Pisząc o życiu Konstantego A. Jeleńskiego starałam się go odnaleźć: ulotnego i zmiennego, poszukującego swojej tożsamości. Opowieść o nim najprawdziwiej brzmiała jednak wówczas, gdy była spleciona z rozmów, odbić. Ustawiał się na drugim planie. Lubił być magnetycznym tłem, na którym błyszczeli inni. Pisarz bez ambicji, który jednak doskonale rozumiał ambicje cudze: potrzebę istnienia, lśnienia, bycia oklaskiwanym. Był jak postać z Prousta: czasami Swann, kiedy indziej baron Charlus. Artysta bez dzieła, zakochany w chłopcach i żyjący z kobietą. Dyplomata bez teki, najwierniejszy promotor Gombrowicza.
Młody mężczyzna ze skromnie odwróconym spojrzeniem manipuluje przy białym pasku. Pasek oddziela wyciętą na plecach, pasiastą koszulkę od ciemnych slipów. Uczesany gładko, z przedziałkiem, model jest ikoniczny, posągowy. Jego kostium to ostatni krzyk mody: ściśle przylegający do skóry, pozostawia pływakowi swobodę. [...] Dziś trudno sobie wyobrazić wełniany kostium kąpielowy. Ale taki właśnie ma na sobie Robert Redford jako Jay Gatsby w filmie z 1974 roku. Czy Wielki Gatsby „pływał”, czy raczej zażywał kąpieli? To dwuznaczne, szczególnie, jeśli przypomnimy sobie zwłoki Gatsby’ego, „pływające” twarzą w dół w basenie. W podobnym, jednoczęściowym pasiastym kostiumie paraduje bohater "Śmierci w Wenecji" Viscontiego.
Ten złożony z ponad sześćdziesięciu utworów cykl to listy do wyimaginowanego przyjaciela. Ich motywem przewodnim jest pragnienie rozmowy, trudność porozumienia – poprzez bogactwo i przemieszanie języków. Wielość języków wyostrza wrażliwość na słowo, potrzebę precyzyjnego sensu, ale często zamiast zbliżać skazuje na wieczne przybliżenia, zaniemówienie, językowe wygnanie.
Thomas Bernhard chorował na płuca, miał kłopoty z oddychaniem. Lekarze pozwalali mu pić tylko tyle wody, ile było konieczne dla przeżycia. Był wiecznie spragniony. Wyobrażam sobie Bernharda przed Tintorettem. Jego ciężki oddech, w prawie pustej sali. Jego suche wargi, jego wieczne pragnienie. W wiedeńskim muzeum jest cicho – zwiedzający porozumiewają się szeptem, w poczuciu obecności czegoś większego od siebie.
Zaczęło się od wieloskładnikowej sałatki. Zaklęta w jej włoskiej nazwie Macedonia była dla autorki pierwszym zetknięciem z Bałkanami. Diana Pinto od dzieciństwa dzieli duszę między trzy języki: włoski, francuski i amerykański angielski. Nostalgicznie i żartobliwie, „od kuchni” Pinto opowiada o budzeniu się geopolitycznej świadomości. Jest wrażliwa na obciążone historią słowa...
Jeszcze nie pora na wspominanie: dość czułe, ale takie, w którym udałoby się usunąć siebie. Teraz jest tylko uczucie osierocenia, przypominają się urywki rozmów, przed oczami przesuwają się migawki. Zostałam wyróżniona, ale wiem, że Adam miał czas dla ludzi: mniejszych, większych, młodszych, także nieopierzonych poetów. Czytał rękopisy, których potoki przesyłali mu znajomi.
Czy topografia "Wielkiego Gatsby’ego" to okolice miejscowości Great Neck na Long Island, gdzie Fitzgeraldowie mieszkali od 1922 do 1924 roku? A może pisarz zmieszał tamtejszą scenerię ze wspomnieniem miodowych, letnich miesięcy w Westport, a pobliskie Easton i Weston mają coś wspólnego z powieściowymi East Egg i West Egg? Może posiadłość Gatsby’ego przypominała rezydencję barona przemysłowego, Fredericka E. Lewisa, od którego Fitzgeraldowie wynajmowali domek dla służby?
Wiersze, które przez całe życie najżarliwiej mnie przyciągały to utwory, w których dokonany zostaje intymny wybór lub dochodzi do tajnego paktu, wiersze, w których słuchacz lub czytelnik w znaczący sposób uczestniczy, ponieważ do niego adresowane jest zwierzenie albo okrzyk.
"Wszyscy kłaniali mu się na ulicy, / nieprawdopodobny polityk, raczej Król-Filozof: / przenikliwe niebieskie oczy, spokojne spojrzenie, orli nos, / nienagannie przystrzyżona broda. W innym życiu namalował go / Frans Hals: historyka sztuki, moralną wyrocznię. [...] Służył wiecznej Polsce / z dala od jej zgiełku, w tym wąskim przesmyku pomiędzy / turniami religii i rysami historii, / jasny prawy mąż".
Czytanie poezji Mandelsztam porównuje z wędrowaniem, próbą dotrzymania kroku innemu poecie. W "Meridianie" Celan powie: „Wiersz jest samotny. Jest samotny i w drodze. Kto go pisze, jest wespół z nim w drodze”. [...] Celan podkreślał, że przekłady Mandelsztama są dla niego równie ważne jak własne wiersze. Jego pamięci poświęcił "Różę niczyją" (1963). Ten tom pisał jakby na dwa głosy i cztery ręce.
Do poprawnego działania naszej strony niezbędne są niektóre pliki cookies. Zachęcamy również do wyrażenia zgody na użycie plików cookie narzędzi analitycznych. Więcej informacji znajdą państwo w polityce prywatności.