Mnie się zawsze zdawało, że inwokatywna druga osoba liczby mnogiej, użyta przez Rilkego od pierwszego wersu pierwszej strofy począwszy, dotyczy młodych dziewcząt, „zakwitających dziewcząt” powiedziałby Proust (w spolszczeniu Boya), takich w wieku zmarłej tancerki, której poeta dedykuje cały cykl "Sonetów do Orfeusza".
Istnieją słowa od razu uskrzydlone. Muszą pofrunąć, mimo że nie są wcale lekkie. Są zaraz po napisaniu nie z tego świata. Ani my, ani poeta nie może im umknąć. Takimi właśnie słowami [...] są te z trzeciego wersu drugiej strofy "Sonetów do Orfeusza" / "Die Sonette an Orpheus" I, 3: „Gesang ist Dasein”. Spolszczyć je niełatwo i czyniono to różnie...
W drugim "Sonecie do Orfeusza" z części pierwszej cyklu, napisanym między 2 a 5 lutego 1922 roku, śmierć nie jest ani starą lichwiarką, ani podstarzałą modystką. Nie drażni, nie zwodzi. Spotykamy podczas lektury tego wiersza istotę lżejszą od pośmiertnie istniejącej (i nie) – Eurydyki z poematu "Orfeusz, Eurydyka, Hermes" (1904). Zapewne tancerkę. Zapewne bohaterkę epitafijnej dedykacji całego sonetowego cyklu.
Rilke będzie w sonetach szukał równowagi dla śmierci – tej śmierci najbardziej nas poruszającej, bo młodej. I dla trwogi przed wszelką śmiercią. Cykl duinejski były arcydziełem ciemnym – Rilke zagrał tam na skrzypcach – tony najmroczniejsze, umieramy razem z nim, czytając dziesięć elegii. Sonety są arcydziełem jasnym, miejscami nawet radosnym, mimo że nagrobkiem. Młodość i taniec czynią śmierć lekką (nie w znaczeniu przenośnym, lecz dosłownym). Rilke nie lekceważy śmierci, nie ją lekce-waży. Waży śmierć jako lekką (młodą, pełną gracji) – jak kroki w tańcu. Nie w walcu wiedeńskim jednak, a w tańcu, gdzie rzeczywiście życie zmaga się ze śmiercią.
„Gesang ist Dasein” / „Śpiew jest istnieniem” / „Śpiewać to być”– słynna formuła z trzeciego sonetu I części streszcza, być może, cały zamysł poetycki "Sonetów do Orfeusza". Zamysł sławienia bycia tutaj – na ziemi. Orfeusz scala, jak Faust rozszczepia. Oddech jest – powiada Rilke w pierwszym sonecie II części – „niewidzialnym wierszem” i już blisko nam stąd do Paula Celana (choć jeszcze bez jego dramatycznej i przegranej walki o oddech – po Zagładzie). W cyklu sonetów Rilkego nadal nabieramy powietrza swobodnie, przeciw losowi (choć już ze świadomością jego grozy wobec jednostek i wobec zbiorowości), ale nie walczymy o oddech, co u Celana będzie sednem.
Do poprawnego działania naszej strony niezbędne są niektóre pliki cookies. Zachęcamy również do wyrażenia zgody na użycie plików cookie narzędzi analitycznych. Więcej informacji znajdą państwo w polityce prywatności.