Szanowny Panie Redaktorze,
List pana Fantazjana, który zamieścił Pan niedawno w „Księdze przyjaciół”, miał tylko częściowo charakter przygodowy. Lekkomyślność i egocentryzm właściwe poetom nie powstrzymały pana Fantazjana przed poruszeniem tematu uniwersalnego, a mianowicie kwestii przewrotu Montaigne’owskiego. Odkrycie Kopernika nazywamy przewrotem, nie ma powodu, aby odmówić tego miana badaniom Montaigne’a zrelacjonowanym przez niego w Próbach. Są ludzie nam współcześni, którzy uważają, że Słońce krąży wokół Ziemi (czyż nie doświadczamy tego codziennie?), są i tacy, którzy wybierają życie w XIV wieku (bynajmniej nie we Florencji) i bardzo sobie to chwalą. Nie było dla nich i nie ma Villona, Pico della Mirandola nie napisał swej rozprawy O godności człowieka, imię Rabelais’ego nic im nie mówi, Próby Montaigne’a pozostały w rękopisie… nie ciągnijmy dalej tej listy.
Na pytanie: „po co żyjemy?” wyznawcy religii odpowiadają: po to, żeby wyprosić od Boga zbawienie, względnie: po to, żeby się dowiedzieć, co nam przeznaczone – potępienie czy chwała niebieska. Nasz ziemski los jest ściśle spleciony z tym, co pozaziemskie, groźne, niepojęte, ale też miłosierne. Montaigne zajmuje się człowiekiem konkretnym (sobą), zajmuje się też wspólnotą ludzką, uwikłaną w politykę, kreującą wartości, zdumioną własną siłą, zaskoczoną własną słabością. Doświadczenie religijne jest w Próbach na dobrą sprawę nieobecne. Czy w ogóle Montaigne wierzył? Zdania na ten temat są podzielone. Jedno jest pewne, odrzucał i zwalczał dogmatyzm i fanatyzm religijny, które w XVI-wiecznej Francji doprowadziły do wojny domowej, w tym do masakry kalwinów w Noc Świętego Bartłomieja w Paryżu. Dogmatycy bowiem pragną widzieć świat nieruchomym, a wszystko, co ten doskonały stan narusza, należy potępić i usunąć. Do najpiękniejszych fragmentów Prób zaliczam Montaigne’owski obraz świata rozkołysanego niczym nawa na falach:
„Świat jest jeno wiekuistą huśtawką; rzeczy huśtają się na niej bez przerwy, ziemia, skały Kaukazu, piramidy Egiptu, tak powszechnym, jak swoim własnym ruchem. Stałość nawet nie jest niczym innym, jak bardziej powolnym chwianiem. Nie mogę ustalić mego przedmiotu, chwieje się i mąci, jakby naturalnym pijaństwem. Biorę go takim, jakim jest w chwili, gdy się nim zabawiam. Nie maluję istoty, maluję jej przejście; nie przejście z jednego wieku w drugi […] ale z dnia na dzień, z minuty na minutę. Trzeba odmierzać moją historię na godziny; za chwilę mogę się zmienić nie tylko co do losu, ale i co do usposobienia. Jest to rejestr rozmaitych i zmiennych wypadków i wyobrażeń niestałych, a jeżeli tak padnie, wręcz sprzecznych […] Tyle jest pewne, iż jeżeli zdarza mi się sprzeciwiać samemu sobie, prawdzie nie sprzeciwiam się nigdy. Gdyby moja dusza mogła osiedzieć się w miejscu, nie próbowałbym się, ale bym się określił: ale jest ona w ciągłej nauce i próbie” (esej O żalu, ks. III).
Eseista zachęca nas do odkrycia świata i nas samych w ruchu i w nieustannej przemianie. Wizja awanturnicza, niebezpieczna, grożąca uratą upragnionej stabilizacji? Każdy sam powinien odpowiedzieć sobie na to pytanie. Tak jak każdy sam rozstrzyga, czy Ziemia krąży wokół Słońca czy jest raczej odwrotnie.
Pozdrawiam Pana,
pilny Czytelnik „Księgi przyjaciół”