty A. Jeleński. Wcześniej malarz ilustrował okładki amerykańskich edycji Doliny Issy oraz był autorem oprawy i rysunków na wyklejkach polskiego wydania tej książki nakładem londyńskiej Oficyny Poetów i Malarzy w 1966 roku. W następnych latach oficyna Éditions du Dialogue wydała w tłumaczeniu Czesława Miłosza i z ilustracjami Jana Lebensteina Księgę Hioba (1981) [3] oraz Apokalipsę (1984). W 1989 roku Wydawnictwo Dolnośląskie opublikowało Poematy Miłosza ilustrowane grafikami Lebensteina.
Myliłby się jednak, kto by sądził, że twórcza współpraca między poetą i malarzem dała rezultat mistrzowski. Wszystkie ilustracje Lebensteina do książek Miłosza pozostają na marginesie dzieła malarza – cechuje je ilustracyjność, obca Lebensteinowi już od młodzieńczych poszukiwań inspirowanych taszyzmem: „Magnetyczna forma wczesnych obrazów Lebensteina mieściła się jeszcze w obowiązującej konwencji abstrakcyjnej, wnosząc zarazem coś nowego, tajemniczy element organicznej konieczności” [4] . Dokonany w połowie lat sześćdziesiątych zwrot w stronę figuracji, zainspirowany reliktami archaicznych cywilizacji: sumeryjskiej, asyryjskiej, babilońskiej, które malarz oglądał w podziemiach Luwru, oraz fascynacją starożytnymi mitologiami, nadał obrazom Lebensteina status przepastnej metafory losu człowieka uwięzionego w swojej biologiczno-fizjologicznej naturze. Artysta, mimo że odległy od epatowania potwornościami, przedstawiał na swoich płótnach nasze – ludzi – tragiczne uwikłanie w zwierzęcość.
Jerzy Jaworowski, zapomniany dziś wybitny grafik i rysownik, konstatował w 1964 roku: „[…] ilustracja stała się u nas niesłychanie wąską specjalizacją graficzną, tzn. dziewięćdziesiąt procent związanych z książką grafików pozostaje jej niewolnikami dozgonnie. Wyłączne oddawanie się tak wąskiej warsztatowo dziedzinie jest niebezpieczne. Gdzie indziej książki opracowują malarze, plastycy o szerszej skali zainteresowań i praktyki, ba, rzeźbiarze – to właśnie działa niesłychanie odświeżająco” [5] . Jan Lebenstein, malarz i rysownik, ilustrował książki sporadycznie [6] , gdzie zatem szukać źródeł narracyjności dominującej w jego ilustracjach (skądinąd oryginalnych i inspirujących)? Dlaczego nie wykorzystał tu swoich doświadczeń malarskich – a miejsce metafory zajęła dosłowność? Czy górę wzięły przyzwyczajenia edytorów, racje handlowe, czy sugestie przyjaciół: księdza Sadzika i Miłosza? A może wyniesione z akademii przekonanie, że taka jest rola ilustratora (pracownię ilustracji prowadził w warszawskiej ASP Jan Marcin Szancer, o którym mówiono z przekąsem, że jeśli w książce Janek o piątej jadł obiad, to Szancer rysował obok chłopca zegar ze wskazówkami na tej godzinie)?
Czesław Miłosz w liście do malarza pisał: „[…] przez kilka dziesiątków lat próbowałem Ciebie namówić do malowania spokojnych, tłustych krów na łące, jak żywych. Siebie też próbowałem namówić, ale niezbyt udawało mi się naśladowanie mojego ulubionego bohatera, byka Fernando, wąchającego kwiaty” [7]. Michał Szymański, autor wyboru utworów do niniejszego tomu, włączył do niego wiele wierszy dokumentujących mizantropię poety, jego głęboki pesymizm wywołany powtarzanymi uparcie pytaniami o ulotność naszych namiętności i znikomość naszych starań:
TO jest podobne do myśli bezdomnego, kiedy idzie po mroźnym, obcym mieście. […]
TO może też być porównane do nieruchomej twarzy kogoś, kto pojął, że został opuszczony na zawsze.
Albo do słów lekarza o nie dającym się odwrócić wyroku.
