fbpx
HOME
Patrick Leigh Fermor

Jaś i Klara

Następnego ranka drogą na północ od Aradu faliste pasmo wzgórz cofnęło nas o kilka mil do otoczonej wiązami, wyrastającej pośrodku łanów zboża wiejskiej rezydencji w Tövisegyháza, której nie znalazłem na mapie.

Kiedy zostaliśmy wprowadzeni do pokoju bilardowego, Tibor natychmiast zauważył opartą o parapet otwartego okna dubeltówkę. Szybko odblokował zamek, z którego wypadły dwa naboje. „Widziałeś? Nie do wiary!”, zaśmiał się, odkładając z westchnieniem naboje na półkę. „Polnische Wirtschaft! Oto masz przykład polskiego gospodarzenia!”. W tym momencie do pokoju wszedł Jaś, nasz gospodarz, wyjaśniając, że w obronie przed gawronami trzyma stale w pogotowiu naładowaną strzelbę. „W przeciwnym razie na mile wokół nie ostałby się ani jeden pełny kłos młodej pszenicy”.

W tych kręgach powstrzymanie się od udzielenia szczegółowych wiadomości o osobie, którą ktoś miał poznać, uchodziło za godne potępienia niedopatrzenie. Najmniejszy ślad angielskiej wstrzemięźliwości czy skłonności do starannie miarkowanych uogólnień nie krępowały tych wypowiedzi, a jeszcze mniej obawa, że będzie się posądzonym o uleganie czarowi szlachectwa, wystawności czy władzy.

„Jaś? – usłyszałem od kogoś. – Pochodzi ze znakomitej rodziny z południowej Polski, osiem tysięcy akrów niedaleko Krakowa. Jego pradziad był austriackim ambasadorem w Petersburgu, a herb z głową Turka przyznano jego przodkowi po zdobyciu trzech tatarskich sztandarów na Ukrainie”.

„A Klara, jego żona? Z bardzo starej, bardzo, bardzo starej… uralte – tu powieki mego rozmówcy niemal się zamknęły, jakby we śnie o tak odległej starożytności – rodziny z Tatr Wysokich. Mieszkają w jednym z najstarszych węgierskich zamków – obecnie to, niestety, Słowacja! Hrabiowie od czasów króla Mátyása. Noszą tarczę z dwiema krokwiami w kształcie litery W między trzema salamandrami przedzielonymi pięcioma ustawionymi pionowo szczupakami; no wie pan, arms parlant, na pamiątkę przepływającej obok rzeki i pływających w niej ryb”. (Kiedy rozmowa schodziła na temat fauny herbowej, wydawało się, że pokój albo trawnik zaludnił się na chwilę tłumem spoglądających uważnie za siebie lwów o rozdwojonych ogonach, błękitnych kłach i pazurach, jednorożców, kretów, bazyliszków, gryfów, wiwernów, smoków ognistych i pasiastej smoczej drobnicy; fruwały wypuszczone na swobodę orły i jastrzębie, w powietrzu roiło się od kruków, martletów i łabędzi, których szyje opasywały rzędy złotych łańcuchów).

Dopiero po wyjaśnieniu tych ważnych szczegółów można było przejść do spraw pomniejszych, takich jak charakter, wygląd czy uzdolnienia danej osoby. Pomimo pewnych terytorialnych nieporozumień Węgrzy darzyli Polaków niewątpliwą sympatią; jakże miłe odstępstwo od rozpowszechnionej we wschodniej Europie nienawiści do sąsiadów! Sympatia ta, mająca swoje źródło w łączącej oba narody wrogości wobec Niemców, Turków i Moskali, dała o sobie szczególnie znać pod koniec XVI wieku, kiedy to Polacy wybrali na swego króla węgierskiego księcia Siedmiogrodu Stefana Batorego. Pokonał on wszystkich wrogów polskiego królestwa, zdobył kilka rosyjskich miast i wypędził z kraju Iwana Groźnego.

Jaś był szczupłym mężczyzną o jasnych blond włosach ostrzyżonych en brosse, orlim nosie i błękitnych oczach za okularami w rogowej oprawie o grubych soczewkach, a wyraz jego twarzy znamionował dobroduszność i roztargnienie. Głowa kipiała mu od nowych idei w dziedzinie archeologii, historii, religii i fizyki, miał też, jak powiadano, mnóstwo teorii (rzadko sprawdzających się w praktyce) na temat gospodarki, płodozmianu, tresury zwierząt, pasz zimowych, leśnictwa, pszczelarstwa, odwszawiania owiec oraz metod tuczenia kaczek przed wiosennym targiem. Witał z przejęciem najbardziej ekscentryczne pomysły i nim minęło pięć minut od powitania, nasz gospodarz zapytał, co myślimy o twierdzeniu, że glob ziemski jest wydrążony, w jego środku znajduje się małe słońce, a wokół niego krąży znacznie większy księżyc, którego cień powoduje zmiany pór dnia. Miliony gwiazd wielkości mniej więcej Wiednia czy Warszawy krążących, w różnych odległościach i z różną prędkością, wokół solarnego centrum? W porannej poczcie Jaś otrzymał od autora owej teorii trójjęzyczną broszurę i oczy błyszczały mu zza okularów.

Dwór Żeleńskich, 2017

Die Welt ist eine Hohlkugel!” – przeczytał napis na okładce; „Le monde est une boule creuse!”. „Mój drogi, ze vorld iss a hollow ball”, wyjaśnił, kładąc mi rękę na ramieniu; po czym, z przejęciem przerzucając strony, odczytał na głos najistotniejsze fragmenty. Żegnając się, Tibor mrugnął do mnie porozumiewawczo.

