fbpx
HOME

Księga Przyjaciół

Marcin Sabiniewicz Nazywanie świata
W Zaułku Literackim nie ma już nabijanej ćwiekami bramy, którą student Miłosz mijał, idąc do wynajmowanego przez siebie pokoju – gdzie w niepojęty dla nas sposób w jakąś wyższą całość splotły się młodzieńcze miłości, drewno na opał przynoszone przez starą litewską służącą i dźwięk zimowych dzwonów nad Wilnem. Nie ma już bramy, ale to nic nie szkodzi, pomyślałem, dopóki słowa Miłosza tkwią w nas, w naszej skórze, pamięci, ustach jak ćwieki – te słowa, które znosiły pilnie strzeżone granice dawnych demoludów, pozwalały w jednej sekundzie przebyć przestrzeń z Wrocławia do Wilna i dalej, do Litwy etnicznej, z urodzenia w której Miłosz był tak dumny.
poczta redakcyjna Fantazjano „Komoda albo życie”
Wizyta moja była służbowa (mam na myśli, rzecz jasna, służbę sztuce). Otóż zostałem posłany przez redakcję magazynu kulturalnego „Paletą i piórem”, by przeprowadzić wywiad z Maurycym Paletą. Trzeba Panu wiedzieć, Panie Redaktorze, że jestem wielkim miłośnikiem malarstwa, toteż perspektywa pogłębionej rozmowy o arkanach sztuk plastycznych sprawiła, że skrzydła wyrosły mi u stóp niczym Hermesowi i pokonując przestrzeń chyżym lotem, rychło znalazłem się przed domem, a raczej szlacheckim dworkiem, mistrza Palety.
Renata Gorczyńska Biada!
W lustrze, którego staram się unikać jak ognia, widzę swoją nabzdyczoną minę; takim epitetem rzucała we mnie matka, gdy chciała mi dopiec. Ten odrażający zestrój spółgłosek „bzd” prześladował mnie za każdym razem, gdy on dawał sygnały, że zbiera się do odejścia. Na szczęście prędzej czy później był łaskaw wracać. Teraz więc znowu czekam we łzach i trwodze: a nuż się odezwie. Ktokolwiek widział, ktokolwiek wie... Podaję personalia: Nazywa się Zmysł Humoru, czasami też zwą go Poczuciem Humoru, ale wolę to pierwsze, bo bardziej męskie.
Maciej Miłkowski Holokaust i postmodernizm
Plątanina motywów, wielopiętrowe budowle, metanarracje, książki w książkach, cytaty, autocytaty, kryptocytaty – dziewięć książek Kertésza przeczytanych jedna po drugiej przyprawiają o zawrót głowy. A przecież – zarówno w "Losie utraconym", jak we wszystkich kolejnych utworach Kertésza – zza postmodernistycznego zacięcia, zza wyrafinowanych konstrukcji, zza kalejdoskopu subtelnych sztuczek przeziera naga rzeczywistość Auschwitz. Przeziera i zostaje. Ostatecznie widać głównie obraz, a nie wyszukaną ramę. I to jest najdoskonalsza sztuczka Kertésza.
Świadectwa Barbara Toruńczyk „Marek Światopełk Karpiński (1948-2024)”
Ostatnią książkę, "Puzzle pamięci", Marek Karpiński poświęcił swojej fascynującej rodzinie. Dziadek Franciszek - świetny inżynier, budowniczy mostów; ojciec Zbigniew - doskonały, zasłużony architekt, autor m.in. Ściany Wschodniej w Warszawie; ciotka Wanda - historyk sztuki; stryj Światopełk - satyryk, poeta. Drugi dziadek, Wojciech Gozdawa-Zatwarnicki - założyciel „Ogrodów czerniakowskich”; mama Stanisława - inżynier rolnictwa; najstarszy brat Jakub - socjolog, politolog, historyk; drugi brat Wojciech - pisarz, krytyk literacki, tłumacz, historyk sztuki, historyk idei. I on - filolog, publicysta, urzędnik państwowy, działacz opozycji w okresie PRL, rzecznik prasowy Prezydenta RP Lecha Wałęsy, dyrektor Instytutu Lecha Wałęsy. [...] Kalejdoskop wydarzeń i ludzi podany językiem barwnym, ze swadą, humorem, ale też wzruszeniem.
Jakub Dolatowski Pod lipą, na kwiecistej łące