Ponieważ TO oznacza natknięcie się na kamienny mur, i zrozumienie, że ten mur nie ustąpi żadnym naszym błaganiom [8] .
W 1959 roku Jan Lebenstein zdobył Grand Prix na Międzynarodowym Biennale Malarstwa Młodych w Paryżu, dzięki czemu otrzymał stypendium artystyczne. Miał spędzić we Francji rok, ale postanowił nie wracać do Polski. Nie potrafił żyć w zniewoleniu, posłuszny dogmatom i wytycznym komunistycznych aparatczyków. Cena, jaką zapłacił, okazała się wysoka: zostawił w kraju rodzinę, przyjaciół, a przede wszystkim oddychającą tym samym powietrzem publiczność. W Paryżu był dogłębnie samotny. Cenił sobie całkowitą niezależność, żył i tworzył na uboczu, nie zabiegał o sławę i sukces. Jako artysta wciąż poszukiwał odpowiedzi na najważniejsze pytanie: czym jest cierpienie i śmierć. Konstanty A. Jeleński już w 1960 roku dostrzegł w pracach Lebensteina „zaszyfrowaną pieczęć Erosa i Thanatosa”. „[…] Czy mogę zaręczyć, że zdanie to podyktowało mi wówczas oko krytyka, a nie intuicja przyjaciela?” – pytał po latach. „Twoje dzieło nieraz przypomina mi o opiniach Aleksandra Wata, który w sztuce i literaturze nam współczesnej widział odrodzenie się makabrycznej wizji baroku z jego stałym memento mori. […] Choć posuwasz bardzo daleko sprzeczność pomiędzy formą ludzkiego ciała i jego rozpadem, jego szkieletowatością, jest to u Ciebie prawdziwa pasja erotyczna, gniew na ciało, że jest tylko tym, czym jest” [9] . Miłośnicy sztuki nieczęsto przyglądają się z bliska fakturze płócien. Spękania, liszaje, narośla, gruzłowate nawarstwienia farby na obrazach Lebensteina przywodzą na myśl spotworniały obraz ludzkiego wnętrza, a deformacje są stygmatem cierpienia ciała – i ducha. Niepewne kontury, barwy ziemi (czerń, sepie, ugry, szarości), zrakowaciałe struktury, mikrodrgania w jego obrazach są być może ważniejsze od przedstawień. Niektórzy krytycy zaliczali Lebensteina do malarzy brzydoty, a on przecież tylko próbował zobrazować TO.
JANUSZ GÓRSKI
[1] List do Lebensteina z okazji 30-lecia twórczości malarza Miłosz zatytułował serdecznie „Kochany Jasiu”.
[2] Konstanty A. Jeleński, Samotna droga Jana Lebensteina, „Kultura” 1985 nr 7-8.
[3] Było to jubileuszowe wydanie dedykowane przez wydawnictwo poecie w 70. rocznicę urodzin. W tekście znalazło się 21 czarno-białych ilustracji, a na końcu 10 tablic z całostronicowymi kompozycjami Lebensteina.
[4] Konstanty A. Jeleński, dz. cyt.
[5] Danuta Wróblewska, Z zagadnień grafiki książkowej. Rozmowa z Jerzym Jaworowskim, „Przegląd Księgarski i Wydawniczy” 1964 nr 6.
[6] Jest też autorem cyklu ilustracji inspirowanych Folwarkiem zwierzęcym George’a Orwella (1974), ilustrował poezje Aleksandra Wata (1968) i prozę Gustawa Herlinga-Grudzińskiego (1988). W 1995 roku w krakowskiej Oficynie Literackiej ukazały się Księgi Genesis to jest pierwsze Mojżeszowe w obrazach Jana Lebensteina w przekładzie z łaciny ks. Jakuba Wujka z 43 ilustracjami artysty.
[7] List Czesława Miłosza do Jana Lebensteina, „Kultura”, 1985 nr 7–8.
[8] Fragment wiersza Czesława Miłosza
[9] Konstanty A. Jeleński, dz. cyt.
Tekst z tomu Czesław Miłosz „Chwila na ziemi”. Wybór wierszy: Michał Szymański. Wybór ilustracji: Janusz Górski. Warszawa, Biblioteka Publiczna m. st. Warszawy, Biblioteka Główna Województwa Mazowieckiego, 2025.