Zapiski w szarym 100-kartkowym zeszycie zaczęłam prowadzić, żeby rozładować kipiące we mnie emocje wywołane warunkami życia pierwszych dni stanu wojennego, zaradzić przymusowej bezczynności, zapanować nad niszczącym poczuciem bezsilności, zwalczyć bezradność. W ciągu jednej nocy została zamrożona wszelka działalność, urwane kontakty, zablokowany dostęp do informacji. Tym, których nie internowano, nie aresztowano, grożono represjami. Zapiski miały charakter osobisty, intymny i nie miałam zamiaru ich publikować. Dziś zdecydowałam się je ogłosić, bo tamte emocje zblakły, a dziennik czytany po czterdziestu latach nabiera wyrazistości, obserwacje i komentarze w nim zawarte, aktualności. Do oryginalnego tekstu włączyłam uzupełnienia, wyjaśnienia, rozwinięcia, które, jak sądzę, są potrzebne tym, którzy nie mogą pamiętać tamtego czasu.
P. S.
12 stycznia – wtorek
Zadzwoniła Perła Kacman. Nie mogłam się do niej dodzwonić od niedzieli tj. od włączenia telefonów. Zadzwoniłam do jej mamy, która powiedziała, że jest tam uszkodzona linia, ale zapomniała mi powiedzieć, że w Sylwestra wrócił Danek [Kalbarczyk]. Byliśmy u Perły na chwilę, 30 grudnia. Na samym początku, kiedy znalazłam Danka na listach – posłaliśmy tam ucznia, żeby pomógł Perle w domu. (Dzieci paliły się do pożytecznej roboty, a nie chcieliśmy ich angażować w nic niebezpiecznego i nielegalnego). Gdy szliśmy do niej dzień przed Sylwestrem miałam tzw. przeczucie, że otworzy nam Danio. Otworzyła Perła, ale okazało się, że to był dzień pełen przeczuć: Perła miała sen, Małgosia pierwszy raz od 12 grudnia zapytała o tatę i przyjechał Marcin Król sprawdzić, czy jest Danek, bo też miał przeczucie. A następnego dnia Danio wrócił. Zabrali go wiadomej nocy (o drugiej), a przyjechał po niego ubek Wiśniewski, który od lat nagabywał Danka w fikcyjnej sprawie problemów z jego zagubionym i odnalezionym paszportem. Marcin Król też był zatrzymany tej nocy, ale po podpisaniu oświadczenia, że będzie przestrzegał prawa – zwolniony.
Znowu słyszę z babci pokoju telewizyjną papkę. Ostatnio dość systematycznie podają komunikaty o procesach i wyrokach. Toczą się śledztwa o nadużywanie władzy przez byłych prominentów (i czerpanie korzyści osobistych) oraz oddzielnie wymieniana kategoria, sprawy kryminalne – tryb doraźny – tj. o spekulację (u p. X znaleziono Y par butów), o pobicie, o posiadanie szkalujących ulotek, o gwałt i o niezaniechanie działalności związkowej. Są też wyroki: za pobicie patrolu złożonego z milicjanta i trzech żołnierzy (jedna osoba) – trzy i pół roku; za niezaniechanie działalności związkowej – 3 lata; za posiadanie ulotek (w celu rozpowszechniania) – 3 lata, ale prokurator wniósł rewizję i żąda 7 lat. Trwa proces ursuski z Janem Józefem. J. J. jest poważnie chory, ale stary wyga, lekarz więzienny z Rakowieckiej orzekł, jak zawsze wbrew opinii lekarzy prawdziwych, że może stanąć przed sądem.
Program TV systematycznie się rozszerza. Ciągle nadają tylko jeden program (podobnie radio), ale jest on coraz „normalniejszy”. Nie mogę się ciągle oprzeć wrażeniu, że autorzy tych „normalnych” tzn. nieideologicznych audycji – to kolaboranci. Pierwszymi osobami, które pojawiły się w studio był m.in. p. Słodowy (w programie dla dzieci pokazywał, jak zbudować karmnik dla ptaków i jak samodzielnie wykonać godło państwowe) oraz niestety panowie Kurek i Siudym [1], znakomici naprawdę autorzy audycji pt. „Sonda”, którzy tym razem na użytek dzieci wystąpili w programie „Mała Sonda”. Z przykrością też obejrzałam tuż przed świętami Czesława Niemena, który pięknie śpiewał, ale jednocześnie dał się naciągnąć na rozmowę o trudnych czasach. Teraz z kolei, prezentuje się w TV (zresztą czysto merytorycznie) znakomity popularyzator muzyki Bogusław Kaczyński. Nie wymieniam łobuzów, których obecność w TV ani mnie nie dziwi, ani nie dotyka. Nie mogę się jednak oprzeć przekonaniu, że w naszej sytuacji wybory, których trzeba codziennie dokonywać są trudniejsze i nie zawsze można stanąć pośrodku. Niekoniecznie pozostaje się „porządnym człowiekiem” jedynie nie przykładając się aktywnie do świństwa. Tym bardziej, że w przypadku TV, tymi przerywnikami w praniu mózgów, przyciąga się do telewizorów ludzi. Przed audycją pana Kaczyńskiego był program o dywersji ideologicznej radiostacji zachodnich („nawet BBC, które nam, pamiętającym wojnę, kojarzy się z rzetelną informacją nadaje tendencyjne audycje nie odbiegające – o zgrozo – od Wolnej Europy” – żalą się w tym programie), a po niej nastąpi DTV = DDT, bo ma działać radykalnie jak niegdyś środek owadobójczy znany pod tym skrótem. Może należy tu rozumować inaczej. Może przeciętny obywatel pozbawiony…, ograniczony… itd. powinien otrzymać coś, cokolwiek pozytywnego? Ale czy dzisiaj jest miejsce i czas na pracę u podstaw? Czy są do tego wystarczające warunki? Zabrali nam wszystko, jeszcze nie czas z zabranego zrezygnować. Jeszcze trzeba próbować coś odzyskać. Inaczej będziemy zaczynać od zera.