Nie tylko botanikom i znawcom szaty roślinnej hasło "heide" przywodzi na myśl takie krajobrazy, jak choćby ogromne przestrzenie północnoniemieckiej Lüneburger Heide czy nasze Wrzosowiska Cedyńskie. I niczego innego zobaczyć nie mogą, bo nie znają w szczegółach losów słów i ich znaczeń. Wydawcy, którzy drukują Walthera von der Vogelweide w transkrypcji na współczesną niemczyzną, po prostu pozostawiają w drugim wersie pierwszej zwrotki – "Heide", czyli – wrzosowisko.
Katarzyna Kuczyńska-Koschany Pod tlenem – 55 sonetów (XI)
Gdy pięćdziesiąt pięć sonetów powstaje w ciągu jednego miesiąca (najkrótszego w roku, a rok 1922 nie był przestępny), można mówić o cudzie twórczym. Można sobie też jednak wyobrazić, że istniały takie chwile, gdy Rilke, zwłaszcza piszący kilkadziesiąt wierszy przez cztery dni, musiał wziąć głębszy oddech. Wtedy pojawiał się ów, jedyny w swoim rodzaju, ton uspokojenia, swego rodzaju godzina myśli. Takim czasem, wyjętym z gorączki twórczej, czasem spadku temperatury tworzenia, czasem głębokiej i spokojnej refleksji jest sonet, o którym dziś tutaj piszę.
Ewa Bieńkowska Alchemia Urszuli Honek
Przebitkę czasową, przebitkę cywilizacyjną w beskidzkiej wsi, wyrzuconej ze swego bytu przez nowoczesność – nazywam „alchemią”. Jej formą przetrwania staje się język tej książki, chwilami halucynacyjny, bliski poezji – lecz poezji gorzkiej, niebezpiecznej. I nie o tradycyjną „alchemię słowa” tu chodzi. Nie o język piękny, wyszukany. Transmutacji magicznej ulega nasze spojrzenie na rzeczy i na ludzi. Jesteśmy przeniesieni „gdzie indziej”, pozostając zarazem w tych samych, niby oswojonych przez nas warunkach. Rzeczywistość jest wielowątkowa, ukrywają się w niej możliwości różnych języków. Zderzenie z nowoczesnością może przybrać postać życia przetykanego snem. Sen paruje z tamtych domów zanurzonych w morderczym letnim upale, który zapala stodoły, z domów zakopanych w śniegu, gdzie ginie ten, kto wychodzi po zmierzchu.
Świadectwa Marek Karpiński „Z perspektywy Konika Garbuska”
W roku 1947 powstał kolorowy film animowany "Konik Garbusek" w reżyserii Iwana Iwanowa Wano i w latach 50. wszedł na nasze ekrany. W podobnym czasie ukazała się książka z napisanym wierszem tekstem Piotra Jerszowa i wpływającymi na wyobraźnię ilustracjami Jana Marcina Szancera. Pocieszany bywałem, że obok dwu mądrych braci - jak Daniło i Gawryło w bajce - jest ten trzeci Iwan "...a najmłodszy / Głupi był i plótł trzy po trzy". Ten z pomocą Konika Garbuska i tak wychodzi na swoje. I rzeczywiście jakoś tak się ułożyło. Nie mogę na swoje życie narzekać. Nie ujmując niczego moim znakomitym braciom, z żadnym z nich bym się nie zamienił. Poszedłem własną drogą i ta nie okazała się najgorsza. Przez całe życie jednak czułem na plecach pomocny oddech Konika Garbuska.
Elżbieta Lempp Galeria jednej fotografii (40)
Ten kadr mam w głowie – nagle, zza pałacu po lewej, tuż przy brzegu, wyrasta olbrzymi statek i, na moich oczach, bardzo powoli, wypełnia lukę między domami. Ale na negatywie mam tylko to ujęcie - z drugiej strony kanału Giudecca, gdzie następnego dnia, o ósmej, czekałam na statek. Zawsze, kiedy przeglądam skoroszyt z negatywami z Wenecji z 2006, mam cichą nadzieję, że olbrzym, między pałacami, się znajdzie. Jeśli nie pod datą 27 kwietnia, to gdzieś w okolicy.

To, co zazwyczaj nazywamy przyjaźnią i przyjaciółmi, to są jeno znajomości i zażyłości zawiązane dla jakiejś okazji lub dogodności. W przyjaźni, o której mówię, zlewają się one i stapiają jedna z drugą w aliażu tak doskonałym, że zacierają i gubią bez śladu szew, który je połączył […]. „Bo to był on; bo to byłem ja”.
Michel de Montaigne

Warto również przeczytać...