Klamka zapadła, budynek czekał w częściach, budowa rozpoczęta, więc żeby ją dokończyć sprzedaliśmy wrocławskie mieszkanie Danusi. Zdecydowaliśmy też, że nie otworzymy muzeum, ale wrócimy do wcześniejszych planów – tyle tylko, że zamiast kawiarenki w odtwarzanej chacie zrobimy... restaurację!
"Muzeum ziemi ojczystej" Lenza, jedna z najważniejszych powieści mazurskich, w miękkim, tanim i nieco tandetnym wydaniu, pojechało z nami do Berlina, w którym zarabialiśmy na budowę naszego „nowego–starego” mazurskiego domu. Tam, snując plany o nowym życiu na Mazurach czytaliśmy tę książkę, przypominając sobie, że wcześniej w niemieckiej telewizji oglądaliśmy trzyodcinkowy film, nakręcony na podstawie tej powieści (ale wówczas była to dla nas odległa historia z nieznanych Prus Wschodnich). Lenz opowiada w niej w sposób barwny historię Mazur poprzez ukazanie losów mieszkańców literackiego Łukowca (czyli Ełku) od I do II wojny światowej. Narratorem powieści jest Zygmunt Rogalla – twórca prywatnego muzeum, gromadzący z pasją świadectwa historii swojej okolicy, bo – jak mówi: „wiedza na temat stron ojczystych [...] jest początkiem wiedzy o świecie”. I to wówczas, po przeczytaniu książki, zaczęło kiełkować kolejno ziarnko...
Wybudował ją bogaty gospodarz, który „powrócił z Ameryki” – zapewne dlatego była znacznie większa – niż sąsiednie chałupy kurpiowskie, a jej pomieszczenia znacznie przestronniejsze i wyższe (zapewne przygotowane z myślą o prowadzeniu jakiejś działalności). Dowiedziałem się, że właściciel zamieszkał w niej „przed wojną bolszewicką” (czyli przed 1920 rokiem), że „wynajmował pokoje polskim pogranicznikom” (chałupa stała w pobliżu komory celnej na ówczesnej granicy z Prusami Wschodnimi), po 1939 roku podobno „była w niej kantyna”, a tuż po zakończeniu wojny szkoła (budynek szkoły we wsi wybudowano kilka lat później), potem był jakiś sklep i poczta – z tego czasu na drzwiach wejściowych zachowała się emaliowana tabliczka z napisem „Znaczki pocztowe” (wisi na nich do tej pory), a na poddaszu działał fryzjer.
Powoli dom i otoczenie stawały się coraz ładniejsze, my - pomimo ogromu pracy, czuliśmy się dobrze, a nasze wakacyjne pobyty stawały się z każdym rokiem coraz dłuższe. Gdy okazało się, że więcej czasu spędzamy tu, a nie w Berlinie, zapadła decyzja by na Mazurach zamieszkać na stałe.
Na słabo zaludnionych Mazurach osadnicy widziani byli zazwyczaj chętnie. Przyjmowano ich z północnego Mazowsza, Litwy i bardziej odległych stron. Wśród nich byli m.in. menonici przybyli z Holandii w XVI wieku (dając początek tzw. kolonizacji olenderskiej) czy arianie, zwani braćmi polskimi - zwolennicy tolerancyjnego odłamu kalwinizmu wygnani z Polski, którzy po 1658 roku osiedlili się także w powiecie piskim. W latach 1680-1740 w Prusach Książęcych osiadło siedem tysięcy Szwajcarów, siedem tysięcy Bawarczyków, 3 tysiące Saksończyków oraz bardzo duża grupa luteranów z księstwa Salzburga. Przy ich pomocy władcy zasiedlali "pustki" - tereny wyludnione wojnami i zarazami oraz kolonizowali obszary do tej pory niezagospodarowane.
Dokładnie 160 lat przed nami, wiosną 1832 roku przybył na Mazury starowierca Fiodor Iwanow Czujow, który kupił 230 morgów 20 prętów (czyli ponad 130 hektarów) ziemi nad niewielkim Jeziorem Kadzidłówko i w ten sposób zapoczątkował historię najmniejszej mazurskiej wioski strarowierskiej, nazwanej Kadzidłowo (po niemiecku Kadzidlowen, od 1938 do 1945 Einsiedeln – czyli„pustelnia”). Etymologia nazwy nie jest pewna, może pochodzi po prostu od słowa „kadzidło”, być może od nazwy masowo rosnących niegdyś w tej okolicy sasanek, przez starowierców zwanych katiałkami (Katiałowo = Kadzidłowo?).
Z pierwszej podróży do Puszczy Piskiej w 1990 roku utkwiły mi w pamięci: bezkresna knieja, labirynt leśnych dróg, duża liczba drewnianych chałup, ale także brak sklepów, restauracji i hoteli. Zapamiętałem biało-niebieską, drewnianą cerkiew w Wojnowie i klasztor na końcu tej wsi oraz malowniczy, niewielki cmentarz w Kadzidłowie, otoczony niskim, omszałym płotem ze sztachet, z kilkoma równie omszałymi krzyżami w typie prawosławnym. Nie znałem wtedy historii Mazur, niewiele wiedziałem o starowiercach, a raskolnicy kojarzyli mi się głównie z nazwiskiem głównego bohatera powieści Dostojewskiego.
Do poprawnego działania naszej strony niezbędne są niektóre pliki cookies. Zachęcamy również do wyrażenia zgody na użycie plików cookie narzędzi analitycznych. Więcej informacji znajdą państwo w polityce prywatności.