Z Drawska wróciła Lilka Wosiek. W Białołęce głodują. Zaostrzono im reżim, zmieniono służbę więzienną. Przywieziono tam kilkanaście osób z KK (poprzednio byli w Strzebielinku). Nie wiadomo dokładnie kogo, ale są wśród nich [Janusz] Onyszkiewicz, [Karol] Modzelewski, [Jan] Rulewski, podobno Jacek [Kuroń]. Trzymają ich oddzielnie. Obecnie warunki internowanych różnią się od warunków aresztowanych jedynie tym, że wolno im w dzień leżeć na łóżkach. Strajkują od 4 stycznia. Głodują celami po trzy dni.
14 stycznia – czwartek
Wczoraj cały dzień poza domem. Rano zajęcia z piątym rokiem. Te zajęcia to wyzwanie. Wiosną kończą studia, a jest cały semestr do nadrobienia. Już nie będzie kiedy. To możliwe przy współpracy studentów. Rozdzieliłam materiał, każdy dostał do zreferowania temat, który następnie omawialiśmy na zajęciach. Większość rozumie, że to w ich interesie i że ta forma nauki nie ma być fikcją. Niestety, zdarzali się tacy, którzy sabotowali zajęcia, uważając, że skoro jestem przeciwko opresyjnej władzy nie mogę nie dać im zaliczenia, bo wtedy, zgodnie z polityką stanu wojennego, wylecieliby ze studiów i trafili do wojska. Wobec wykładowcy sprzyjającego władzy takich oczekiwań nie mieli i bez szemrania wykonywali polecenia. Nie zgodziłam się z tą pokrętną logiką, więc do skutku dyskutowaliśmy w grupie o tym, że wezwanie rebelianta do „solidarnego zbojkotowania” zajęć nie ma nic wspólnego z solidarnością i że największą szkodę przyniesie im samym i to nie dlatego, że mogą być relegowani. Większość zrozumiała, ale wciąż byli tacy, którym żal było straconej okazji zaliczenia „za nic”. Tak jak listopadowy strajk okupacyjny dla niektórych studentów był okazją wyjazdu na narty. Po zajęciach, o trzeciej zebranie, w międzyczasie wpadłam do Perły. Danka nie zastałam. Wystałam się na przystankach i wieczorem wróciłam do domu przemarznięta i zmęczona. W Białołęce głodówka nie tylko w sprawie regulaminu, ale i w sprawach bardziej ogólnych i zasadniczych. Głoduje 100 osób od 4 stycznia i nie rotacyjnie, a w sposób ciągły. Dołączają do nich nowi. Dwa lub trzy dni temu głodujących przeniesiono ze wspólnych cel do oddzielnego baraku. Są bez kontaktu z resztą. Prawdopodobnie są sztucznie karmieni.
Wiadomość z Wrocławia. Szczegóły z pacyfikacji Politechniki. Tam też panują nastroje odwetowe, tam też czekają na bardziej sprzyjający moment. We wszystkich docierających do nas relacjach z różnych stron Polski powtarzają się wiadomości o tym, że podczas akcji pacyfikacyjnych [ZOMO] demoluje pomieszczenia i hale produkcyjne, nawet wtedy, kiedy nie było to konieczne. Bardzo częste są przypuszczenia, że zomowcy działają pod wpływem narkotyku. Relacje od służby zdrowia potwierdzają to.
Wczoraj minął miesiąc od wprowadzenia stanu wojennego. DTV postanowił przypomnieć o tym społeczeństwu komentarzem odczytanym przez kapitana od komentarzy. Dowiedzieliśmy się, że właśnie mija miesiąc jak wreszcie jest spokój, kraj nie jest targany strajkami, a my czujemy się bezpiecznie i bez obawy możemy chodzić po ulicach. Pan kapitan zapomniał dodać do tej charakterystyki paru drobnych szczegółów, ale skoro teraz czuje się bezpiecznie, nie warto mu psuć samopoczucia.
Tymczasem wylewa Wisła i Warta. Powodzie trwają prawie od tygodnia. Sytuacja jest fatalna. Przez pierwsze dwa dni informowano w telewizji, że nie jest dobrze, że woda coraz wyższa, że Wisła w okolicach Płocka wylewa, a także odczytywano stale komunikat wojewody (!) płockiego (w stanie wojennym [zawieszonej] władzy cywilnej!!), żeby każdy sam, na własną rękę, własnym transportem lub na piechotę opuszczał zagrożony teren. Bydło, trzodę zabijać i zostawiać. Ubite zostanie zabrane. A tymczasem patrole wojskowe uwijały się po mieście (a pewnie w ogóle po miastach i po kraju) pilnując skrzyżowań, rewidując ludzi na ulicach (panowie z karabinami zaganiają pod mur, jeden odbiera to, co się ma w ręku, a ty twarzą do ściany, ręce do góry i na ścianę, a kolega cię obmaca), pilnują przestrzegania godziny policyjnej itd. Od dwóch dni zaczęli nam pokazywać w TV, że wzięli się wreszcie za ewakuację powodzian. Związki branżowe okazały wielką szlachetność, zapragnęły wesprzeć powodzian finansowo. I autonomiczne też. Trzeba im było odblokować konta bankowe. Tylko „Solidarność” brzydko się zachowała, nic się nie stara. A w końcu taka KK mogłaby do klawisza albo naczelnika więzienia wystąpić z prośbą o ułatwienie w tak ważnej sprawie.
