Ákos Győrffy, węgierski autor średniego pokolenia, autor powstającego obecnie cyklu „Metafizyka codzienności”. Samotnik związany z Zakolem Dunaju, niestrudzenie poznaje i opisuje spokojne piękno tego miejsca i losy jego mieszkańców. W „Księdze przyjaciół” ogłosiliśmy jego tekst „Na skraju”.
Teresa Worowska
Ákos Győrffy
Przywracanie porządku
– Koniecznie to przeczytaj – powiedział pewnego jesiennego popołudnia przed piętnastu laty Csabi, który niegdyś naprawiał w Nagymaros rowery. Stał przed warsztatem plecami do mnie i biedził się z przerzutką. Obok narzędzi leżała książka, widziłem tylko fragment okładki, ale od razu rozpoznałem na niej obraz Caspara Davida Friedricha. – Cudowna książka – dodał jeszcze, nic więcej.
Csabi już nie żyje, któregoś dnia upadł na ziemię i taki był koniec. Miał mniej więcej tyle lat, ile ja teraz. Pewnie to bez znaczenia, choć czasem przychodzi mi do głowy, że nie byłoby nic dziwnego w tym, gdybym i ja już dawno umarł. To właściwie cud, że jeszcze żyję, nie rozumiem, jak to możliwe. Csabi umarł młodo. Jak to mówią, w kwiecie wieku. Kiedyś mi się przyśnił, już po śmierci. Jak przed laty, i teraz stał w warsztacie plecami do mnie, wytarł ścierką brudne od smaru ręce, odłożył śrubokręt na stół i wygłosił do mnie krótki wykład o wędrówce duszy w zaświatach – jakie stacje musi ona tam przejść, nim przyjmie ją jakieś łono, by dać jej nowe ciało.
Tak mi się przyśnił. Przyniosłem książkę do domu i tej samej nocy przeczytałem. O autorze nigdy wcześniej nie słyszałem. Csabi miał rację, Na Marmurowych Skałach to rzeczywiście cudowna książka, ale i ja nie potrafię tego dokładniej wyjaśnić. Rzadko mi się przydarza, bym podczas lektury miał wrażenie, że opowieść wypływa na światło z mojej własnej podświadomości. Że każde zdanie tej książki brzmi tak, jakbym sam je wyśnił.
Nigdy naprawdę nie wierzyłem, że literatura może mieć moc oczyszczającą, ale czytając Na Marmurowych Skałach przyszło mi doświadczyć prawdziwości tego banalnego stwierdzenia. Zresztą oczyszczenie nie jest tu najlepszym słowem. Znacznie dokładniejszym wydaje mi się przywrócenie porządku.
To, że poezja po niemiecku nazywa się Dichtung, co oznacza zgęszczanie, można zrozumieć między innymi właśnie dzięki książkom Ernsta Jüngera. Świat Marmurowych Skał nie przypomina naszej rzeczywistości. To uniwersum pejzaży, kamieni, zwierząt i roślin, wód i ludzi, które znajduje się znacznie bliżej świata antycznych Greków, konkretnie Homera, niż XX-wiecznej Europy. A jednocześnie wszystko to nie oznacza obcości czy nieuzasadnionej abstrakcji, wręcz przeciwnie. Niewielu pisarzy znało tak dogłębnie i całościowo naturę jak Jünger. Ale nie chciał ukazywać jej w sposób, który zadowoliłby botaników czy ornitologów; nawet najskromniejsze drobiazgi rozbłyskują u niego wewnętrznym blaskiem, który prześwieca daleko poza świat materii. W jego dziełach spotykamy się z tak głębokim, intymnym, żarliwym, a jednocześnie zdumiewająco trzeźwym obrazem życia, jaki widzą chyba tylko aniołowie.
Literatura nie oczyszcza, tylko przywraca w czytelniku porządek. Przypomina o pierwotnej strukturze duszy.
„Znacie wszyscy nieokiełznaną żałość, która ogarnia nas, gdy wspominamy chwile szczęśliwości. Jakże nieodwracalnie odeszły, a czas oddziela je od nas bardziej niemiłosiernie niż wszelka przestrzeń. Z lustra pamięci obrazy wyłaniają się ponętniej i powracamy do nich myślą jak do ciała zmarłej kochanki, które spoczywając głęboko w ziemi, przyprawia nas na podobieństwo pustynnej fantasmagorii o drżenie wznioślejszym i bardziej uduchowionym pięknem” [tłum. W. Kunicki]. Tak brzmią pierwsze trzy zdania powieści Jüngera.
Rozbudziła ona we mnie wówczas jakąś przemożną, dziką melancholię, pragnienie, bym spróbował rozpoznać głębszy sens swojego ziemskiego istnienia i ustalić rzeczywistą przestrzeń ludzkiego życia. Prowadząca do ucieczki i katastrofy idylla Marmurowych Skał opowiada nade wszystko o porządku. O wewnętrznym porządku człowieka duchowego. Jeśli taki porządek w ogóle istnieje.
Po przeczytaniu tej książki przez dłuższy czas nie pragnąłem niczego więcej poza życiem w takim świecie, w zbudowanym na Marmurowych Skałach klasztorze nad brzegiem morza. Minęło wiele lat, zanim zrozumiałem to, o czym mówi Jünger – że przecież tam właśnie żyję. Lecz co zrobię, gdy któregoś dnia barbarzyńska hołota ze sforą psów wypadnie z lasu?
Tłum. TERESA WOROWSKA