Krystiana Robb-Narbutt (1945-2006) była wybitną artystką, graficzką, autorką instalacji, wystawiała swoje prace między innymi w Galerii Pokaz i w Zachęcie. Integralną częścią jej dorobku są teksty literackie – wiersze i proza. Ukażą się one w tym roku w opracowaniu Marty Tomczok i moim w Wydawnictwie Uniwersytetu Śląskiego. Tom zamykać będą refleksje o pisarstwie Krystiany Robb-Narbutt i impresje wspomnieniowe jej przyjaciół. Spośród nich publikujemy szkic Agnieszki Morawińskiej. Podajemy również do druku niepublikowane wiersze artystki.
Krystiana Robb-Narbutt
Wiersze
***
zatrzasnąłeś się wewnątrz
ja na zewnątrz
samotność wszędzie jest taka sama
***
Widziałam ślad po Tobiaszu
pasmo mgły unoszące
się miłośnie nad polem
to daje wiarę w ciągłość
poczucie nieśmiertelności
tego co w koło
i jeszcze coś
– po prostu piękno
Michałowi zamiast urodzinowej róży
Moja walka z Jakubem
poszła o anioła
chciałam choć jedno pióro
(jako wstęp do nieba)
próbowałam Jakuba
nakłonić do zwierzeń
o co naprawdę poszło
i co z tą drabiną
czy anioł był prawdziwy
a może fałszywy
i po której stronie
zostało zwycięstwo
L. S.
Podróże z Julią dopiero się zaczęły
morze jest bardziej turkusowe
na plażę prowadzi ścieżka z muszelek i kamyków
słońce – okrągła złota kula
księżyc – odbija srebrne echo
w noc ciemną jak wnętrze owocu
spadają gwiazdy
czy masz jakieś życzenie –
pytasz Julii która była
***
Awangardowy artysta
wierzy w świętych obcowanie
proponuje medytacje
powietrza góry wiatru
zapomniał
że ze skały spadł na ziemię
***
We śnie
widziałam miejsce po aniele stróżu
zostawił kartkę
z powodu braku wpływu udaję się na ziemię
***
Kryjówka kreta
igranie komara
szelest wiatru
wszystko na granicy bytu
a może niebytu
co to za pytanie
Piotrowi M.
Poeta pisze do malarza
o tym co czuje
fioletowo-szary
to kolor walki Jakuba z aniołem
kobalt przez błękit do brudnej bieli
dążeniem do nieskończoności
pomarańczowa pręga
śmiercią czy miłością
gdzie malarz schował swoje egzystencjalne niepokoje
pyta
bo on poeta
ukrył je
między wierszami
luty 2004
Agnieszka Morawińska
Inne anioły
Kiedy objęłam Krystianę na pożegnanie, po pokazie poświęconego jej filmu w Zachęcie, poczułam, że w środku, pod ubraniami, nie ma nic. Ta pamięć jej niematerialności dotąd mnie prześladuje. Jacek Sempoliński powiadał, że Krystiana jest kobietą jedwabną, ale wielokrotnie przekonywałam się jak mocną materią jest ten jedwab tym bardziej więc przeraziło mnie wrażenie obejmowania powietrza – nie wiedziałam wtedy, że Krystiana jest śmiertelnie chora.
Zaprowadziła mnie do niej, na Saską Kępę Kinga Kawalerowicz, kiedy pracowałam nad wystawą „Artystki polskie”, dla Muzeum Narodowego w Warszawie. To było niedługo po śmierci matki Krystiany, kiedy jej z mnisią cierpliwością i precyzją wykonywane wielkoformatowe rysunki krążyły wokół tematu ziemi, pamięci, ukorzenienia. Zaprzyjaźniłyśmy się, to znaczy uległam czarowi Krystiany, jej niezwykłej aurze, tworzonemu przez nią otoczeniu i umiejętności prowadzenia rozmowy. Nauczyła mnie, mieszkankę Mokotowa, rodzinnej historii Saskiej Kępy i wprowadziła w krąg problemów jej pokolenia Polaków–Żydów. Tylko ona potrafiła w tak przejmujący i otwarty sposób opowiadać o żydowskim dziedzictwie, o przerwanej tradycji i wysiłkach odszukiwania obyczajów – już nie religii – o bólu, przemijaniu, o intymnej obecności śmierci.
W jej wierszach, równie delikatnych jak jej rysunki, pojawiają się stałe figury myśli: unoszące się nad ziemią białe motyle, ćmy, skrzydlate anioły. Powietrze jest w ruchu: powiewy, podmuchy, szumy, dźwięk deszczu. Nie ma w tej poezji cywilizacji, są za to żywioły i natura, jej wieczny porządek, czasem przerażający w nieuniknionej powtarzalności, czasem kojący, często zachwycający. W porządku natury mieści się miłość i śmierć: miłość jest sensem istnienia, jest cudem współodczuwania, porozumienia w zachwycie nad życiem, ale śmierć jest tuż:
Sen
to odrobina śmierci
za życia
sam na sam ze sobą
w pustym fotoplastykonie
czekam na słowo koniec
Historia w sposób wyraźny pojawia się w prozie Krystiany. To przesmutne strzępy wspomnień przekazanych przez matkę o babce, o ciotkach, o bliskich, których Krystiana nie poznała, ale nosiła w sobie ich wspomnienie. Wspomnieniem chorej na cukrzycę ciotki były gablotki ze strzykawką i kostkami cukru. Gablotki – forma wypowiedzi Krystiany miały się tak do jej rysunków, jak proza do poezji. Pod naporem myśli artystka zrezygnowała z niezwykle wyrafinowanych rysunków tworzonych z „farby łez i wody” na rzecz miniinstalacji w kupowanych w IKEI ramkach-gablotkach. Używała tam przedmiotów gotowych po to, by w najprostszych formach zawrzeć pamięć o tragedii umykającej słowom. Tak jak w poezji i w rysunkach unikała przedmiotów, tak w gablotkach oddała im głos i podobnie jak w dwóch wielkich instalacjach: mieszkaniu przy ulicy Królowej Aldony i zaczarowanej chałupce w Skowieszynku – przedmioty znalezione na straganach i odpustach mówią o żałosnej powszechnej tęsknocie do piękna, o adoracji słodyczy.
W dzisiejszym świecie poddanym konsumpcji i konkurencji Krystiana była osobna. Miała bardzo wielu przyjaciół, ale była osobna swoim poczuciem kruchości istnienia, oderwaniem od codzienności, które w sobie tylko właściwy sposób potrafiła godzić z obowiązkiem nie pozostawania obojętnym: delikatna, otoczona aniołami swojej wyobraźni, jedwabna Krystiana była dość twarda, żeby przesiedzieć wiele miesięcy w więzieniu na Rakowieckiej „za działalność wywrotową” w 1968 roku. Po jej śmierci ukazał się wiele mówiący nekrolog: „płacze po Tobie cała ulica Królowej Aldony”, a artyści wszystkich pokoleń ofiarowali swoje prace na aukcję, która zasiliła fundację imienia Krystiany. Mam nadzieję, że ta publikacja przypomni niezwykłą artystkę: malarkę, rysowniczkę, poetkę i roztaczającą wokół siebie czary kobietę.