Dopisane 28 stycznia [do zeszytu w tym miejscu wklejona dodatkowa kartka]
W związku z powodzią:
Informacje od kompetentnych osób (m.in. z PIHMu – czy jak to się teraz nazywa). Zagrożenie powodziowe, a potem skutki wylania Wisły tak ogromne wynikły w znacznym stopniu z popełnienia karygodnych błędów. Spuszczono ze stopnia wodnego (zalew we Włocławku) za dużo wody. W jakimś miejscu krytyczny poziom wody wynosił 1,5 m co przy dużym mrozie spowodowało zamarznięcie wody aż do dna, brak przepływu wody pod lodem oraz zamarznięcie śluz także do dna, co odebrało człowiekowi wszelką kontrolę nad żywiołem. Woda nie mogąc płynąć pod lodem, musiała wypływać na boki. Najpewniej moje relacje nie są ścisłe, bo się znam na tym zagadnieniu nie lepiej niż WRONa, ale rozumiem z tego, że nie musiało być aż tak strasznie jak jest i że wypowiedzi w TV tzw. najstarszych ludzi z zalanych terenów o tym, że nie pamiętają, żeby kiedykolwiek woda doszła dalej niż do… i że nie ma prawa tej linii przekroczyć, nie były całkiem szalone. Po prostu w ich długim życiu jeszcze się nie zdarzyło, żeby człowiek współdziałał z tym żywiołem zamiast mu przeciwdziałać. We współdziałaniu z powodziowym żywiołem WRONa posunęła się aż do odwołania z tradycyjnie zagrożonych miejsc (most pod Wyszogrodem okolice Zegrza) wyspecjalizowanych w walce z zagrożeniem powodziowym w tym rejonie oddziałów saperskich i zamieniła je innymi.
Ponure dowcipy o powodzi:
WRONa dostała telex, że pod Płockiem LÓD się gromadzi – wysłano ZOMO.
Sposób na zator lodowy pod Płockiem: rozciągnąć na nim transparent z napisem SOLIDARNOŚĆ i wypuścić ZOMO.
Próbowano wysłać telegram z Płocka o następującej treści: KRA. Cenzura nie przepuściła.
Szczyt bezczelności: zapytać wojewodę płockiego jak mu się powodzi.
[koniec wklejki]
Finanse „Solidarności” najlepiej przedstawiają się we Wrocławiu. WRONA wypuściła listy gończe za kilkoma osobami, które 3 grudnia podjęły 80 milionów z konta wrocławskiego regionu (tj. całe pieniądze Regionu). Na wszystko są wystawione czeki i rachunki (pokazane w TV), wszystko jest zgodne z przepisami, ale WRONie wymknęło się 80 milionów, więc nas informuje, że nam ukradziono składki członkowskie.
17 stycznia – niedziela
Wczoraj Agata [Pawliszyn, uczennica Mirka] przyniosła wiadomość, że w piątek wywieziono wszystkich z Białołęki i z Olszynki w niewiadomym kierunku. Wygląda na to, że WRONa szykuje jakąś nową akcję. Wyczyściliśmy mieszkanie. Wszystkie trefne książki spakowaliśmy i wywieźliśmy. To co przeżywałam w czasie pakowania nie da się opisać. To rozstawanie się z książkami było bardzo przykre. Żal mi było zamykać je w walizkach i cały czas myślałam o tym, kiedy znów będę mogła postawić je na półce. A może już ich nigdy nie zobaczę.
Wiadomość z Branic, że Antka [Antoni Junosza-Szaniawski, lekarz psychiatra w Szpitalu dla Nerwowo i Psychicznie Chorych w Branicach, działacz tamtejszej „S”, internowany w nocy z 12 na 13 grudnia] przeniesiono z Opola do Cieszyna. Ewa [jego żona, lekarka rodzinna w gminie Branice] ma teraz dalej na odwiedziny – nie wiadomo w jakich warunkach w Cieszynie siedzą internowani. Wkrótce dowiedzieliśmy się, że internowanych przetrzymywano w nieogrzewanych celach więzienia w Cieszynie i jednocześnie nakłaniano ich do podpisywania deklaracji lojalności.
Rozpowszechnia się nowa forma protestu. Począwszy od 13-tego do końca stycznia, a następnie każdego 13 w kolejnych miesiącach, gasimy światła między godz. 21–21:15.
Julka choruje znów (od czwartku). Dr Niedzielowa rozpoznała zapalenie płuc. Dała jej wibramycynę. Byliśmy zrobić Rtg. Julkę męczy okropny kaszel, a wieczorem wysoka temperatura.
Wg dzisiejszych wiadomości – wywieziono tylko kobiety (z Olszynki) do Gołdapi. W Gołdapi obóz jest zrobiony z ośrodka RSW „Prasa” (podobno) i są tam lepsze warunki niż w Olszynce. Dziś do Białołęki pojechał ksiądz ze Świętego Marcina.
18 stycznia – poniedziałek
Wygląda na to, że nasila się fala oporu. Są wiadomości o mnożeniu się ulotek i gazetek (Warszawa wcale tu nie przoduje). Wezwania w nich zawarte znajdują odzew m.in. w postaci krótkich, parominutowych przerw w pracy, spędzanych w milczeniu, każdy przy swojej maszynie. W fabryce …….. w ……… [dziś nie pamiętam nazwy fabryki i miejscowości, tu utajnionych z wiadomych względów], gdzie od dawna nie ma żadnej produkcji z powodu braku materiałów (prowadzi się jedynie konserwację maszyn) robotnicy rozpoczęli dzień pracy od tego, że każdy z nich siedział przy swojej maszynie, na której była rozłożona „Trybuna Ludu” z nadrukiem „Prasa kłamie”. „Trybuna Ludu” zamieszczała informacje o ogromnej wydajności tych zakładów i wzroście produkcji, co ilustrowała liczbami.
Pojawiła się odezwa [Zbigniewa] Bujaka, [Wiktora] Kulerskiego i [Zbigniewa] Janasa zawierająca m.in. kodeks okupacyjny. Ośmioro intelektualistów (W. Wiłkomirska, ks. J. Zieja, M. Brandys, J. Rybicki, Z. Kuratowska, S. Broniewski – b. nacz. Szarych Szeregów, D. Olbrychski, St. Kieniewicz) wystosowało list do premiera zawierający żądania (słuszne).
