Adamowi Jasserowi ku pamięci
Kryzys wieku średniego (któż go nie przechodził, a jakże, wieki temu) to jest kaszka z mleczkiem w porównaniu z kryzysem wieku starczego. Ten ostatni strasznie mało opcji sobą przedstawia. Bo naonczas człowiek generalnie się odchudzał, fundował sobie operację plastyczną tego i owego, albo kwicząc z bólu poddawał się serii zastrzyków z botoksu i z kolagenu, kupował wystrzałowe ciuchy z drugiego obiegu, farbował włosy na różowo i jechał w góry albo do wód, zadając szpanu. Można się było jeszcze załapać na letnią przygodę, a nawet nieco trwalszą relację. Bywało, że do człowieka wprowadzał się wtedy drugi człowiek. Po chwilowym entuzjazmie wraz z upływem dni narastała konstatacja: to już nie to. Ten drugi okazywał się skąpy. Albo rozpustny. Odznaczał się naturą kontrolera. Miał hyzia na swoim punkcie. Domator, czekający na domowe kolacyjki. Albo włóczykij od knajpy do knajpy. Żłopał piwo. Był bezwzględnym abstynentem. Uprawiał Tai Chi i pichcił tofu. Miał trójkę dorosłych dzieci. Był zajadłym kawalerem. Lubił wyłącznie towarzystwo swoich kumpli. Pracoholik, nie wstawał od rajzbretu. Leń, co szklanki po herbacie nie włożył do zmywarki.
I tak trwało zimne obmacywanie wzrokiem. Bez wątpienia wzajemne.
Kryzys wieku starczego nie zna takich sytuacji. Człowieka otacza dzwoniąca w uszach pustka, a gdy wychodzi na ulicę, przybiera strukturę powietrza. Ponieważ jest niewidoczny dla postronnych, ciągle go ktoś zahacza łokciem lub następuje na stopę.
Na starość chłopy babieją, a baby chłopieją. Gdyby nie pewne niuanse w ubiorze, trudno byłoby odgadnąć ich płeć. Nazwijmy ją neutralną. Lub bezinteresowną, bo nikogo już nie interesuje.
Rozglądanie się za drugim mija się z celem, bo co niby można by z nim robić. Grać w pchełki pastylkami, mającymi oszukać podstępny organizm? Człowiek liczy lata (w urzędzie słyszy, jeśli w ogóle jeszcze słyszy bez aparatu: „O, moja babcia ma taki sam PESEL”) i zagląda do statystyk średniej długości życia. Nie wyglądają one zbyt korzystnie. Coś niewiele tego czasu zostało. Tylko przez chwilę cieszy się, że właśnie odnaleziono najstarszego mężczyznę świata, Jordańczyka liczącego 114 lat. Jakaś Francuzka podobno dożyła 117 lat, ale pewnie sobie dodała, co u kobiet w kryzysie wieku średniego jest wręcz nie do pomyślenia. Jakby człowiek szedł na taki rekord, to by się okazało, że już dawno pomarły dobre dusze, które się nim zajmowały. Telefonowały codziennie rano z jednym i tym samym pytaniem: „Żyjesz jeszcze?”. Dziwiły się, że ciągle padała odpowiedź twierdząca, aż w końcu same się zawinęły.
W kryzysie wieku starczego człowiek grzebie się w albumach rodzinnych i studiuje wiek przodków. Odchodzili z tego świata w przedziale wiekowym 54-73. Niedobrze. Może ktoś przed nimi wyróżniał się krzepą, ale drzewa genealogicznego nie da się rozrysować, bo brakuje większości danych.
W skamieniałych odchodach dinozaurów polscy uczeni dokonali ostatnio niebywałego odkrycia, które opisał cały świat: znaleźli tam owada, który po wielu zabiegach zaczął przejawiać oznaki życia. Niezły zadatek na nieśmiertelność, ale czy a: człowiek chciałby się przeistoczyć w owada; b: w tej formie dać się połknąć dinozaurowi, a następnie zostać wydalony w potężnej masie fekalnej. Wybudza się taki po setkach tysięcy lat i jest totalnie wyalienowany. Na dodatek może go dziobnąć byle gołąb czy wróbel, jak na ironię wywodzący się z dinozaurów czy pterodaktyli. I cała męka na nic.
Kryzys wieku starczego polega na wygłaszaniu w pustkę litanii bólów, koronek chorób, zdrowasiek kalectw. Jest to gadanie po próżnicy, bo niczego ono nie zmieni. Jeśli, to raczej na gorsze w miarę upływu czasu. Kiedy człowiek wlecze się do apteki, swego ulubionego miejsca zakupów (a kiedyś były nimi butiki), omiata stęsknionym wzrokiem półki z lekami i pseudolekami, pragnąc zgarnąć je wszystkie. A nuż któryś okaże się cudotwórczy. Drżącą ręką (czyżby oznaki Parkinsona?) podaje komórkę z e-receptą i wyciąga przygotowaną zawczasu torbę podróżną, którą kiedyś brał na wakacje. Płaci kartą kredytową, nie patrząc na wysokość rachunku, zresztą zaćma dojrzewa do operacji, więc i tak niedowidzi. Najwyżej zje nazajutrz bułkę bez masła.
Kryzys wieku średniego odznacza się wybuchem szaleństwa. Człowiek gwałtownie chce coś zmienić w swoim poukładanym życiu, zerwać krępujące go więzy, na nowo się zakochać albo zagrać z losem w loterię. I rusza w piruety. Otóż kryzys wieku starczego w pewnych okolicznościach może też pociągnąć za sobą pokazanie faka własnemu organizmowi. Człowiek o kulach może na przykład zaciągnąć się na statek żaglowy i ruszyć w podróż od kanału La Manche do północnej Hiszpanii, a stamtąd do Lizbony. Jest to rejs szczególny, bo jego uczestnikami są niemal sami lekarze. W najgorszym razie człowiek może się na pokładzie poddawać codziennie innej operacji, bo w specjalistach może przebierać jak w ulęgałkach. W przerwach między wachtami wykażą się chyba koleżeńską solidarnością. A przy okazji nie wyjdą z wprawy.
RENATA GORCZYŃSKA