Podczas swych studiów w Paryżu Zygmunt Mycielski rozważał pisanie relacji do którejś z polskich gazet, w formie listów z Paryża. I choć projekt ten najwyraźniej nie został zrealizowany, w jego materiałach znajduje się rękopis takiego listu. Zatytułowany „Paryż, muzyka”, w późniejszym czasie otrzymał ręką Mycielskiego dopisek „ok. r. 1932?”. Rękopis ten znajduje się w Archiwum Zygmunta Mycielskiego w Bibliotece Narodowej w Warszawie, sygn. III 14363.
Beata Bolesławska-Lewandowska
ZYGMUNT MYCIELSKI
Paryż, muzyka
Obiecałem, że coś napiszę z Paryża, chcę być słownym, ale to nie będą wiadomości, bo ich nie mam. Cóż stąd, że ktoś gra, a inny pisze, gdy to jest gdzie indziej? Trzeba by posłać żywy dźwięk, posłać całe inne życie, myślenie, choćby nuty. A tymczasem mogę posłać tylko żywioł słowa, który tu tak kochał Mallarmé i dzisiaj Valéry. I w ogóle, oni wszyscy tutaj. Tak bardzo, że lubią powtarzać: „wiersza nie pisze się ideą, ale słowami.” I to nie ma nic wspólnego z futurystyczną onomatopeją.
Z muzyką jest podobnie. Zresztą, podobnie jest i z rasą. Dlatego tak bardzo wierzę w nasz kontakt z Zachodem. Niemcy to szczerze Germanie, Rosjanie to naprawdę Moskwa. My się szczycimy kulturą zachodnią, a równocześnie gwałtownie szukamy naszej odrębności. Doszukujemy się jej w folklorze, a ona powinna leżeć w kulturze. Nie chcę być historiozofem, dlatego wolę o tych rzeczach mówić w ścisłym związku z nutą, z farbą, ze słowem.
Chodzi o to, czy nasz artysta wytrzyma ten kontakt z Zachodem. Poeci dowiedli, że tak, Chopin też tego dowiódł. Dzisiaj Strawiński tutaj stworzył nowy styl i chce być jego ojcem. Przykłady można by mnożyć w dziesiątki. Reszta oczywiście ginie, ale reszta zawsze i wszędzie ginie.
Tutaj jest moda i maniera, ale i tutaj jest poszukiwanie trwałych zasad, które są zawsze te same w trwałym dziele sztuki. Gdy szukam słowa, które by te zasady w sobie pomieściło, znajduję formułę, która powiada, że nie może być przerostu w żadnym kierunku.
Ta równowaga, o której się tyle mówi, to nie jest jakaś iluzoryczna równowaga formy. To nie jest jakaś symetria, to nawet nie umiar. To zdolność poświęcenia wszystkiego, gdy chodzi o dzieło sztuki. Dyscyplina w doborze środków, dyscyplina fantazji, mózgu, wiedzy, nawet – i może przede wszystkim – charakteru.
Ale to wszystko nie pomoże i nie ma recepty, choć tej recepty tak bardzo się szuka. Strawiński nawet mówi, że trzeba się uczyć jak pisać melodie. Tak samo, jak człowiek się uczy harmonii czy kontrapunktu…
Tak. Trzeba wiedzieć, co jest melodią, bo to nie jest taki kwiatek, co z nieba spada i bezkrytycznie można to natchnienie zagrać i wydrukować. Jeżeli Schubert je pisał w kawiarni, to jeszcze nie dowód.
Okropnie nudny jest ten list z Paryża. Ale bo, kiedy się już wszyscy wytańczyli, kiedy wygrali swoje etiudy i wydaje się, że nie ma reszty, to i wtedy nawet stoją prosto ulice, bezmierny szereg arkad na rue de Rivoli, kopuła Inwalidów, łuk i fasada Wersalu.
ZYGMUNT MYCIELSKI
Z rękopisu odczytała Beata Bolesławska-Lewandowska