Ja zaś, postanowiłam zaopatrzyć Kamienne tablice, które mam zamiar odnieść Żukrowskiemu (Mirek dostał je kiedyś od wdzięcznego ucznia i teraz będą jak znalazł) w stosowną dedykację. Coś w rodzaju: Autorowi w dowód uznania za działalność publicystyczną w TVP oraz ogromne zasługi w krzewieniu prawdy tamże. Mam zamiar tę dedykację podpisać imieniem, nazwiskiem i adresem. Nie wiem tylko czy szanowny autor na nią trafi, bo podobno ciągle mu składają książki pod drzwiami. Podobno w księgarniach na pytanie o „coś Żukrowskiego” odpowiadają: „ja wiem, pan chce kupić, żeby mu oddać, ale niestety wszystko już wykupione”. Wczoraj w „Głosie Am.” wywiad z Miłoszem (to było powtórzenie), który uświadomił nam, że potraktowaliśmy Żukrowskiego tak, jak Norwegowie potraktowali Knuta Hamsuna, kiedy ten poparł faszyzm.
Miłosz powiedział też o sobie (na pytanie czy sądzi, że będzie nadal drukowany w Polsce), że prawdopodobnie zostanie „ukarany przez władze, że jest «wieszczem obrotowym», którego w razie potrzeby ustawia się twarzą do ściany”.
Ostatnio jestem okropnie przygnębiona. Telefonował Ryś [Ryszard Praszkier]. Z tego, co mówił wynikało, że Ankę wyrzucili z pracy – pewnie dawali im do podpisania długo oczekiwane deklaracje lojalności. Kodeks okupacyjny nie rozstrzyga tego problemu, apelując jedynie, aby tę sprawę rozstrzygać wspólnie w zakładzie pracy. Są jednak miejsca pracy, gdzie rozstrzygnięcie jest jedno.
Byli wczoraj Irena i Staszek z chłopcami. Irena w lepszym nastroju. Poprzednio martwiła się, że się sprawa wypala i cichnie. Teraz sporo informacji o tym, że jednak coś się dzieje, a jej zdaniem w tym cała nadzieja. WRONa ma zaplanowane kolejne posunięcia z bardzo małym wyprzedzeniem. Być może nie liczyli się z tym, że w ciągu miesiąca nie spacyfikują kraju. Teraz mają pełne więzienia internowanych, aresztowanych, a także już skazanych; w kraju na nowo się gotuje, liczba aresztowanych i procesów wcale nie maleje. Do tego wszystkiego wrócił stary problem. Trzeba przeprowadzić podwyżkę (ma ona sięgać 400%) i władza znów się tego panicznie boi. To widać przede wszystkim z ruchów, które wykonuje, z przedstawianych „wariantów rekompensat” itd. Podobno krążą także (na górze) pogłoski jakoby robotnicy mieli wyjść na ulice w odpowiedzi na podwyżki. Są wiadomości, że w fabrykach gromadzone są łóżka polowe i zapasy żywności w celu skoszarowania tam wojska w krytycznym momencie.
Z publikowanych propozycji cen wynika także, że planowany zabieg cenowy ma na celu jedynie wyciągnięcie forsy od obywatela. Ceny mają wzrosnąć, ale ich struktura niewiele się zmieni.
W piątek był u nas Jacek B [Barankiewicz]. Opowiadał, że był świadkiem sceny, która rozegrała się w biały dzień na Marszałkowskiej, przy DT Centrum. Dwóch zomowców zatrzymało chłopaka, który mógł się im nie spodobać z racji ubioru. Był wystrojony w „szpanerskie buciki z długimi nosami, w szpanerską wypasowaną kurteczkę i cały był taki gogusiowaty”. Jacek też w tym typie nie gustuje, jak zrozumiałam. Zomowcy chcieli chyba chłopaka wylegitymować, a on nie miał, albo nie chciał dać im dowodu. Zaczęli się z nim szarpać, w końcu jeden z nich tak wykręcił chłopakowi rękę, że ten musiał się pochylić. Wtedy panowie milicjanci wyciągnęli swoje pały i zaczęli okładać chłopaka po potylicy, bardzo metodycznie. Jacek twierdzi, że gdyby nie tłum, złożony zresztą przeważnie z kobiet, który się tam zebrał i parował oburzeniem, zomowcy zatłukliby chłopaka. Przestali tłuc, kiedy zwisł im bezwładnie. Wtedy jeden go trzymał, a drugi poszedł prawdopodobnie po radiowóz. W tym czasie chłopak zaczął przychodzić do siebie, wyrwał się glinie i zaczął uciekać, niestety w stronę, z której nadchodził patrol ludowego wojska polskiego. Jeden z żołnierzy podstawił uciekającemu nogę i ten wyłożył się jak długi, pojechał po lodzie i rąbnął w jakąś barierkę. Udało mu się jednak wstać i uciekał dalej. Wtedy na ulicy rozległo się dudnienie żołnierskich butów, które za chłopakiem goniły i dopiero wtedy komenda oficera dowodzącego patrolem – „gońcie go”. Wg Jacka oficer od początku wyglądał jakby nie miał ochoty mieszać się do tej sprawy, ale sytuacja nie pozostawiła mu wyboru. Któryś z pilnych żołnierzy lub milicjantów mógł na niego donieść. Cała scena ucieczki rozgrywała się przy akompaniamencie gwizdów i okrzyków tłumu (gestapo i uciekaj, uciekaj). Scenie bicia natomiast towarzyszył płacz niektórych kobiet i ich apele do dusz i serc milicjantów. Jacek sądził, że chłopak miał w końcu szanse uciec (chyba, że gdzieś natknął się na następny patrol), głównie zresztą dzięki przewadze szpanerskich bucików nad żołnierskimi buciorami i wypasowanej kurteczki nad mundurem i przewieszonym przez żołnierza karabinem.
Nie jestem pewna czy spekulacje, że WRONa „rozluźnia uchwyt” są uprawnione. Być może jest ona nieco zdezorientowana, choć i tego nie jestem pewna. Sądzi się, że represje gospodarcze Zachodu były ciosem i że nie liczono się, że to nastąpi w takim stopniu. W końcu opinia Zachodu ustaliła się na jednoznacznie potępiającą i jednocześnie oceniającą wydarzenia w Polsce jako efekt nacisków ze strony ZSRR. A więc jednak nie wewnętrzna sprawa Polski!!
