Kończąc zapis o niezapomnianym doświadczeniu niskiego przelotu nad sercem Manhattanu, Wojciech Karpiński podsumowywał kulminacyjny moment tego doświadczenia oraz towarzyszące mu własne wzruszenie: „Szukając cudzych cieni w kanionach nowojorskich ulic, starałem się odnaleźć znajome budowle, szukałem ulubionych drapaczy, odnajdywałem je we właściwym miejscu, choć w odnowionym kształcie. [...] Zobaczyłem bliźniacze wieże World Trade Center. Nadal stoicie. Cieszę się”. Dwadzieścia lat później, 11 września 2001 roku, cały świat wstrzymał oddech, obie wieże w tragicznych okolicznościach przestały istnieć. Ich upadek można było śledzić na ekranach telewizorów. W jednej chwili zmieniła się Ameryka, zmienił się Nowy Jork, odtąd nic nie było już takie samo jak wcześniej. Kiedy więc czyta się dzisiaj ostatnie zdania zapisu Karpińskiego z 1981 roku, trudno nie dostrzec ich profetyzmu.
Po czterech latach Łukasz Borkowski wraca do poematu Wojciecha Kassa, przekładając go tym razem na scenę. Spektakl-monodram? Tak, choć najwłaściwszym określeniem jest chyba „zdarzenie” albo po prostu „spotkanie”. „Realizacja w Teatrze Polskiego Radia – pisze Borkowski - siłą rzeczy bazowała na wyobraźni słuchaczy, do której odwoływały się tła, efekty i dźwięki wykorzystane w słuchowisku. Skupiłem się na budowaniu roli za pomocą dźwięku, głosu, przestrzeni fonicznej, a także na rozczytywaniu muzyczności poematu – jego rytmu zapisanego w poetyckiej strukturze słowa. Co by było jednak, gdybym miał poemat wykonać na scenie? Gdybym nie mógł schować się za «sitem» mikrofonu, tylko musiał skonfrontować się z widzem, spojrzeć mu w oczy? Kim powinna być postać, która wyjdzie na scenę?".
Nie oszukujmy się, Mariusz Wilk jest dziś pisarzem bez czytelników i bez wydawców. Chyba już sam odrzucił rolę pisarza. Mówi o tym wyraźnie, cytując Nicolása Gómeza Dávilę, że „bliski jest mu skryba. Bliższy niż pisarz, literat czy twórca”. Skryba zaś u Gómeza Dávili komponuje „reakcyjny centon”. Mało kto dziś wie, czym był centon, a to rodzaj antologii, kompilacji złożonej w całości z innych fragmentów, które skryba komponuje w całość. I tak, Mariusz w swoim dyptyku staje się coraz bardziej takim skrybą, kompilatorem.
Z wiekiem coraz mniej pasujemy do tego świata i powinniśmy się od niego odsunąć. Taki św. Hieronim wycofał się do bardzo przyjemnej pracowni, w której chętniej przyjmował zwierzęta (np. lwy) niż ludzi. Michel de Montaigne miał swoją wieżę z biblioteką, gdzie nikt mu nie zawracał głowy, mógł czytać, myśleć i pisać. Natomiast Lew Tołstoj nie miał swojej wieży i od piekła, jakie zgotowała mu żona, musiał salwować się ucieczką. Z wiekiem coraz mniej pasujemy do świata i powinniśmy z tego wyciągnąć wnioski.
Wielkanoc niezależnie od tego, czy przypada w marcu czy w kwietniu, każe nam zaplanować wizyty u krewnych. No więc u ciotki w Milanówku śniadanie, u stryjostwa w Podkowie obiad, u siostry w Brwinowie podwieczorek. Śniadanko trwa do wieczora, obiad do zmroku, a podwieczorek w ogóle nie ma żadnych granic i potrafi przeciągnąć się do następnego dnia.
Wizyta moja była służbowa (mam na myśli, rzecz jasna, służbę sztuce). Otóż zostałem posłany przez redakcję magazynu kulturalnego „Paletą i piórem”, by przeprowadzić wywiad z Maurycym Paletą. Trzeba Panu wiedzieć, Panie Redaktorze, że jestem wielkim miłośnikiem malarstwa, toteż perspektywa pogłębionej rozmowy o arkanach sztuk plastycznych sprawiła, że skrzydła wyrosły mi u stóp niczym Hermesowi i pokonując przestrzeń chyżym lotem, rychło znalazłem się przed domem, a raczej szlacheckim dworkiem, mistrza Palety.
Pokażę wam, co znalazłam wczoraj na strychu. Dach pod ciężarem śniegu zaczął trzeszczeć, więc poszłam zobaczyć, jak sprawy się mają od podszewki. A ona, ta podszewka, stara, bo dom liczy ponad sto lat. Potknęłam się o taką skrzyneczkę, która okazała się pełna listów. Kiedyś były listy, ale teraz zostały tylko koperty. Było to kilkadziesiąt kopert adresowanych różnymi kolorami atramentu i różnymi charakterami pisma. Na markach pocztowych można było rozpoznać członków dynastii europejskich od Hohenzollernów po Habsburgów. Otworzyłem pierwszą z brzegu kopertę, była rzeczywiście pusta.
Poeci z prawdziwego zdarzenia nigdy nie mówią w towarzystwie o swoim métier. Cena prawienia banałów nie jest dla nich za wysoka, byle tylko nie dać profanom fałszywej satysfakcji, byle nie narazić się na ich kłopotliwe i wścibskie pytania. Zawsze podziwiałem zwinność, z jaką Fantazjano lawiruje w towarzystwie, aby uchylić się od rozmowy z osobnikami niedyskretnymi. Jeżeli cieszę się jego sympatią, to dlatego, że nigdy nie pytam go, co pisze, a jeżeli nie pisze, to jaka jest przyczyna akrybii. Jakie honorarium zapłacili panu za ostatni tomik? Dlaczego nie dostał pan Nagrody Minerwy, skoro w jury zasiadało dwoje pana przyjaciół?
Znalazłszy się znów na ulicy, odetchnąłem z ulgą i raźnym krokiem poszedłem przed siebie. A dzień był tak piękny, że nie mogłem oprzeć się pokusie kupienia sobie po drodze brioszki z owocami i zjedzenia jej wprost na chodniku, obsadzonym świeżymi bratkami – i tak mi było, Panie Redaktorze, lekko, wesoło i niefrasobliwie, że ni stąd, ni zowąd zaczęły się w mojej głowie układać strofy wiersza. Wiersz ma tytuł "Za plecami świętego Floriana" i opowiada o warszawskich muzykantach z podwórkowej kapeli. W pewnym sensie stanowi pochwałę ziemi mazowieckiej, ale nie będę go wysyłał na żaden konkurs.
Jestem kompletnym laikiem w zakresie angelologii. Słowo anioł kojarzy mi się raczej ze staroświeckim komplementem, jakim mój dziadek obdarzał kelnerki i pokojówki, niż z posłańcem tajemniczej mocy. Z tym większym podziwem odnoszę się do zainteresowań naszego drogiego Fantazjana, który z taką łatwością nawiązuje kontakty z tuzami światowej angelologii, do których bez wątpienia należy profesor Gabriel Serafin, doctor honoris causa co najmniej tuzina fakultetów. Niemniej i ja miałem w młodości epizod, który mógłby zainteresować Fantazjana.
Do poprawnego działania naszej strony niezbędne są niektóre pliki cookies. Zachęcamy również do wyrażenia zgody na użycie plików cookie narzędzi analitycznych. Więcej informacji znajdą państwo w polityce prywatności.