Może w innych kwestiach jego teorie nie wytrzymywały próby, ale Jaś był bez wątpienia znakomitym strzelcem. Strzelba została z powrotem naładowana i co jakiś czas, na pozór bez celowania, oddawał przez okno strzał w powietrze, często jedną ręką, niemal nie przerywając rozmowy; sekundę później na trawnik spadał martwy ptak, jeden z unoszącej się nad dworem ogromnej kolonii gawronów. Sprawiało mi to przykrość, a krążące ptaki i ich krakanie budziło tęsknotę za domem. Huk wystrzałów powtarzał się nieregularnie przez cały dzień.

Klara, córa owych pokrytych patyną czasu obronnych murów w Wysokich Tatrach, wyglądała na dziwaczkę i chodziła na ogół nieuczesana. Uwielbiała konną jazdę, a jej życie obracało się wokół dwu przepięknych karych rumaków, które dzięki zabiegom surowego, jednookiego stajennego imieniem Antal były zawsze idealnie wyszczotkowane – „w przeciwieństwie do mnie”, jak sama prawdomównie stwierdziła, wskakując na siodło. Była lekka jak dżokej, świetnie jeździła i skakała przez najtrudniejsze przeszkody. Jaś zarzucił konną jazdę – „z braku czasu” – toteż o wieczornym chłodzie odbywałem dalekie przejażdżki tylko z nią. W skwarze południowych godzin do wspomnianego już kilkakrotnie ciemnozłotego wina dolewano zmrożoną wodę sodową. Brzmi to jak bluźnierstwo, lecz smakowało wybornie – po niemiecku napój nazywano Spritzerem, a węgierski termin hosszúlépés – „długi krok”, stanowił jeden z wielu terminów określających stopień rozcieńczenia alkoholu. Wszystkie te wina pochodziły z jednego regionu, niemniej każde miewało różne smaki w zależności od tego, pod jakim pito je dachem. Nadawały się do spożycia zaraz po wyklarowaniu się sfermentowanego moszczu, a po wieloletnim leżakowaniu uzyskiwały nieoceniony smak. Wieczorami opróżniano w blasku świec kolejne karafki, już nierozcieńczonego wina, pitego w wysokich kieliszkach o czaszach w kształcie tulipana. Jaś lubił po kolacji przesiadywać długie godziny spędzane na chaotycznie prowadzonych do pierwszego brzasku rozmowach na najróżniejsze tematy. Kiedy gospodarz ostrzegawczym gestem podnosił wskazujący palec, wszyscy milkli, by posłuchać śpiewu słowika. Wśród wielopalczastej masy kasztanowego listowia krążyły niespokojne roje świetlików, a rozchodząc się pewnej nocy do łóżek, ujrzeliśmy na drzewie mrowie szmaragdowych, mniejszych od trzypensowej monety rzekotek, które przywarły do liści niczym miniaturowi, zieloni rozbitkowie do tratw.

Po południu w przeddzień mego wyjazdu ja i Klara gawędziliśmy, polegując na stoku na końcu trawnika. Jaś ze sporą biegłością grał skomplikowane fugi, przerywając od czasu do czasu, by po wystrzale i głuchym odgłosie uderzenia czegoś o ziemię wrócić w te pędy do fortepianu, toteż nad domem przez cały czas krążyły niespokojnie stada gawronów. Przekwitające kasztanowce zasypywały murawę białymi płatkami, na których tu i ówdzie pobłyskiwały różowe kropki. W oddali mogliśmy obserwować, jak niedawno rozsiodłane konie tarzają się z rozkoszą, by następnie z krótkim sapnięciem poderwać się na nogi, a po otrząśnięciu się zabrać do skubania trawy, oganiając się leniwie ogonem od gzów. Rankiem jeden z nich zaniósł mnie, przy wtórze cichnących stopniowo wystrzałów, na kolejny postój.

PATRICK LEIGH FERMOR

Tłum. Ewa Krasińska

Przytoczony fragment pochodzi z książki Fermora „Między lasem i wodą”, która w tłumaczeniu Ewy Krasińskiej i Doroty Kozińskiej ukazała się nakładem wydawnictwa Próby. Aby zamówić – kilknij tutaj

Warto również przeczytać...
Dofinansowano ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego pochodzących z Funduszu Promocji Kultury – państwowego funduszu celowego
Cenimy państwa prywatność
Ustawienia ciastek
Do poprawnego działania naszej strony niezbędne są niektóre pliki cookies. Zachęcamy również do wyrażenia zgody na użycie plików cookie narzędzi analitycznych. Dzięki nim możemy nieustannie ulepszać stronę. Więcej informacji znajdą państwo w Polityce Prywatności. Więcej.
Dostosuj Tylko wymagane Akceptuj wszystko
Ustawienia ciastek
Dostosuj zgody
„Niezbędne” pliki cookie są wymagane dla działania strony. Zgoda na pozostałe kategorie, pomoże nam ulepszać działanie serwisu. Firmy trzecie, np.: Google, również zapisują pliki cookie. Więcej informacji: użycie danych oraz prywatność. Pliki cookie Google dla zalogowanych użytkowników.
Niezbędne pliki cookies są konieczne do prawidłowego działania witryny.
Przechowują dane narzędzi analitycznych, np.: Google Analytics.
Przechowują dane związane z działaniem reklam.
Umożliwia wysyłanie do Google danych użytkownika związanych z reklamami.

Brak plików cookies.

Umożliwia wyświetlanie reklam spersonalizowanych.

Brak plików cookies.

Zapisz ustawienia Akceptuj wszystko
Ustawienia ciastek