W „Wiadomościach” nr 8 znajdujemy cenną informację, że stan wojenny został wprowadzony w Polsce bezprawnie, ponieważ Rada Państwa nie ma takich uprawnień podczas trwania sesji sejmu. Ale trzeba tu dodać, że nie jest to pierwsze bezprawne posunięcie Rady Państwa tego typu, chociaż niewątpliwie pierwsze na taka skalę. W tych dniach mają zgonić sejm na pierwszą w stanie wojennym sesję. Ciekawe co im każą uchwalić, ale najciekawsze jest to czy posłowie się czegoś nauczyli przez minione 18 miesięcy. Warto odnotować tu, że bardzo bojowi posłowie, np. Edmund Męclewski i Edmund Osmańczyk znaleźli się wśród apologetów WRONy i publicystów nowego pisma „Rzeczpospolita” – pierwszy numer wypuścili we czwartek tj. 14 stycznia.
„Wiadomości” nr 7 zawierają jeszcze lepszą wiadomość. Stan wojenny jest pogwałceniem Konstytucji. Art. 33 mówi, że wprowadzenie stanu wojennego może być podjęte (przez sejm!) jedynie: (a) w razie zbrojnego napadu na PRL, (b) gdy z umów międzynarodowych wynika konieczność wspólnej obrony przeciwko agresji. Sprawdziłam teraz w konstytucji. Cytowany fragment zawiera p.1. W p. 2 mówi się jednak o wprowadzeniu stanu wojennego, „jeśli wymaga tego wzgląd na obronność lub bezpieczeństwo państwa”. Pod p. 2 można podstawić co się chce. A WRONa chce uważać, że „Solidarność” zagrażała bezpieczeństwu i obronności państwa.
Ważne wiadomości: WRONa urządziła Rozwalakowi [Zdzisław Rozwalak, członek Prezydium KK] konferencję prasową z dziennikarzami zagranicznymi. Rozwalak podpisał im poprzednio obszerne, odczytywane wielokrotnie w TV, oświadczenie odcinające się i w ogóle okropne. Na konferencji prasowej Rozwalak odwołał to oświadczenie i oświadczył, że podpisał je pod przymusem. Zdarzenie miało miejsce w ubiegłym tygodniu [12 stycznia 1982]. WRONa podała w oficjalnych komunikatach gołą wiadomość o konferencji prasowej. W komunikatach serwowanych na zewnątrz podawano podobno, że dziennikarze zachodni, źle zrozumieli oświadczenie czy wyjaśnienia Rozwalaka.
We Wrocławiu władze Regionu opublikowały oświadczenie, że 80 milionów złotych podjęto decyzją władz Regionu, przewidujących, że mogą się przydać (i przydają się), a upoważnione do ich podjęcia osoby nie dokonały żadnej kradzieży. Mirek obliczył, że skoro te pieniądze zostały podjęte 3 grudnia, tzn., że przeczucie wrocławian wiązało się z akcją na WOSP, [Wyższą Oficerską Szkołę Pożarnictwa], która miała miejsce 2 grudnia. 2 grudnia 1981 ZOMO i antyterroryści spacyfikowali trwający tam od 28 listopada strajk okupacyjny studentów, sprzeciwiających się podporządkowaniu WOSP wojsku. Zresztą bardzo dokładnie widać, że była to próba generalna (łącznie z odcięciem łączności). Szkoda, że my nie potraktowaliśmy tej akcji jako próbę.
19 stycznia – wtorek
Odrabiałam dziś zaległości w korespondencji. Postanowiłam wysłać kartki, żeby dać znak życia. Ale bardzo trudno było mi je zapełnić, bo zależy mi, żeby dotarły do adresatów. Julka narysowała list do Tomka Grossa. „Widokówka” przedstawia Koziołka Matołka przebranego w żołnierski mundur i z karabinem przechodzącego „mimo” drzewa, na którym siedzi czarna wrona. Te pocztówki to jest najnowsza rozrywka warszawiaków. Mała rzecz a cieszy.
21 stycznia – czwartek
Dopadła mnie grypa. Leżę i babcia też choruje. Julka zdezorientowana sytuacją pakuje mi się do łóżka, a ja się boję, żeby się ode mnie nie zaraziła, nie zaczęła chorować na nowo.
Z datą 15 stycznia bardzo ładne oświadczenie podpisane przez 101 osób. Chętnie podpisałabym je także. Ale czy mogłabym? Czy nie skierowałoby to na nasz dom niepotrzebnej uwagi służby bezpieczeństwa? Ktoś mógłby się też zorientować, że Mirek, „za karę” zesłany do szkoły niepoprawny „element antysocjalistyczny”, dostał możliwość nieprawomyślnego wpływania na serca i umysły swoich uczniów.
25 stycznia – poniedziałek
Dziś Julka zobaczyła przez okno kolumnę transporterów jadących w stronę Bielan (dotąd jeździły wyłącznie w stronę miasta) i powiedziała, że wojna się skończy, bo czołgi pojechały w drugą stronę.
Odbyło się pierwsze wojenne posiedzenie sejmu. Ogłoszono wygaśnięcie mandatów kilku posłów (podali nazwiska), którzy złożyli mandaty (?). Nie rozumiem co to dokładnie oznacza. Przypuszczam, że posłów też weryfikowano. Odtworzono w TV przemówienie Jaruzelskiego w sejmie. Sejm grzecznie klaskał. Przemówienia nie byłam w stanie wysłuchać w całości. Oświadczył m.in., że nie zwolnią internowanych. Deportować nie będą, ale jeśli jacyś działacze chcieliby opuścić Polskę, to nie będą stawiać przeszkód. Kultury nie będą tłamsić, ma się rozwijać, ale nie dopuści się do twórczości wyszydzającej ustrój itp. Jeśli będziemy grzeczni to stan wojenny zostanie zniesiony z końcem lutego, ale nie do końca.
Od wczoraj chorujemy wszyscy. Mirek dołączył do nas z zapaleniem ucha.
26 stycznia – wtorek
Dziś moje imieniny. N[atalia Woroszylska] przyniosła mi prezenty, które wkleiłam obok. [Wiersz Cypriana Kamila Norwida Do wroga. Pieśń „wygłoszony przez Daniela Olbrychskiego w kościele św. Stanisława Kostki na Żoliborzu podczas mszy św. za internowanych w styczniu 1982”].
oraz tekst śpiewanej przez Jana Krzysztofa Kelusa piosenki Ostatnia szychta w KWK „Piast” – słowa: Jan Michał Zazula; muzyka: Jan Krzysztof Kelus].
I piękne frezje. Przybiegła też Teresa [Bogucka] z herbatą – zatelefonowała pierwsza w tej sprawie i dzięki temu przypomniała mi, że mam imieniny. Upiekłam czarne ciasto (po raz pierwszy) i było pyszne. Muszę to powtórzyć. Dzwoniło mnóstwo ludzi. Michał, że ma dla mnie grafikę, Szania [Isia, Julianna Szaniawska], autorka przepisu na czarne ciasto i matka przyjaciół – krem, a wszyscy z uściskami. Mama zapomniała.
27 stycznia, 46 Jaruzela – środa
Oglądamy właśnie fragmenty wypowiedzi posłów na wczorajszym posiedzeniu. Przykro tego słuchać. To, co wygaduje w tej chwili Przymanowski nie da się po prostu opisać! To jest jakiś specjalny rodzaj czarnego humoru. W każdym razie samopoczucie tego pana jest zadziwiająco dobre. Z przerażeniem patrzę jak posłowie grzecznie i posłusznie klaszczą i śmieją się z obrzydliwych dowcipów pana Przymanowskiego (przed chwilą wytykał, że zwrócił uwagę, że niektórzy posłowie nie klaskali, kiedy przemawiał gen. Jaruzelski). Przedtem [Janusz] Zabłocki, kłaniając się nisko w stronę WRONy, stwierdził jednak, że dekret z 13 grudnia budzi pewne zastrzeżenia i dlatego koło PZKS wstrzyma się od głosu. [Zenon] Komender – nowy szef PAXu – polizał stopy generała (13 grudnia, [Ryszard] Reiff, ówczesny szef PAXu, jako jedyny członek Rady Państwa sprzeciwił się wprowadzeniu stanu wojennego za co PAX został ukarany – odebrano mu całą działalność gospodarczą). Następnie chrześcijanin [Kazimierz] Morawski poszedł w ślady Komendera. [Karol] Małcużyński wygłosił przemówienie, w którym próbował ratować godność posła, bo chociaż powiedział coś o niektórych przywódcach „Solidarności”, którzy w swojej działalności wykraczali poza ramy działalności związkowej, ale jednocześnie wskazywał na tragedię stanu wojennego. Mówił o internowaniach „na zapas”, itp. Zachwycił się WRONą [Edmund] Osmańczyk. „Odpór” Zabłockiemu i Małcużyńskiemu dał oczywiście [Janusz] Przymanowski. Skupił się przede wszystkim na tym ostatnim. Zabłockiemu poświęcił tyle uwagi co nieklaszczącym posłom. A twórców internowano przecież nie za to, że są twórcami, ale za to, że się brali za politykę, na której się nie znali (oklaski). A nikt nie zabrania twórcy siadać do biurka i pan P nie słyszał, żeby nie drukowano kogoś za to, że z jego poglądami politycznymi władza się nie zgadza. Innych rewelacji (np., że „Solidarność” posiadała listy proskrypcyjne, na których umieszczano osoby przewidziane do powieszenia wraz z dziećmi od lat 6) nie potrafię zrelacjonować, bo się cała trzęsę ze złości.
Wyjaśniło się, że te kilka mandatów poselskich, które wygasły, należało do tzw. byłych prominentów, na których teraz przyszła „kryska”. W sejmie dość luźno się zrobiło przez te dwa lata, jak zaczęli patrzeć na ręce „prawdziwej reprezentacji narodu”. Szkoda tylko, że patrzą tylko na wybrane ręce. No, ale inaczej, gdyby to robić naprawdę rzetelnie, na Wiejskiej musiałoby się zrobić naprawdę pusto. „Reprezentacja narodu” uchwaliła ustawę o stanie wojennym przy pięciu głosach wstrzymujących się i jednym przeciw. A Przymanowski kazał im się oburzać na prof. [Jana] Kotta (o zgrozo zaproszonego na Kongres Kultury Polskiej, podczas gdy do wybitnych twórców – Żukrowskiego i Przymanowskiego zaproszenia nie dotarły), że powiedział w wywiadzie dla „Newsweeka”, że posłowie na sejm PRL to kukły na sznurkach. Zresztą może porównanie Kleyffa z jego piosenki „sejm mówi tak” było bardziej trafne, na pewno oryginalniejsze. Należałoby wyciągnąć słowa tej wciąż aktualnej piosenki.
28 stycznia, 47 Jaruzela – czwartek
Przeczytałam dziś moje dotychczasowe notatki i ze zdziwieniem stwierdziłam, że nie ma w nich bardzo wielu rzeczy, o których myślałam, że je zapisałam. Nie udało mi się także „dogonić” dnia dzisiejszego z wydarzeniami, które miały miejsce zanim zaczęłam pisać. Postaram się to nadrobić. A za to dwa razy opisałam warunki stawiane przez [Henryka] Samsonowicza. Uniwersytet ciągle jeszcze nie pracuje. Ponieważ jestem chora i nie bywam w Instytucie mam mniej wiadomości o tym, co się dzieje. Wg relacji z ubiegłego tygodnia rektor Samsonowicz został usunięty z PZPRu (niespodzianką dla mnie było, że był członkiem) przez Woj. KKP tj. Wojewódzką Komisję Kontroli Partyjnej(organizacja uniwersytecka jest podobno zawieszona). [Henryk] Samsonowicz miał powiedzieć, że w żadnym wypadku nie ułatwi zadania WRONie i nie ma zamiaru sam składać żadnych rezygnacji. Podobna sytuacja jest w UAM. W niedzielę był kurier z Poznania – pierwszy bezpośredni kontakt. Tam zwolniono prorektora [Janusza] Ziółkowskiego, a przedtem rektorowi proponowano, żeby sam złożył rezygnację. W oświacie dużo gorzej niż w Warszawie. W szkołach podstawowych nauczyciele polskiego, historii i WOP składają ustne deklaracje lojalności (przed dyrektorem). W Regionie mają nowy Zarząd, który działa utrzymując stare struktury związkowe. Zbierają składki, wydają jedno centralne pismo Obserwator Wielkopolski. Wpadło im 13 grudnia bardzo dużo poligrafii. Mają już stały kurierski kontakt z Wrocławiem, Gdańskiem i Łodzią. Rozwalak – skreślony. Miał podobno powiedzieć w swoim kręgu, że po rozmowach z Cioskiem widzi dla siebie miejsce w nowych, socjalistycznych zw. zaw.
Wiadomość o odwołaniu przez [Zdzisława] Rozwalaka oświadczenia czytanego w TV uległa weryfikacji. Informacje od reporterów BBC, którzy uczestniczyli w wydarzeniu. Było to spotkanie dziennikarzy zagranicznych z robotnikami Cegielskiego. Robotnicy wystąpili w znaczkach „S” lub „element antysocjalistyczny” i dementowali oficjalną propagandę o strajkach w Cegielskim (jednak były), o produkcji (mizerna) itd., itp. Kiedy dziennikarze dowiedzieli się, że w zakładach pracuje Rozwalak poprosili, aby go też zaproszono, co nastąpiło po krótkich wahaniach. Rozwalak miał wtedy powiedzieć o sobie, że jest skończony, że się dał złamać, nie chciał i bał się uwięzienia. Pod tą presją zgodził się podpisać oświadczenie, którego gotowy tekst podsunięto mu. Podobno [Jerzy] Urban przy jakiejś okazji oświadczył, że Rozwalak odwołał odwołanie.
O Urbanie opowiadają, że jest przykładem najbardziej nieudanej operacji plastycznej – przyszyli uszy do tyłka. Opowiedziałam to Szani [Isia Szaniawska], bo byłam pewna, że znajdę w niej wdzięcznego odbiorcę. Była zachwycona. Wszyscy hierarchizujemy nasze antypatie. Kiedy Urban został rzecznikiem prasowym rządu, jeszcze w dawnych czasach przedwojennych, Szania orzekła, że jest to próba rozpętania hecy antysemickiej. Urban się przyjął pod nazwą niedorzecznik.
Z naszych rozważań nad poniedziałkową „debatą sejmową”. Mizernie wypadła próba [Karola] Małcużyńskiego. Resztek ani części godności nie da się obronić. Trzeba iść na całość albo od razu się zdecydować na rolę kukły na sznurkach. Bo taki lub inny Przymanowski obśmieje, obrzuci błotem tę próbę, a protekcjonalnie odwoła się do tego cienia koncesji na rzecz władzy („będziemy razem, drogi Karolu, walczyć z tymi elementami co wykroczyły w działalności związkowej poza swoje kompetencje”). A Zabłocki próbował i Panu Bogu świeczkę i diabłu ogarek. Wstrzymali się od głosu z powodu prawnych zastrzeżeń. Sejm poklepał niegrzeczne dzieci po pupkach, ale wielkodusznie im wybaczył. W końcu ci panowie nie zrobili sejmowi prawdziwej przykrości, nie zmusili do poważnego potraktowania swoich wystąpień i siebie samych.
Dziś Mirek skończył poprawki w pracy magisterskiej. Można zawieźć ją znów promotorowi. Teraz już będzie do przepisywania na czysto. Jeszcze dwa wyjazdy do Białegostoku i koniec z tym problemem. 12 stycznia był już Mirek w dziekanacie. Dostał zaświadczenie o absolutorium co w efekcie podniosło mu pensję o 500 zł. Magisterium da mu stałe zatrudnienie. A kłócił się kłótnik, że to nie ma znaczenia.
1 lutego, 51 Jar – poniedziałek
Wczoraj w wieczornym DTV wiadomości o zajściach w Gdańsku (sobotnich). Informacje b. skąpe. Zatrzymano ponad dwieście osób. W starciach z milicją obrażenia odniosło sześć osób i ośmiu milicjantów. Równie skąpe wiadomości w radiu zach. Gdańsk ukarany wydłużeniem godziny policyjnej (od 20 do 5), wyłączeniem telefonów, zakazem poruszania się samochodów prywatnych, pełnym zakazem zgromadzeń, zebrań, spotkań itp. Nam wolno już bez zezwolenia urządzać spotkania rodzinne!!! Co do przyczyn wydarzeń w Gd. właściwie brak wiadomości. Były to raczej zajścia uliczne („przeważa młody wiek zatrzymanych, ale nie dajmy się tym zmylić – działali z inspiracji wrogich…” itp.), prawdopodobnie z hasłami przeciw podwyżce. W W-wie (więc może i w Gd) przekazywano wiadomość z grypsu [Lecha] Wałęsy, w którym wzywał do protestów przeciwko podwyżce cen. Krążą różne przypuszczenia na temat spodziewanych strajków lub protestów w Ursusie i w Hucie W-wa. Ale sądzę, że to raczej przypuszczenia niż wiadomości. Zresztą wkrótce się okaże. Myślę jednak, że jeśli nie teraz to w ciągu miesiąca, dwóch, kiedy okaże się, że za pensję z rekompensatą trudno związać koniec z końcem, a podstawowych artykułów ciągle brakuje, może się rzeczywiście coś wydarzyć gwałtownego. Z dotychczasowych obserwacji wynika, że WRONa nie jest bardzo dobrze przygotowana na zwalczanie masowego protestu. Wbrew pozorom i wtykanej nam propagandzie, już z samych gazet można wyczytać, że nie ma spokoju, że w całym kraju ciągle wrze, że stale mają miejsce jakieś bagatelizowane strajki, protesty itd. Wczoraj wieczorem wizyta N-skich [Andrzej i Elżbieta Notkowscy]. Andrzej opracowuje znakomitą analizę propagandy prasowej WRONy. Tylko tam można przeczytać, że jest spokój, kraju nie nękają strajki itd., itp., ale jednocześnie liczba strajkujących w Polsce zakładów, przez te 50 dni idzie w setki!!!
Dostaliśmy paczkę z RFN. Przed południem zadzwonił telefon i ktoś przekazał Mirkowi informację, że jest dla niego paczka z RFN do odebrania w kościele Świętego Krzyża między 12 – 13. Mirek pojechał z siateczką, a przywiózł karton, do którego po opróżnieniu mieści się swobodnie Julka. Wyszedł z tą paką z kościoła i zdążył dojść do bramy Uniwersytetu – zatrzymał go patrol milicyjny. Wylegitymowali go i zrewidowali całą paczkę. Wszystko wywalali, bo „może pod tym papierem coś jest”. Przechodnie patrzyli na milicjantów z politowaniem. Oni wywalali zawartość (puszki z mięsem, rybą, mlekiem, ryż, płatki owsiane, kakao, mydło, pasta do zębów, proszek do prania, papier toaletowy, maggi, kiełbasa itp.) z zazdrością i nie chcieli wierzyć, że Mirek nie wie od kogo to wszystko dostał. A tu rzeczywiście, nie wiadomo komu dziękować. Do paczki załączona była pocztówka z widoczkiem miasta Bergstadt Oerlinghausen. Bardzo miła mieścina położona na zboczu zielonej góry. [Dziś Google informuje, że to miasteczko w środku Lasu Teutoburskiego ma 17000 mieszkańców]. Napiszemy do burmistrza.
5 lutego (55) – piątek
I już piątek. Kolejny tydzień z WRONą przeminął. Julia już zdrowa. Jeszcze nie chodzi do przedszkola. Chodzimy na spacery. Dziecko nabiera kolorów i zaczyna przyzwoicie wyglądać. Jesteśmy ostatnio dużo razem. Prowadzimy poranne rozmowy w łóżku (nie trzeba się spieszyć do przedszkola). Jest bardzo przyjemnie. Nie chce mi się zabierać do pracy. Mogłabym w wolnych chwilach posiedzieć nad „moją” percepcją subliminalną. Przychodzą mi różne pomysły do głowy. Szkoda tylko, że tak naprawdę nie wiem, czy założenia są uzasadnione. Należałoby wreszcie zrobić to sprawdzenie, żmudne, a proste eksperymentalnie.
Tyle czasu spędzam ostatnio z Julką, a ciągle jestem nią po prostu oczarowana. To mi się czasem wydaje niesamowite, staram się ukrywać przed innymi z tym zakochaniem we własnym dziecku (ale nie przed nią). Ale też Julka jest teraz w rozkosznym okresie (nie lubię tego określenia, ale ono najlepiej pasuje). Przemawia do nas tak wspaniale, w naturalny sposób wprowadza swoje fantazje w nasze życie, jest pełna wdzięku i naturalna. Często wygłasza długie monologi i dialogi w zabawie, które dobiegają do nas z jej pokoju. Tatuś jest jej miłym Krokodylem, mama Krokodylicą. „Ja jestem Krokodylątko”. [tu: dziecięcy bazgroł] (odeszłam na chwilę do kuchni i Jula „uzupełniła” zapis).
A Natalia jest Natalią – powiedziało nasze dziecko. Ale po chwili popatrzyła przenikliwie na Natalię i widocznie uznała, że Natalia wolałaby być krokodylem, należeć do naszej krokodylej rodziny (a może, że należy już do nas), bo zapytała: „Natalio, czy chcesz też być Krokodylem?”.
„Podczas sejmowej dyskusji w dniu 25 stycznia br. poseł, płk Janusz Przymanowski poddał pod rozwagę projekt przywrócenia godłu państwowemu korony na głowie orła – jako symbolu suwerenności socjalistycznej Polski i majestatu PRL, zgodnie z chlubnymi tradycjami tego godła”.
[Wycinek wklejony do zeszytu] To jest wycinek z dzisiejszego Expresu Wieczornego. Tego fragmentu exposé posła Przymanowskiego nie pokazali nam w telewizorze. Sądzę, że Wysoka Izba szparko uchwali koronę jako symbol socjalistycznej suwerenności. Wprowadza się też rogatywki dla wojska.
Julka w zatłoczonym tramwaju chciała koniecznie wiedzieć, gdzie Natalia ma swojego Witka. Musiałam jej powiedzieć, że go WRONa internowała. A dlaczego? – padło nieuchronne u czterolatki pytanie, skupiając na nas uwagę współpasażerów. – Myślę, że się go boi – odpowiedziałam czując na sobie badawcze spojrzenia. Nie dało się odgadnąć czy życzliwe.
Uniwersytety zaczynają regularnie działać od 8 lutego. Pierwsze dwa dni będą poświęcone na pouczanie studentów. Ja jeszcze na zwolnieniu. U Mirka w szkole był wczoraj prokurator Czajka. Pouczał nauczycieli i uczniów klas maturalnych.
Jutro Natalia jedzie do Witka. Upiekę czarne ciasto. Chciałam je czymś nadziać, choćby kartką z ucałowaniami, ale okropnie na mnie nakrzyczeli (Mirek z Natalią, a potem dołączyła Teresa). Nie rozumiem ich. Na pewno nadziewane byłoby dużo lepsze. W końcu zgodzili się na daktyle.
Jest jakaś afera z grypsami z Gołdapii. W ogóle nie jest tam podobno przyjemnie. Przesłuchują stale, straszą odbieraniem dzieci itp. Podobno niektóre z pań dają się zastraszyć i prowadzą jakieś rozmowy, co dodatkowo psuje atmosferę. Poza tym usiłują wywrzeć nacisk na niektóre twardsze osoby (m.in. Ankę Kowalską) informując je, że zostały przechwycone ich grypsy.
PAULA SAWICKA
[1] Autorami „Sondy” byli Andrzej Kurek i Zdzisław Kamiński i to oni prowadzili program, którego współtwórcą był także Marek Siudym. Nie wiem dziś czy w „Sondzie” stanu wojennego, czyli „Małej Sondzie”, zamiast Kamińskiego pojawił się Siudym, czy zrobiłam błąd wymieniając jego nazwisko.